wtorek, 28 stycznia 2014

Z nią nigdy nic nie wiadomo - rozdział 109.

Obudziłam się rankiem. Mój wzrok powędrował na okno, przez które świeciło słońce całym swoim blaskiem i całą swoją energią. Słoneczny poranek to coś co uwielbiałam bardzo mocno, jednakże przypominając sobie o wylocie Nathana i chłopaków do Stanów, a z nimi również Kelsey i Nareeshy, mój uśmiech momentalnie zniknął i przeistoczył się w głęboką podkówkę.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć, a uchyliły się i zza nich wychylił się Bob;

- Dzień dobry śpiąca królewno. – jemu humor dopisywał wzorowo, bo przywitał mnie z szerokim uśmiechem – Nie chcę cię na siłę ściągać z łóżka, ale już chyba pora wstawać.
- Nie chcę wstawać !
- Vicky, śniadanie na stole czeka. Twoje ulubione. Lucy przygotowała coś co uwielbiasz, tak na poprawę humoru.
- Nie ! – rzuciłam tonem obrażonego dziecka
- Oj Vi
- To jest ten okropny dzień. Nie chcę go ! – rzuciłam i naciągnęłam kołdrę na głowę, chowając się
- Ja też go nie chcę. – usłyszałam doskonale znajomy mi głos i zanim zaczęłam pisnąć z radości, ekhmm… to znaczy; zareagować, Nathan odchylił mi kołdrę z głowy po czym przysunął się do mojej twarzy i poczęstował ciepłym pocałunkiem – Dzień dobry – uśmiechnął się czule
- Bob masz w ucho ! – rzuciłam do mężczyzny, który roześmiał się i zszedł na dół, zostawiając nas samych – Cześć – zmieniłam ton na milusi do Nathana
- I jak tam ? – przysiadł na łóżku
Momentalny powrót do podkówki. – Jeszcze pytasz ?
Spojrzał na mnie i złapał za rękę. – Skarbie …
- Nie skarbuj mi teraz, bo to mi wcale ulgi nie przyniesie. – podniosłam się
- Co mogę zrobić, żebyś nie była smutna ?
- Zostać.
Westchnął głęboko. – Vicky, ale to jest niemożliwe.
- Nath. Człowiek postawił nogę na księżycu, więc nie mów mi, że coś jest niemożliwe.
Uśmiechnął się, ukazując szereg białych zębów. – Będzie mi ciebie brakować.
- Przestań ! Nie chcę tego słyszeć !
- Chodź tu do mnie. – rozłożył ręce, a ja nie czekając na nic więcej wtuliłam się w niego – Wiesz, że gdyby to ode mnie tylko zależało to bym nigdzie nie leciał bez ciebie. Poczekałbym i polecielibyśmy razem. Ale nie mogę nic zrobić, przecież wiesz … - mówił, trzymając nos przy moich kosmykach
- Oczywiście, że wiem. – westchnęłam – Nie zamierzam robić tobie jakichkolwiek wyrzutów z tego powodu. To twoja praca, którą kochasz, a ja nie chcę stać przeciwko, bo widzę, że to daje ci szczęście, a z kolei twoje szczęście daje mi szczęście … Boże. – złapałam się za czoło – Z tej depresji zaczynam gadać jak jakaś totalna kretynka.
Roześmiał się słodko. – Wcale nie. Jesteś urocza. Zresztą jak zwykle. Na swój sposób.
- Błagam cię … - odsunęłam się od niego – Daj mi 5 minut. Przebiorę się tylko w coś innego niż piżamopochodne wytwory.
- Jasne – buziak w czoło, a ja powędrowałam do szafy, a następnie do łazienki


Kwadrans później schodziłam z Nathanem na dół do kuchni.
- Chłopaki wpadną ? Chciałabym pożegnać się ze wszystkimi.
- Przecież już wczoraj się żegnałaś !
- Oj – przewróciłam oczami – ale jeszcze raz bym mogła.
- Tom ma tylko na chwilę wpaść po mnie.
- A reszta nie ?
- Vicky nie przyjmuj takiego wzroku. Reszta nie, bo kończą pakowanie.
- Szkoda. – udawane pociągnięcie nosem
- A co – przyciągnął mnie za talię do siebie – ja już tobie nie wystarczam ?
- No wiesz … - prychnęłam, a po chwili ciszy roześmialiśmy się

Zjedliśmy razem śniadanie, które przygotowała nam Lucy i przesiedzieliśmy całe południe w kuchni, spędzając czas na rozmowach. W końcu przyszedł;
- Tom ! – uśmiechnęłam się szeroko i zerwałam, widząc wchodzącego bruneta do kuchni
- I to ja rozumiem ! – roześmiał się – Dziewczyny szaleją na moim punkcie. – przytulił mnie i dał buziaka w policzek
- No już już. Nie pochlebiaj sobie. – pacnęłam go po ramieniu
- Jak zwykle Victoria dała nacieszyć się …
- Tom !
- Słucham ?!
- Ty wiesz dobrze co !
Przewrócił oczami ze śmiechem.
- Zjesz z nami sałatkę ? – spytał Nathan przyjaciela – Vicky właśnie robi warzywną.
- Siadaj Tom. – zachęciłam
- Nie mamy czasu, Młody. Musimy jechać do domu. Kevin czeka, bo wszystko ma być zaraz dopięte na ostatni guzik.
- No, ale Toooooom – jęknęłam
- Słońce no przepraszam, ale musimy jechać …

Chyba setna podkówka z ust … Nathan wstał i podszedł do mnie z czułym wzrokiem, a Tom odsunął się do wejścia kuchni, żeby nas nie peszyć. Mój chłopak przytulił mnie.
- Vicky, zostawiam ci klucze do samochodu. – poczułam je w dłoni
- Ale Nath … - jęknęłam – One nie są mi potrzebne. Nie mam zamiaru używać twojego auta.
- A chcesz mojego ? – zajrzał Tom
- Parker, Słońce … - zaczęłam słodkim i niewinnym tonem, by skończyć na brutalnym – Ile razy już ci mówiłam, że nie będę jeździła twoją stodołą ?!
Przyjaciel w odpowiedzi roześmiał się na całą kawiarnię.
- Oj trzymaj i nie rób problemów. – kontynuował mój chłopak
- Ok. Mogę je wziąć. Ale tylko na przechowanie. – podkreśliłam dosadnie
- Nie na przechowanie tylko korzystaj z niego. Wolałbym jakbyś nim jeździła niż, żebyś kursowała tymi autobusami i metrem. Szczególnie teraz tego nie lubię i nie pochwalam kiedy świat cię poznał.
- Woho ! – wypsnęło mi się – „Kiedy świat cię poznał.” – udałam z sarkazmem jego ton za co momentalnie oberwało mi się od niego lodowatym spojrzeniem – Przepraszam. – powiedziałam skarcona potulnie
- No. Grzeczna dziewczynka. – Nathan udawał surowego, ale po chwili uśmiechnął się słodko i przytulił mnie chyba najmocniej jak tylko umiał – Chcę zapamiętać twój zapach. – szepnął
- Będę tak cholernie tęsknić …
- Jak ?
- Bardzo – poprawiłam się, a w oczach czułam już falę łez
Chłopak spojrzał na mnie. – Ej, kochanie. Damy radę. – dotknął mojego nosa – Urządzę się tam i będę czekał na twój przylot. To będzie moja codzienna motywacja. Nawet się nie ogarniesz, a już z powrotem będziemy razem.
- Tsa … - pociągnęłam nosem
- Zobaczysz ! I codziennie na Skypie !
- Wiem.
- Vicky …
- Mmm ? – spojrzałam mu w oczy i w tej samej chwili łzy opuściły swoje miejsce i spłynęły po policzkach
- Kocham cię. Pamiętaj o tym. – mówił, wycierając skutki smutku
- Ja ciebie też. Najmocniej na świecie. – szepnęłam i złączyliśmy nasze usta w pożegnalnym, długim pocałunku. Chciałam ten moment zapamiętać jak najdłużej … Ostatecznie przeszkodził nam Tom, który już chyba zaczął się niecierpliwić, bo dwuznacznie chrząknął. Odsunęliśmy się zatem od siebie z Sykesem.

- Tobie to łatwo powiedzieć. – wyrwałam do Toma – Bo ty swoją dziewczynę zabierasz ze sobą i nie będziesz odczuwał tęsknoty ! – założyłam ręce na piersi
- Słooońceeee no jak to nie ?? – zaczął iść w moją stronę z uśmiechem – A kto mi będzie tam pichcił przepyszne rzeczy ? Kto będzie się o mnie troszczył ? Kto będzie ostrzegał przed kacem na drugi dzień ? Z kim będę się droczył ? Z kim będę komentował filmy w telewizji ? Z kim będę sobie robił jaja z Maxa, Sivy, Jaya czy ewentualnie tego tu prezentującego się młodzieńca ? – ruchem głowy wskazał na Nathana – I w końcu na kogo będę wołał „Słońce” ? – podszedł do mnie, będąc na wyciągnięcie ręki – Rzecz jasna, że będę tęsknił za tobą ! Nie ma innej opcji ! – przytulił mnie mocno – Dlatego streszczaj tyłek i przylatuj do nas migusiem !
- Postaram się. - odsunęliśmy się od siebie – I od razu macie dać mi znać jak dolecicie na miejsce, bo będę denerwowała się !
- Oczywiście.
- Damy znać.
- Znaczy o Maxie nie damy ci znać, bo zadzwonił do nas i uprzedził, że dołączy pojutrze, ale o sobie poinformujemy cię.
- Max nadal w Manchesterze ? – spytałam
- Tak. I całkiem nieźle tam się miewa. – westchnął Nathan
- Ok … A z tym waszym Scooterem – ugryzłam paprykę – to ja sobie pogadam jak przylecę.
Tom postawił oczy. – Nie nie Victoria to nie jest dobry pomysł. – zaczął szybko mówić – My dopiero zaczynamy z nim współpracę, dopiero podpisaliśmy kontrakt, nie możemy go stracić, Scooter to gruba szycha
- Ale Tom ! – przerwałam mu, widząc jak się nakręcał – To był żart. Żart. Takie coś niekoniecznie prawdziwego.
Nathan spojrzał z politowaniem na przyjaciela, dławiąc w sobie ryk śmiechu, a Parker powoli przyjął do wiadomości moją wypowiedź ze skupieniem na twarzy.
- A. Nie. – odezwał się po dobrej chwili – To spoko. Wiesz … tak tylko zacząłem alarmować, bo znając twój charakterek i cięty język, to mogłabyś nam rozwalić menagera.
- Dziękuję, że wierzysz w moje zdolności. – kiwnęłam głową
- Co tak się gapisz Młody ? – Parker zganił Nathana, który zaczął chichotać – Z nią nigdy nic nie wiadomo. Sam to powinieneś najlepiej wiedzieć !

- Tak, wiem. – parsknął w końcu
- Dobra, idziemy stąd ! – zarządził obrażony Tom – Do zobaczenia Vicky wkrótce !
- Cześć – Nathan dał mi na koniec jeszcze raz soczystego i czułego buziaka
- Pa – odpowiedziałam smutno i odprowadziłam ich wzrokiem do drzwi

Miałam wrażenie, że serce lada chwila pęknie mi z żalu i głębokiej rozpaczy. Przez szklane drzwi widziałam jeszcze jak Nathan odwrócił się w moją stronę przed wejściem do samochodu Toma. On również był smutny, a jego spojrzenie mówiło samo za siebie, że nie chciał lecieć beze mnie. Do oczu znowu napłynęły łzy i miałam ochotę krzyczeć ze smutku i bezsilności, i walić dłońmi w ścianę, i kopać co tylko się dało …
Koło mnie przeszedł Bob. Widząc mój rozsypujący się stan, spytał;
- Vicky, Malutka, mogę coś dla ciebie zrobić, żeby nie było tak ci smutno ?
- Tak – szepnęłam
- Słucham zatem.
- Ukrój mi największe kawałki ciasta bezowego, czekoladowego, sernika i co tam tylko masz. – wyrecytowałam zapatrzona w wyjście
- O tak o ? – roześmiał się – Zwymiotujesz prędzej niż to coś ci pomoże.
- Nie istnieje sytuacja tak beznadziejna, żeby węglowodany nie mogły jej poprawić.
- Już się robi. Tylko pamiętaj, że on nie wyjeżdża na zawsze.
- Tak wiem ... Ale jeśli coś mu się stanie to mój krzyk usłyszą w niebie.
- Victoria nie twórz czarnych scenariuszy w swojej główce, bo to ci na pewno nie pomoże. Wręcz przeciwnie.
- Ukroisz mi tych ciast ? Proszę. – zmieniłam temat
- Chodź. – objął mnie niczym tatusiowym ramieniem i zaprowadził do lady, gdzie ukroił mi słodkości cały talerz po brzegi, a ja zaopatrzona w łyżeczkę, podążyłam z nim do siebie na górę, uprzedzając, że chcę pobyć w samotności

Włączyłam sobie romansidło jakie najgorsze tylko znalazłam na swoim dysku i zajadałam się słodyczami, tonąc co jakiś czas w łzach. Tak bardzo trudno było mi rozstać się z Nathanem … Stał się dla mnie wręcz tlenem i nie wierzyłam w to, że dam radę bez niego funkcjonować. Zapewne również tragizowałam. Przecież mieliśmy mieć codziennie kontakt i nie rozstawaliśmy się tak na 100%. Wiedziałam o tym wszystkim, ale jednak było mi bardzo smutno …

Ślęczałam nad kolejnymi romansami, na talerzu zostały pojedyncze kawałki ciast, których już nie miałam siły wsadzić do ust, bo sam ich widok powodował u mnie odruch wymiotny, gdy ktoś zapukał do drzwi.

- Bob, mówiłam ci przecież, że mnie nie ma ! – krzyknęłam, nie odrywając wzroku od laptopa
Drzwi powoli uchyliły się.
- Mi nie mówiłaś, że cię nie ma, a poza tym mam na imię Max, a nie Bob. – w wejściu stanął George, a mnie zamurowało. Dosłownie. Co zostało przez niego zauważone. – Śmiesznie wyglądasz. – zauważył z uśmiechem – Jakbyś ducha zobaczyła.
- Co … ty … tu … robisz ? – dukałam – Przecież w Manchesterze jesteś. Znaczy – pokręciłam głową – byłeś.
- Nie mogłem wylecieć do Stanów tak po prostu bez rozmowy z tobą. Żeby zacząć coś nowego trzeba zakończyć wszystkie inne sprawy. Mogę wejść ?
- Jasne – ściągnęłam brwi – Chłopaki wiedzą, że tu jesteś ?
- Nie. Zresztą dopiero wczoraj wieczorem zdecydowałem się na ten przyjazd do ciebie, a od południa nie kontaktowałem się z chłopakami. Nie odzywają się do mnie.
- Dziwisz się ? – wypsnęło mi się
- W sumie to nie. Miałem czas, żeby przemyśleć to wszystko i teraz z perspektywy widzę, że zachowywałem się jak niezły dupek.
- To mało trafne określenie oddające twój stan.
- Victoria ! – minimalnie uniósł głos – Nawet nie wiesz jak trudno było mi się zdobyć na odwagę i przyjechać tu do ciebie. Nie przypuszczasz ani odrobinę jak mi głupio teraz po tym wszystkim, więc z łaski swojej proszę nie utrudniaj mi tego, bo przyszedłem tu w celu przeproszenia ciebie i chęci zmiany.
- Masz rację. Sorry. – przygryzłam dolną wargę – Poniosło mnie zbyt.
- Nie pierwszy raz.
- Ej !

W końcu uśmiechnął się do mnie szeroko jak za starych dobrych czasów, aż sama odwzajemniłam jego szczery, naturalny gest.
- Dobrze, że przyjechałeś … Zostało mi ciasta i już nie mam na nie ochoty.
- A wiesz, że ja mam ? – dosiadł się do mnie – Przygotuj kieliszki. – zza pleców wyciągnął reklamówkę, z której wystawały butelki win
- O tak o ? – uniosłam brwi
- A jak inaczej ? Bez choćby minimalnej ilości procentów nie przejdę przez to wszystko, a ty mi w tym pomożesz.
- Trafiłeś w dziesiątkę. Nie mam ochoty więcej się dziś katować i rozmyślać o waszym wylocie.
- A co ? Już tęsknotka za Młodym bierze ? – pomachał brwiami
- Wypchaj się ! – szturchnęłam go i ruszyłam do wyjścia – Idę po kieliszki !
Na dole bez problemu znalazłam szkło i wróciłam na górę do Maxa, który rozsiadł się na moim łóżku i wcinał moją łyżeczką ciasto z ogólnego talerza.
- Było trzeba poczekać, przyniosłabym tobie sztućce, inny talerz …
- Ale ja się ciebie nie brzydzę Vicky. – odpowiedział z zapchaną buzią
- Jak chcesz. – machnęłam ręką – Nalewaj wina lepiej.
- Robi się !
Po chwili obydwoje siedzieliśmy już z napojem w dłoniach.
- Jakiś toast ? – spytał
- A daj spokój ! – rzuciłam i nie czekając na niego, wypiłam duszkiem całą zawartość kieliszka
- OOooooo Młoooodaaaa to ja tak patrzę, że chyba za mało tych butelek przyniosłem ...
- Wystarczy. Tego na rozgrzewkę musiałam tak wypić, ale już szaleć nie będę.
- Ale ja ci nie bronię.
- Nawet gdybyś bronił to bym przecież nie posłuchała.
- No przecież – westchnął i sam wypił duszkiem do dna po czym dolał kolejny kieliszek
- Dlaczego schowałeś się w Manchesterze ?
- Nie schowałem się.
- Tylko co ?
- Tylko chciałem odpocząć od tego wszystkiego, uspokoić się, ogarnąć swoje myślenie w głowie, bo panował wielki chaos.
- I co, misja zakończona powodzeniem ?
- Oczywiście – uśmiechnął się szeroko i łyknęliśmy wina, tym razem delektując się jego smakiem
- Fajnie, że przyszedłeś. Brakowało mi ciebie. – poklepałam go po ramieniu – Takiego starego Maxa.
- Dzięki Vicky. – roześmiał się – Mi was też brakowało.
- Tylko weź następnym razem uprzedzaj jak ci coś takiego podobnego debilnego wpadnie do główki, dobrze ? To uzbroimy się w jakieś kije bejsbolowe i sprawimy tobie taki łomot, że nie będziesz musiał fatygować się i lecieć do Manchesteru, żeby oprzytomnieć.
Roześmiał się doniośle. – Nie ma problemu.

W tamtym momencie dokładnie czułam, że Max wrócił. Tak naprawdę.
Jednak po bodajże dwóch wypitych winach zaczęłam czuć już lekkie zawroty w głowie, a i chichotanie z byle powodu dołączyło. Uznałam, że była to oznaka, że musiałam przerwać smakowanie wina. Max jednak się nie oszczędzał i sam kończył już kolejną butelkę, pytając mnie z błyskiem w oku;
- Chcesz ostatni kieliszek ? Ostatni oczywiście z tej butelki, bo reszta czeka na skonsumowanie rzecz jasna.
- Nie, dziękuję. Pasuję.
- W takim razie … Twoje zdrowie Victorio ! – uniósł kieliszek do góry i wypił kolejną porcję alkoholu. 

Taka ilość wina może i na faceta zadziałać jeśli ktokolwiek kiedyś twierdził, że winem nie da rady upić faceta. Max zaczął również śmiać się z drobiazgów, język mu się plątał, a jego wzrok stawał się z coraz kolejnym dużym łykiem, rozmyty i lekko przekrwiony…
Po kolejnej lampce, zaczynającej następną kolejkę, nachylił się do mnie;
- Bo Vicky widzisz … nie raz tobie mówiłem przecież jak bardzo zazdroszczę tobie i Nathanowi, że tak fajnie wam się układa, prawda ?
- Tak.
- Bo ja też tak bym chciał ! – złapał się za serce – Taką miłość mieć i w ogóle.
Roześmiałam się cicho. – Max, nie pij więcej.
- Właśnie dobrze, że piję ! – obruszył się – Przynajmniej mogę to wszystko teraz tobie powiedzieć ! Bez żadnego skrępowania ! Na trzeźwiaka nigdy by mi to nie przeszło.
Uśmiech nie schodził mi z twarzy, gdy obserwowałam i słuchałam pijanego Georga.
- Bo wiesz … - zaczął znowu – Ja Młodemu tak zazdroszczę … A wiesz czego najbardziej ?
- Nie mam pojęcia. – starałam się nie parsknąć
- Ciebie – powiedział, patrząc mi w oczy błędnym wzrokiem, a mi momentalnie uśmiech zniknął – Gdyby Nath nie był moim przyjacielem i gdybym nie traktował go jak brata, już dawno byłabyś moja – popił wina – ale nie – pokiwał palcem – nie jestem świnią i nie będę odbijał kobiety mojego kumpla.
Przełknęłam nerwowo ślinę. – Max, o czym ty do mnie mówisz … ?
- Vicky jesteś cudowna. Po prostu. Od pierwszej chwili kiedy cię poznałem bliżej byłem o tym przekonany i nie przeszkadzało mi to, że jesteś taka pyskata. Wręcz przeciwnie ! Jeszcze bardziej mnie to w tobie pociąga. A kiedy przyleciałaś wtedy z Polski i weszłaś  do nas odmieniona, w tej krótkiej sukience to ssssss – wsadził piąstkę do buzi – musiałem powtarzać sobie, żeby się na ciebie nie rzucić.

Patrzyłam z niedowierzaniem na Maxa, któremu procenty dodały pewności siebie i który tak ochoczo w tamtej chwili opowiadał mi o tym wszystkim. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Ja podobałam się Maxowi ? JAAA ? Maxowi ?!

- A wiesz co jest najlepsze ? – kontynuował po łykach wina – Że nikt nie miał najmniejszego pojęcia jak ja cierpiałem kiedy powiedziałem tobie ostatnio, żebyś trzymała się ode mnie z daleka. Wtedy byłem w takim stadium, że nie ręczyłbym za siebie i nie mogłem nawet sam sobie obiecać, że nie zechcę cię odebrać Nathowi. Wtedy kiedy do mnie przyszłaś i ze mną rozmawiałaś … - zamyślił się, wbijając wzrok w poduszkę – Musiałem się od ciebie oddalić. Dla twojego i jego dobra.

Te wszystkie informacje nie mogły do mnie przemówić. Nabrały nowego znaczenia i wszystko ułożyło się w jedną, logiczną całość. W głowie mi się to nie mieściło i to nie z tego powodu, że wypiłam parę kieliszków wina, bo od takiej dawki nowości chyba chwilowo wytrzeźwiałam. Nie mogłam tego przyjąć do wiadomości i zamknęłam oczy, by móc na chwilę odciąć się od tego wszystkiego. Jednak, gdy po dłuższej chwili je otworzyłam, zobaczyłam przed sobą twarz Maxa, która była blisko. Zdecydowanie zbyt blisko … Przyglądał mi się bacznie rozmytym wzrokiem. Nie wiedziałam co miałoby się za chwilę stać, wstałam szybko i podeszłam do okna, zawracając się do gościa tyłem.

- Idę do toalety. – poinformował Max
Patrzyłam w gwiazdy i w myślach powtarzałam; „Nathan wróć ! …”

Tymczasem poczułam na swoich ramionach dłonie Maxa. Jego ciepły oddech otaczał mój kark, a jego nos zaczął błądzić w moich włosach. Na początku opierałam się temu, ale potem fala przyjemności rozciągnęła się po całym moim ciele, a decydującym punktem poddania się był ten moment, w którym Max przyciągnął mnie od tyłu za biodra do siebie i trzymając w żelaznym uścisku, zaczął składać pocałunki na mojej szyi. Zamknęłam oczy i oddałam się mu. Bez jakichkolwiek zbędnych słów, pytań czy ostrzeżeń. Znalazł moje usta i zaczął łapczywie całować, odwracając mnie przodem do siebie. Błądziłam rękoma po jego umięśnionej klatce piersiowej, a on zaczął ściągać ze mnie górną warstwę ubrań. Wylądowaliśmy na łóżku, gdzie Max okazał się śmielszy niż kiedykolwiek mogłam oczekiwać. Szybko pozbyliśmy się swoich ciuchów, chcąc jak najszybciej zatryumfować. Pożądanie sięgało górnych granic i w decydującej chwili kiedy już mieliśmy przejść do sedna … Zerwałam się i rozejrzałam w koło. W pokoju panowała ciemność, jedynie przez nie do końca zasłonięte rolety wpadało światło księżyca. Słyszałam przeraźliwe bicie własnego serca. Spojrzałam na prawo. W fotelu spał Max, a obok na stoliku leżały puste butelki po winie. Ale i on i ja byliśmy w ubraniach. NA SZCZĘŚCIE ! Złapałam się za czoło. Zatem to był tylko sen … Bardzo nieśmieszny sen zatem. Zaczęłam powoli łączyć ze sobą fakty. W czasie kiedy Max wyszedł do toalety musiałam najzwyczajniej w świecie wrócić na łóżko i zasnąć. A potem moja wyobraźnia przedstawiła mi taki, a nie inny sen. W sumie bardzo ulżyło mi i kamień spadł z serca, gdy dotarło do mnie, że była to kwestia wytworu tylko i wyłącznie mojej głowy, a nie rzeczywistości. Jednak jeden problem został nadal. Mianowicie rozmowa i wyznanie Maxa. Położyłam głowę z powrotem na poduszce i smutnym wzrokiem spojrzałam na Georga, śpiącego w fotelu. Tak bardzo było mi go szkoda, a perspektywa rozmowy rano wcale nie napawała mnie optymizmem i bałam się nowego dnia …






Jołson !!! Tak wiem. Jestem okropna ! Miałam być już z Wami tydzień temu na bieżąco, a tu prosz – dopiero dzisiaj się odzywam. Moim jedynym wytłumaczeniem jest to, że zrobiłam bliskim niespodziankę i pojechałam do domu, gdzie zrelaksowałam się i odpoczęłam maksymalnie, co zresztą chyba przelałam na rozdział. Przynajmniej tak mi się wydaje ;D. 

W domu było cuuuudownie ! Wczoraj wróciłam, dziś miałam kolosa, którego napisałam na farcie, inne zaliczenia dzisiaj również się udały i za tydzień ostatni poważny egzamin, na który muszę się jeszcze od grooooma nauczyć, ale z tym sobie poradzę ;). Na razie moim celem na jutro jest wyspanie się , a co ;] !

No i Moje Drogie mamy 1.urodziny Wantedowych :D ! Wow, moje dziecko już ma roczek, wow wow ;D ! Przyznawać się, kto nie dawał mi szansy na dobrnięcie do roku, hę ;> ?! W ciągu tego jednego roku przeżyłam bardzo wiele. Ale był to wspaniały czas – pełen zmian, nowych celów, doświadczeń, a co z tym idzie w parze również i nerwów, ale generalnie ten rok uważam za najbardziej przełomowy w moim życiu i cieszę się, że Wantedowe Story również do niego należą :> !
Z tego powodu sprezentowałam Wam rozdział w niegrzeczną i zaskakującą akcję ;).

Co do irytującej sprawy The Wanted i tego wszystkiego co tam u nich się wyprawia … Nie będę tego komentować, bo nie mi to oceniać. Jaka jest ta najprawdziwsza „prawda” tego zamieszania – tego zapewne się nie dowiemy. Mogę jedynie napisać, że na pewno jest smutno i, że mam nadzieję, że może jednak chłopaki dojdą do porozumienia, pogodzą się i wszystko będzie pięknie i ładnie … Ale bądźmy realistami – to ich życie, więc niech postępują zgodnie ze swoimi planami, odczuciami, a my jako fanki możemy po prostu trzymać za nich kciuki i życzyć im we wszystkim powodzenia, bo kto wie, może niebawem o nich ponownie usłyszymy albo zobaczymy ;> ?

piątek, 17 stycznia 2014

Najbardziej romantyczny prezent - rozdział 108.

Te prawie półtora tygodnia spędzałam niemalże 24 godziny na dobę wspólnie z Nathanem. Tak bardzo chcieliśmy nacieszyć się sobą, wspólnymi chwilami przed jego wylotem do Los Angeles. O dziwo, nie mieliśmy siebie dosyć, nie odczuwaliśmy przesytu – wręcz przeciwnie. Świetnie się bawiliśmy i doskonale czuliśmy w swoim towarzystwie i uwaga (!) – nie doszło do żadnych awantur ani rękoczynów w ciągu tych kilku dni, co było wynikiem naprawdę godnym podziwu.

Czwartek wieczór;

- Serio ? Chcecie dzisiaj pić ? – jęknęłam do Nathana, gdy weszliśmy do domu chłopaków
- A czemu by nie ? Pojutrze wylatujemy, więc warto się odprężyć, nie dołować tylko nacieszyć się ostatnimi podrygami w Anglii. – uśmiechnął się mój chłopak
- Suuuper. – uniosłam brew
- Słońce ! – wychylił się z kuchni Tom
- Domyślam się, że to ty wpadłeś na ten iście wyrąbany w kosmos plan nachlania się przed wylotem, zgadłam ?
- O o o ołł co to za ton ? – wyszczerzył się i dał mi buziaka w policzek
Zignorowałam jego pytanie i weszłam do salonu, gdzie wśród Sivy i Jaya siedziała Nareesha, Kelsey i Lisa.
- Vicky ! – rzuciła się na mnie ta ostatnia
- Cześć wariatko ! – roześmiałam się
- Czemu się do mnie nie odzywałaś, cooo ?! – dała mi kuksańca
- Przepraszam, ale tak jakoś wyszło … Chciałam z Nathanem spędzić ten czas i kompletnie zapomniałam o całej reszcie.
- Ochhh – spojrzała na Jaya – Doskonale cię rozumiem … Ale ale ! – wróciła do mnie szatańskim wzrokiem – Jak było z Nathanem w Gloucester ? Opowiadaj !
- Ooooo cudownie było !
- Słyszę rozmarzony ton …
- Mhm … - przygryzłam dolną wargę
- Bielizna koronkowa się przydała ? Rzucił się na ciebie ? Możesz chodzić ?
- LISA !!! – wybuchnęłyśmy niepohamowanym śmiechem aż Jay i Nathan do nas podeszli
- O czym tak rozmawiacie, co ? – Jay dał buziaka Lisie
- Kochanie, już coś piłaś beze mnie ? – od tyłu objął mnie Nathan lecz ani ja ani moja przyjaciółka, nie byłyśmy  w stanie niczego odpowiedzieć, toteż, gdy Tom zawołał wszystkich do stolika na pierwszą kolejkę, dziękowałyśmy losowi, że nie musiałyśmy męczyć się i wymyślać usprawiedliwień

Usiedliśmy wszyscy gdzie kto tylko mógł. Sofa, kanapa, fotel … Podłoga O_o. Tom nalał wszystkim kieliszki i już podnosił swój do góry, gdy odezwał się;
- Słońce, co ty takie pochmurne dzisiaj ?
Wszystkich wzrok spoczął na mnie.
- Małe zachmurzenie. – powiedziałam cicho – Co zrobić. – wzruszyłam ramieniem
- Napić się ! – zadyrygował Jay i wszyscy na raz przechyliliśmy kieliszki
- Fuuuuuuu – wzdrygnęła się Kelsey
- Oj już nie udawaj. – zaśmiał się Nathan
- Gorąco. – dopowiedziała Nareesha
- To dzięki mnie. – wyprostował się dumnie Siva
- To co, na drugą nóżkę ? – pomachał brwiami Tom
- Parker ty chcesz, żeby dzisiaj żyganko chyba było, co ? Takie tempo od razu narzucasz. Kochanie, zwolnij.
- Kelsey nie marudź. – skwitował tylko brunet i po chwili „druga nóżka była równa pierwszej”

Nie potrafiłam jakoś odnaleźć się tamtego wieczora w dobrej zabawie. Po prostu nie potrafiłam. Starałam się dobrze grać. Gdy towarzystwo o coś mnie pytało – odpowiadałam grzecznie i kulturalnie, posyłając w miarę naturalny, ale jednak wymuszony uśmiech.

Po kilku kolejkach kiedy już każdy zaczynał chichotać, wstałam i poszłam do toalety. Wracając natknęłam się na Nathana, który zagrodził mi drogę z łobuzerskim uśmiechem. Po kolejnej nieudanej próbie przejścia, kiedy to zastawiał mi je ciałem, westchnęłam;

- Nath, daj mi przejść.
- Dam, ale powiedz mi coś.
Spojrzałam na niego błagalnie. – Co ?
- Co się dzieje ?
- Nic.
- Kłamiesz.
- A co ma się dziać ?
- Właśnie próbuję się dowiedzieć.
- Nie wymyślaj. – już go chciałam minąć, gdy kolejny raz skutecznie zagrodził mi drogę
- Przecież widzę, że wcale się dobrze nie bawisz. Od początku jesteś jakaś nieswoja.
- Wydaje ci się.
- Victoria znam cię na wylot. Nie oszukasz mnie i przede mną nie poudajesz jak tam. – wskazał na salon za swoimi plecami – Zatem pytam ostatni raz; CO. SIĘ. DZIEJE ?
Spuściłam wzrok. – Masz rację. – zaczęłam cicho – Nie da się przed tobą niczego ukryć. … Po prostu jest mi bardzo smutno, że wylatujecie. Że wylatujesz. Boję się tego. Jak to będzie bez ciebie. Na tak wielką odległość. Wiem, że będę tęskniła, a tego uczucia nienawidzę chyba najbardziej na świecie. Po prostu. – wzruszyłam ramionami i spojrzałam ze łzami w oczach w jego szmaragdowe tęczówki, które w tamtym momencie przepełnione były krystaliczną miłością i czułością, a nie smutkiem czy przygnębieniem
- Vicky, ale my damy radę. – uśmiechnął się słodko z naciskiem na „my” – Kto jak kto, ale my zawsze. Przecież wiesz. – musnął dłonią mój policzek – Tyle razem przeszliśmy. Tyle starć, kłótni, awantur. Tyle smutków … Teraz odległość będzie dla nas niczym.
- Mówisz to z takim przekonaniem …
- Bo naprawdę wierzę w to, Victoria. – przysunął się i złożył czuły, długi pocałunek na moich ustach – Nie mniej jednak to oczywiste, że będę przeogromnie tęsknił – powiedział po chwili – i nie wiem jak wytrzymam tam bez ciebie. Chyba jedynie na duchu będzie mnie podtrzymywać opcja, że dołączysz do nas po jakimś czasie.
- Postaram się.
- Oj Vicky ! Nie smuć się już, proszę cię ! – przytulił mnie – Poradzimy sobie tylko w to uwierz !
- Wierzę. – szepnęłam i nasycałam się wonią jego cudownych perfum
- A teraz chodź do reszty. – uśmiechnięty wziął mnie za rękę – Nie pozwól, żeby smutki zmarnowały tobie wieczór.
- Masz rację. – odwzajemniłam gest; tym razem szczerze i już po chwili dołączyliśmy do reszty, która była już po następnej kolejce, a w dodatku na stole pojawiła się masa piw
- EEeeeee gołąbeczki ! – wycedził Jay – Karniaki pijecie !
- Chyba ty ! – wypsnęło mi się
- Victoria !
- Jay !
- Ze mną się nie napijesz ? – podstępny, rozmyty wzrok
- O rany – przewróciłam oczami ze śmiechem, ale za chwilę do organizmu dostarczyłam nowej porcji alkoholu – Ej ! – przypomniało mi się – A co z Maxem ?
- No w Manchesterze przecież siedzi. – wydukał Tom
- Jeszcze ?!
- No Słońce a co się tak dziwisz ? Zachowywał się jak skończony idiota to teraz siedzi w samotni, bo mu wstyd.
- Ale … - ściągnęłam brwi – Ale leci z wami do Ameryki normalnie ? – upewniłam się
- No jasne.
- A tylko spróbowałby nie. – powiedział Nathan, otwierając puszkę piwa
- Dolatuje do nas pojutrze. – dodał Siva

Tą informacją już totalnie się uspokoiłam i upewniłam, że mimo odpałów Maxa, The Wanted jako zespół nie ucierpią i, że ich plany były nadal aktualne.
Biesiada trwała w najlepsze. Ja oszukiwałam i nie piłam tyle co wszyscy, chcąc być w miarę trzeźwą i zapamiętać te pocieszne twarze …


Jakieś 3 godziny później;

Poszłam do kuchni, by zrobić sobie mocną, gorzką herbatę. Byłam już całkowicie trzeźwa i nie miałam zamiaru więcej pić, bowiem dobry humor i tak już mi sprzyjał bez jakichkolwiek wątpliwości. Widziałam, że Nathan sobie nie odpuszczał tamtejszego wieczoru i, że po prostu dobrze się bawił.
Stojąc tyłem do wejścia, zalewałam wodą torebkę herbaty, gdy poczułam objęcie od tyłu.

- Vicky – mruknął mi do ucha
- Nath, ale wali od ciebie alkoholem.
- To nie oddychaj.
- ?! – odchyliłam głowę i spojrzałam na jego zabawny, rozmyty wzrok i parsknęłam śmiechem – Uważaj, bo nalewam wrzątek do kubka.
- Mhm – mruknął tylko porozumiewawczo. W końcu odstawiłam czajnik i zawróciłam się do niego przodem. Jego stan był ... mocno wyluzowany ? Włosy poczochrane, t-shirt jakiś wymiętolony, a ten wzrok … Ten wzrok niewinnego chłopca, a zarazem bardzo szaleńczy i wyzywający był zbyt bardzo powalający na kolana. Ledwo powstrzymywałam śmiech. - Kochanie. – czknął – z okazji … wspólnie przeżytych ponad … kilkunastu tygodni … wypiłem. Kilkanaście. Piw. – mówił, czkając co chwilę

Uniosłam brew niewzruszona. – Serio ?? O młooodyyyy to jest najbardziej romantyczny prezent jaki kiedykolwiek w życiu dostałam. - starał się uśmiechnąć jak z reklamy pasty do zębów, co jednak mu nie wyszło, a ja pokręciłam głową ze śmiechem i pociągnęłam go za rękę, mówiąc; - Chodź spać.
- Ale ja nie chcę ! – opierał się
- Nath, uwierz mi, że od razu zaśniesz.
- Nie zasnę ! Chcę jeszcze wypić piwko z chłopakami.
- Kochanie. – spojrzałam mu w oczka – Z nas dwóch i tak tym razem to ty będziesz zdychał jutro.
- A ty nie ?! – zbulwersował się
- A widzisz, żebym była pijana ?
Skupił się i uważnie ściął mnie od góry do dołu po czym wziął wdech i wyrecytował; - Tak nie do końca potrafię to stwierdzić, ponieważ obraz dochodzi do mnie z ewentualnym opóźnieniem.

Tym razem nie potrafiłam się powstrzymać i wybuchnęłam śmiechem na całą kuchnię, a brunet zdziwiony tylko patrzył na mnie, nie rozumiejąc mojego zachowania.
- Nathan ! – pijacki, zachrypnięty głos Toma z salonu – Chodź no tu !
- Wybacz skarbie. – mój chłopak przeprosił jak na gentelmana przystało, dał buziaka w czoło i troszkę chwiejnym krokiem poszedł do przyjaciela
- Co ja się z nim mam … - uśmiechnęłam się sama do siebie. Zrobiłam kilka łyków gorącej herbaty i po kwadransie dołączyłam do towarzystwa. – Eeee, gdzie chłopaki ? – spytałam dziewczyn, rozglądając się po salonie
Kelsey rozłożona na sofie otworzyła jedno oko ; - Na górze.
- Już miejscówka im się znudziła. – dodała Nareesha
- Jay chciał coś im pokazać. – Lisa momentalnie uniosła ręce do góry – Nie wnikam.
- Oni  zawsze coś wymyślą. – pokręciłam głową i nim zdążyłam usiąść na pufie, Tom dał radę po omacku, mocno przytulając się do barierki, zejść na dół
- Cześć dziewczyny – wyszczerzył się do nas, prostując się
- Tom, ty jesteś nienormalny. – parsknęłam
- Słooooońceeee. Tylko tak mówisz. A moja Kelsey nie narzeka, prawda ?
- Co ? – bąknęła jego dziewczyna na co Parker zrezygnowany, nie chcąc powtarzać, machnął tylko na nią ręką, po czym zawrócił się z powrotem do schodów
- Vicky, obawiam się, że twój kochany ma pewnego rodzaju problem.
Ściągnęłam brwi ze śmiechem.- Że co ?
- Sama spójrz.

Podążyłam wzrokiem za przyjacielem i na samej górze zobaczyłam Nathana, który przymierzał się do zejścia ze schodów, ale nijak, chwiejąc się, nie potrafił zrobić pierwszego kroku. Obraz był nadzwyczaj prześmieszny i wszystkie momentalnie zaczęłyśmy chichotać, natomiast Tom krzyczał;

- No ale Młody ! Zejdź na dół !
„Młody” zachwiał się. – Wiesz … Wolałbym iść na górę.
Tom zarechotał jak tylko mógł najgłośniej, dziewczyny myślałam, że posikają się ze śmiechu, a ja parsknęłam i pacnęłam się w czoło z bezsilności.
- Zajmę się nim. – wstałam, ominęłam Toma i już weszłam na pierwszy schodek, kiedy Parker zdołał chwycić mnie za rękę – Co ?
- Buziak na dobranoc. – nastawił się
- Tom ! – krzyknęła Kelsey
- Vicky ! – z góry krzyknął Nathan
- Wyluzujcie dobrze ?! – zganił ich brutalnym tonem Parker, a ja śmiejąc się dałam mu całusa w policzek
- Dobranoc. – pomachałam reszcie i weszłam na górę – Nath – roześmiałam się – Jesteś dzisiaj niemożliwy. – wzięłam go za rękę i zaczęliśmy toczyć się do jego pokoju
- Myślisz, że jutro będę coś pamiętał ?
- Wątpię. - otworzyłam drzwi do jego pokoju – Wchodź - weszliśmy i zamknęłam nas. Nathan jak na kulturalnego pana przystało; zdjął buty, elegancko ustawił je równiutko przy ścianie, upewniając się kilka razy czy aby na pewno stoją pod odpowiednim kątem, zdjął t-shirt, rozłożył go prosto na fotelu tak, aby nie było żadnej zakładki, aż ostatecznie rzucił się jak stał na łóżko.
- Tsa. – westchnęłam – Nath, może chociaż spodnie ściągnij ?

W odpowiedzi usłyszałam ciężkie sapnięcie. Podeszłam i pomogłam mu się rozebrać po czym sama poszłam do łazienki ogarnąć się do spania. Wychodząc z niej, słyszałam, że jeszcze na dole długo nie zapowiadał się koniec imprezy.
- Jak ja ich wszystkich kocham. – pomyślałam szczęśliwa – Maxa też. – zaraz sobie dodałam

Weszłam do pokoju Nathana, gdzie mój chłopak już smacznie spał, a po chwili weszłam do niego pod kołdrę. Mimo stanu dużej nietrzeźwości, poczuł, że do niego dołączyłam i „na czuja” objął mnie, mrucząc;
- Vicky, kocham cię.
- Ja cię też głupolu. – zachichotałam i po chwili zasnęłam …

Obudziły mnie rozmowy na dole. Spojrzałam na lewo; Nathan jeszcze słodko spał. Byłam wypoczęta, BEZ KACA i po chwili, odwiedzając wcześniej łazienkę, schodziłam na dół. 


Pociągnęłam nosem, coś mi nie pasowało. Na dole w salonie żywo rozmawiali Jay z Tomem, Sivą i Kelsey;
- Cześć. – zeszłam do nich – Rany, co tu tak jedzie jakimś płynem do czyszczenia ?
- Sprzątaliśmy po żulni jakbyś to określiła.
- Haha Tom jak ty dobrze mnie znasz !
- UWAGA UWAGA! – Jay chrząknął teatralnie - Zwycięzcą wczorajszej imprezy zostaje osoba....... która zarzygała schody! GRATULUJEMY i życzymy szczęścia w kolejnych konkursach.
- Jaka nagroda ? – spytała Kelsey
- Tajemnica.
- To jest fenonem kurna, ze wszystkich miejsc, które można zarzygac wybierać zawsze schody, tak żeby reszta naprutych ludzi mogła w to wdepnąć i roznieść. – zbulwersował się Tom
- Ciut nie jak ; przekaż dalej.
- Siva przyznaj się.
- Ja tego nie zrobiłem ! – mulat spanikował
- Tom, co robiłeś przed wejściem na górę, żeby położyć się spać ? – spytałam z nieukrywanym śmiechem
- Nie wiem. Jeszcze mi nie opowiedzieli. – wyszczerzył się
- Ciszej ! – upomniał Jay z Sivą, łapiąc się za skronie
- Czyżby kacyk ? – uniosłam brew
- Straaaaszny. – skrzywił się Loczek
- Smutek w sercu. – wystawiłam do niego język – Widział ktoś w ogóle mój telefon ? Jak zwykle po popijawie gdzieś mi się zawieruszył …
- A zrobisz nam śniadanie i magiczny napój ?
- Tom oddawaj go !
- Prosiiiimyyyy. – we trójkę przybrali błagalny wzrok
- Jak zwykle. – przewróciłam oczami – Najpierw zarżniecie się w trzy dupy, potem zabieracie mi nie wiem kiedy i nie wiem jak telefon, a na drugi dzień szantażujecie i muszę ratować was z kaca. – pokręciłam głową – Najpierw telefon ! – wyciągnęłam rękę
- Ale zrobisz … ?
- TELEFON !
Tom mlasnął i z tylnej kieszeni spodni wyciągnął moją komórkę.
- Dziękuję. – rzuciłam i spojrzałam na wyświetlacz – A no tak. I za każdym razem ustawiacie mi stylowe tapety. Jak mogłam o tym zapomnieć. – skwitowałam, patrząc na fotkę;


- Możesz czuć się zaszczycona, nikt inny nie ma prawa do tego rytuału.
- Tak Jay, czuję się niezmiernie wyróżniona …
- Taki tam przywilej.
- To co, śniadanie ? – pomachał brwiami Siva

Popatrzyłam na nich i stwierdziłam w myślach, że nie miałam na nich sił. – Zapraszam. – roześmiałam się i grupą poszliśmy do kuchni, zostawiając Kelsey w salonie, która jeszcze sobie się zdrzemnęła …






Cześć Smyki ! Wróciłam :) ! I to już chyba na dobre ! Najgorsze za mną. Przynajmniej tak mi się wydaje. Jeszcze mam kilka egzaminów i kolosów, ale na szczęście są elegancko rozłożone w czasie, a nie jak teraz miałam od poniedziałku do czwartku kilka pod rząd. W końcu „po burzy wyszło słońce” !! Dziękuję za wszystkie życzenia i słowa otuchy, które bardzo mi pomogły w kryzysowych momentach :)! Blogerki - potrzebuję czasu na nadrobienie zaległości, cierpliwości :) !

W tym rozdziale wykorzystałam jedną sytuację, której byłam świadkiem na spotkaniu z Anusiakiem. Owa sytuacja na spotkaniu była przegenialna, prawdaż Blondyneczko ;) ?

Poza tym chciałam dać w miarę śmieszny ten rozdział i po mojej dłuższej nieobecności nie dawać od razu jakiegoś zagmatwanego, bo z kolei w zupełnie innym charakterze będzie next ... Szykuje mi się w głowie niecny plan hueh hueh ;> ...

Co do świętowania pierwszych urodzin Wantedowych, wpadłyście na kilka pomysłów;

a) założenie przeze mnie nowego bloga,
b) „małe Sykesiki” w tej historii,
c) oświadczyny i ślub Nathorii,
d) ujawnienie się mnie,
e) „wielkie party miłośniczek Wantedowych Story” ( Anusiak, Ty to zawsze ;D )
f) notka z retrospekcją.

Chyba wszystko wymieniłam, tak mi się wydaje. Hmmmmm nie mam pojęcia na co się zdecydować. Drugiego bloga może i chciałabym założyć, ale jestem przekonana, że wtedy Wantedowe by ucierpiały i nie mogłabym tutaj tak często dodawać rozdziałów, bo musiałabym skupić się na dwóch blogach, a z kolei wolę oddać swoje pomysły w 101% na jednym blogu, żeby jeden był dobry, niż na 2, w których by czegoś brakowało … Co do ślubu czy ciąży – myślę, że to chyba jeszcze nie ten czas, ale wszystko może się zdarzyć ;) … Hah, najbardziej odpowiada mi pomysł Anusiaka, mimo, że jest nierealny, ale tutaj nie widzę żadnego sprzeciwu ze swojej strony :D.

No nic, pomyślę jeszcze, którą opcję wybrać, nie mniej jednak jeszcze raz liczę na Waszą pomoc :) ! Piszcie w komentarzach, którą opcję chcecie ?

Na nominacje postaram się stworzyć oddzielną notkę, ponieważ dostałam ich całe mnóstwo ! Dziękuję już teraz za nie !

Chcę powitać Nowe Czytelniczki. Przybyło Obserwatorek, ale były odważne i takie, które się do mnie odezwały, co uwielbiam najbardziej ;) ! _Wika_ - bardzo mi miło, że dołączyłaś do nas i przepraszam, że przez moje rozdziały zarwałaś nockę ;D.

Ufff to chyba na tyle ogłoszeń parafialnych. Czas w końcu wyleźć z łóżka, iść się ogarnąć i zrobić sobie śniadanie. A może od razu obiad ? ;]

Buziakuję :* !!

PS opcja a, b, c, d, e czy f ;] ?


poniedziałek, 13 stycznia 2014

Kochane !

Daję znać, że jakoś tam ciągnę i, że żyję ;). Jeszcze. Odzywam się, ponieważ zobaczyłam, że przez ten cały tydzień mojej nieobecności, wchodzicie często i gęsto, wypatrując zapewne 108.rozdziału, czyż nie ;> ?

Proszę Was jeszcze trooooooszkę o cierpliwość. Mam już pomysł na nexta, ale niestety nie mam na razie czasu na przelanie pomysłu na papier, a chyba nie chcemy, żeby rozdział był byle jaki, tylko, żeby był przyjemny do czytania, yes ? 

Myślę, że na dniach już powinien powstać, bo pomału kolokwia odchodzą. Uwierzcie, że już mi samej tak bardzo bardzo bardzo mocno chce się pisać kolejne rozdziały, że już mnie nosi, że nie mogę ! Ale są w życiu sprawy ważne i ważniejsze, a oczywiście nie chcę zawalić studiów przez (mimo wszystko) miłość do pisania. 

To chyba tyle. Chciałam Was uspokoić, że żyję, a raczej egzystuję -.- i, że nie zapomniałam broń Boże o Was ! Hektolitry coli wypite na pobudzenie, minimalna ilość snu - bywa nawet kilka nocy pod rząd po 4 h snu i dalej jazda do nauki, litry zimnej wody na prysznic do pobudzenia wylane i jedziemy dalej, wyglądając jak totalne zombie i mając serdecznie wszystkiego dość i prawie nie jedząc z powodu ściśniętego żołądka przez stresy, ale luzik - co nas nie zabije to nas wzmocni, a po każdej burzy wychodzi SŁOŃCE, zatem wierzę, że mnie rozumiecie i dacie mi jeszcze ociupinkę czasu na zaliczenie każdego kolokwium i na odespanie, wypoczęcie i dojście do siebie, i za parę dni widzimy się (a raczej czytamy) z nowym rozdziałem. :)

Widziałam, że rozkręciłyście się z pomysłami na świętowanie 1.urodzin bloga- tak jest ! Chodziło o takie żywe reagowanie i kreatywność. :)
Ale Wasze pomysły i nominacje od Blogerek, których zebrała się przeogromna sumka, ogarniemy jak ja się ogarnę, ok ? ;]

Na maile postaram się też odpisać na dniach ! :)

Uwielbiam Was, myślę o Was i do przeczytania ew.napisania ! :*

                                                                    Wasza NIEZMORDOWANA aczkolwiek mega śpiąca San :*

niedziela, 5 stycznia 2014

Wyluzuj - rozdział 107.

- Yyyyyyyy – gościa zatkało po mojej jakże błyskotliwej „przemowie” – To ty tu pracujesz ? – wydukał
- Yyyyyyyy – udawałam jego rozgarnięcie – A ty ślepy jesteś ?
- Znowu coś zjadłaś ostrego i masz wzdęcia, że warczysz ?
- Nie. Po prostu mam przed sobą
- No kogo ? – wyprzedził mnie z pewnym siebie uśmieszkiem
- Harrego Stylesa. – wypowiedziałam jego dane z wielką niechęcią
- Gdybym wiedział, że tu cię spotkam to już byś dawno splajtowała.
- Och dziękuję. – machnęłam ręką – Nie wiedziałam, że tak zainteresowałbyś się skromną cukiernią.
- Daruj sobie. – zmrużył oczy – Mam dzisiaj zbyt dobry humor, żeby taka osoba jak ty mogła go popsuć.
- O proszę ! – udawana ekscytacja – Przyznałeś się, że jesteś kobietą czy wylatujesz w kosmos i już więcej cię nie zobaczymy ??
Chwila ciszy. – Uśmiałem się. – uniósł brew – Ale cóż; są ludzie i – spojrzał na mnie spod byka
- Śmiało. – kiwnęłam wyzywająco głową – Zobaczymy na co cię stać.
- Ludzie. – dokończył
- Świetna kreatywność.
- Weź już siedź cicho, dobrze ?
- To weź stąd wyjdź !
- To jest miejsce publiczne jakbyś nie zauważyła i mam prawo tu przebywać.
- Owszem. Miejsce publiczne. – potwierdziłam, a on już dumnie się wyprostował – Ale zoo jest na drugim końcu dzielnicy. – dodałam, a z jego oczu cisnęły się na moją osobę gromy
- Wiesz dobrze, że mógłbym cię zniszczyć jednym ruchem.
- Tak – ziewnęłam – słyszałam to już tyyyyle razy. To niesamowite – nachyliłam się – ale przy każdej okazji mi to powtarzasz. Aż tak na ciebie działam ? – poprawiłam teatralnie włosy – Wow jednak masz pociąg do dziewczyn. Jestem pod wrażeniem.
- Ty naprawdę jesteś walnięta.
- Dziękuję. Uznam to za komplement. – posłałam mu uroczy uśmiech – Jak zawsze miło sobie pogawędziliśmy, jak starzy, dobrzy znajomi … a teraz możesz już sobie iść. – wycedziłam
- Nie rozpędzaj się tak Marchewko.
- Spadaj stąd ! – warknęłam
Roześmiał się perfidnie. - Nie chcesz zarobić ?
- Słucham ?!
- Mogę ci zapłacić za
- No za co ?!
- Vicky ? – obok mnie stanął Nathan – Co się tu dzieje ? – patrzył na Stylesa
- Ooooo Sykes. – wyszczerzyła się gwiazda – Stary znajomy … Co u ciebie ?
- Harry nie rób przedstawienia dobrze ? – powiedział bardzo spokojnie mój chłopak – Czego chcesz ?
- Przyszedłem po ciasto.
- Mogłeś zamówić wcześniej to bym je z chęcią własnoręcznie przyrządziła. Specjalnie dla ciebie. Jedyne w swoim rodzaju. Sprawdziłoby się przynajmniej czy rzeczywiście cyjanek działa … - uśmiechnęłam się życzliwie
- Wiecie co ? – Harry ściął nas – Chcecie mieć antyreklamę na mieście ? Proszę bardzo, ale wszelkie skargi niech osobiście przyjmuje Marchewa. – wskazał na mnie palcem i z nadmiar szerokim uśmiechem odszedł do wyjścia – Miłego dnia ! – rzucił jak do przyjaciół  i wyszedł z lokalu

Z zaciśniętą szczęką spojrzałam na Nathana.
- Zabiję kiedyś gnoja. Pewnego pięknego dnia. Zabiję.
- Vicky uspokój się.
- Jakie „uspokój się” ?! Nawet nie pytaj co bym mu zrobiła jakbym spotkała go w ciemnej ulicy !
Nathan roześmiał się. – Ale ja mam bojową dziewczynę. Skarbie …
- Tak cię to bawi ?!
- Mówiłem ci już kiedyś, że ślicznie się denerwujesz ?
- Ooooochhh !!!
- Ale mogłaś być ciut dla niego milsza.
- Że co ?! – wypsnęło mi się prawie na cały lokal aż spojrzałam czy nie spłoszyłam gości – Nie lubię go i nie będę udawała, że jest inaczej !
- A ja aż musiałem się oderwać od przepysznej zapiekanki i wyjść z kuchni, żeby zobaczyć co się dzieje i na kogo wjechałaś.
- No wybacz, że moją dzisiejszą ofiarą był Harry Styles !
- Vicky – kolejny śmiech chłopaka – Już, spokojnie. Nie przejmujemy się tym panem.
Wzięłam głęboki wdech. – Masz rację.
 - I jak wam idzie ?! – aż podskoczyłam, gdy za mną spytał Bob
Zawróciłam się do niego. – Świetnie !
- Vicky … - uniósł brew – Nie podoba mi się ten uśmieszek. Co narozrabiałaś ?
- Jaaaaa ?!
- Nath ? – Bob zajrzał na mojego chłopaka – Co ona zmalowała ?
- Ja o niczym nie wiem.
- Tsa. – westchnął Bob i wrócił do mnie wzrokiem – Dobrze przynajmniej, że lokalu mi z dymem nie puściłaś. Resztę ci wybaczę.
- Wyluzuj. – poklepałam go po ramieniu – Chodź na górę. – wzięłam Nathana za rękę i zgodnie ewakuowaliśmy się na schody – Dzięki, że mnie nie wsypałeś z tym Stylesem.
- Kochanie – dał mi słodkiego całusa w policzek – wyluzuj.

Posłałam mu tylko pełen wdzięczności uśmiech i poszliśmy do mojego pokoju.
- Och jak ja lubię twoje łóżko ! – Nathan oczywiście pierwsze co zrobił po otworzeniu drzwi do mojego królestwa; rzucił się na łóżko
- Tak. Rozgość się. – chrząknęłam i usiadłam naprzeciwko niego w wygodnym fotelu, zdejmując przy okazji wysokie lity, na których chodziłam cały dzień
- Victoria …
- Czego ?
Surowy wzrok Sykesa, ale po chwili roześmiałam się. – Chciałbym, żebyś załatwiła jedną sprawę.
- Nie, nie wyjdę za ciebie za mąż.
- To wiem. – machnął ręką – Ale miałem na myśli rozmowę z rodzicami.
Momentalnie spoważniałam. – Co cię wzięło ?
- Uważam, że powinnaś się z nimi pogodzić. Ile zamierzasz się na nich złościć i obrażać ?
- Nie wiem. Nie kalkulowałam tego.
- Oj Vicky – przewrócił oczami – mówię serio.
- Ja też.
- Dlatego teraz otworzysz Skype`a i zobaczysz. Jeśli mama albo tata jest dostępny, zadzwonisz i się porozumiecie.
- No chyba cię
- Chyba nie. – pokiwał głową – Jazda !
Spojrzałam na niego brutalnie – Spokojnie ! – ale rzeczywiście uruchomiłam Skype`a
- A za mąż za mnie i tak wyjdziesz. Podejdę cię i się zgodzisz. – posłał mi szeroki uśmiech
- Żebyś tylko się nie zdziwił. – wystawiłam do niego język, ale wróciłam wzrokiem do monitora – Tata jest dostępny.
- To na co czekasz ? Dzwoń do niego.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł. – przygryzłam wargę
- Najlepszy ! Chcesz zostać sama ? Mam wyjść ?
- Co ty. – zganiłam go wzrokiem – Chcę czuć twoje wsparcie, a poza tym … przecież i tak niczego nie zrozumiesz.
- Racja. – mlasnął – Zatem ja tu sobie poleżę, powysyłam tobie falami swoją energię i wsparcie, wsłucham się w wasz język i trzymam kciuki.
- To lepiej trzymaj, bo jak mój charakterek spotka się z taty to może być konflikt na fali. – głęboki wdech, naciśnięcie na „Tata” i zielona słuchawka i poszło …

- O, cześć. – na monitorze pojawił się mój rodzic
- Hej – pomachałam nieśmiało
- W końcu się odezwałaś.
- Nom.
- Co u ciebie ?
- W porządku.
- To dobrze, dobrze.
- Mhm.
- …

„Świetna rozmowa.” – przemknęło mi pierwszo przez myśl, a następne było; „Zabiję Nathana !”
- Czemu ostatnio nie odebrałaś połączenia ? – tata przeszedł do konkretów
- Zgadnij. – suchy ton
- Właśnie pytam. Nie chcę zgadywać.
- A ty byś chciał ze mną rozmawiać, gdybym ukryła przed tobą jakiś mega istotny fakt, który zaważyłby na życie całej rodziny ?! – uniosłam się
Chwila ciszy.
- Masz do nas żal za ten rozwód ? Za to, że tobie nie powiedzieliśmy ?
- No brawo ! I wiesz co ? Bardzo mnie dziwi ten wasz sekret przede mną, ale cóż. Widocznie nie należę do rodziny !
- Wiktorio nie tym tonem ! – upomniał mnie ostro tata
Spuściłam skarcona głowę. – Zawiodłam się po prostu na was. – zaczęłam łagodnie, ale tym razem z nieukrywanym bólem – Nigdy nie sądziłam, że zgotujecie mi coś takiego. Moi rodzice …
- Mama już tobie tłumaczyła. Nie chcieliśmy, żebyś przejmowała się naszymi kłopotami. Masz swoje życie.
- Ale o czym ty mówisz, tato ?! Nie róbcie ze mnie jakiejś sieroty, której nie obchodzą sprawy rodziny, bo siedzi za granicą ! Skąd w ogóle taka głupota wam przyszła do głowy ?!
- Wiktorio !
- Nie tato ! Nie żadne „Wiktorio” ! Tylko gdybym ja tak się zachowała to miałabym zgnojone najbliższe lata swojego życia przez wasze umoralnianie, zakazy, szlabany i co tam nie tylko, a wy uważacie, że nic się złego nie stało i na dodatek jeszcze usprawiedliwiacie siebie jakimiś tanimi tekstami ! – krzyczałam
- Vicky … - powiedział cicho Nathan – Spokojnie. – upomniał mnie, mimo że widział tylko moje uniesienie, a nie miał pojęcia o znaczeniu słów
Patrzyłam w monitor ze łzami w oczach. Tata nie wiedział co powiedzieć. Chyba docierało do niego to wszystko co wykrzyczałam.
- Co mogę zrobić, żebyś nam wybaczyła ? – spytał cicho
- Nie wiem. – wzruszyłam ramionami – Nie wiem tato.
- Pewnie masz rację. – westchnął – Nie mam pojęcia dlaczego to tak wszystko się potoczyło …
- Byłam z wami na święta, perfidnie mnie oszukiwaliście i graliście wszyscy, że jest ok … - szepnęłam
- Wiem. – schował twarz w dłoniach – Przepraszam. – wypowiedział głośno – To chyba jedyne co mogę teraz zrobić. Przepraszam cię Wiktorio.
- Jakoś wcale mi nie ulżyło.
- …
- Ten rozwód … - ściągnęłam brwi – To rzeczywiście nieuniknione i potrzebne ?
- Tak. – tata przełknął ślinę
- Dlaczego ?
- Tak już czasami się dzieje, że nie wszystko w życiu nam się układa.
- Tato, znowu zaczynasz mi kręcić ??
- Nie kręcę. Po prostu nie mogę tobie teraz powiedzieć. Nie teraz.
- A kiedy ?
- Jak uznam to za stosowne.
- Świetnie. – mlasnęłam – Chcieliśmy dojść do porozumienia, a ty znowu coś przede mną utajasz.
- Dowiesz się w swoim czasie.
Z ciężkim westchnięciem pokiwałam głową. – Jak chcesz … - czułam coraz większy gul w swoim gardle – Muszę kończyć. – zdołałam ledwo powiedzieć – Cześć. – nie czekając na nic więcej, ostatni raz spojrzałam na tatę i rozłączyłam się
- I co ? – Nath podniósł się
- Wiadro. – odpowiedziałam smętnie i podparłam czoło o rękę, którą trzymałam na stoliku – Porażka. – schowałam twarz w dłoniach, by dać się uwolnić w ukryciu łzom
- Ejjj Vicky – chłopak zaraz był obok i mnie przytulił – na czym stanęło ? Opowiedz mi wszystko.

I tak przetłumaczyłam jemu całą rozmowę z tatą. Skończyłam mu wszystko streszczać, leżąc obok niego na łóżku i dogłębnie uspokajając się.
- Będzie dobrze. – uśmiechnął się Nathan po moim opowiadaniu, opierając się na przedramieniu i będąc nade mną – Pogodzicie się na całego. I to już niedługo. Ja to czuję. Nie martw się. Powiedziałaś co ci leży na sercu, teraz tata musi sam to przetrawić i dojdziecie do porozumienia, mówię tobie.
- Może. – pociągnęłam nosem
- Nie „może” tylko na pewno. – nachylił się do mnie – I nie płacz więcej.
W momencie kiedy nasze usta już miały się stykać, z hukiem otworzył drzwi
- Tom ! – krzyknęłam wystraszona, a jeszcze przed chwilą leżący obok mnie Nathan w tym momencie leżał na podłodze
- Stary co to miało być ?! – krzyknął Sykes, podnosząc się
- Sieeeemaaaa. – wyszczerzył się Parker
- Co to miało być, ja pytam ?! Nie jesteś u siebie !
- Chciałem wam niespodziankę zrobić.
- Super. – mruknęłam – Zawsze musisz tak robić ?
- No przecież z buta wjeżdżam hehe – zaśmiał się i rozłożył wygodnie w fotelu – A tak naprawdę to przyszedłem zobaczyć jak się miewasz, Słońce. Już lepiej ?
- Tak ! Hello, to że Max na mnie wsiadł to jeszcze nie powód do depresji !
- Ja wiem, że ty twarda babka jesteś, ale wiesz. – puścił oko
- Nie, nie wiem.
- Oj no tak się troszczę z serca o ciebie. Po prostu.
- Dobrze. Doceniam.
- No to tego … - rozejrzał się po pokoiku – Co robiliście ?
- Chrześniaki specjalnie dla ciebie. – mruknął Nathan widocznie zirytowany obecnością przyjaciela
- Hahahahah – zarżał Tom – Stary. Mógłbyś mi taki kit wciskać jakbym Victorii nie znał i jej podejścia do dzieci. - spojrzałam spod byka na Parkera. Widząc moje niezadowolenie wyszczerzył się po raz kolejny. – Mogę prosić o herbatkę ?






Cześć Smyki :* ! Ogarnęłam wczoraj i dokończyłam dzisiaj pisanie rozdziału. Zapewne od nexta przyspieszę akcję, uprzedzam ;).

Mhm. Czyli widzę, że większość jest za tym, żeby świętować 1.urodziny bloga – ok. Osobiście też jestem „za” :). Macie jakieś pomysły co bym mogła dla Was zrobić z tej okazji ? Co byście chcieli ? Jest coś czego ode mnie oczekujecie ? Śmiało, liczę tym razem na Waszą kreatywność ;D ! Czekam wytrwale na pomysły w komentarzach !

Jutro powrót do Warszawy. Straszne … Tak bardzo nie chcę. Tutaj mam wszystkich – rodzinę, chłopaka, przyjaciół, a tam ? Tam nie jest tak beztrosko i jestem tam sama, nie licząc kilku osób. Occcchh to jest takie trudne. Jeszcze bardziej nie chce wracać, bo wiem ile zakuwania mnie czeka. Mam świadomość, że te najbliższe 2,5 tygodnia będą z życia wyjęte – że nie będzie czasu na spanie, jedzenie, chwilę odpoczynku, bo od groma jest nauki. Już za tydzień mam 2 kolokwia, potem następne 3 i jeszcze kolejne … Mam nadzieję, że uda mi się skądś czerpać siłę i pozytywne myślenie, bo jak na razie to jestem szczerze zniechęcona i przerażona.

Z tego powodu wszelkimi nominacjami bloga zajmę się za jakiś czas, kiedy te uczelniane sprawy już się uspokoją. Nie chcę ukrywać, że zapewne i na blogu moja nauka ( chyba po raz pierwszy ) się odbije i, że rozdziały nie będą tak często. Ale takie zamieszanie tylko przez 2,5 – 3 tyg. Potem po ( mam nadzieję ) zaliczonym semestrze, wszystko wróci do normy.

Życzcie mi powodzenia, duuuużo wytrwałości i ambicji na te najbliższe dni, bo będzie ciężko. Muszę zmykać, bo dziś ostatni dzień w domu – za godzinę jadę do dziadków, musze się jeszcze przebrać i pomalować, potem może spotkanie z przyjaciółką, następnie przychodzi do mnie mój chłopak, a wieczór należy się rodzicom.

Przypominam o propozycjach świętowania urodzin zawartych w komentarzach :) ! ! ! 

Trzymajcie się ciepło i myślimy pozytywnie :* !
… albo przynajmniej myślimy.


PS sweterek spod poprzedniej notki zrobił mi mój Mamcik ;).