sobota, 24 stycznia 2015

Nie zmądrzejesz - rozdział 137.

Obudziłam się nadmiar wcześnie, ale chyba kilka nocy musiało upłynąć abym przestawiła się ze strefy Los Angeles na Londyn. Wyciągnęłam się bardzo mocno i leniwie. Co jak co, ale przemiło obudzić się w swoim łóżku i pokoju. Wzięłam do ręki telefon, by zobaczyć, która godzina. 5.00. Wiki, trochę cię poniosło ... Przewróciłam się na drugi bok, bo miałam nadzieję jeszcze na sen. Niestety po kwadransie poddałam się i stwierdziłam, że skoro mam tyle czasu to mogę wstać i przygotować się do pracy, a potem zrobić jakieś pyszne śniadanko dla Boba i Lucy. Jak pomyślałam tak zrobiłam. Wyciągnęłam ciuchy i powędrowałam do łazienki, gdzie oddałam się porannej toalecie. 


Zeszłam na dół i rozejrzałam się po kuchni. Zajrzałam do lodówki, poszperałam po półkach, by ocenić na ile mogę zaszaleć z przygotowaniem jedzenia. Nałożyłam fartuch, podwinęłam rękawy, spięłam włosy w warkocza na boku i wzięłam się do pracy. Włączyłam nawet cichutko radio, by nie obudzić małżeństwa. Podczas pichcenia myślałam o kompletnie nieistotnych sprawach, odrywając się od rzeczywistości i wszystkiego dookoła mnie. Nawet nie zauważyłam upływu czasu, gdy wnet do kuchni wszedł Bob. Widząc mnie tańczącą z miskami i przekładającą jedzenie z patelni na talerze, uśmiechnął się;

- Dzień dobry
- Oł ! Cześć ! – uśmiechnęliśmy się szeroko
- Chyba nie mogłaś się przestawić z czasem, co ?
- Nie mogłam. Za to ty możesz z tego faktu skorzystać, proszę. – podsunęłam mu talerz pod nos
- Mmmmmmm pachnie bardzo smakowicie.
- Smacznego.
- A ty nie jesz ?
- Już nakładam sobie porcję, chwila. A Lucy jeszcze nie wstaje ?
- Nie i coś nie wyglądało na to, że szybko wstanie, bo przewróciła się na drugi bok, gdy wychodziłem.
- Okej, w takim razie zostawię jej.
- To opowiadaj jak było.
Usiadłam z talerzem naprzeciwko niego przy stole i aż wzięłam powietrze w płuca.
- Oj Bob ... Różnie. Naprawdę.
- To znaczy ?
- Było cudownie, śmiesznie, kolorowo, ale i smutno, tragicznie nawet i to dosłownie.
Ściągnął brwi przerażony. – Jak to ?
Spojrzałam na zegarek. – Dobra, mam 2 godziny do wyjścia, może się wyrobię ... – i zaczęłam szybko, ale i na skróty opowiadać jemu o rozstaniu z Nathem, o jego wypadku, pominęłam swój szpitalny wątek, wspomniałam o Stephie, pominęłam również akcję z oświadczynami jak również o wyznaniu Maxa. Nie to, że nie ufałam mu, bo ufałam i to bardzo. Przecież traktowałam go jak drugiego ojca, a jego rady były dla mnie zawsze cenne. Tym razem jakoś tak nie chciało mi się rozstrząsać przy nim tych tematów. Nie wiedziałam sama czemu. Może nie chciałam, żeby się o mnie martwił.Nie. To przereklamowana wymówka. Nie wiedziałam. Stało się tak i już.

- Czyli dziś wieczorem dzwonisz do Stephana, tak ?
- Obiecałam w końcu. – wyszczerzyłam się – Dobra Bob, muszę lecieć. – wstałam od stołu po opowiedzianej historii
- Jedziesz autobusami i metrem do „EandJ” czy może w końcu użyjesz tej pięknej fury, która stoi przed cukiernią ?
Przełknęłam ślinę. – Nie chcę jeździć cackiem Natha.
- Ale aż serce się krwawi jak patrzy się na ten wóz i nim nie śmigasz ! Przecież po to ci go zostawił. Ba ! Sam słyszałem, że KAZAŁ tobie nim jeździć, a nie metrem !
- On mi może dużo rzeczy KAZAĆ. A ja i tak zrobię po swojemu. – wystawiłam język
- Vicky ... – podstępny wzrok
Zrobiłam minę do płaczu. - Toć on mnie zabije jak ja na nim choćby ryskę zrobię !
- A kto ci każe robić ryskę ? Nie możesz cała i zdrowa dojechać do roboty tam i z powrotem ?
- Przypominam ci, że ostatnio mój ukochany garbusek został doszczętnie skasowany mimo tego, że ja jechałam poprawnie !
- Ale Nathan jest w Ameryce kilkanaście tysięcy kilometrów stąd, więc teraz masz spore szanse dojechać cało ! – roześmiał się Bob
- Ja cież pierdziele, będę cała zestresowana zanim dojadę do „EandJ” !
- Trudno. Licytuj się ze mną dłużej. Właśnie autobus tobie odjechał.
- Booooob jesteś okropny !
- Wiem, wiem. – puścił oko roześmiany

**

Wystawiłam nogę na chodnik i czując grunt pod stopą chyba nigdy jeszcze nie cieszyłam się tak z tego, że stoję ;) – zakluczyłam Sykesowską furę UWAGA- BEZ RYSKI (!) i  weszłam przeszczęśliwa do budynku.

- Hej – witałam się na korytarzu ze wszystkimi aż wreszcie wzięłam swój kluczyk i poszłam do swojego pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i nie zdążyłam usiąść, a od razu zadzwonił telefon.
- Halo ?
- Witam pani Victorio, zapraszam do siebie.
Tak od razu ?! – Oczywiście panie Town, już idę. – odłożyłam słuchawkę i ruszyłam do pokoju szefa. Przywitał mnie z szerokim uśmiechem i jak to profesjonalista od razu przeszedł do rzeczy – dał mi stos raportów do wypełnienia, polecił ile mam nagrań, kiedy i z kim, a także przeanalizowanie umów. Jednym słowem jak weszłam z niczym tak wychodziłam z górą papierów i poleceń ledwo widząc co było przede mną.
- Da sobie pani radę ? – spytał uroczo
- A mam inne wyjście ? Nie no jasne, że dam. – poprawiłam się szybko
- Doceniam to bardzo i nie omieszkam docenić to pani w przyszłej wypłacie.
- Mhm ... – zamiast hajsu wolałabym leżeć teraz na słońcu  w Los Angeles i pożerać wzrokiem nagą klatę Sykesa, ale szczegół ...
- Domyślam się również, że nie było to ani dla pani ani dla Nathana na rękę ...
A! I mój chłopak kazał tobie przekazać, że skopie ci dupe jak przyjedzie. - Owszem, nie było.
- Jest mi naprawdę bardzo głupio, ale nie dalibyśmy rady bez pani, brakowało nam rak do pracy
- Dobrze świetnie, jestem. Mogę już iść pracować ? – wyrwało mi się, bowiem nigdy nie lubiłam słuchać tłumaczeń
- Oczywiście.
- Mam tylko nadzieję, że mogę wyjść o czasie z pracy. Jestem jeszcze trochę zmęczona po wieczornym powrocie.
- Jasne jasne. Proszę się nie przemęczać, spokojnie.
Tia ...

**

Wypełniając papiery błądziłam myślami o tym, co robią chłopaki, jak się czuje Nathan, o czym myśli ... o czym myśli Max ... Nie wiedziałam co w swojej życiowej sytuacji zrobić ... Jak postąpić, żeby było dobrze ...

Pod koniec pracy nie wiedziałam już jak się nazywam. Wszystko mi się ze sobą plątało i potrzebowałam powietrza i chwili ciszy i spokoju. Dzięki Bogu godzina 15 ! Wyszłam stamtąd szybko, zaczerpnęłam tlenu i szybko wlazłam do auta. Oparłam głowę o zagłówek i zamknęłam oczy, oddychając miarowo. Cisza. Posiedziałam tak z 2 minuty, by choć trochę w moim umyśle zapanował ład i porządek po czym odpaliłam samochód i ruszyłam w drogę powrotną do domu.
Zaparkowałam pod „Sweet Dreams”, zakluczyłam samochód i weszłam do lokalu, w którym siedziały tylko jakieś dwie pary przy stolikach.

- Bob zrób mi jakąś mocną kawę, bo zaraz głowa mi pęknie. – poprosiłam od brzegu, zdejmując szalik i płaszcz
- Robi się. – puścił oko – I jak wycieczka samochodem ?
- No jak widzisz auto całe i zdrowe. – uśmiechnęłam się blado i wyciągnęłam komórkę z torebki. Sms od Lisy; „Będę za 10 minut!” – Poprawka. Proszę o dwie kawy.

**

- No cześć ! Dzień dobry ! – koleżanka wpadła do kawiarni i uścisnęłyśmy się – Ale dobrze wyglądasz.
- No bardzo. – skwitowałam z przekorą – Trzymaj kawę, Bob zrobił.
- Serio ? – popatrzyła szczęśliwa na mężczyznę – Dzięki, bo umieram ! Ej, serio ładnie wyglądasz !
- Zakochana – skomentował Bob i puścił do mnie oko
- A wiecie do jakiego wniosku ja doszłam ?
- Lisa, nie mamy pojęcia.
- Że mój chłopak jest dobry w chowanego. Nadal go nie znalazłam. –klepnęła się w udo i wybuchnęła śmiechem
- Liiiiiiiiiiiiiiiiisaaaaaaaaaaaaa ! – ręce mi opadły
- No już dobra dobra chodź do stolika. Nie to, że – zwróciła się do Boba – nie chcemy być w pana towarzystwie czy coś !
- Idźcie już sobie. – roześmiał się
Zajęłyśmy jeden stolik.

- Wiem. Pewnie już ci się nie chce powtarzać tego samego dzisiaj drugi raz, bo rozmawiałaś z Bobem i Lucy, ale mi musisz opowiedzieć, sorry !
- Właściwie to tobie opowiem wszystko, bo chyba nie jestem w stanie dłużej tego w sobie trzymać i muszę komuś to po prostu wyrzucić z siebie, bo oszaleję ...
- Słucham.
Zaczęłam od początku. Od momentu przylotu, przez te wszystkie niedopowiedzenia z Nathanem, jak siebie traktowaliśmy, przez ogarnięcie się i wypadek, opowiedziałam całą sytuację w szpitalu, gdy wszyscy zamartwialiśmy się i baliśmy się najgorszego scenariusza ...

- I Lisa, ja z nim wtedy koczowałam w szpitalu dzień i noc, bo mieliśmy nadzieję, że w końcu się obudzi, a jeśli nie, to żeby chociaż na miejscu wiedzieć o co chodzi.
- Jasne. – kiwnęła głową
- No z tym „jasne” to wyszło chyba nie do końca dla wszystkich ...
- Bo ?
- Bo właśnie wtedy Max podczas takiej jednej koczowniczej nocy wyznał mi miłość.
Widziałam jak w tym momencie Lisie opadła przysłowiowa kopara, a oczy zrobiły się wielkości piłeczki od tenisa.
- CO ?! – wybuchnęła – Żartujesz sobie ze mnie !
Mój bitch face. – A czy ja wyglądam na kogoś kto żartuje ?
- Ale co, że jak to ? Przecież byliście przyjaciółmi ... i co ... i on tak nagle ... ? Ale jak ? ... Sorry za ten popłoch, ale nie mogę ogarnąć !
- Uwierz mi, że ja do tej pory nie mogłam.
- Od kiedy on w tobie ... ?
- Od początku.
- CO ?!
- Lisa przymknij się. – rozejrzałam się po lokalu
- O kurna ... Ale co on sobie myśli, że ty zostawisz dla niego Nathana i, że będziecie ze sobą żyli długo i szczęśliwie czy o co chodzi ?
- Nie mam pojęcia Lisa, nie mam pojęcia !
- No dobra, a Nath o tym wie ?
- Oszalałaś ?! Przecież jakby się czegoś domyślił to by taka rozdyma była, że po pierwsze; po The Wanted nie byłoby śladu, a po drugie; straciłby przyjaciela.
- Ładny mi przyjaciel, który próbuje wyrwać jego własną dziewczynę za plecami. – prychnęła – Ale co za świnia ! Nigdy bym Maxa o to nie podejrzewała !
- Ale co ty go od razu tak skreślasz ?!
- A co ty go bronisz ?!
- Nie bronię go ! – warknęłam przez zęby – Nie jest winny ! Gdyby  w uczuciach możnaby przebierać to na pewno byłabym ostatnią osobą, w której by chciał się zakochać.
- Patrz bo !
- Oj Lisa, bo ci przywalę !
- To ja tobie zaraz przywalę, bo w ogóle twoje argumenty nie są racjonalne !
- A twoje są, przepraszam ?!
- Dobra mniejsza. Łajza z niego tak czy siak. Moim zdaniem powinnaś powiedzieć Nathanowi o całej sytuacji.
Pokręciłam głową. – Ty chyba nie mówisz poważnie ...
- Mówię śmiertelnie poważnie ! A jak Max coś wymyśli, przekręci i przekaże to dla Nathana to kto wtedy będzie najgorszy ? TY !
- To wtedy problem Nathana, że w tą bzdurę uwierzy.
- Sratatata tak teraz mówisz, a potem będziesz przeżywać i zechcesz odkręcać, a potem będzie za późno. Teraz masz czas to działaj.
- Nie.
- Czemu ?
- Podałam ci już powody ! Może w tym Los Angeles Max znajdzie sobie kogoś, zadurzy się i o mnie zapomni.
- Aha, NA PEWNO ! Bo nie był w żadnym związku odkąd ciebie poznał, nie ?
- Był.
- I co ?
- Pstro ! Rozpadli się, ale to nawet najlepszym się zdarza !
- Oj Vicky, Vicky ... Ja ci dobrze radzę, pogadaj o tej sytuacji ze swoim facetem, bo będą z tego problemy ...
- ...
- Aha, czyli sądząc po twojej minie to nie jedyna sprawa, która nie daje tobie spokoju.
- No nie
- Aż zaczynam się bać.
- Potem Nathan się wybudził, za to ja zasłabłam i zamieniliśmy się miejscami w szpitalu, nieważne ... – machnęłam ręką – Nath oświadczył mi się.
- CO KURNA ?!
Złapałam się za głowę,bo było mi wstyd w lokalu za jej krzyk.
- Przepraszam – zaśmiała się do ludzi wokoło – Ale jak to ?! – wróciła do mnie - Ale czad ! Ej ! Zaraz ! Gdzie jest twój pierścionek ?! Przecież zaręczyny to pierścionek ! ... VICTORIA ?!
Popatrzyłam na nią. – Nie dostałam pierścionka, bo Tom, który był odpowiedzialny za to, swoją drogą nie wiem co musiało Nathanowi walnąć w głowę, żeby posyłać na to Parkera, wybrał zły rozmiar, a po drugie to nie było takie oficjalne ...
- Nieoficjalne oświadczyny ?! Co ty za bajki wymyślasz ?! Patrzę, że chyba za dużo na słońcu tam siedziałaś ...
- HA-HA-HA. Po prostu byliśmy w takiej sytuacji, że lekarze robili problem z tego jeśli jedno chciało dowiedzieć się o stanie drugiego, bo nie jesteśmy rodziną ... - Lisa uniosła brew – Myślę, że to wpłynęło na taki nagły przypływ tego. Przecież przed wypadkiem ani ja ani on nigdy nie zająknęliśmy się na temat ślubu, daj spokój, ile my mamy lat, żeby o takich sprawach myśleć ?! 26, 30 ?!
- A co ty myślisz, że w wieku 21 lat ludzie nie biorą ślubów ?! Nie rozumiem tej twojej kalkulacji. Jeśli z kimś jesteś i się kochacie to co za różnica czy jesteście w nieformalnym związku czy po ślubie ?
- Jest. Nie czuję się jeszcze gotowa na małżeństwo. Za szybko.
- Powiedziałaś mu to ?
- Czy myślisz, że gdybym mu to powiedziała to jęczałabym teraz przy tobie o tym ?
Lisa pacnęła się w czoło. – Co z tobą, Vicky ?! Przecież zawsze mówisz to co myślisz i nigdy nie miałaś z tym problemu, a gdy chodziło o najważniejszą decyzję życiową to ty milczałaś jak trusia ?!
- Nie. Powiedziałam „tak”.
- Nie poznaję cię. – machała głową
- Już ci tłumaczę. Po pierwsze byłam w tak ciężkim szoku, że nawet realnie nie myślałam w tamtym momencie na co się godzę, bo nigdy nawet w głowie takiego scenariusza sobie nie układałam i nie widziałam tego tak jak widzę to teraz ! Po drugie świeża sytuacja z Maxem- wyznał mi miłosć, a co ja mu powiem, że „ej wiesz co, daruj sobie właśnie wychodzę za mąż za twojego przyjaciela” ?
- Tak, bo jesteś z nim szczęśliwa !
- Nie !
- Nie jesteś ?!
- Oczywiście, że jestem ! Ale nawet nie wiesz jak bardzo zraniłoby to Maxa !
- ...
- Nie chcę nikogo skrzywdzić Lisa. – dodałam już na spokojnie – A czuję się jakbym zabrnęła w ślepą uliczkę. I to bez możliwości odwrotu.
Dziewczyna wypuściła z siebie masę powietrza.
- To ci powiem, że naprawdę jesteś w kiepskiej sytuacji ...
- Dzięki.
- Ale z każdej sytuacji można wybrnąć !
- Jak na razie nie widzę na horyzoncie cienia wybrnięcia ...
- No okey, zgodziłaś się na oświadczyny, a potem co ? Nie było tego tematu ?
- Był, oczywiście, że był. Ale jestem tak pogubiona, że nie wiedziałam czy miałam to wszystko powiedzieć Nathanowi i odwołać swoją zgodę czy poczekać, że jakoś to się ułoży i zmądrzeję i omijałam temat jak ognia.
- Nic się samo nie ułoży i nie; nie zmądrzejesz.

**

Czekałam na połączenie na Skypie z Kelsey, z którą byłam umówiona. Czekając otrzymałam jeszcze SMS-a od Lisy; „Tak jak mówiłam przed wyjściem. Daj sobie czas, nie zadręczaj się, postaraj się o tym nie myśleć, a za parę dni ze zdwojoną siłą i wypoczętym umysłem znajdziesz rozwiązanie. Jesteśmy w kontakcie, 3maj się i dzięki za kawę ;-).”

Kochana, pomyślałam. Mimo, że nie doszłyśmy do żadnego rozwiązania, to mogłam jej się wyżalić i wyrzucić ze swojej głowy tyle trapiących mnie myśli. Tego potrzebowałam !
- Cześć Vicky ! – pomachała Kels
- Cześć, cześć ! Jak dzionek ?
- Słoneczny ! – roześmiała się
- Siedzicie same ?
- Tak, bo jeszcze nagrywają końcowe fragmenty.
- Jeszcze ?
- Mhm. Mówią, że to konieczne, choć tak naprawdę to ślinią się na widok tej szatynki.
- Nath też ?!
- Daj spokój. – machnęła ręką – Maxa nikt nie przebije.
- Aż dziw, że jeszcze jej nie zaliczył.
- ...
- ZALICZYŁ ?! – krzyknęłam, a gdy zorientowałam się złapałam za usta
- Chyba nie, ale to jedno wielkie CHYBA.
Uniosłam brwi. – Wystarczył jeden dzień mojej nieobecności, a już takie ciekawostki !
- I tak się przypatrzyłam, bo byłam tam od razu po przebudzeniu się na moment, że jakby ona zdjęła te szpile, to jednak Max jest wyższy od niej.
- Wow, to wróży im świetlaną przyszłość ! Dlaczego faceci są wyżsi ? Bo chwasty szybciej rosną ! – obydwie wybuchnęłyśmy śmiechem aż się zanosiłyśmy – O której chłopaki wrócą ? – spytałam 5 minut później, ocierając łzy ze śmiechu
- Za kilka godzin ... – ogarniała się również zapłakana Kelsey
- Oj to nie wiem czy mi dam radę zarywać nockę, żeby złapać Natha, bo jestem szczerze mówiąc padnięta, a jeszcze obiecałam Stephanowi pogawędkę !
- Ej to dobra, to ja nie przedłużam i zadzwoń do niego, bo na pewno mały czeka.
- Na pewno – uśmiechnęłam się – Dobra Kels, w takim razie pozdrów wszystkich i ucałuj Natha ode mnie !
- Dosłownie ?
- Ani mi się waż ! – roześmiałyśmy się – Pa !
- Pa !

Rozłączyłam rozmowę, spojrzałam na zegarek. Akurat była pora umówionych rozmów z chłopcem. Połączyłam się z nim i po zaledwie jednym sygnale na moim monitorze pojawiła się roześmiana buźka chłopca.
- Czeeeeeeeść ! – krzyknęliśmy do siebie szczęśliwi w jednym momencie
- Ale szybko spryciulo odebrałeś !
- Czekałem aż zadzwonisz ! – przyznał się
- Taaaak ? To świetnie !
- Pani doktor mnie dzisiaj pochwaliła !
- O proszę, super ! A za co cię pochwaliła ?
- Za to, że nie bałem się wjechać do takiego tunelu ! I nie było tak strasznie, wiesz ?
Tunel, tunel ... co to może być, tunel ... ? Tomografia ! Ciekawe jakie wyniki ma ...
- Dzielny byłeś ?
- Tak !
- To zuch !
- Nathan ma dziś do mnie przyjść, wiesz ?
- Wiem. W co będziecie się bawić ?
- W autostradę ! Wczoraj dostałem od niego auto wyścigowe, patrz ! – i pokazał mi w ręku zabawkę, z którą zapewne nie rozstawał się na krok
- Wooooooow. Też bym taki chciała.
- To powiedz mu to, może ci kupi.  – wzruszył ramionami, a ja roześmiałam się, bo było to takie naturalne, proste zdanie, ale w jednym miał rację, choć miałam je w innym kontekście; „ to powiedz mu to”...
- A co ty robisz Vicky ?
Popatrzyłam w jego brązowe oczka, które nawet przez komputer świeciły się.
- Zaraz układam się do spania, bo u mnie już jest późny wieczór wiesz ?
- Jak to ? – spytał z dużymi oczkami i otwartą buzią
- Tak jest. Gdy u ciebie jest dzień to u mnie noc, a gdy ja mam słoneczko to ty masz noc. Tak na przemian.
- A jak pójdę spać w dzień to ty też będziesz miała dzień ?
Roześmiałam się. – Nie Steph, to tak nie działa.
Porozmawialiśmy jeszcze kilkanaście minut po czym chłopiec musiał się rozłączyć, bo pielęgniarka przyszła zmierzyć mu temperaturę. Pożegnaliśmy się i umówiliśmy oczywiście jak wcześniej było w planie na drugi dzień o tej samej porze. Ciekawiły mnie wyniki tomografii. Mogłam liczyć na to, że jedynie Nathan się czegoś dowie i da mi znać.
Czekałam na niego jeszcze jakieś 30 minut na Skypie, ale niestety zasnęłam z głową na biurku przed laptopem ...







Cześć Słońca :* ! Nawet nie wiecie jak wspaniale czuję się kiedy dodaję nowy rozdział. Emocje od pierwszego rozdziału wcale się nie zmieniły ani nie zmalały. Jak dobrze, że odnalazłam swoją uciechę i terapię od dnia codziennego w stworzeniu Wantedowych. To jedna z lepszych moich decyzji życiowych. Szczególnie teraz, gdy sama mam gorszy czas. Do wczoraj było inaczej – pełny zapał i ambicje, jednak rzeczy, które zdarzały się dzień po dniu, a wczoraj dwie finalne sprawy jeszcze dołączyły do tego i powstało coś co mnie przeszyło trochę na wskroś. Może nie do końca, ale jednak. Boli. Serce, dusza. Cała ja. Czuję, że podcięto mi skrzydła, a wręcz mi je odcięto, zdeptano, porozrywano na strzępy, wyrzucono do śmieci, a to wszystko na moich oczach. Nigdzie nie znajdzie się sprawiedliwości, przynajmniej nie tu. Nie odczuwajcie tego, sama nie wiem w zasadzie jak ... Po prostu chciałam to napisać, ponieważ musiałam. Jeśli dzielę się z Wami swoimi radościami i zapałem do życia, to czemu mam milczeć, gdy wcale nie jest dobrze i gdy jest mi źle ? Od wczorajszego wieczora, przez dzisiejszą noc, ranek i cały dzień lecę na melisie i próbuję jakoś to sobie wszystko przetłumaczyć, poskładać, wyciągnąć wnioski. Niby nie ma porażek – są tylko lekcje. Ale te lekcje bolą bardzo i czasami tak, że nie potrafisz sama siebie odnaleźć w tym wszystkim i powiedzieć „dobra Młoda, podnosimy się i idziemy do przodu”, bo w pewnym momencie nie masz siły, żeby wstać. Być może potrzebuję czasu i nabrania dystansu. Mam taką nadzieję. Mam nadzieję również, że odnajdę siłę, zapał i tą iskierkę, którą miałam wcześniej. Może uda się dzięki wsparciu bliskim. Nie wytrzymałam presji odpierania tego wszystkiego i walczenia. Pękłam. Dałam się losowi złamać.
Nie chciałam Was zdołować ani przygnębić – naprawdę. Po prostu jak Wiktoria Lisie, tak ja dzisiaj musiałam z siebie to wylać.

Życzę Wam mnóstwo cudownego czasu, pogody ducha i siły, której mi tak bardzo teraz brakuje. Pamiętam o Was, codziennie myślę i już biorę się za odpisywanie maili, bo wiem, że niektóre na to czekają, a ja kocham kontakt z Wami.

Love love love <3