sobota, 26 października 2013

Ale to nie oświadczyny, prawda ... ? - rozdział 91.

3 dni później wracałam samolotem z Nathanem do Londynu. Patrząc przez okno samolotu na piękne, kłębiaste obłoki, podsumowywałam w głowie całą sytuację. Nie udało mi się pogodzić rodziców mimo starań i podstępów. Rozwód był przesądzony. Postanowione. Było mi bardzo przykro i ciężko z tego powodu toteż wracałam do Anglii ze świadomością, że między mną a rodzicami nie było w porządku – nie potrafiłam zatuszować w sobie żalu i dodatkowo nie pogodziłam się z Asią. Swojej siostrze również nie mogłam wybaczyć tego, że nic mi nie powiedziała o sytuacji rodziców.

Tego wieczora kiedy chciałam Nathanowi wyjawić prawdę o mojej domniemanej ciąży, a zadzwonił do niego Tom, przerywając mi, już potem nie podjęłam ponownie tego tematu i sprawa została zawieszona. Spanikowałam. Najzwyczajniej w świecie stchórzyłam i było mi z tym równie ciężko i źle …

- Vicky – Nath przeciągnął się, budząc – Ty nie śpisz w czasie lotu ? Co to za cud ? – pytał niemrawo
- Tak jakoś. – posłałam mu blady uśmiech – Wyspał się śpiący królewicz ?
- Hmmmm … - zastanowił się jakbym zadała mu śmiertelnie ważne pytanie – Nie.
Roześmiałam się cicho z jego spowolnionej reakcji i pocałowałam go w policzek.
- Omnomnom to było miłe. – uśmiechnął się szeroko i wskazywał dumnie palcem na drugi policzek, nastawiając się
- Nie masz ze mną za dobrze ? – założyłam ręce na piersi
- Zawsze mogę mieć jeszcze lepiej. No dawaj. Całuj.
Przewróciłam oczami ze śmiechem, ujęłam jego twarz w dłonie i pocałowałam go mocno, ale nie w policzek tylko w usta.
- I w ten sposób wykorzystałeś Sykes swój limit miesięczny na buziaki. – powiedziałam po okazanej czułości
- No co ty mówisz … ?
- No tak !
- Ale ja się nie zgadzam !
- Trudno.
- To w takim razie daję ci prawo, żebyś całowała mnie częściej.
- Nie masz takiego prawa. – mówiłam przez śmiech
- Mam i je tobie daję.
Pacnęłam się tylko bezsilnie w czoło. – Ciebie trzeba zacząć leczyć Młody.
- Za późno.
- Woho ! Autopojazd ?
- Czasami. – wyszczerzył się, machając brwiami
- Wariat.
- Ale mnie lubisz ?
- Tylko ciutkę.
- Zadowolę się i tym. – odpowiedział i wziął mnie za rękę, splatając nasze palce. Patrzyłam na nasze dłonie i spoważniałam.
- Nath …
- Co tam ?
- Kocham cię ... Jesteś jedyną osobą, która potrafi mnie zrozumieć, wesprzeć tak po prostu, bezinteresownie, rozbawić do łez
- Wkurzyć jak nikt inny … - przerwał, dodając
- Tak. – uśmiechnęłam się szeroko – To też. – przekręciłam głowę, by spojrzeć mu w oczy – Do końca życia nie będę potrafiła się tobie odwdzięczyć za to, że jesteś dla mnie taki wspaniały.
- Będziesz mogła się odwdzięczyć.
Ściągnęłam brwi zakłopotana. – Jak to ?
- Po prostu bądź ze mną zawsze. Do końca życia.
Patrzyłam na niego lekko zdumiona tą deklaracją. – Ale to nie oświadczyny, prawda … ?
- A zgodziłabyś się ? - serce szybciej mi zabiło i krew uderzyła do głowy. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, co zostało przez niego zauważone. – Tak myślałem … - westchnął – Spokojnie, jak będę ci się chciał oświadczyć to zauważysz to od razu.
- Nathan, ale to nie tak … - jęknęłam
- Victoria, naprawdę nie ma żadnego problemu. Wiem. Rozmawialiśmy o tym już nieraz i wiem, że nie chcesz jeszcze ślubu. Bez obaw. – położył rękę na moim kolanie – Mamy czas. – uśmiechnął się. Odwzajemniłam gest i zsunęłam się z fotela, by móc oprzeć głowę o jego ramię. - Nie żałujesz, że już wracasz do Londynu ?
- Nic tam po mnie. – powiedziałam smutno – Może i nie rozumiałeś tego wszystkiego przez pryzmat rozmów po polsku, ale widziałeś co się działo.
- Widziałem … - westchnął – Ale nie przejmuj się.
- Nathan proszę cię. Jak mam się nie przejmować ?! – podniosłam się – Jestem pokłócona z najbliższą rodziną, czuję się okropnie, a ty mi mówisz tak po prostu, że mam się nie przejmować ?!
- Nie to miałem na myśli i nie patrz tak oskarżycielsko tymi swoimi dużymi oczami. … Ciężko mi patrzeć jak się zamartwiasz i chciałbym móc coś zrobić, żeby było ci lżej.
- Nie pogodzisz się z nimi za mnie. – skwitowałam – Postaram się trzymać swoje smutki i nerwy na wodzy i nie wracać do tego tematu niepotrzebnie. Przynajmniej w towarzystwie.
- Ale
- Koniec tematu. – powiedziałam stanowczym, ostrym tonem – W ogóle mam lekkiego stresa. – przyznałam się
- Przed czym ?
- Przed spotkaniem z chłopakami. – przygryzłam wargę, a Nathan dał w śmiech – Ej ! – szturchnęłam go – To nieładnie śmiać się z czyjegoś nieszczęścia !
- Nooooo – przeciągnął – nieszczęście to jeszcze przed tobą.
Spojrzałam na niego kapitulującym wzrokiem. – Wiesz kochanie. Wcale mi nie pomagasz.
- Wiem. – roześmiał się ponownie – Ale opitol będzie i to niezły. Od góry do dołu.
Kiwnęłam głową przyjmując to do świadomości. – Świetnie. Od razu mi lepiej.
- Oj daj spokój. – teraz on mnie szturchnął z szerokim uśmiechem
- Co nas nie zabije to nas wzmocni.
- Cokolwiek masz na myśli.
Wymieniliśmy znaczące spojrzenia. On nadal się śmiał, ale mi do śmiechu nie było …

W końcu wylądowaliśmy. Wyszliśmy z lotniska niespostrzeżenie i wsiedliśmy do taksówki. Powiedziałam kierowcy adres „Sweet Dreams”, a ten ruszył zaś Nathan zdziwiony patrzył na mnie.
- Myślałem, że do mnie od razu jedziemy.
- Nath ja mieszkam u Boba i Lucy. Nie u ciebie.
- Oj, ale mogłabyś przenocować dzisiaj u mnie.
- Mówisz to średnio 3 razy w tygodniu.
Uniósł znacząco brew. - Może powinno dać to do myślenia ?
- Co cię wzięło dziś na poruszanie takich tematów ?
- Tak generalnie to nie odpowiada się pytaniem na pytanie.
- Dlaczego ? - przewrócił w odpowiedzi oczami – Muszę pokazać się Bobowi i Lucy i ich uspokoić, tak ?
- Ty na serio boisz się reakcji chłopaków. – skomentował
- Wcale nie ! – zaprotestowałam – Po prostu muszę do „Sweet Dreams” pojechać.
- No dobrze, ale w takim razie za parę godzin przyjadę po ciebie i jedziemy do mnie.
- Ale Nathan …
- Wiesz, że nie przyjmuję sprzeciwów. – prychnął
- Musisz postawić na swoim, co ?!
- Oczywiście. – wzruszył ramionami – To będę u ciebie o 18.
Spojrzałam na zegarek. – Ale 18 jest za 1,5 godziny.
- …
- Chyba przesadzasz !
- Wcale nie.
Wzniosłam wzrok do góry. – Boże daj mi cierpliwość do tego człowieka.
W tym momencie taksówkarz parsknął, ale momentalnie, przywołując się do porządku chrząknął; - Przepraszam.
- Nic nie szkodzi.
- Ona tak ma.
- Nathan jeszcze słowo !

Faceci roześmiali się już na całość, a ja poddałam się bezradnie. Niecały kwadrans później wchodziłam już do cukierni.

- Victoria ! – Lucy szła do mnie zza lady z otwartymi ramionami – Dziecko gdzie ty byłaś ?
- Vicky ! – Bob wyszedł z kuchni – Co się z tobą działo ?
- Cześć. – uśmiechnęłam się przyjaźnie i przytuliłam każde z nich – Przepraszam, że tak wyszło, ale musiałam nagle wylecieć do Polski.
- Mhm, czyli z lokalizacją mieliśmy rację. – wyprostował się dumnie Bob
- Tak tak, słyszałam o wasze historycznej naradzie z Nathanem.
- Ale co się stało ?? – dopytywała się Lucy
- Mmmm … - zastanawiałam się, którą wersję im przedstawić – Moi rodzice się rozwodzą.
- Kochanie … - Lucy przytuliła mnie – Tak nam przykro …
- Vicky ... – Bobowi również zrobiło się smutno
- Ale dość. Nie chcę o tym rozmawiać. – wymuszony uśmiech
- Zjesz coś ?
- Nie, dzięki. Zapewne zjem z chłopakami.
- Z chłopakami ? – powtórzyła Lucy
- Wyczuwam Nathana. – roześmiał się Bob
- Ha ha ! – wystawiłam język
- Dobrze, dobrze. Leć.
- Najważniejsze, że jesteś cała i zdrowa.
- Inaczej być nie mogło. – puściłam oko

Posiedziałam z właścicielami cukierni do przyjazdu Nathana. Następnie zabrałam się z nim do domu The Wanted.
- Nie pytaj mnie dziesiąty raz czy się denerwuję, bo dziesiąty raz odpowiem, że się denerwuję. – uprzedziłam, wychodząc z samochodu
- Jak ja dawno nie widziałem mojej Victorii takiej zestresowanej. – objął mnie ramieniem
- Cieszy cię to ?!
- I mimo wszystko ten ostry ton. MMmm … Tak jest ! – z emocji zamknął dłoń w pięść i ze śmiechem otworzył przede mną drzwi do ich domu – Jesteśmy ! – krzyknął na całe gardło
- Hej … - odezwałam się niepewnie o wiele ciszej

Z salonu wyłonił się Tom … z kijem bejsbolowym ! Ze schodów zaczął schodzić wolnym krokiem Max i kręcił w dłoni skórzany pasek od spodni, z kuchni wyszedł Jay z patelnią zaś Siva z łazienki ukazał mi się z młotkiem. Wszyscy mieli pokerface na twarzy. Byli nie do poznania z tą powagą. Aż naprawdę się przeraziłam !

Przygryzłam wargę. – Chłopaki … przepraszam … Wiem jak to wyszło ... Ale … - zaczęłam się jąkać, a oprócz mojego głosu, w całym domu panowała totalna cisza – Lepiej bym się czuła … jakbyście odłożyli te wszystkie atrybuty … - przełknęłam ślinę – bo są wam kompletnie niepotrzebne … prawda … ? – na koniec prawie pisnęłam
- Słońce – Tom zaczął znacząco uderzać kijem bejsbolowym o swoją drugą dłoń – Przeskrobałaś sobie …
- No. – odezwał się Max, nie przerywając kręcenia paskiem – Nie spodziewaliśmy się tego po tobie.
- Niezły kawał nam wywinęłaś. – Jay przeglądał się w patelni
- Tak się nie robi. – Siva chuchnął na młotek
- No ja wiem, ale …
- Masz coś na swoje usprawiedliwienie ?
- Tak Tom; przywiozłam tą wódkę. – przewróciłam oczami

Parker momentalnie zapomniał się i wyszczerzył za co został upomniany chrząknięciem Maxa, który nadal stroił poważnego. Poczułam ulgę i przywróconą odwagę.

- Oj chłopaki noooo – weszłam do środka z uśmiechem i wzrokiem kota ze Shreka po czym wszyscy się na mnie rzucili z uściskami, rzucając w kąt atrybuty. Krzyczeli jeden przez drugiego coś w stylu; „Jak dobrze, że jesteś”, „Martwiliśmy się o ciebie”, „Nie rób nam tego więcej” … - Dobra, dajcie mi pooddychać ! – wyswobodziłam się ze śmiechem z ich objęć i całusów – A ty ! – zawróciłam się do Nathana, który z uśmiechem i założonymi rękami, oparty o framugę, przyglądał się nam – Masz pstryczek w nos ! Wiedziałeś, że tak to będzie wyglądać !

Uśmiechnął się tylko szeroko, prezentując swoje białe zęby.
- To ja proponuję tak – głos zabrał Max - zjemy coś na szybko i idziemy poszaleć na imprezę. Powrót Vicky to wspaniała okazja do balowania.
- Brak okazji to też wspaniała okazja do balowania. – poprawiłam
- Vicky ! Nie psuj dobrego wrażenia.
- Max, kogo ty chcesz oszukać ? – pogłaskałam go po głowie
- Jestem za ! Zapewne cała reszta też. Dlatego idę po ulotki z lodówki i coś zamówimy zaraz. – zgłosił się Tom
- Serio ? – skrzywiłam się – Ja i mój powrót tylko tyle jesteśmy warci ? Jakiegoś śmieciowego fast fooda ?
- Ommmmm podoba mi się to. – Jay zacierał ręce – Mów dalej.
- Dobra. – machnęłam ręką – Zrobię wam te naleśniki. - wszyscy jak jeden mąż przybili sobie piątki. Pokiwałam tylko głową. – Jak małe dzieci …
- Słońce potowarzyszyć ci ? – usłyszałam za sobą Toma, gdy kierowałam się do kuchni
- Jak chcesz.
- To potowarzyszę …
Parker wystawiał miski, a ja wyciągałam rzeczy spożywcze, które były mi potrzebne.
- Naprawdę kamień z serca, że już cię mamy z powrotem. Cieszę się bardzo, że jesteś. – dał mi buziaka
- Ja też się cieszę. W ogóle genialnie, że wychodzimy gdzieś na imprezę.
- O taaaaaak. Trzeba odreagować te kilka dni nerwówki.
- Racja. Mam ochotę się uwalić dziś, Tom.
Brunet spojrzał na mnie zadziornie. – Jeśli liczysz, że będę twoim kompanem, to lepiej trafić nie mogłaś Słońce !

 



Salut ! Czy ktoś tu domagał się szybkiego nexta pod groźbą nieprzespanych nocy albo nawet i zgonu ;> ?? Zatem spięłam poślady i napisałam go specjalnie dla Was migusiem ;D. Rach ciach i gotowe.
W ogóle czego ja się dowiaduję ?! – Moje Czytelniczki są w nałogu ? … Nie potrafią się opanowywać i kilka razy dziennie odświeżają Wantedowe Story ?? … No większej radochy nie mogłyście mi sprawić ;] ! Ten nałóg jak najbardziej Wam usprawiedliwiam ;). Zdajecie sobie sprawę z tego, że dokładnie jutro minie 9 miesięcy odkąd istnieje ten blog ? : )

Witam nowe Czytelniczki : ) ! Jestem niezmiernie dumna, że przebrnęłyście przez wszystkie rozdziały i dołączyłyście do nas :).
U mnie nic w sumie nie zmieniło się od wczoraj ;p. Zrezygnowałyśmy jednak z dziewczynami z nocnej imprezy i miałam przynajmniej czas na naukę, którą zaniedbałam przez ostatni czas, ale wychodzę już na prostą, więc tym się pocieszam ;).

Obecnie żyję tylko tym, że w środę jadę do rodzinnego domu. Baaaaaardzo chce mi się już tego i nie mogę się wprost doczekać !

Chyba czas podnieść tyłeczek z łóżka i pomyśleć o jakimś śniadanio- obiedzie ;), a potem wracam do swoich bazgrołek i zeszycików, bo statystyka i historia filozofii nadal na mnie czekają i nie odpuszczą :p. Jesteśmy w kontakcie !

Buziam ;* !

piątek, 25 października 2013

Ludzie płaczą nie dlatego, że są słabi - rozdział 90.

Patrzyłam na niego, będąc w głębokim szoku z jakieś 3 minuty, nie mogąc wydusić z siebie ani jednego słowa.
- Wiktoria, znasz go ? – „obudziła” mnie mama
- Tak. – szepnęłam, nie odrywając z niego wzroku – To właśnie Nathan. Mój chłopak. W ogóle … - ściągnęłam brwi i spojrzałam na nią – Zostaw nas. – mama otworzyła usta, by coś odpowiedzieć, ale powtórzyłam lodowatym tonem – Zostaw. Nas.

Spuściła głowę, przyjmując mój głos do świadomości i wyszła z korytarza. Wróciłam wzrokiem do bruneta. Patrzył mi w oczy. W tamtej chwili smutnymi, szmaragdowymi tęczówkami. Nie wytrzymałam i wybuchając nowym płaczem podeszłam do niego szybkim krokiem i wtuliłam się w niego jak najmocniej tylko mogłam.
- Jak dobrze, że jesteś. – wyszlochałam tylko
- Vicky co się dzieje ? – spytał cicho do ucha, przytulając mnie równie mocno – Martwiłem się co się stało, nie wiedziałem gdzie jesteś, bałem się o ciebie.
Odsunęłam się na tyle, by spojrzeć mu w twarz.
- Właśnie. – odezwałam się zapłakana – Dlaczego przyleciałeś ?
- … Zapomniałaś ?
Ściągnęłam brwi, nic nie rozumiejąc. Widząc moje zakłopotanie uśmiechnął się delikatnie i cicho zanucił;
-„And she knows when she goes
I`ll come for her everytime.”
- O Boże … - szepnęłam i kolejny raz się rozpłakałam. Tym razem ze wzruszenia. – Ale skąd wiedziałeś, że tu jestem ?
- Myślisz, że nie mam swoich źródeł ?
- Lisa ?
- To ona wiedziała ?!
- …
- No ładnie ! A mi mówiła, że zielonego pojęcia nie wie gdzie jesteś.
- Zakazałam jej mówić. Skąd w takim razie … ?
- Szukałem cię wszędzie. Zresztą Bob z Lisą również i w końcu usiedliśmy na spokojnie i zaczęliśmy myśleć gdzie mogło cię wywiać. Doszliśmy do wniosku, że ostatnim razem kiedy miałaś problemy to wyleciałaś do Polski. Pomyślałem, że może i tym razem tu będziesz.
- A skąd adres ?
- Przecież Bob musiał mieć twoje dane, żeby kiedyś, na początku twojego pobytu, zatrudnić cię do pracy i ugościć w pokoiku.
- No tak. – uśmiechnęłam się delikatnie – Kompletnie o tym zapomniałam. W ogóle ściągnij ta kurtkę i wchodź do środka. – przykazałam, a on posłusznie wszystko uczynił. Wzięłam go za rękę i zaprowadziłam do swojego pokoiku. Zamknął za nami drzwi. Nie czekając ani chwili dłużej wpił się w moje usta, jednocześnie przytrzymując bardzo mocno w talii. Po długiej chwili oderwałam się od niego, chcąc zaczerpnąć powietrza.
- Martwiłem się o ciebie wariatko. – powiedział, gdy nasze czoła się stykały i patrzyliśmy sobie w oczy
- Jestem szczęśliwa, że jesteś tu teraz ze mną.
- Tak ? Nie wyglądasz. – otarł moją świeżą łzę z policzka
- Przepraszam za mój wygląd. – wyswobodziłam się z jego objęcia i usiadłam na łóżko
- Nie ! Nie o to mi chodziło ! – podążył za mną – Po prostu zmartwiłem się, widząc cię taką zapłakaną.
- Ja … - szukałam słowa – Ja jestem taka słaba Nath … - szepnęłam. Widząc nową falę mojego płaczu objął mnie ramieniem i mocno przytulając do siebie, pocałował w czoło i powiedział;
- Ludzie płaczą nie dlatego, że są słabi. Płaczą, bo zbyt długo byli silni. Vicky co się dzieje ?
- Moi rodzice się rozwodzą. Dowiedziałam się o tym przez zupełny przypadek, bo nikt mnie o tym nie poinformował. Cała rodzina o tym wiedziała, rozumiesz ? – spojrzałam na niego przez łzy – A wszyscy trzymali to w sekrecie przede mną. Czuję się jak jakiś odludek. Jakbym nie należała do rodziny.
- Kochanie spokojnie … Rozumiem, że dowiedziawszy się o rozwodzie swoich rodziców, postanowiłaś przylecieć do Polski, ale nie rozumiem jednej rzeczy Victoria … Dlaczego nic mi o tym nie powiedziałaś ? Dlaczego wyleciałaś tak bez słowa ?

W tym momencie się zamknęłam i nie wiedziałam co powiedzieć. Nathan myślał, że powodem mojej ucieczki do Polski był rozwód rodziców. Nie miał bladego pojęcia o moich podejrzeniach co do ciąży.

Odsunęłam się od niego, chcąc mu to wszystko wytłumaczyć.
- Nathan to nie tak … - do pokoju zapukała mama. Westchnęłam ciężko. – Proszę. – powiedziałam po polsku
- Wiktoria – mama zajrzała do pokoju – weź swojego chłopaka i przyjdźcie zjeść kolację.
- Mówiłam ci, że nie jestem głodna. – odpowiedziałam lodowato, nawet na nią nie patrząc
- Ale może Nathan jest. Poza tym nie będę w salonie. Nie będziesz musiała być w moim towarzystwie. – dokończyła i wyszła, nie czekając na moją odpowiedź

Zrobiło mi się ciężko na sercu po jej ostatnim zdaniu i zamknęłam oczy, byle nie rozpłakać się ponownie.
- Vicky … - słodki głos Nathana – Nie rozumiem w prawdzie po polsku, ale … tak patrząc z boku to chyba nie pogodziłaś się jeszcze z mamą za to utajenie rozwodu, co ?
- I nie mam zamiaru. – powiedziałam ostro, wstając – Chodź. – wyciągnęłam do niego rękę – Musisz być głodny po wycieczce. Idziemy na kolację.

Trzymając się za ręce weszliśmy do salonu, gdzie rzeczywiście nie było mamy. Za to mieliśmy nakryte do stołu z pełnymi talerzami potrawy.
- Ale mama i tak cię kocha.
- Nathan daj spokój …
Usiedliśmy na krzesłach.
- Vicky …
- Mm ?
- Kiedy miałaś zamiar się do mnie odezwać ? – spytał, gdy zaczęliśmy jeść
- Dzwoniłam do ciebie. Miałeś wyłączony telefon.
- W samolocie niekoniecznie można mieć włączoną komórkę Skarbie.
- W ogóle to oszalałeś decydując się na przylot tutaj.
- Dlaczego niby ? – prychnął
- Nie znasz polskiego.
- Ale znam angielski. Poza tym przepraszam bardzo ! – obruszył się – Ale moja dziewczyna uczyła mnie podstawowych zwrotów po polsku, więc coś tam umiem. – zostawiłam to bez komentarza i tylko posłałam mu uśmiech – Poza tym przecież powinnaś wiedzieć, że poruszę niebo i ziemię, żeby cię odnaleźć. Za szmaty cię wyciągnę, a wrócisz ze mną do Londynu !
Roześmiałam się, gdy usłyszałam ostatnie zdanie. – Kocham cię, wiesz ?
- Wiem. I dlatego jestem tutaj … Właściwie to ile tu zamierzasz siedzieć ?
- Proszę nie pytaj mnie o to dzisiaj … Lepiej powiedz co u chłopaków.
- U chłopaków ? Ok wszystko. Oprócz tego, że Max chodzi nieźle zjarany przez swoją nową pannę.
- Am. Coś tam obiło mi się o uszy. Ale to w końcu on jest z tą Tori czy jak jej tam ?
- A nie wiem. – wzruszył ramionami – Wiesz jaki jest Max i jakie ma podejście do niektórych dziewczyn.
- Akurat tej drugiej kwestii nie mogę stwierdzić … Ale wystarczy mi to, że wiem jaki jest Max. – uśmiechnęłam się
- No właśnie. A tak w ogóle to chyba nie muszę mówić, że kazali mi tobie przekazać jak w końcu cię znajdę, że od każdego z nich masz niezłego kopniaka w tyłek za taki nagły wyjazd ?
- Tak, wiem. Już Tom zdążył mnie poinformować o tym przez telefon, pomijając fakt, że rozmowa trwała może z dwie minuty.

Nathan roześmiał się słodko, ale po chwili uspokoił się. – Oni też się martwili. Każdy na swój sposób, ale martwili się. Tom z Maxem jarali jak opętani co chwilę, Siva ciągle żuł popcorn, bo twierdził, że to jedyne czym mógł się wtedy zająć, a Jay pił sok marchewkowy hektolitrami, bo twierdził, że to go odstresowuje i może logicznie myśleć gdzie się podziałaś. Oczywiście nie wspominam o tym, że każdy był w nastroju „bez kija nie podchodź”.
- O rany …
- Dokładnie „o rany”. Widzisz co nam zrobiłaś ?
- Przepraszam … - zrobiło mi się przykro, ale po wysłanym Nathanowskim buziaku rozchmurzyłam się – A jak Toma nos ?
- A ok. Nie ma siniaka już po tym twoim przywaleniu, ale podobno jeszcze troszkę go pobolewał jak wyjeżdżałem.
- Ojć. – skrzywiłam się – W ogóle to ja też się o ciebie martwiłam. I chłopaki też ! Bo podobno nie powiedziałeś im, że wylatujesz gdziekolwiek i też nie wiedzieli gdzie cię szukać.
- Nie miałem czasu im wszystkiego tłumaczyć.
- A mnie umoralniałeś !
- Działałem pod wpływem impulsu !
- Ja też !
Spojrzał na mnie ze zmrużonymi oczami. – Dobra, koniec.
- Panie Sykes … Nie mądrz się pan tak. – powiedziałam z uniesioną brwią
- Panno Minc … - zaczął, ale nie dokończył, bo obydwoje nie wytrzymaliśmy i roześmialiśmy się w najlepsze

Po skończonym posiłku zawróciliśmy się z powrotem do mojego pokoiku. Leżąc na łóżku wtuleni do siebie, cieszyliśmy się swoją obecnością.
- Nath … - szepnęłam, opierając głowę o jego klatkę piersiową
- Mm ? – mruknął
- Słyszę bicie twego serca.
- To dobrze. Znaczy działa. – roześmiał się słodko
- I to jak oszalałe !
- Bez zarzutu ?
- Najmniejszego. – wsłuchiwałam się dalej i zaczęłam swoim palcem delikatnie wystukiwać na jego boku rytm bicia serca
- Victoria …
- Mm ?
- Łaskoczesz.
Przestałam się bawić i ponownie w głowie uderzyła fala smutku. Nathan oczywiście to zauważył.
- Hej – podniósł mnie, by móc patrzeć mi w oczy – czemu zmarkotniałaś ?
- … nie mogę po prostu uwierzyć w to co się dzieje … W tą całą sytuację rodziców …
- Bardzo ci przykro ?
- Nawet nie wiesz jak … Ale wiesz … nie mogę tak tego zostawić.
Ściągnął brwi. - Ale co chcesz zrobić ??
- Nie wiem ! Coś ! Na pewno nie NIC !
- Victoria … nie podoba mi się to …
- Ale przecież ja jeszcze na nic nie wpadłam. – pokerface
- Znając ciebie i momentami twoją pogmatwaną wyobraźnię i kreatywność, to w tym momencie naprawdę mam pewne obawy co ci strzeli do głowy. - patrzyłam na niego nadal z pokerfacem - No co ?? – roześmiał się – Mam podstawy, żeby tak myśleć !
Wzięłam poduszkę do ręki i walnęłam nią jego. – Spadaj !
- Oj, żartuję.- roześmiał się, przytrzymując mnie za ręce – W sumie to też walczyłbym o rodzinę, więc cię rozumiem i masz moje pełne poparcie. Cokolwiek wymyślisz.
- Serio ? – spytałam ze szczęściem w głosie
- Tak. – spojrzał mi w oczy – Ufam tobie. Może i czasem się kłócimy, może i nie zawsze jesteśmy w stosunku do siebie fair, może i nie raz przesadzamy, może wytykamy sobie za dużo wad, ale ważne, że wiemy ile dla siebie znaczymy, bo nie wyobrażam sobie Victoria, że pewnego dnia może Cię zabraknąć.

Gdy to powiedział z pełnym przekonaniem coś ukłuło mnie w sercu. Ściągnęłam brwi i spuściłam głowę. Usiadłam przy nim po turecku. Musiałam mu powiedzieć to wszystko. Musiałam powiedzieć mu dlaczego tak naprawdę przyleciałam do Polski ! Nie mogłam przed nim niczego ukrywać. Kochałam go i chciałam, żeby znał prawdę. Jakkolwiek miałby zareagować. Dojrzałam do tego. Zebrałam się na odwagę i skubiąc kocyk, na którym siedzieliśmy popatrzyłam na niego. Patrzył na mnie czułym wzrokiem i bawił się moim kosmykiem włosów.

- Nath … - wzięłam głęboki oddech, a on przyjął pytający wzrok – … Muszę ci coś powiedzieć.
- Słucham cię kochanie. – uśmiechnął się
Przełknęłam nerwowo ślinę i czułam jak zaczęło kręcić mi się w głowie ze zdenerwowania.
- Bo … - kolejny oddech – bo tak naprawdę
Przerwał mi dzwoniący telefon Nathana. – Przepraszam. – spojrzał na wyświetlacz – To Tom … Cześć Tom - odebrał i zaczął z nim rozmawiać, a ja myślałam, że strzelę sobie w łeb …


 
 
 
Hejo Moje Wytrwałe Czytelniczki :* ! Jak już pewnie zauważyłyście zawładnął mną nastrój romantyzmu, więc trochę posłodziłam w tym rozdziale, ale przecież czasem i to jest potrzebne, prawda ;> ? Troszkę uspokajamy akcję, by za parę rozdziałów znów mogło się zadziać :).
Niesamowicie cieszę się, że Wasze komentarze są coraz bardziej rozbudowane i, że coraz więcej mi piszecie. Właśnie o to mi chodzi ! Taki handel wymienny bardzo mi się podoba ;) ! Dziękuję, że mnie doceniacie (zapewne przesadnie). To jest bardzo miłe !
W ogóle przepraszam, że wróciłam dopiero po prawie tygodniowej przerwie, ale nie mogłam zagonić się do napisania końcówki w rozdziale, a gdy już wczoraj chciałam się za to zabrać, to wybrałam się ze znajomymi na imprezę. I tak wyszło, że wylądowałam w dwóch klubach, gdzie w drugim było nieziemsko ! Polecam serdecznie klub Mirage w stolicy ;) ! W takim ogromie ludzi spotkałam swoich kolegów z liceum z rodzinnego miasta i bawiłam się z nimi fantastycznie, gdzie za czasów szkoły kłóciłam się z nimi co nie miara i nie znosiliśmy się ;). Generalnie czuję się jeszcze deczko nieogarnięta, bo wracanie po g.3. w nocy do domu chyba nigdy nie będzie moją dobrą stroną ;) ...

Nie wiem jak Wy, ale ja nie mogę uwierzyć w tą magiczną liczbę rozdziału ... Jestem szczerze w szoku, że udało nam się dobić do takiej zacnej sumki :). A jeszcze troszkę przed nami ! - przynajmniej tak mi się zdaje ;) ...

Kami PL - ten rozdział nie był raczej pełen akcji i również nie należy do serii tych moich długich, ale proszę już teraz - przyjmij moje serdeczne życzenia z okazji Twoich niesamowitych 18stych urodzin ! Życzę Tobie dużo zdrowia, wytrwałości do realizowania postawionych sobie celów, szczęścia, spełnienia najskrytszych marzeń, pogody ducha i mądrego, dorosłego życia. Wybaw się świetnie w swoje urodziny :) !

Och ... aż mi moja 18stka się przypomniała :) ...
No nic. Z kubkiem cappuccino i zeszytami z wykładów obok, żegnam się. Muszę trochę się pouczyć, bo zaraz po tym jak dziś wstałam, usłyszałam od U., że wybieramy się wieczorem w miasto, a wiadomo - nauka; rzecz święta :) !

Baaaardzo Was wszystkie ściskam mocno i życzę Wam udanego weekendu ! :*

sobota, 19 października 2013

Wielki sekret rodzinny - rozdział 89.

Obudził mnie zgrzyt przekręcanego klucza w drzwiach. Sięgnęłam ręką po zegarek. Była g.10 – mama zapewne wyszła do sklepu. Przewróciłam się na drugi bok i zaczęłam analizować swoją sytuację. Wczorajszy wieczór przepłakałam i wyżaliłam się mamie. Tzn.przyznałam się do nagłej ewakuacji do Polski. Byłam w takim stanie i miałam okropny mętlik w głowie i wszystko jej powiedziałam. Łącznie z podejrzeniami o ciąży. Na szczęście ani mnie nie ochrzaniała ani nie podsumowywała. Po prostu słuchała, przytulała. Po prostu była. Dzięki niej jednak mogłam spojrzeć na swoją sytuację z dystansu i z innego punktu widzenia.

Tego poranka moje myśli skupiły się również wokół innego problemu. Nagłe zniknięcie Nathana i brak kontaktu z nim zaczęło mnie coraz bardziej niepokoić. Tom nie dzwonił, więc Sykes się do nich nie odezwał. Postanowiłam jeszcze trochę poczekać i zadzwonić do niego potem. Może po prostu gdzieś pojechał i rozładował mu się telefon ? Szukałam w głowie sensownego wytłumaczenia tej nienormalnej sytuacji. Tymczasem postanowiłam w końcu wstać, ubrać się i posprzątać mieszkanie.
 

Zeszłam na dół i gdy splotłam włosy w niedbałego koka na czubku głowy, udałam się do łazienki, gdzie przyszykowałam sprzęt do pracy tj. mop, ścierki, miskę z wodą, a z szafy wyciągnęłam odkurzacz. Przechodząc obok kuchni stwierdziłam, że ani trochę nie byłam głodna i od razu zabrałam się do roboty.

3 godziny później;
Przez odgłos odkurzacza przebijał się dzwonek mojego telefonu. Wyłączyłam sprzęt i wzięłam do ręki komórkę.
- Cześć Asia.
- Cześć Wiki. Co się do siostry nie odzywasz ? Słyszałam, że w Polsce jesteś.
- Oj przepraszam, wybacz, ale jestem od niecałej doby dopiero, a wczorajszy dzień był taki zakręcony, że szybko minął i nawet nie zdążyłam do ciebie się odezwać.
- Spoko, rozumiem. Ale może wpadniesz do mnie, co ?
- A ty nie jesteś w pracy ?
- Nie. Dziś mam wolne.
- Ok, w sumie skończyłam sprzątać i mogę przyjechać.
- Świetnie. W takim razie powoli już robię kawę.
- A zaliczę się na jakieś śniadanie ? – roześmiałam się
- Jeszcze nie jadłaś ?! O raaaaanyyy … - westchnęła – Jasne, jakieś resztki znajdą się w lodówce.
- Haha ok. Na razie. – rozłączyłam się. Zebrałam wszystkie rzeczy, wsadziłam je na miejsca i poszłam przygotować się do wyjścia.


Akurat w korytarzu nakładałam płaszcz, gdy do domu weszła mama.
- A ty co, lecisz gdzieś ?
- Tak. Jadę do Asi. – spojrzałam na nią – A ty gdzie byłaś ?
- U koleżanki.
- Znam ją ?
- Nie wiem. Dobra, leć. Tylko nie wracaj zbyt późno. Na 16 robię pyszny obiad. – uśmiechnęła się
- Mniam. A co takiego zrobisz ? – zawijałam szalik na szyi
- A nie powiem. Zobaczysz. – minęła mnie
- Spoko. Będę na 16. – ostatni guzik w płaszczu – Pa !
- Pa.

Otworzyłam drzwi i wyszłam na mroźne powietrze. To się nazywała zima, a nie to co w Londynie ! Dookoła odśnieżonych chodników leżał biały puch i mienił się jakby milionami kryształków od promyków słońca. Nie mogłam jednak zbyt długo podziwiać polskiej zimy bowiem jechał mpk, do którego musiałam wsiąść.

Jakieś 30 minut później wchodziłam już do mieszkania Asi.
- Jestem ! – krzyknęłam od progu
- No cześć Młoda. – uśmiechnięta wyszła z salonu i przytuliła mnie momentalnie
- Ale ziąb. – grzałam sobie łapki
- Zapomniałaś rękawiczek ?
- Tak wyszło. – uśmiech
- Ściągaj płaszcz. Właśnie woda się gotuje na ciepłą herbatkę.
- O, super. – odwiesiłam ciuch na haczyk i podążyłam za siostrą do kuchni
- Co się stało, że tak nagle przyleciałaś ?
- Nic się nie stało.
- Kłamiesz. I to na dodatek z uśmiechem.
- Daj spokój. – teatralnie przewróciłam oczami i usiadłam za stołem na krześle – Po prostu chciałam niespodziankę wam zrobić.
- Nam ? – podstawiła mi kubek pod nos z parującym napojem – Przecież wczoraj zapomniałaś nawet się do mnie odezwać.
- Ale dziś zamierzałam ! – wystawiłam język
- Jaaaasneee … - przeciągnęła i podsunęła mi talerz z kanapkami – Smacznego.
- Dzięki.
- Swoją drogą; mama cię nie uraczyła jakimś pysznym śniadankiem ? – wyszczerzyła się
- Wyszła rano. – ugryzłam kanapkę - W ogóle wczoraj też jej długo nie było. – mówiłam z pełną buzią
- Oj wiesz jak to jest z załatwianiem spraw u prawników. – usłyszałam i momentalnie zachłysnęłam się jedzeniem aż Aśka musiała ingerować i klepać mnie po plecach. Po paru sekundach opanowałam sytuację.
- Z czym ?! – wydusiłam z siebie jedynie
Dziewczyna spojrzała na mnie nic nie rozumiejąc aż po chwili ściągnęła brwi. – Jak to … To ty nic nie wiesz ? - odrzuciłam chamsko kanapkę na talerz i wycierając ręce w chusteczkę założyłam je na piersi, czekając ze srogą miną i wbitym wzrokiem w siostrę na wytłumaczenia – Noooo … - przeciągała, błądząc wzrokiem po stole – Rodzice się rozwodzą …

Uniosłam brwi i postawiłam oczy tak szeroko, że lada moment wypadłyby mi z oczodołu. Zdawało mi się, że nie słyszałam tego naprawdę.
- Możesz. to. powtórzyć ? – powiedziałam drżącym głosem
- Nie mów, że tego nie wiedziałaś.
Rozłożyłam bezradnie ręce. – No super wiedzieć ! Ale w ogóle o co chodzi ? Dlaczego ?! Dlaczego oni się rozwodzą ?! Dlaczego nikt nie raczył mi o tym powiedzieć ?! – wraz z kolejnym zdaniem podnosiłam głos
- Wiki uspokój się.
- Jak mam się uspokoić ?! – krzyknęłam, wstając – Czemu dopiero teraz się o tym dowiaduję ?!
- Nie wiem. – Asia mówiła spokojnie – Myślałam, że rodzice ci powiedzieli …
- No niestety nie uczynili mi tego zaszczytu ! Równie tak samo jak ty !
- Wiktoria uspokój się i usiądź proszę.
Ściągnęłam brwi wszystko kojarząc. – To dlatego taty od wczoraj nie widziałam. Wyprowadził się z domu, tak ?
Asia spuściła głowę. – Tak. – odpowiedziała cicho

Nie mogłam w to uwierzyć. O czym my rozmawiałyśmy ? O rozwodzie moich rodziców ? MOICH RODZICÓW ?! Tych, którzy od ponad 25 lat żyli ze sobą zgodnie i byli dla siebie przyjaciółmi ? Nie dochodziło to do mnie i klapnęłam bezradnie z powrotem na krzesło. Teraz ja błądziłam wzrokiem po blacie i spytałam cicho. – Dlaczego ?
- Nie wiem. Nie chcieli mi powiedzieć.
- Aśka !
- No naprawdę.
- Wiesz co ? – spojrzałam na nią ze zmrużonymi oczami - Co jak co, ale nigdy bym nie pomyślała, że i ty utaisz przede mną taką sprawę … - wstałam i zawróciłam się. Wychodziłam na korytarz.
- Oj Wiktoria stój ! … Poczekaj no !
Obdarzyłam ją lekceważącym spojrzeniem. – Daj se siana. – prychnęłam i szybko zgarniając z wieszaka swój płaszcz wyszłam, na nic nie czekając. Trzasnęłam za sobą drzwiami i zbiegając ze schodów nakładałam płaszcz.

Wszystko we mnie dygotało i zdawało mi się, że nogi miałam z waty. Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam. W głowie krzyczał tylko jeden głos, wołający ciągle; „To nieprawda ! Dlaczego ?”. Nie mogłam się uspokoić i zaczęłam płakać. Wybiegłam na podwórko. Nie chciałam od razu wracać do domu. Za dużo w tamtym momencie przeżywałam.
Zaczęłam bezsensownie chodzić po ulicach. Wcześniej wyłączyłam tylko telefon, bo nie wyobrażałam sobie z kimkolwiek rozmowy w tamtym momencie. Błąkałam się po ulicach i nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Rodziło się wiele pytań, a z każdym coraz więcej żalu do wszystkich, że nie powiedzieli mi o niczym … Czułam się jak piąte koło u wozu. Taka … niepotrzebna i kompletnie niewzięta pod uwagę. Przecież to była kwestia życia moich rodziców. MOICH NAJBLIŻSZYCH OSÓB ! A dowiedziałam się o tym zupełnie przez totalny przypadek …

Rozżalona nie zauważyłam nawet kiedy zaczęłam marznąć, mijając kolejne ulice. Miałam tak lodowate ręce, że nawet ich nie czułam. Weszłam do kawiarni, która była obok. Wraz z pierwszym krokiem do niej poczułam ciepło. Zajęłam miejsce gdzieś na końcu lokalu, ale przedtem poprosiłam panią obsługującą o ciepłą herbatę z cytryną.
Cały mój pobyt w kawiarni był pobytem tylko cielesnym, bo duchem błądziłam w ciągłych rozmyślaniach. Rozgrzałam się w końcu po długim czasie herbatą i nawet nie zauważyłam kiedy, a zrobił się na podwórku mrok. Nie miałam najmniejszej ochoty wracać do domu, ale stwierdziłam, że chyba w końcu najwyższa pora stawić czołu temu wyzwaniu i postawić na swoim. Zebrałam się, wyszłam z lokalu i wróciłam do domu.

Otwierałam drzwi do domu ze złym nastrojem. Już nie było żalu. Była wściekłość. Najczystsza, naturalna wściekłość.
- Wiktoria, gdzie byłaś ?! – mama dopadła mnie na korytarzu – Asia mówiła, że już dawno od niej wyszłaś, miałaś wyłączony telefon. Martwiłam się !
Spojrzałam na nią niechętnie. – Naprawdę ? – mlasnęłam
Mama zdziwiła się moją reakcją. – Naprawdę. Dobra, idź umyj ręce i zjemy kolację.
- Nie jestem głodna.
- Jadłaś coś ?
- Nie. Nie jadłam.
- Wiktoria co ci jest ? Skąd wróciłaś, że jesteś taka zła jak osa ?
- Z kawiarni.
- Wiktoria !
- Odczep się. – rzuciłam, mijając ją
- Wiktoria ! Nie tym tonem, dobrze ?!
Odwróciłam się raptownie. – Nie upominaj mnie teraz o ton głosu ! – krzyknęłam równie głośno – Oszukiwałaś mnie ! Wszyscy mnie oszukiwaliście !
Mama ściągnęła brwi. – O czym ty mówisz ? – spytała ciszej
- No tak ! Jeszcze teraz dalej wciskaj mi kit, że nie wiesz o czym mówię !
Wzięła się za czoło, odgarniając włosy. – Asia ci powiedziała ?
- Wybacz, że zdradziła wasz wielki sekret rodzinny. Wypsnęło jej się zupełnie przez przypadek. – powiedziałam i zawróciłam się, by pójść do swojego pokoju
- Wiktoria poczekaj !
- Jak długo mieliście zamiar to przede mną ukrywać, co ?! – odwróciłam się jeszcze z krzykiem – Myśleliście, że się nie dowiem ?! A może miałam stawić się na waszą rozprawę w sądzie i dopiero wtedy byście mnie łaskawie poinformowali o rozwodzie ?! Dlaczego nie miałam prawa się o tym dowiedzieć ?! – krzyczałam już ze łzami w oczach – Jestem jakaś gorsza ?! Nie należę do rodziny ?! W ogóle po co to ?! Dlaczego ?!
- Wiktoria nie mów tak … - mama również miała łzy w oczach – Nie chcieliśmy, żebyś się przejmowała i denerwowała. I tak masz dużo swoich zmartwień. Czekaliśmy na jakiś odpowiedni moment.
Roześmiałam się ironicznie przez łzy. – Świetnie. W takim razie w ogóle teraz nie mam zmartwienia. Gratuluję rozdania kart. A jeśli można wiedzieć … od kiedy to wszystko trwa ?
Mama westchnęła ciężko. – Od dwóch miesięcy.
Uniosłam brwi z szoku. – Fantastycznie ! – kiwnęłam głową – Czyli na dodatek i święta były fałszywe ! … - spojrzałam na nią – Mamo … - powiedziałam cicho, ale nie dokończyłam tylko ze łzami w oczach zostawiłam ją na korytarzu i poszłam szybko do swojego pokoju

Zamknęłam się od środka i rzuciłam na łóżko, płacząc do poduszki. Tak bardzo było mi wtedy smutno. Czułam się opuszczona i wszelka wiara w rodziców odeszła. Całe zaufanie do nich i autorytet rozproszył się jak mak … Czułam się zdradzona i okłamywana przez najbliższych, a to było najgorsze co mnie do tamtej pory mogło spotkać. Poza tym najokropniejszą sprawą i tak było to, że moi rodzice rozstawali się …
Leżałam tak i płakałam. W pokoju było zupełnie ciemno, bo w zimowy wieczór za oknem panował mrok.

Nie wiedziałam ile tak się dręczyłam, ale po bardzo długim czasie usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie ruszyłam się. W ogóle mnie to nie interesowało. Słyszałam jak mama poszła otworzyć i czułam jak kolejne łzy spływały po moich policzkach. Moje serce jednak zamarło jak usłyszałam z korytarza bardzo koślawą, łamaną polszczyznę i znajomy głos;
- Dobryyy … wieczór ? She must be here ! … Victoria … jest ?
- Kim pan jest ? – głos mojej mamy

Gość nie odpowiedział. Najprawdopodobniej nie zrozumiał. Zerwałam się szybko i pobiegłam na korytarz, by mu pomóc, zapominając zupełnie o swoim stanie i wyglądzie. Wybiegłam zza zakrętu, a moim oczom ukazała się mama, stojąca do mnie tyłem przy otwartych drzwiach i ON. Nie mogłam uwierzyć w to, że go widziałam. Naprzeciwko mamy stał Nathan i patrzył na nią z niezrozumieniem w oczach.

- Kim pan jest, pytam się ponownie. – mama niecierpliwiła się
- Mamo zostaw go. – powiedziałam ze wzrokiem wbitym w swojego chłopaka. Po policzku czułam świeżą, spływającą łzę. W tym momencie mama odwróciła się do mnie, a jego wzrok spoczął na mnie … 

 

 
 
Cześć :). Niektóre pewnie zdziwione końcówką, ale były też i takie chytre bestie, które poniekąd mnie rozgryzły ;). Jak Nathan się ogarnął w Polsce i jakim cudem tam trafił – to w nexcie ;) ...
Macie prawo do krytykowania postaci Wiktorii. Wcale się za to nie wkurzam ani nie obrażam, bo przecież o to chodzi, żebyście czytały i komentowały, ale jednocześnie wysuwały pewne wnioski. NIGDY nie chciałam przedstawić Wiktorii jako idealnego i bez skazy człowieka, bo takiego najzwyczajniej w świecie nie ma. Tak się zastanawiam, że może nawet i o to mi chodzi, żeby pokazać ją od czasu do czasu w negatywnym świetle, aby można było dostrzec jej błędy i nie powielać ich u siebie. Przedstawiłam ją z anoreksją, a teraz pozwoliłam jej wylecieć do Polski po to, by przemyślała i poukładała sobie wszystko w głowie na spokojnie. Może i rzeczywiście niektóre z Was sądzą, że w tym momencie Wiki jest dziecinna, bo uciekła od problemu (choć tylko cieleśnie, bo duchowo cały czas się zadręczała), ale chyba jest w tym ciut prawdy, że jej ucieczka ma sens, bo która z nas, dowiedziawszy się, że może być w ciąży w wieku 19 lat, z głową pełną marzeń i ambicji, nie wystraszyłaby się i nie spanikowała ? A co za tym idzie – nie myślała racjonalnie ? W takich sytuacjach człowiek zawsze szuka azylu i bezpiecznego miejsca do przemyśleń i uspokojenia się, a w przypadku Wiktorii, mimo że osadziła się w Londynie, to zawsze azylem będzie jej dom rodzinny w Polsce, bo tam czuje się najbezpieczniej :).

Mam nadzieję, że trochę Wam teraz ukazałam inne oblicze tej sprawy i patrzycie na naszą bohaterkę mniej krytycznym okiem, a jeśli nawet nie, to nic straconego. Przynajmniej widzicie rzeczy, które Wam się nie podobają i jest szansa, że unikniecie ich w swoim życiu :).
Dziękuję za uwagę, dobranoc ;).