poniedziałek, 30 marca 2015

Pieprzę to i wszystko dookoła ! - rozdział 140.

Nogi mi zdrętwiały. Siedziałam w jednej pozycji sama nie wiem ile, ale na pewno zbyt długo. Pukanie do drzwi. Kto przeszkadzał mi w tajnej misji ?
- Vicky, można ? – usłyszałam zza drzwi głos Boba
- Zajęta jestem.
- Jeszcze z tym się męczysz ? – nim cokolwiek odpowiedziałam wparował do środka – Ile jeszcze zamierzasz tak siedzieć ?
- Aż skończę. – dmuchnęłam pod nosem tak, że moja grzywka pofrunęła do góry – Właściwie to jeszcze tylko chwilka ... Gdzie dowiązać kokardkę, jak myślisz ?
- Czy to ma aż takie znaczenie ?
- Pewnie, że ma ! – obruszyłam się – Musi być ładne w każdym calu.
- Przecież Stephan nawet nie popatrzy dłużej na tę kokardkę niż 2 sekundy tylko zacznie rozpakowywać prezent.
Przygryzłam wargę i z trzymaną kokardą w górze zawiesiłam się. – Mówisz ?
- No jasne ! Zaplącz ją normalnie i tyle.
- Ale chciałam, żeby było ładnie ... – mruknęłam pod nosem
- Proszę cię ... – Bob westchnął niecierpliwie – Siedzisz nad tym prezentem cały dzień. Może w końcu już go odłożysz ?
- Mowy nie ma ! Myślisz, że spodoba się mu ?
Mężczyzna ciepło się uśmiechnął. – Z całą pewnością.
- To super ! – zerwałam się po zawiązaniu kokardy - Idę na pocztę ! – wyszczerzyłam się, wzięłam duży pakunek i po chwili ruszyłam aby wysłać paczkę dla swojego małego ulubieńca

Godzinę później;

Siedziałam tępo przed monitorem. A właściwie przed dwiema otworzonymi kartami w internecie. Pierwsza karta to mail od stęsknionej i skruszonej Mamy, która pisała w swoim jak i w Taty imieniu o tym, żebym im wybaczyła, żebym nawiązała z nimi kontakt, że martwią się o mnie, tęsknią, że nie mogą sobie darować tego co mi zrobili, ale, że zrozumieli swój błąd, a ponadto mają mi coś do zakomunikowania. Znałam maila na pamięć. Przeczytałam go chyba 100 razy i za każdym wywoływał we mnie te same skrajne emocje. Byłam nadal rozżalona i nieufna w stosunku do tego co czytałam, ale również co dziwne- chyba pierwszy raz od tamtego zajścia w domu poczułam tęsknotę za nimi i pustkę. Jedno zdanie na końcu maila budziło we mnie wzruszenie. Niby normalne, mówiące o miłości rodzica do dziecka, ale czułam jak chwytało mnie za serce. Druga karta natomiast to okienko z wpisanym adresem mailowym Mamy z funkcją „odpisz”. Jednak „kartka” nie była zapisana. Nie mogłam zabrać się za to. Nie wiedziałam co odpisać. Ok, Wiktorio skup się. Tak powiedziałby Nathan, próbując zmotywować mnie do działania. Głęboki wdech i położyłam palce na klawiaturze.

„ Cześć,”
I co dalej ? Zwrot „Kochana Mamo” jakoś nie chciał się napisać.
„doceniam, że napisałaś do mnie. Jednak nie wiem jak mam zachować się dalej. Nie wiem co robić.”

Nie. Totalnie bez sensu. Backspace,backspace, a w końcu przytrzymanie backspace do końca i widok ponownego pustego okienka.
- Dobra. Jeszcze raz. – mruknęłam, ale bardziej chciało mi się płakać niż cokolwiek tworzyć, ponieważ nie wiedziałam jak powinnam się zachować, co napisać. Totalna pustka. Za to przesyt emocji ...

Nazajutrz. Poniedziałkowy ranek;

Wstałam wcześniej, by na spokojnie zebrać się do pracy. Wyszłam z łazienki, wzięłam płaszcz z torbą i zeszłam na dół, by nie musieć po nic wracać na górę. 


- Cześć ! – krzyknęłam do Boba, który już krzątał się po kuchni jak zwykle
- Co ?  Co ty tak wcześnie ? – szczerze zdziwiony patrzył jak zaczęłam robić sobie kanapki
- Nie chciałam znowu w pośpiechu tracić poranka. Dzień i tak będzie dość stresujący w pracy, więc muszę wyjść spokojna, żeby nikogo w studio nie zamordować.
- Na przykład ?
- Niny – powiedziałam z wypchaną buzią
- Szkoda życia za kratkami przez zabójstwo jakiejś dziewuchy.
- Ok, przekonałeś mnie. – zaśmialiśmy się – W ogóle dziękuję, że wczoraj wieczorem poratowałeś mnie kawą.
- Nie ma za co. Widziałem jak się trudziłaś nad jakimś mailem ...
- To był mail do Mamy. To znaczy; miał być.
- Co ? Wzięłaś się jednak i odpisałaś jej ? – drugi poranny szok Boba
- Właśnie nie. Kolejne próby kończyły się tak samo. Deletem albo Backspacem. Mam blokadę jakąś. Wcale to nie jest takie proste. A jak już przełamę barierę to mam pustkę i nie mam zielonego pojęcia co napisać.
- Może ci przejdzie ... Ważne, że próbowałaś. Ponów za parę dni, a może się uda.
- Mam nadzieję.
Uśmiech Boba, a za chwilę nieśmiałe pytanie; - Vicky, co robisz ?
- Zjadłam śniadanie i robię kanapki do pracy.
Mężczyzna patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, a jego kąciki ust kierowały się ku górze.
- No co ? – spytałam głupkowato
- Jesteś dziwna. – palnął
- Dzięki ! – zaczęłam kierować się do wyjścia
- Nie, nie ... Czekaj. – zawrócił mnie z powrotem – Nie wiem co się stało z tamtą Victorią, która zawsze rano była tornadem tutaj i ledwo co wyrabiała się ze wszystkim, nie jedząc śniadania, a już na pewno nie robiła sobie kanapek do pracy i nawet nie zastanawiała się czy odpisać na maila od rodziców ... – nadal nie spuszczał ze mnie wzroku – Ale ta Vicky mi się podoba. I to bardzo !
Uśmiechnęłam się zawstydzona. – Po prostu chcę być zdrowa Bob. Zresztą kilka dni temu sam mnie do tego namawiałeś, więc czemu się dziwisz ? – teraz już naprawdę kierowałam się do wyjścia
- Że mnie posłuchałaś !

Roześmiałam się i zamknęłam za sobą drzwi. To był dobry, spokojny poranek, przygotowujący do ciężkiej pracy. Uruchomiłam samochód Nathana i ruszyłam do „EandJ”. W czasie drogi śpiewałam wraz z radio i w dość krótkim czasie dojechałam pod studio. Byłam trochę zniechęcona do pracy przez nową towarzyszkę, która miałam przeczucie, że wywróci moją pracę do góry nogami, ale musiałam się trzymać i nie dać po sobie poznać, że cokolwiek było nie tak.

Weszłam do swojego pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Odłożyłam torebkę na bok, a telefon położyłam na biurku. Oczywiście zero jakiejkolwiek wiadomości i połączenia ... Max również nie pokusił się, by odpisać na mojego wyzywającego smsa. Nie to nie. I tak go załatwię.
Ledwo zdążyłam usiąść, a już rozległo się pukanie do drzwi.
- Byle to nie ta dziewczyna ... – mruknęłam, odchrząknięcie i zachęcające – Proszę.
Sekunda nie minęła, a wparował Olivier z masą teczek. – Dzień dobry pani Victorio, jak samopoczucie ? – oczywiście uśmiech numer 5
Aha. Czyli znowu dyplomatycznie zaczynamy, by przejść do mocnego uderzenia ...
- Dzień dobry. Całkiem dobre ... – rzucił przede mną teczki – choć jak patrzę na ten stos to sama nie wiem ...
- No tak, trochę tego jest, ale proszę się nie przejmować. Wyrobi się z tym wszystkim pani do jutra. Poza tym Nina przecież pani pomoże.
Wytrzeszczyłam na niego oczy. – DO JUTRA ?!
- To tak tylko się wydaje, że jest tego tyle ... Poza tym proszę pamiętać, że za godzinę zaczyna pani nagrania.
Zacisnęłam szczękę i głęboko westchnęłam. – Przecież Nina nie ma pojęcia o podpisywaniu umów i kontraktów, a od tego tu się roi. – wskazałam na teczki
- Wytłumaczy jej pani i będzie po problemie. Wiem, że jest pani zaradna i dobrze zorganizowana. W razie czego jestem pod telefonem, bo jadę w teren. Powodzenia.
Spojrzałam na niego z ogniem w oczach. Zamknął za sobą drzwi.

- Ja się zastrzelę ... – westchnęłam po czym nacisnęłam numer na telefonie
- ... tak ?
- Nina zapraszam do mnie. – powiedziałam niezbyt przyjemnym tonem, ale na więcej nie było mnie stać. W tym krótkim czasie kiedy dziewczyna szła do mnie, szybko ogarnęłam co było, w której teczce i którą mogłam wręczyć Ninie, ażeby mi pomogła.
- Dzień dobry, słucham.
- Dzień dobry – spojrzałam na nią. Stała przed moim biurkiem z nienagannym, ale niezbyt szczerym uśmiechem. – Wypełniałaś już jakieś dokumenty tutaj ?
- Właściwie ... to przynosiłam tylko do podpisu.
- To czym ty tu się zajmujesz ? – wypsnęło mi się niepohamowanie, ale od razu dopowiedziałam – Ok, to dziś masz za zadanie wypełnić te dwie teczki. Każda z nich ma 15 stron, więc uwiniesz się w niecałą godzinę jak dobrze się postarasz. Przedłużysz kontrakty. Chodzi tu tylko o wypełnienie danych, numery kont i wszystkie potrzebne rzeczy masz w sekretariacie na górze. Ważne, żebyś nie pomyliła. Sprawdź kilka razy zanim poślesz dalej, ok ?
- Oj, bez przesady, przecież to nic skomplikowanego. – prychnęła i wzięła ode mnie teczki
- Na wszelki wypadek przynieś mi je za godzinę do wglądu.
- Uważam, że nie trzeba ...
- A ja uważam – powiedziałam z naciskiem na „ja” – że trzeba. – ale po chwili przypomniałam, że za godzinę musiałam być na nagraniu – Za 3 godziny mi to przynieś.
Nina spojrzała na stos teczek, który jeszcze przede mną został.
- Nie wystarczy ta reszta ?
Kurde. Miała rację. Ciężko będzie. Zmrużyłam oczy i spojrzałam na nią.
- Ok, ale masz to sprawdzić 4 razy.
- Jasne ! – uśmiechnęła się – Coś jeszcze ?
- Nie, dzięki. – po czym przeniosłam wzrok na monitor, dając jej do zrozumienia, żeby sobie poszła ...

Godzinę później byłam na nagraniach. Na szczęście wszystko udało się tak jak zakładaliśmy i mogliśmy przechodzić do kolejnych szczebli z zespołem jeszcze mało znanym, ale z wielkimi ambicjami i talentem. Podchodziliśmy do ostatniego nagrania, gdy dostałam telefon od koleżanki z biura, że jeden kontrakt z poufnymi szczegółami trafił nie do tego właściciela, do którego powinien trafić. Moje ciśnienie ? Rozwaliłoby z pewnością maksymalną miarkę pomiarową ! Kazałam dokończyć nagranie, a sama pobiegłam na górę do Ruth, która przekazała mi tą informację.

- Jakim cudem ?! – wpadłam do murzynki za biurkiem – Przecież nigdy się nie pomyliłam !
- Chyba niestety zaliczyłaś chrzest pomyłkowy. Zadzwonił Johnson, który sprawdził właśnie maila; dostał kontrakt szczegółowy Toya.
Patrzyłam na nią cała trzęsąc się ze złości. – Johnson ? – upewniłam się
- Tak
- Olivier kazał dać mi część teczek dla Niny, tej nowej. Dałam jej dwie. W tym Johnsona. – dokończyłam niemalże zgrzytając zębami ze złości po czym jak tornado przechodziłam przez korytarze do miejsca, w który pracowała dziewczyna.
- Czy ty nawet danych nie potrafisz dobrze wpisać ?! – wrzasnęłam na nią, podchodząc do jej biurka. Zastałam ją w radosnym nastroju, bo oglądała z koleżanką stronę z butami. Widząc mnie od razu tamta wycofała się, a Nina wystraszona spytała;
- Co się stało ?
- To się stało, że źle wpisałaś rubryki i wysłałaś szczegółowy kontrakt do innej osoby, która nie powinna go widzieć ! Mówiłam ci, żebyś sprawdziła kilka razy ! Tak ci się spieszyło, żeby pooglądać buciki w internecie ?! Wiesz, że teraz przez ciebie sztab będzie musiał wymyślać od nowa dwie umowy ?! Naprawdę te zadanie było zbyt skomplikowane dla ciebie ?! Przepisanie danych ?!
Dziewczyna spuściła wzrok i przełknęła ślinę.
- Byłam pewna
- Było trzeba być inteligentną, na lepsze by to wyszło, jeśli nie dla ciebie to dla innych ! Dałam tobie najprostsze zadanie jakie mogłam dać, a ty je spaprałaś ! W takim razie nie wiem jakie obowiązki mogę tobie powierzyć ! – ciskałam piorunami spojrzeniem, zawróciłam się na pięcie i wyszłam. Musiałam odejść jak najdalej. Na podwórko. Do tlenu. Byle się uspokoić, bo wybuchnęłabym ! Otworzyłam drzwi ewakuacyjne budynku z impetem i „łyknęłam” powietrza. Jednak owe powietrze nie było świeże, o które mi chodziło. Było zajarane. Wyczułam palone papierosy i zanim zdążyłam podążyć za owym „zapachem”, usłyszałam;
- Victoria ?
Spojrzałam w danym kierunku. – Ryan ?
- W swojej osobie. – uśmiechnął się szeroko i zaciągnął papierosem
Uśmiechnęłam się, widząc członka zespołu Lawson. Dopiero rozluźniłam piąstki, które trzymałam kilka minut mocno zaciśnięte.
- Zapalisz ? – wyciągnął do mnie paczkę
- Oj tak – pokiwałam głową i już po chwili wypuszczałam z ust dym, oparta o budynek – Co tu robisz ?
- Miałem spotkać się z Olivierem, żeby ustalić jeden szczegół, chciałem to zrobić sam, nie przez managera, ale okazało się, że go dzisiaj nie ma.
- No tak, w terenie jest. Nie zadzwonił do ciebie ?
- Nie. Trudno. Przyjadę innym razem. A co u ciebie ?
Ściągnęłam brwi z kwaśnym uśmiechem. – Nawet nie pytaj.
- Zły dzień ?
- Mhm ... – zaciągałam się
- Ok. To trzymaj się jak tak. Ja muszę lecieć załatwiać inne sprawy. Miło było cię zobaczyć. Cześć – buziak w policzek na pożegnanie
- Cześć – uśmiechnęłam się, odprowadziłam go wzrokiem, wypaliłam papierosa, na koniec przygniotłam go obcasem i wyciągnęłam telefon z kieszeni. Nadal nie otrzymałam jakiejkolwiek odpowiedzi od Maxa. Nadal byłam zmasakrowana przez nerwy i wystukałam;

„Tchórzu, gdzie Twoje jaja? Przerosła Cię zdecydowana kobieta? Nie odpuszczę i nawet w LA zrobię Tobie taką awanturę, że od razu przemówię do Ciebie i wyjaśnimy sobie to co mamy wyjaśnić MĘŻCZYZNO.”

Nie zastanawiając się ani chwili dłużej- wyślij do: Max i wróciłam do budynku.
Resztę pracy poświęciłam na chodzeniu od różnych pokoi i odkręcaniu pomyłki Niny. Wypełniałam resztę teczek sama i gdy wybiła godz.15 wyszłam z pracy. Dziękowałam losowi, że ta dziewczyna nie stanęła mi więcej na drodze ...

Wsiadłam do samochodu i zadzwonił mój telefon. Uśmiechnęłam się jak tylko mogłam najszerzej odbierając.
- Cześć Nathan ! Poczekaj, nastawię na głośnomówiący, bo właśnie wyjeżdżam spod „EandJ”. ... No już. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że dzwonisz !
- Cześć Kochanie ! – jego wesoły głos był jak lekarstwo na zły dzień w pracy – Tylko bezpiecznie ruszaj, pamiętaj, że z tyłu na tym parkingu jest wysoki krawężnik
- Naaaaaaaaath
- No już dobra dobra ...
- A czy ty nie masz nocy teraz przypadkiem ?
- A mam.
- To dlaczego nie śpisz ?
- Bo chciałem do ciebie zadzwonić. Powinnaś być zadowolona.
- Jestem przecież !
- To jak ci mija dzień ?
- Zapowiadał się fajnie, bo rano na spokojnie zjadłam śniadanie, zero stresu, natomiast w pracy istny pogrom ! Wyobraź sobie, że ta kretynka Nina pomyliła wszystko i kontrakt poszedł w ręce kogoś innego. Dasz wiarę ?!
- O kurde ... naprawdę ?
- Naprawdę !
- Ale to czemu jej dałaś to do zrobienia ? Przecież sama musisz wszystkiego doglądać, znam ciebie.
- Dałam jej wydawałoby się; najprostszą rzecz do zrobienia z tego co dzisiaj miałam. Olivier dał mi tonę spaw i nie wyrobiłabym się. Sam kazał jej dać część spraw, to dobrze, że więcej jej nie dałam ...
- O ja ... To słabo ... Wkurzyłaś się nieziemsko co ?
- Nooo ...
- Nooo wiedziałem. Bardzo się jej oberwało ?
- Oczywiście, że tak !
- Nie chciałbym być w jej skórze w tamtym momencie. – roześmiał się – Biedna dziewczyna
- Chyba zapomniałeś co zrobiła !
- Wiem, wiem, już doprowadzam się do porządku Kochanie. To teraz masz pewnie dwa razy więcej roboty przez to, że chciałaś mieć mniej  ?
- Dokładnie. Ale nic. Poradziłam sobie.
- Dzielnie ?
- No może nie tak dzielnie ...
- To znaczy ?
- Z nerwów zapaliłam jednego papierosa ... – przyznałam się
- Victorio – oho, ton i forma zawsze, gdy coś przeskrobałam – Czy ty musisz zawsze w nerwach zrobić coś beznadziejnie głupiego ?
- Ale ty nawet nie wiesz w jaką ja furię wpadłam !
- I co, zapalenie peta od razu ją zniwelowało ? – powątpiewający ton
- Oj Sykes nie wkurzaj mnie.
- Nie było mnie i od razu dałaś się ponieść.
- Co to ma znaczyć ?!
Zaśmiał się mrucząc kusząco. - Że ja bym w inny sposób rozładował twoje negatywne emocje.
Ciarki mnie przeszły i uśmiechnęłam się. – Tak ? A w jaki ?
- Naprawdę chcesz wiedzieć ? Czy może zostawić to do wykorzystania, gdy będziesz zła, a ja będę mógł zadziałać ?
- Dawaj.
- Zakleszczyłbym cię w swoich objęciach, zaczął całować
Motyle w brzuchu zaczęły wariować, gdy przypomniałam intymne sceny z nim.
- Dobra Nath, dość.
- Jak to ? – został konkretnie wybity z tropu na co roześmiałam się
- Przypominam, że prowadzę i muszę być w pełni na tym skupiona.
Teraz on roześmiał się słodko. – Tak łatwo cię wyprowadzić ze stanu skupienia ?
- Przecież sam doskonale wiesz jaka jestem uległa na twoje czułości ... – rozmarzyłam się – Tęsknię Nath. I to bardzo.
- Wiem skarbie. Ja też. Trochę nam już wywiadów odeszło, ale i tak mamy niezły zapieprz.
Zmarkotniałam. – Ile jeszcze ? Nie służy mi związek na odległość. Nie jestem do niego stworzona.
- Uwierz mi, że ja też nie. Nie wiem jak długo to potrwa, ale musimy być silni.
 Wypuściłam powietrze. – Wiem ...
- Jeszcze trochę, a potem znowu będziemy razem. Głowa do góry.
- Nie mogę.
- Czemu ?
- Prowadzę ...

Porozmawiałam jeszcze chwilę z Nathanem, ale biedak był już śpiący czemu wcale się nie dziwiłam i poszedł spać. Nakazałam, żeby ucałował ode mnie Stephana, gdy go pójdzie odwiedzić.
Podjechałam pod „Sweet Dreams”, wysiadłam, zamknęłam auto i weszłam. Było kilka osób, a Bob stał za ladą.
- Cześć piękna, jak dzień minął ?
- Poproszę o hektolitry melisy. – przeszłam obok niego, ale zaraz zawróciłam się – I to dożylnie !

**

Całe po południe spędziłam z Bobem i Lucy. Rozmawialiśmy o pracy, starali się mnie uspokoić jak również przyznałam się im, że strasznie brakowało mi Nathana na co uśmiechali się do mnie czule i dopingowali, że przecież damy radę, że wytrzymamy i że potem jak się zobaczymy to będzie super. Wierzyłam, że tak będzie i po podwieczorku wszystkie nerwy odeszły. Nawet nie poszłam do siebie na górę i nie zamknęłam się w swoim pokoju pochłonięta wśród swoich spraw, a siedziałam z nimi do zamknięcia lokalu i przyjemnie nam było razem. Śmialiśmy się, gawędziliśmy. Była bardzo ciepła atmosfera.
Akurat, gdy śmiałam się z Boba, który jak zwykle w swoim wydaniu palnął coś śmiesznego, usłyszałam swój dzwoniący telefon. To znowu był Nathan. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i odebrałam radośnie;

- Cześć Nath ! Znowu się stęskniłeś za mną ?
- Cześć Vicky, słuchaj – jego głos brzmiał źle. Bardzo źle. W jednej chwili spoważniałam i przestraszona spytałam;
- Co się stało ?
- Mały ... – musiał wziąć wdech, bo ciężko mu było to powiedzieć – Stephan walczy o życie. Jego stan znowu się pogorszył. Tym razem fatalnie.
Przed oczami zrobiło mi się czarno. Poczułam na policzkach zimne łzy, które sunęły w dół. Nie byłam w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. Gul w gardle był chyba wielkości głazu.
- Vicky, jesteś tam ?
- ... jestem – szepnęłam, a gdy odzyskałam pole widzenia, zobaczyłam, że Bob z Lucy patrzą na mnie z przerażeniem. Zeszłam z krzesła i poszłam na schody. Starałam się głęboko oddychać by nie zemdleć. – Co jeszcze wiesz ?
- Vicky naprawdę chcesz wiedzieć jeszcze więcej ? Po co ci to ? Jestem tu na miejscu, będę do niego chodził ...
- Mów ! – warknęłam przez łzy
- Dobrze ... – starał się być opanowany – Pielęgniarka mówiła, że ...
- Że ?!
- Steph ma małe szanse. – usłyszałam najokropniejszą wiadomość dnia, tygodnia, miesięcy, a nawet i lat. Opadłam na schody, zaczęłam strasznie płakać, byłam w istnym amoku i nawet nie wiedziałam kiedy rozłączyłam się z Nathanem. Schowałam twarz w dłoniach i płakałam, zanosząc się. Bob z Lucy momentalnie podeszli do mnie. Usiedli po obydwu stronach i zaczęli dopytywać się co się stało. Ledwo zrozumieli, gdy łkając powiedziałam, że stan Stephana bardzo się pogorszył. Od razu przytulili mnie i zaczęli uspokajać, ale na nic były ich słowa. W ogóle ich nie słuchałam. Opuściłam dłonie i zapłakana oświadczyłam;
- Jutro tam lecę.
- Vicky uspokój się, pomyśl logicznie ... Co z pracą ?
- Pieprzę to i wszystko dookoła ! – niemalże krzyknęłam rozżalona i nadal płacząc podniosłam się i pobiegłam do siebie na górę ...






Cześć :* !  Miałam wstawić wczoraj, ale wróciłam z Puław i chciałam jeszcze dopisać troszkę, żeby było więcej dla Was do czytania i tak dodaję teraz. Mam nadzieję, że rozdział przypadł do gustu, bo mi nawet owszem ;)
Nie ogarniam. Po prostu nie ogarniam. Też macie czasami tak, że kiedy rozprzestrzenia się przed Wami jakiś problem, to w pewnym momencie macie odczucie, że wszystko Wam jedno ? Że macie dosyć rozmyślania na ten temat i zamartwiania się i tak naprawdę chcecie wszystko rzucić i powiedzieć „niech się dzieje co chce” ? Jeśli tak to witam w klubie. Jest jedna sprawa, przez którą wczoraj wylałam tyle łez i straciłam ogrom nerwów, a dzisiaj właściwie jestem w stanie egzystowania i nie mam ochoty myśleć o tym znowu. Muszę zbierać w sobie siły, by być wytrwałą, gdy najgorszy scenariusz ziści się, bo wtedy nie będzie łatwo, ale obstaję przy tym, że w pewnych sytuacjach lepiej, aby koszmar spełnił się już teraz niżeli za pół roku czy dłużej, gdy bardziej się w coś zaangażuję i potem będę bardziej przeżywać.  
Gdyby nie „to coś” to reszta spraw byłaby jak najbardziej super- na uczelni na razie ok, jutro jadę do domu już na święta ... Tak czy siak będzie dobrze. Trzeba być tylko dzielną i silną. Trzeba być.

Niczym niezmotywowana San  

sobota, 7 marca 2015

A co jeśli nie potrafię inaczej ? - rozdział 139.

- Przykro mi Vicky, nie mogę tego nawet wytłumaczyć, bo nie wiem jak.
- Nie no spoko. – starałam się powstrzymać swoją furię – Tylko niemiłosiernie wkurza mnie to, że ludzie mogą pisać o drugich co im się żywnie podoba, wcale nie przejmując się jak sytuacja naprawdę wygląda i jak potem będzie się czuła taka obsmarowana osoba.
- Skarbie nie nakręcaj się już. – Nath posłał mi pocieszający uśmiech – Napisali tylko, że
- Że bujam się twoją furą po Londynie i że podczas twojej nieobecności w Anglii nie wyglądam na znudzoną. – dokończyłam cytując fragment ze strony internetowej – Nath ! – westchnęłam żałośnie – Niech oni się od nas odwalą. Nie lubię ich.
Chłopak słodko roześmiał się. – Też ich nie lubię, ale co zrobić ... Taka branża. Ale wydawało mi się, że ten etap z rozmową o tym, żeby nie przejmować się takimi sprawami mieliśmy za sobą ? ... Vicky ...
- Tak, tak ...

Robiąc poranną herbatę wspominałam o wieczornej rozmowie z Nathanem, w której poinformował mnie, że dziennikarze znowu mnie namierzyli i nie omieszkali o tym poinformować innych tysięcy ludzi. Co najlepsze- znowu wyszłam na czarną zmorę, tym razem jak to korzystam z dobroci swojego chłopaka pod jego nieobecność w kraju i w tym zdjęcia kiedy wsiadałam i wysiadałam z auta Nathana. Jeszcze inne ciekawe zdania w artykule typu, że nie nudzę się, nie próżnuję, że wcale nie wygląda na to, że tęsknię za Nathanem i tak dalej ... Jeszcze bardziej się podminowałam tymi rozmyśleniami aż wymsknęło mi się pod nosem;
- Gówno prawda
- Oj jak optymistycznie od rana ! – zza moich pleców wyłonił się uśmiechnięty jak zwykle Bob
- Myślałam, że jeszcze śpisz. – uśmiechnęłam się niewinnie – Herbaty ?
- Nie, kawy.
- Siadaj, jestem przy czajniku to ci zrobię od razu.
- Dzięki ... To co tam przeżywasz tym razem ? – usiadł za stołem
- Tym razem padło na dziennikarzy, którzy w necie zamieścili o mnie artykuł.
- Oł ! No popatrz !
- Nie wiem czy będziesz taki dalej entuzjastyczny, gdy ci powiem, że znowu mnie obsmarowali.
- Norma. – machnął ręką – Teraz co niby zrobiłaś złego ?
- Emmmmm ... – udawałam skupioną – Wożę się bezczelnie furą Nathana po Londynie i chyba zostanę najzimniejszą suką, która nie tęskni za swoim chłopakiem, który za oceanem ciężko pracuję nad nową płytą z zespołem i jej promocją.
- Mhm, czyli jak zwykle z jadem i konkretnie.
- Tak jest.
- Ale po co ty w ogóle bierzesz do siebie takie rzeczy skoro to są bujdy wyssane z palca ?
- Bo wkurza mnie, że ktoś w ogóle taki ferment o mnie rozsiewa ! – podstawiłam mu pod nos kubem z kawą – Ciebie by nie ruszyło, gdyby tak o tobie pisali ?
- Pewnie nie.
- No na bank. – prychnęłam
- I tak z tym nic nie możesz zrobić. Taki urok bycia w związku z osobą sławną. Dobrze o tym wiedziałaś.
- „Wiedzieć”, a „poczuć” na swojej skórze to jednak trochę inna relacja ...
- Dobrze ci radzę; olej to.
Spojrzałam tylko na niego niepocieszona.
- A teraz idź się przebrać z tej piżamy i ciesz się sobotą. Już od dłuższego czasu mam wrażenie, że zbyt wszystkim się przejmujesz. Musisz wyluzować Vicky, bo oszalejesz.
- A co jeśli nie potrafię inaczej ?
- Potrafisz. Tylko musisz w to uwierzyć. Jesteś młodziutka, zdrowa, masz fantastycznego chłopaka, pracę, mieszkanie, dlaczego nie potrafisz tego docenić tylko cały czas boisz się i denerwujesz ?
Spuściłam wzrok, trawiąc w głowie każde pojedyncze słowo usłyszane przed chwilą.
- Nie wiem ... – szepnęłam zszokowana, wiedząc, że miał rację. Spojrzałam na niego. – Nie wiem Bob.
- To może zacznij korzystać z życia i jego uroków  jak wcześniej ? Czasami mam wrażenie, że nie mieszkam z dwudziestką, a z czterdziestką. – siorbnął kawy
- Bob ! – teraz rzuciłam w niego ścierką – Nie rozpędzaj się już tak.
- No może trochę przesadziłem ... – przyznał z uśmiechem – Ale wiesz o co mi chodzi ?
- Tak. Chyba tak ... Ale wiesz ... ciężko chodzić z głową w chmurach kiedy ma się kilka trudnych niezamkniętych spraw.
- To na co czekasz ? Pozamykaj je raz na zawsze ! Od razu poczujesz się szczęśliwsza.
- Ale ja jestem mądry. – przedrzeźniałam go ze śmiechem – Idę się przebierać, a ty budź żonę i kawiarnię otwierajcie.
- Dobrze proszę pani. – puścił oko


Przebierając się w łazience bardzo dokładnie analizowałam rozmowę z Bobem. Czyżbym naprawdę aż tak się zmieniła ? Ok, może rzeczywiście nie byłam aż tak beztroska i radosna jak wcześniej, ale też i parę rzeczy zmieniło się ... Ale w jednym Bob miał rację; muszę pozamykać sprawy, bo to się nigdy nie skończy. Przynajmniej wziąć w garść i wykończyć to co mogę i na co mam wpływ. I już wiedziałam co wieczorem należy zrobić ...


Zbiegałam po schodach, robiąc niedbałego koka.
- Cześć Lucy ! – przywitałam się z kobietą, która już przygotowywała stoliki na otwarcie lokalu
- Cześć Vicky !
- Gdzie tak pędzisz ? – wychylił się Bob
- Jadę bujać się furą swojego chłopaka. – roześmiałam się – Na razie !
- Pa ! – odkrzyknęli mi
Odpaliłam auto i ruszyłam. Wybrałam numer telefonu i połączyłam się. Pierwszy sygnał oczekiwania ... drugi ...
- Hej Victoria !
- Cześć Lisa, mam nadzieję, że cię nie zbudziłam.
- Nie, coś ty ... Co tam ?
- Właśnie jadę do ciebie. Krój ciasto jeśli masz, a jeśli nie masz to śmigaj po nie migusiem do sklepu.
- Ooooo jaka poranna niespodzianka. Super ! W takim razie biorę się za krojenie, biorę ! Masz szczęście, że wczoraj zrobiłam zapas.
- Ekstra ! – roześmiałam się i rozłączyłam

Około 20 minut później;

- No chodź chodź. Mam torcik bezowy ! – Lisa ponaglała mnie w zdejmowaniu kurtki i butów
- Lecę ! – roześmiana wpadłam do pokoju
- Coś do picia ?
- Na razie nie. Planuję zapchać się tym cudeńkiem. – patrzyłam na wielki kawał tortu nałożony na talerzyk dla mnie – Lisa, przełom jest ! – wypaliłam, a ta zdezorientowana patrzyła na mnie
- Tak ?
- Tak ! Rozmawiałam dziś z Bobem i mam taką energię do działania i zmierzenia się z tym wszystkim co mnie osacza, że czuję, że muszę to wykorzystać. I zacznę od dzisiaj ! Będę sumiennie rozwiązywać wszystkie supły, które się porobiły od kilku miesięcy.
- Woooooow – wydusiła z siebie dziewczyna – Jestem pod wrażeniem.
- Bomba, nie ? – siedziałam wyszczerzona
- No tak tak, zapał widzę masz.
- Zobaczysz; ze wszystkiego się wykaraskam.
- „Ze wszystkiego” ?
- Mhm
- Sprecyzuj, chyba, że o czymś nie wiem ... Czekaj czekaj, może ja zacznę. – poprawiła się na kanapie – Na pierwszy rzut idzie sprawa z Maxem.
- To na drugi rzut.
- Vicky ... – srogi wzrok – Musisz to wyjaśnić natychmiast.
Przewróciłam oczami. - Ale chyba z dnia na dzień nie pojawię się w Los Angeles, nie ?   
- A. No w sumie to nie. Ale dobra ! To jest też do rozwiązania.
- No raczej !
- Max to jedno ... Ogarnięcie się z Nathanem czy w końcu się hajtacie czy nie to drugie.
Moja uniesiona brew.
- No co ?! – żachnęła się
- Idziemy nie tymi priorytetami moja droga.
- To co dla ciebie jest ważniejsze od tego ?
- Nie zadawaj mi pytań w takim stylu, bo to złe ! – broniłam się – Chcę wysłać paczkę do Stephana z własnoręcznym prezentem. Może przez to nie będzie tak odczuwał za mną tęsknoty, może szybciej wyzdrowieje ... I dzisiaj dowiem się dokładnie jak maluch się czuje, mam nadzieję, że Nath sprawdził się w roli detektywa ...
- Uuuuuu moja droga wkręciłaś się w tą relację. I to w relację z dzieckiem na dodatek ! Gdyby ktoś mi powiedział, to w życiu bym nie uwierzyła. Byłaś pierwszą osobą do podpisania się pod petycją, że nie chcesz mieć dzieci.
- Bo nadal nie chcę ! – obruszyłam się – Ale Steph to jest taki wyjątek.
- No dobra, to też to będziesz miała z głowy. A co z ...
- Z czym ?
- Z rodzicami i siostrą ? Nadal się do nich nie odzywasz ?
Mina mi troszkę zrzędła. – Owszem. Ale obiecuję sobie w tym  momencie, że chociaż pomyślę o nich i może przekonam się, żeby naprawić nasze relacje, ale tu potrzebuję jeszcze trochę czasu ... Ale wracając do Nathana i Maxa ! – ożywiłam się z powrotem – Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym to wszystko wyjaśnić i z jednym i z drugim. Tyle, że na razie nie mam w ogóle co rozmawiać na temat urlopu w pracy, bo dopiero wróciłam.
- No, a Nath nie może tu przylecieć ?
- Coś ty, ma nawał pracy. Są zawaleni. Jay ci nie mówił ?
Uśmiechnęła się kwaśno. - Przecież nie mam z nim kontaktu.
- A więc jednak ? – przygryzłam dolną wargę
- Mhm
- Ale myślałam, że Jay się zmienił ...
- Rzeczywiście, zmienił się. Myśli bardziej egoistycznie niż wcześniej.
Ściągnęłam brwi. – Przykro mi Lisa.
- Mi już nie. Przez te zawody na nim w trakcie hmmm ... nawet nie wiem czy wypada to nazwać „związkiem”, nawet już po nim nie płakałam.
- Rozumiem.
- Ale cieszę się bardzo, że ty w końcu chcesz ponaprawiać to co ci się posypało i trzymam za ciebie kciuki !
- Dzięki Lisa. Niewątpliwie przejmowałam się ciągle czymś na przemian, ale myślałam, że tego nie widać.
- Niestety albo stety; widać.
- Poza tym nie będę brać do głowy tych wszystkich dupereli, które piszą w internecie na mój temat.
- Czyli znowu coś nabazgrolili o tobie ?
- Mhm, ale olejmy to. – machnęłam ręką
- Bardzo dobre podejście ! A opowiedz mi jeszcze co tam u Natha ? Jak żyje ?
- W szybkim tempie, ale na razie tak się na nim na szczęście to nie odbija, bo naprawdę bałam się czy będzie w stanie sobie poradzić od razu z taką falą pracy po wyjściu ze szpitala, ale jak się okazało to zuch chłopak i wyrabia. – uśmiechnęłam się szeroko
- A jak cały ten Scooter ?
- Nadal coś mi w nim nie pasuje, wiesz ? Niby coś tam promuje tych chłopaków, ale mam wrażenie, że stara się promować właśnie chłopaków, a nie zespół.
Lisa ściągnęła brwi. – Jak to ?
- Widziałaś już ich najnowszy teledysk, nie ?
- Widziałam.
- I właśnie Nathan wczoraj mi opowiadał, że Siva wkurzył się na Brauna i podobno nawet mieli jakąś pogadankę z tego tytułu, bo Sivy w teledysku jest znikoma ilość. Nathana zresztą też, ale on wyszedł dopiero co ze szpitala, więc sam nie pchał się przed kamerę i postanowił być w cieniu tym razem, ale Siva rzeczywiście pojawia się tam raz na sto lat.
- Myślisz, że Braun chce któregoś z nich faworyzować kosztem innego ?
- Nie wiem. – wzruszyłam ramionami – Może niesłusznie faceta oskarżam, ale na to mi wygląda. Mam nadzieję, że w kolejnych nagraniach jakoś te role chłopaków będą mniej więcej współmierne jak do tej pory, bo inaczej to niczego dobrego nie wróży ...
- Kurczę, no jak tak sobie pomyślałam to rzeczywiście nie dziwię się, że Siva miał jakieś „ale” do teledysku, no bo prawie go w nim nie ma. Ale spokojnie, zobaczymy jak to się dalej potoczy.
- Mogę już zjeść te ciastko ? Nie wytrzymam dłużej patrzeć na nie ! – roześmiałam się, a kumpela razem ze mną
- Jedz ! A czyżby to był kolejny cel z pożegnaniem problemu ? Postarasz się normalnie odżywiać i wyrzucić z tej swojej główki odchudzanie i głodówki ?
- Postaram się. – odpowiedziałam z wypchanymi policzkami jak chomik

**

Spędziłam z Lisą niemalże cały dzień. Dużo rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się. Muszę przyznać, że byłam bardzo zmotywowana do wdrążania sesji ratunkowej w swojej życiu i chęci zmiany na lepsze swoich sytuacji. Wróciłam do „Sweet Dreams” i po krótkich pogawędkach z właścicielami, którzy mieli jednak sporo roboty przy klientach jak to w weekend, zmyłam się na górę do siebie.

Wzięłam do ręki telefon i stanęłam przed oknem. Patrzyłam na ludzi, którzy akurat tego późnego popołudnia nigdzie się nie spieszyli. Mijali się, niektórzy byli nawet szeroko uśmiechnięci. Może to jakaś dobra aura nam służyła ? Może ktoś z nich też podjął plany na swoje życie ?
Ale czy na pewno to co planowałam zrobić wyjdzie mi na dobre ? A może pętla zaciśnie mi się na szyi ? W sumie to nie przekonam się póki nie spróbuję, a życie w takim zawieszeniu najwidoczniej mi nie służyło. Stukałam bezwładnie telefonem o drugą dłoń. Dobra. Wóz albo przewóz. SMS, nowa wiadomość;

„Nie sądzisz, że powinniśmy porozmawiać w końcu jak dorośli ludzie? Koniec z ucieczkami i zabawą w kotka i myszkę. Musimy to wyjaśnić.” Do: Max. Wyślij. Poszło. Zrobiłam to.
Trochę nogi mi się zatrzęsły, a serce zaczęło bić o wiele szybciej, ale wiedziałam, że lepiej teraz niż później. I wiedziałam, że dobrze zrobiłam. Odłożyłam telefon na półeczkę i by nie katować się ciągłymi spojrzeniami na wyświetlacz czy aby nie dostałam odpowiedzi, włączyłam głośno muzykę i zaczęłam wyrzucać rzeczy z szafy. O tak. Tu też zdecydowanie przyda się wprowadzić trochę ładu.

2 godziny później;

Posegregowałam ciuchy, niektóre wyrzuciłam, inne wyciągnęłam na wierzch, będąc zdziwiona, że byłam w posiadaniu takich fajnych ubrań. Ale udało się zdobyć dwa cele ! Szafa ogarnięta od góry do dołu i ani razu nie spojrzałam na telefon. Dopiero w tamtym momencie zamknęłam szafę i podeszłam do półeczki. Odblokowałam telefon, ale po dwóch godzinach nie dostałam żadnej odpowiedzi. Pusto.
- Aha. Czyli jednak póki nie przylecę do Los Angeles, bawimy się w kotka i myszkę. Cudownie. – westchnęłam ciężko i usiadłam na krześle, włączając komputer. Uruchomiłam Skype`a. Tradycyjnie zadzwoniłam do Stephana. Ale maluch nie odebrał. Zdziwiłam się bardzo, ale po kilku sekundach napisał;

„Jestem strasznie śpiący i pani doktor nie pozwala mi rozmawiać.”
Uśmiechnęłam się kącikiem ust. Pewnie dostał lek i dlatego. Odpisałam mu;
„Dobrze, rozumiem. W takim razie słodkich snów. Wysyłam mnóstwo buziaków i uścisków. Pamiętam o Tobie i myślę cały czas. Buziaki!”

Zalogowałam się w takim razie na pocztę mailową, której nie odwiedzałam od bardzo dawna. Tak naprawdę to od momentu kiedy wróciłam z Polski. Potem byłam rozgoryczona przez akcję rodziców i nie chciałam mieć z nimi kontaktu. Nawet nie wiedziałam czy wpisywałam dobre hasło. Czas na zmiany, dziś otwartość na zmiany. Jednak okazało się, że pamięć do haseł miałam dobrą. Okienko otworzyło się, a ku mojemu zdziwieniu;
- 60 nieodebranych wiadomości ? – zdziwiłam się na głos – Ta. Z czego co drugie to pewnie spam. – już miałam wejść w szczegóły, by zobaczyć co to za nowe maile i od kogo, ale pojawił mi się komunikat na monitorze, że Nathan dzwoni. Zostawiłam, więc pocztę w spokoju i połączyłam się z chłopakiem.
- Cześć ! – byłam szczęśliwa, widząc go
- Cześć Kochanie – starał się uśmiechnąć
- Co się stało ? – od razu go przejrzałam
- Czemu od razu tak wyjeżdżasz ? – spojrzał na mnie ostrożnie
- Bo znam cię nie od dziś i widzę jaką masz minę.
- Ok, powiem ci od razu. Tylko się nie denerwuj, ok ?
- Właśnie już się denerwuję przez to, że tak mówisz ! Mów natychmiast co się stało !
Przełknął ślinę i widziałam, że ciężko mu to przechodziło przez gardło, ale powiedział; - Stan Stephana pogorszył się.
Poczułam jak krew odeszła mi od mózgu. Nie czułam nóg ani rąk. Wydawało mi się, że przestałam oddychać i nie słyszałam niczego innego poza waleniem mojego serca.
- Ale jak to ? Tak nagle ? Dlaczego ?! Przecież wszystko było dobrze !
- Nie dałem rady przekonać pielęgniarki, żeby powiedziała mi coś więcej. Wiem tylko tyle, że lek nie zadziałał i guz żyje swoim życiem.
Czułam jak fala łez nadeszła mi do oczu.
- Ale przecież ten lek zadziałał ! Przecież polepszyły się jego wyniki !
- To była faza początkowa, teraz coś się skomplikowało.
- Jak to „się skomplikowało” ?! – zaczęłam płakać. Miałam przed oczami słabego Stephana, ze smutnymi, dużymi, orzechowymi oczkami, z tym stęsknionym spojrzeniem i wyciągniętymi rączkami, by móc się przytulić. Tak bardzo pragnęłam go teraz objąć, pocałować, porozmawiać, żeby się nie bał, a nie mogłam zrobić nic ! NIC !
- On jest aż tak słaby, że nie może ze mną porozmawiać na Skypie, napisał mi  to. – płakałam po całości – Nathan zrób coś !
- Kochanie co mogę zrobić ? – starał się być spokojny i tym spokojem zarazić mnie – Nie jest Bogiem.
- Ale nie możemy tak po prostu patrzeć jak on słabnie ! – wybuchnęłam kolejną porcją płaczu – Jak możesz być taki opanowany ?!
- Vicky ja też się o niego martwię i też mi na nim zależy. Myślisz, że chodzę do niego codziennie i przesiaduję z nim ile tylko mogę z przymusu albo tylko i wyłącznie z twojego polecenia ?!
Widziałam jego twarz na ekranie jakbym była pod taflą jeziora.
- Tak bardzo chciałabym teraz jego przytulić ... Jego matka chociaż tam jest ?
- Nie wiem. Wtedy kiedy ja byłem nikogo nie widziałem.
- Suka ! – oparłam głowę o ręce i płakałam
- Vicky uspokój się. Mały jest w dobrych rękach. Jeszcze nie wszystko stracone. Jutro pojadę do niego znowu. Nawet Tom się ze mną wybiera, gdy usłyszał o tym. Musimy wierzyć i mieć nadzieję, tak ?
Spojrzałam na niego i powiedziałam przez łzy. – Tak bardzo cię kocham Nath ...







Hejo :* ! Tak, wiem. Trochę przysmuciłam na sam koniec, ale nie chciałam dzisiaj dawać słodkiego rozdziału, który wyzwoliłby w Was tylko jeden rodzaj emocji. Wiecie przecież, że lubię budzić w Was najróżniejsze emocje. Szczerze mówiąc mi one też się udzieliły, bo przyłapałam siebie teraz, że pociągnęłam nosem i wyrósł mały gulik w gardle, świadczący o przejęciu ;p Mam nadzieję, że jesteście ciekawe co będzie dalej w każdym wątku dzisiejszego rozdziału. Musiałam dzisiaj tak pokrótce przedstawić Wam plany naszej „odrodzonej” Wiktorii, aby od następnych rozdziałów móc szaleć ;)

Dzięki za trzymanie kciuków na egzaminie- poskutkowało! Zdałam i to całkiem ładniutko :D ! Nawet nie wiecie z jakim uśmiechem dzisiaj wstałam! Wreszcie doczekałam się dnia kompletnie bezstresowego, nie czując presji czasu ani nawału obowiązków. Tego mi było trzeba! To mój pierwszy weekend chyba od Świąt Bożego Narodzenia, w którym jestem w pełni zrelaksowana, bo wszystko załatwione. Cudowne uczucie :)

Słyszałyście już zapewne utwór naszego Sykesa „More than you’ll ever know” ? Uważam, że jest znakomity, każda nutka jest dopracowana, a głos Nathana mmmm... istny obłęd! Odkąd pojawił się utwór w sieci słucham go, ale dzisiaj już konretnie od rana atakuję replay ;p

Kończę, bo muszę szykować się do P., gdzie mamy istne szaleństwo od godziny 19 do późnych nocnych póki całe towarzystwo nie padnie (jeśli wiecie co mam na myśli ;D). Nie mogę się już doczekać, bo reset i odcięcie się od złych myśli potrzebne!

Ściskam Was i życzę Wam również udanego wieczoru :* 


poniedziałek, 2 marca 2015

Notka

Cześć Zuchy :-* !

Odzywam się do Was, daję znać, że żyję. Piszecie do mnie, a ja nie mam czasu na razie przysiąść i poodpisywać Wam, dlatego uznałam, że to będzie najlepsze miejsce na zapytania jak się miewam, czy żyję, co u mnie, jak poszła sesja ... Przede wszystkim dziękuję, że otrzymuję z Waszej strony zainteresowanie nie tylko w kontekście "kiedy będzie nowy rozdział?" co jest właściwie przewodnią tego bloga, ale że nawiązujecie ze mną więź głębszą i bliższą. To naprawdę miłe uczucie :)

Wróciłam jakieś 2 godziny do Warszawy, bo byłam na kilka dni w domu. Tak, musiałam kolejny raz się zregenerować w otoczeniu najbliższych, bo na uczelni istny "cyrk na kółkach" ... Na razie jest już oczywiście znowu dobrze :)
Sesja prawie do przodu. "Prawie", bo w pt mam jedną jedyną poprawkę, ale to pikuś, zero stresu. Nie mniej jednak muszę się jeszcze przyłożyć i pouczyć, bo jak można się domyślić w domu nie tknęłam nic.

Teraz odpowiedź na nurtujące pytanie większości z Was- wyznaczyłam sobie za drugi cel tego tygodnia (pierwszy to zdanie egzaminu), że na dniach dodam nexta. Tylko ponawiam- muszę się jeszcze przyłożyć z nauki, dlatego uzbrójcie się w cierpliwość. Pomysł oczywiście już dawno jest, więc teraz tylko czekam na czas kiedy będę mogła usiąść spokojnie i spisać z głowy to wszystko co mi się nakumulowało. 

Plan zajęć mam konkretnie kijowy. Spędzam po 12 godzin od rana do wieczora na uczelni w dwa dni, reszta też nie wygląda rewelacyjnie, ale cóż ... To studia, nie szkoła podstawowa jakby złośliwi powiedzieli ... 
Dlatego luz. Ogarnę i uczelnię i bloga. Nie takie rzeczy się robiło ;-)

Pozdrawiam Was i ściskam.

Do przeczytania na dniach :* !

Wasza obolała San