środa, 26 sierpnia 2015

One to lubią! - rozdział 146.

Wyszłam przebrana z łazienki i wróciłam do pokoju do Nathana. Leżał na łóżku z laptopem na kolanach, gdy mnie zobaczył, ściągnął okulary z nosa i jak to zawsze miał w zwyczaju- ściął mnie brutalnie od góry do dołu i z powrotem, choć udawałam, że tego nie widzę i zajęłam się chowaniem pozostałych ciuchów w szafie.




- Uhm, Vicky. – słychać było jak przełknął ślinę – Wyglądasz bardzo sexi. – szybko zdjął laptopa z kolan i wystartował do mnie – Ale mam piękną dziewczynę. – objął mnie w talii
- Nath wyłącz ten swój program czułości, który ci się przed momentem uruchomił. – mruknęłam
- Co jest?
- Nic
- Widzę przecież.
- Oj no – przewróciłam oczami – Mam wrażenie, że się wystroiłam… - szukałam angielskiego odpowiednika, ale nie znalazłam, więc dokończyłam po polsku – jak koń na dożynki.
Nathan troszkę zgłupiał. Patrzył na mnie po czym po chwili się odezwał z uśmiechem; - Mogłabyś wolniej to ostatnie? Nie zrozumiałem…
- I nie zrozumiesz, bo nie znam angielskiego idiomu.
- A co to tak mniej więcej znaczyło?
- Jak stróż na boże ciało. – zaginałam go polskim
On uniósł brew. – Przez te wasze jakieś – i tu kilka sekund męczył się, próbując mi zaprezentować wymowę „ż” – nie idzie się z wami dogadać.
- Pf. Bo to język dla wybranych! – obruszyłam się
- Ja się go jeszcze nauczę. – pogroził mi palcem – Zobaczysz.
- Zobaczę… Nie zobaczę… - zawiesiłam ton – Co nie zmienia faktu, że nadal nie kumasz ni w ząb.
- Coś ty się tak do mnie przyczepiła?
- Bo kazałeś mi się ubrać w… TO! – rozłożyłam bezradnie ręce, wskazując na sukienkę
- O rany, jak ci się nie podoba to się przebierz. – westchnął
- Ta, żebyś mi potem gadał przez resztę wieczoru, że w tym wyglądałam lepiej. Nie, dziękuję.
Spojrzał na mnie spod byka. – To w czym problem?
- Weź idź się przebierać lepiej! – żachnęłam się, zamknęłam ostentacyjnie szafę i poszłam na łóżko, przejmując laptopa
Nathan wyciągnął swoją koszulę, którą nakazałam mu nałożyć (a co, sprawiedliwość musi być!), jeszcze coś bąknął, że „My, kobiety, jesteśmy nie do ogarnięcia”, po czym poszedł do łazienki.

Zalogowałam się na swojego maila. Nie miałam nowych wiadomości, za to jeden mail widniał w wersjach roboczych. Weszłam w niego. No tak, w pasku odbiorcy wstawiony był tylko adres Mamy, a tekst maila pusty. Ostatnio próbowałam coś skleić i do niej wysłać, ale finalnie nic z tego nie wyszło. Może teraz coś napisać i spróbować odnowić kontakt, który właściwie został zerwany przeze mnie?
Patrzyłam z kilka dobrych minut na puste okno maila. W końcu przekonałam się i położyłam palce na klawiaturze. Drzwi do pokoju szybko otworzyły się. To Nathan wrócił. Westchnęłam ciężko, bowiem wiedziałam, że już po moim mailu.
- Kelsey woła cię na makijaż. – wiedziałam, że tak będzie. Zamknęłam niepocieszona laptopa i wstałam. Chłopak zauważył moją minę. – Coś nie tak?
- OK wszystko. – wysłałam delikatny uśmiech, pocałowałam go w usta i kierowałam się w stronę wyjścia
- Ej! – zawołał za mną, a ja spojrzałam na niego pytająco przez ramię. Rozłożył ręce. – Nawet nie powiedziałaś, że jestem przystojny.
- Jesteś mega ciacho. – puściłam do niego oko i wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Zeszłam na dół, gdzie siedzieli Max z Jayem. Widząc mnie zaczęli gwizdać i mruczeć na przemian. Uniosłam brew i niewzruszona spytałam;
- Widzieliście Kelsey? Szukam jej.
- Nie, nie ma jej tu.
- Ale jak chcesz to my możemy się tobą zająć.
- O tak. I mascarę wepchniecie mi do oka na dobry początek.
- Co wepchniemy? – skrzywili się
- O tym mówię… - westchnęłam – No nic. Dzięki chłopaki. Jak zawsze mogę liczyć na waszą pomoc.
- A jak!
- Chcesz kieliszek?
- Chcesz, żebym teraz zaczęła pić?
- A czemu nie?
- To chyba nie zależy ci Jay, abym dotrwała do połowy imprezy.
- Oj już nie oszukaj, widzieliśmy cię w akcji z polską wódką.
- Max!
- No co – roześmiał się, wzruszając ramionami – taka prawda!
- Bujaj się. – usłyszał w zamian ode mnie po czym odwróciłam się na pięcie i wystartowałam do pokoju Kelsey i Toma. Na schodach właśnie mijałam Parkera z butelką procentów w ręku.
- Kelsey na ciebie czeka.
- Tak, wiem. Zmierzam do niej właśnie. Wy serio już zaczynacie pić? – zlustrowałam to co trzymał
- Taka tylko malutka rozgrzeweczka. Właśnie zachodziłem jeszcze po twojego.
- Zapewne nie odmówił…
- Ależ skąd!
- To jestem ciekawa kto kogo dzisiaj prędzej odholuje do łóżka, ja jego czy on mnie.
- To zamierzasz dzisiaj tak się ładnie zrobić?
- Rzadko zamierzam, a i tak różnie wychodzi.
- Właśnie.
- Właśnie. – powtórzyłam z brwią w górze
- Tsa… Nie no Vicky spoko, postaramy się, żebyś jakiś pożytek z niego w nocy jeszcze miała. – wyszczerzył się
- Lepiej ty się postaraj, żeby Kelsey z ciebie miała.
- O to moja droga już się nie martw! – puścił oko – Co jak co, ale Thomas Parker zawsze do usług.
- Super Thomasie Parkerze, ale oszczędź mi tych rewelacji. – poklepałam go po ramieniu i roześmiani poszliśmy w swoje strony. Weszłam do pokoju Kelsey. Tam Nareesha kończyła się już malować przed lusterkiem, a Kelsey pryskała się lakierem do włosów.
- Obecna, zgłaszam gotowość do robienia się na bóstwo!
- No w końcu! – Nareesha westchnęła
- Wow, nieźle wyglądasz! – Kelsey uśmiechnęła się szeroko, ale zaraz pożałowała, bo do buzi wpadło jej lakieru. Zaczęła kaszleć, chcąc się pozbyć gorzkiego posmaku w ustach, ale chyba na nic to się nie zdało, bo popatrzyła na mnie zniesmaczona. – Siadaj, zaraz ci pomogę się ogarnąć. Fuj!
Weszłam w głąb pokoju, a tam na fotelu zobaczyłam…
- Siva? A to ty nie piwkujesz z chłopakami? – moja mina bezcenna
- Oni piwkują? – Nareesha popatrzyła na mnie z lekką mówiąc zdegustowaną miną
- Czy tam wódeczkują – poprawiłam się – Nieważne. – spojrzałam zaskoczona na Kelsey
- Ja też jestem pełna podziwu, że Siva tu z nami wytrzymuje w kompletnie babskich sprawach. – blondynka zrobiła dwuznaczną minę, mówiącą o tym, że już próbowała się jego pozbyć z pokoju, ale na daremno
- Chyba dobrze, żeby chociaż jeden trzymał fason i ogarniał sytuację, prawda?
- Ale Nareesha tu nie chodzi o ogarnianie sytuacji ani o fason. Tu chodzi o spędzanie czasu z kumplami, takie coś; męska solidarność. Mówi wam coś ten termin? – od razu przeszłam do rzeczy – Tam na dole wszyscy są oprócz ciebie. Serio wolisz siedzieć z babami i gadać o pierdołowatych makijażach czy lakierach?
- Vicky, siedzę z Nareeshą i dobrze mi tu.
- Poza tym każdy chyba robi co mu się podoba, a niektórym nic do tego.
Otworzyłam lekko oczy. – Jasne Nareesha. – kiwnęłam głową – Lepiej sama się pomaluję u siebie. – szybko ewakuowałam się z miejsca, w którym za sekundę miała wybuchnąć wojna. Poszłam z powrotem do swojego i Nathana pokoju. Tam nałożyłam tylko podkład, pociągnęłam oczy eyelinerem pozostawiając czarną kreskę, rzęsy potraktowałam mascarą, usta delikatną, nude pomadką i delikatny róż na policzki. Upięłam włosy w gładki, wysoki kok z wypełniaczem, spryskałam się perfumą i 20 minut później schodziłam na dół cała wyszykowana. Nadal byłam zdenerwowana tą sytuacją w pokoju Kelsey i Nathan to zauważył.
- Co tam kochanie?
- Sivie do reszty odbiło. – stwierdziłam, widząc nadal tylko czwórkę w salonie
- To my wiemy już od jakiegoś czasu. – powiedział Jay i napił się alkoholu
- On siedzi tam na górze z Nareeshą i Kelsey, patrzy jak się  malują i stroją i woli to od męskiego towarzystwa, dasz wiarę?
- Bo tam jest Nareesha. – podsumował Max
- I to było najlepsze trafienie tego wieczoru proszę państwa.
- Chyba twoje Tom. Moje na pewno nie. Moje trafienie to będzie jak zobaczę w tym domu piękną, gorącą pannę.
- Max, dobrze, że marzenia nie kosztują, co? – roześmiał się Nathan
- Ty ty… nie bądź już taki mądry Młody.
- To czego ci Victoria nalać, żebyś nie siedziała z taką posępną miną?
- Jeszcze niczego.
- Nie przejmuj się Sivą.
- Miałam kolejne starcie z Nareeshą, Siva siedzi jak trusia pod jej pantoflem. Nie wiem co mu do głowy strzeliło! W Londynie przecież jakoś się zachowywał.
Nathan skrzywił się. – Też przecież często wychodził…
- Ale miał swoje zdanie!
- Racja, najbardziej wtedy, gdy Nareeshy nie było w pobliżu.
- Przesadzasz już…
- Dobra Vicky, dajmy sobie spokój. Chyba nie chcesz być skupiona przez cały wieczór na Sivie i Nareeshie.
- Oczywiście, że nie chce. Staram się tylko wytłumaczyć co się z nim stało.
- Odpuść sobie.
- No dobra z Nareeshą się ścięłaś…, a gdzie moja dama?- Tom dopiero zauważył brak swojej połówki
- Dobry refleks… Nie wiem, pewnie lada moment zejdzie, bo już była gotowa.
- To jakim cudem ty zdążyłaś się zrobić w tym czasie, a ona nadal nie, skoro była już wcześniej gotowa?
- Nie wiem Tom!
- Jak to?
- NORMALNIE! Ktoś jeszcze w tym towarzystwie ma jakieś do mnie pytania, skargi, zażalenia?! – ciśnienie mi podskoczyło
- Już ci Vicky nalewam lek  na nerwy, już nalewam. – Nathan słodko się roześmiał, mieszając mi drinka
- Swoją drogą – chrząknął Max – wy jesteście tu jeszcze niepełnoletni na picie alkoholu. Macie zakaz.
- Śmiało, zagoń nas. – burknęłam po czym dorwałam się do drinka – Szkoda, że dla ciebie nie ma zakazu na kupowanie tony gu – poczułam kopniaka od Nathana pod ławą, dając znak, żebym się zamknęła, więc to uczyniłam natychmiastowo
- Na kupowanie czego? – dopytywał Max
- Nieważne… - chrząknęłam. Jayowi coś się przypomniało i od razu musiał podzielić się tym z kolegami. Korzystając z ich nieuwagi spojrzałam na Nathana, a on na mnie.
- Co? – spytałam niewinnie
- Uspokój się.
- Przecież nic nie
- Obiecaj mi, że się z nikim nie pokłócisz tego wieczoru.
- Nie mogę ci tego obiecać! – obruszyłam się
- Victoria…
- Daj spokój.

3 godziny później;

- Ty widzisz tamtą laskę?
- Tę, która wygląda jak zdzira do trzeciego stopnia?
- Tak, ta w czarnej, obciśniętej… bluzce? Bo nie rzucajmy się na wielkie słowa; czegoś tak krótkiego nie można nazwać sukienką.
Siedziałyśmy z Kelsey już wstawione na kanapie i obgadywałyśmy gości. Wiem, że to dosyć ekhm… chamskie zajęcie, ale wskażcie mi dziewczynę, która ani razu tego nie zrobiła? (Nawet jeśli ktoś wskaże to nie uwierzę ;))
- Nooooo… poniosło dziewczynę.
- Vicky! – dopadł mnie Nathan roześmiany. Był taki przystojny. Patrzyłam na niego całego i byłam zachwycona. Gęste ciemne włosy postawione ku górze, z delikatnie wygolonymi bokami. Był bez zarostu, ale i tak bardzo sexi. Białe, proste zęby, które ozdabiały słodki uśmiech, zielone roześmiane, żywe oczy z firanką długich i gęstych rzęs dookoła. No i te ciało… W jeansowej koszuli i ciemniejszych spodniach był idealny. Zawsze marzyłam o takim chłopaku. I w końcu go miałam! Co bym bez niego zrobiła? Chyba bym się zabiła! Ja… ja byłam w nim zakochana po uszy! Przywiązana jak do nikogo innego na świecie! Nie wyobrażałam sobie życia bez niego… - Vicky!! – pstryknął mi przed oczami. Ocknęłam się. – Mówię do ciebie cały czas, a ty  co?
- Nathanie – przyjęłam poważny ton – Nasze dziecko będzie najśliczniejszą istotą na świecie!
Kelsey od razu złapała mnie za brzuch i pisnęła. – JESTEŚ W CIĄŻY?! O BOŻE, BĘDĘ CIOCIĄ!!
- Ale ty głupia jesteś. – zgasiłam ją – Ja to powiedziałam tak… - szukałam odpowiedniego słowa - na zaś!
- Musiałaś nadziei mi narobić, co nie?!
- Emmm… dziewczyny – Sykes, będąc świadkiem tej sytuacji roześmiał się – spokojnie. Będzie dzidziuś. – puścił oko do Kelsey, która od razu cudownie się wyszczerzyła
- Oho! Wkraczamy w temat ślepej uliczki... – pociągnęłam drinka
- Oj Vicky – dał mi buziaka – Jak się bawisz?
- Francja, elegancja, rewelacja! Właśnie obczajamy tę duperkę tamtą… - próbowałam mu wskazać którą
- Tamtą za słupem?
- Tak.
- I co, zła jest?
MOJE I KELSEY OCZY WIELKOŚCI PIŁEK OD TENISA ZOSTAŁY ZWRÓCONE NA SYKESA.
- Kochanie, ty teraz przyjmij w głowie dobrą taktykę zanim powiesz o drugie słowo za dużo… - lojalnie uprzedziłam
- Tobie też wystarczy dupę pokazać i jesteś zachwycony? – Kelsey obruszyła się – A propos! Gdzie jest Tom?!
- Jara na podwórku. A ta dziewczyna to jakaś znajoma Maxa.
- „Znajoma Maxa”… - powtórzyłyśmy obydwie
- Czemu mnie to nie dziwi… - dodałam
- Vicky, stwierdzam iż jesteśmy zbyt dobrze tu ubrane.
- Chyba zbyt przyzwoicie… Ale cóż – spojrzałam na Nathana – Pan każe, sługa musi.
Chłopak roześmiał się. – Idę pogadam z chłopakami, przynieść wam coś?
- Chyba tylko nową sukienkę dla tej ekhm do trzeciego stopnia.
Nathan pocałował mnie i poszedł do męskiego towarzystwa. Wszędzie przewijały się obce twarze. Co z tego, że ze wszystkimi się zapoznałam jak zapamiętałam może z 4 imiona? Było bardzo dużo ludzi i szczerze mówiąc nie miałam pojęcia skąd chłopaki uzbierali tylu osobników płci męskiej. Niby z branży, OK. W szczegóły nie wchodziłam.

Siedziałyśmy jeszcze tak z Kelsey i sączyłyśmy nowe drinki kiedy postanowiłyśmy w końcu wstać i pobawić się.
- Czekaj, muszę siku! – roześmiałam się, gdy wpadłyśmy na siebie od razu po wstaniu. Nawet prostym szlakiem podążyłam do łazienki. Nawet nie zapukałam, gdy otworzyłam drzwi i zastałam w niej przystawiających się do siebie Maxa i tą… no zostańmy przy obranej ksywie „trzeciego stopnia”. Akurat on przypierał ją do ściany, trzymał za nagie udo i coś szeptał do ucha, a ona mruczała, gdy nagle zobaczyła mnie i zamilkła. Miała ciemne włosy i bardzo wyzywający makijaż. Max od razu zrozumiał ciszę, bo uniósł głowę i spojrzał na mnie. Był napity. Oj był! Oczy miał już dość dobrze przekrwione. Patrzyliśmy się na siebie, aż w końcu jakaś złość we mnie uderzyła.
- Tak… ja podejrzewam, że kibel jest fajną miejscówką do macania się. Te kafelki i zapachy… Ale jakby wam nie przeszkadzało to ja bym chciała wykorzystać go należycie do innego celu. Wyjdziecie stąd czy mam zrobić siku przy was? W sumie śmiało. Nie krępujcie się i kontynuujcie. – weszłam z buta do środka
- Victoria, nie możesz mieć za grosz wyczucia? – mruknął do mnie zły Max
- Przepraszam, że jesteś wściekły, bo nie mogłeś sobie pomacać do końca, ale widzisz. Moje nerki w przeciwieństwie do twojego mózgu funkcjonują prawidłowo i tak się składa, że wypiłam dość dużą liczbę napoi i chce mi się siku!
- Max – laska przemówiła – może pójdziemy do twojego pokoju?
- Max, a odkleiłeś już wcześniejsze gumki ze swojego dywanu? – spytałam identycznym tonem. Mina Maxa? Byłam napita, a i tak się przestraszyłam, że utopi mnie całą po nogi w tym kiblu. Na lasce mój tekst nie zrobił wrażenia. Nie musiał. Chciałam dopiec Maxowi. Ten, nie spuszczając ze mnie wzroku wyszedł z toalety, poszedł z panną na schody, gdzie jeszcze specjalnie na moich oczach pocałował ją, łapiąc ręką za jej tyłek, po czym spojrzał na mnie pewnie z sarkastycznym uśmieszkiem i udał się na górę. Zamknęłam drzwi do łazienki. Poczułam się dziwnie. Jakoś tak nieswojo… jakbym została zdradzona… Ale właściwie czemu tak się czułam? Przecież nic mnie z Maxem nie łączyło. Nigdy. Wiedziałam, że jest łasy na kobiety, że tylko jedno mu w głowie w kontaktach z dziewczynami… Wiedziałam jaki był, a mimo wszystko, gdy zobaczyłam swoje… zabolało.
Po wyjściu z toalety chciałam złapać Kelsey i powiedzieć jej o tym co widziałam, ale przechwycił mnie Nathan i zabrał do stolika, przy którym siedział jeszcze Jay i jakiś gość, który przedstawiał mi się bodajże jako Lukas.
Usiadłam z nimi. Lukas i Jay byli mocno zrobieni. Nathan trzymał się dobrze. Chyba nawet lepiej ode mnie.
- Victoria tak? – nowy kolega podniósł na mnie wzrok
- Zgadza się. – uśmiechnęłam się
- Co tam u ciebie słychać?
- W porządku, jakoś leci. Na razie mam wakacje.
- Od czego?
- Od pracy.
- Pracujesz?
- …tak.
- A masz dzieci?
- Oszalałeś?! Człowieku ja mam dopiero 20 lat!
- Ta, jasne!
- No tak! A przepraszam, na ile wyglądam?!
- 27
- CO?! Nathan słyszałeś?! – mój chłopak roześmiał się tylko, a Lukas przewrócił przepitymi oczami
- Bo wy nie myślicie o dzieciach w ogóle! A my chcemy je mieć. My faceci ich potrzebujemy, a wy tłumaczycie się pracą, karierą, że jeszcze nie teraz, a potem jak wam się odda całe serce na dłoni to wy rzucacie nim w błoto!
- Chyba oberwało ci się w tym momencie za wszystkie kobiety na świecie. – szepnął do mnie Nathan
- No. Właśnie zauważyłam… Przepraszam Lukas, rozstałeś się z dziewczyną?
- Tak. Szmata rzuciła mnie po sześciu latach. A ja miałem już pierścionek dla niej przygotowany!
- Wszystko jasne… W takim razie bardzo mi przykro Lukas, ale najwidoczniej nie była cię warta.
- Tak jest. Vicky zawsze mówi prawdę! – podbił Jay i wypił kolejkę z nowym kolegą
- A wy – Lukas pokazał palcem na mnie i Nathana – Od kiedy jesteście razem?
Spojrzeliśmy na siebie.
- Yyyy… - ściągnęliśmy brwi
- Jakoś… - zaczęłam
- Ponad… - Nathan jęczał
- Pół roku? – dokończyliśmy niepewnie
- Noooo. To fajnie fajnie. Życzę wam szczęścia! – podniósł kolejny pełny kieliszek i od razu chlusnął go sobie do gardła
- Dziękujemy. – uśmiechnął się Nathan i dał mi buziaka
- Musisz o niego dbać Vicky.
- Spoko, dbam.
- A ty mój kolego – zwrócił się następnie do Nathana – Jutro, jak ona się zbudzi obok ciebie, pocałuj ją czule, a potem zgwałć. – POSTAWIŁAM OCZY – Tylko tak namiętnie, zgwałć! – Lukas kontynuował – Taki namiętny gwałt. One to lubią!
Nathan już się nie hamował i ryknął śmiechem, a Lukas zrobił pewną siebie minę.
- W takim razie nie dziwię się czemu dziewczyna go zostawiła…
W tym samym momencie podbiegł do mnie rozszalany Tom z jakimś różowym puszkiem i zaczął mnie nim smyrać po szyi, odkrytych ramionach, dekolcie, wydając przy tym dwuznaczne dźwięki.
- Tooooom, proszę cię... – zabierałam od niego to różowe coś
- Ale wy tak podobno lubicie!
- Skąd to wiesz?
- Ktoś mi to dziś powiedział.
Od razu bez pardonu spojrzałam na Lukasa, który pił kolejną kolejkę z Jayem.
- Kelsey się podobało?
- No nie bardzo...
- To super, bo bym straciła wiarę w nią.
- Ommmm Vicky – Tom nachylił się do mnie – Co mi zrobisz jak mnie złapiesz?
- Przeszczep mózgu…






Hejo:)! Wróciłam do świata! Jest super! Ale o tym za chwilę ;)
Jedna sytuacja w tym rozdziale wydarzyła się naprawdę. Oczywiście w realnym życiu, z realnymi osobami, ale doświadczyłam jej osobiście i nie mogłam przejść obok niej obojętnie i jej tu nie wpleść ;). Mam nadzieję, że wyobraźnia Was nie zawiodła i, że dokładnie widzieliście w głowie ten rozdział, bo ja muszę przyznać, że moja dziś spisała się na medal i jeśli choć w połowie mieliście podobny obraz do mojego, to myślę, że warto było dzisiaj trochę odstawić naukę na boczny tor i napisać ten rozdział ;) Chciałam stworzyć go wcześniej, ale niestety mam za tydzień trudną poprawkę, więc codziennie się uczę i przekładałam pisanie na kolejne dni.

A teraz chwilka o mnie samej. Po dodaniu ostatniego rozdziału zdarzyło się jeszcze coś bardzo, ale to bardzo przykrego i fatalnego w mojej rodzinie, co jeszcze bardziej mnie dobiło. Nie wierzyłam po tym wszystkim, że niemal każda sprawa leżała na dnie, a na jej tonięcie nie miałam wpływu. Nie wierzyłam, że tak mogło być. Ale wiecie co? Udało się. Nie wiem jak. Mam wrażenie jakbym, któregoś dnia obudziła się dawna ja. Z tą iskrą, płomykiem, chęcią do życia, ciesząca się z drobiazgów… Ale ktoś mi w tym pomógł. Mój chłopak. Niby nic wielkiego nie zrobił, ale jednak. To dzięki Niemu odżyłam i dzięki Niemu to co złe mam za sobą i zaczynam wiele spraw od nowa. On sam chyba nawet nie jest świadom, że to Jego zasługa. Życie jest mimo wszystko piękne. Trochę dni musiało upłynąć zanim zdołałam to sobie powiedzieć, ale tak jest. I nie da się odciąć od tego co było, zapomnieć co nas skrzywdziło i zraniło. Ale da się z tym pogodzić, a jeśli nie to po prostu przyjąć na spokojnie stan rzeczy taki jaki jest i nie walczyć kiedy widzisz, że jesteś za słaby i nie masz już sił, ale spróbować podnieść się i iść dalej. Dalej.

Nie wiem czy moje słowa kogoś przekonały czy nie. Ja musiałam to napisać, bo wiem, że na pewno są i tacy, którzy to czytają i sami są na takim ostrym zakręcie, z którego mają wrażenie, że lada chwila wypadną. Ja byłam. I wypadłam. Ale wróciłam. Silniejsza? Tego jeszcze nie wiem. Ale wierzę, że się da.

Poza tym? Dużo zmian :)! Odwiedziłam lekarza, do którego zbierałam się rok czasu, bo nigdy nie był mi po drodze, gotuję codziennie obiady (ja antytalent kuchenny!!), PIJĘ KAWĘ! (przez 21 lat nie tknęłam ani łyka, a teraz piję każdego ranka!), planuję wyjazd w góry, których nie lubiłam przez całe życie. Chyba trochę zmieniła się Wam San ;)…

Moi Drodzy, trzymajcie za mnie kciuki 3 września, za poprawkę, żebym zdała. 

Wszystkim Sandrom z okazji Naszych dzisiejszych imienin (tak, wiem, w większości kalendarzy nie ma o Nas ani słowa, nad czym ubolewam co roku od najmłodszych lat ;( ) życzę Nam przede wszystkim radości z życia, powodzenia w Naszych sprawach, zdrowia oraz bliskich osób, na których zawsze można polegać.

Spokojnego wieczoru Misie :*!

PS Wantedowe Story mają ponad 1200 stron!! 

wtorek, 4 sierpnia 2015

Może posprzątam? - rozdział 145.

- Pf! Oczywiście, że nagrałam! Toć to historyczny moment był! – puściłam oko do załamanego Jaya
- Ale stary! – objął jego ramieniem Max – Ty się nic nie chwaliłeś, że masz aspiracje do zostania aktorem. Porno. – dodał na koniec, a my wszyscy parsknęliśmy
- Czemu się tylko do mnie przyczepiliście?! Skoro to był pomysł Toma!
- Wcale nie! – odkrzyknął Parker przeżuwając z wypchanymi polikami – On sam mówił, że to nierealne, więc mu tylko udowodniłem.
- A ty jak zwykle kochanie musiałeś posłużyć przyjacielską radą…
- Kelsey przestań. – cmoknął „przeżuwacz” z szelmowskim uśmiechem po czym wszyscy roześmiani, no może oprócz Jaya, usiedliśmy i zjedliśmy śniadanie ciągle śmiejąc się i wymyślając nowe grypsy na nową parę w mieszkaniu ;)

**

Chłopaki akurat wychodzili z mieszkania, by dojechać do Scootera, gdy zadzwonił do mnie Nathan;
- Hej
- Hej, jak Mały?
- Słuchaj, osłabiony jest i cały czas śpi. Musi dużo odpoczywać, lepiej, żebyś nie przyjeżdżała dzisiaj…
- Nath, bez przesady
- Naprawdę Vicky będzie lepiej jeśli zostaniesz w domu. Nie ma sensu, żebyś przyjeżdżała. – mówił zdecydowanie
- Dobrze – westchnęłam – Zostanę w domu.
- I bardzo dobrze
- A ty już jedziesz do Scootera? Chłopaki właśnie wyjechali.
- Tak tak, jestem już w drodze.
- Okey, w takim razie trzymam kciuki za rozmowę odnośnie koncertu dla Stephana.
- Dobra. W takim razie co będziesz robić?
- Miałam iść do Stepha, a teraz to nie wiem… Może posprzątam?
- Przecież za dwa dni przychodzą panie i posprzątają jak zwykle. Naprawdę chce ci się?
- A co innego mam robić?
- Iść i opalać się na taras z dziewczynami.
- Nie mam ochoty. – skrzywiłam się
- To rób co chcesz. Tylko bądź grzeczna. – roześmiał się
- Jak zawsze
- Ekhm… to może lepiej nie jak zawsze…
- Ha ha ha!- skwitowałam – Nara tobie!
- Cześć – pożegnał się ze śmiechem
Odłożyłam telefon i rozejrzałam się po parterze. W sumie można poodkurzać i umyć chociaż okna od strony tarasu…
- Vicky wskakuj w bikini i dawaj do nas! – krzyknęła Kels, siłując się z leżakiem na trawie
- Nie mam ochoty, sorry!
- Co ty gadasz?!
- Chodź do nas! – zachęcała Nareesha
- Posprzątam lepiej.
- Co zrobisz? – skrzywiła się Nareesha
- Tak, też jestem w szoku… - mruknęłam sama do siebie po czym zrobiłam poszukiwania odkurzacza. Wcale nie była to łatwa sprawa, bo nikt go wcześniej nie widział. No cóż… Znalazłam bestię w jakiejś wnęce w szafie, w zakamarku domu. Wyciągnęłam go o mało nie zabijając się przez inne graty, które jednak istniały w tym metrażu, podłączyłam do gniazdka i zaczęłam odkurzać. W prawdzie nie było dużo kurzu i brudu, ale i tak cały parter i pokój wspólny z Nathanem przeleciałam. Reszcie do pokoi nie właziłam. Jak chcą to niech sami sobie sprzątają ;).
Następnie jak mówiłam, wzięłam się za mycie okien. Nalałam do miski wody, wzięłam płyn do mycia okien i stanęłam przed zadaniem.
- Vicky weź się nie wygłupiaj i chodź do nas. – nalegała Kelsey, wychylając się z leżaka
- Nie nie nie. Wypucuję okna i dopiero wtedy do was wskoczę.
- O reeety… - przeciągnęła obrażonym tonem, a ja wzięłam się ambitnie do pracy
Po jakichś 30 minutach dokładnego pucowania i szorowania, blondynka wpadła z tarasu do salonu, gdzie jeszcze czyściłam ostatni kawałek okna i oświadczyła;
- We mnie i w Nareeshy budzą się wyrzuty sumienia jak patrzymy na ciebie.
- Co się mówi w takich sytuacjach? …Dziękuję? – puściłam do niej oko i prysnęłam płynem na okno
- Powiedz, że jak skończysz dobijać ten kawałek okna to wskakujesz w strój i dołączasz do nas.
- Moooożeeee…
- Nie „może” tylko na pewno. …Swoją drogą – ścięła wszystkie pomyte okna – Niezłym blaskiem daje po oczach.
- No! I tak ma być! A niech tylko ktoś wybrudzi albo jakąś smugę zrobi to ubiję!

Dwie godziny później;

- O matko jaki jestem padnięty!
- Mam dość!
- Jestem głodny!
- Oho. I po spokoju. – mruknęła Nareesha, gdy leżałyśmy na tarasie i usłyszałyśmy jak dzika hołota wróciła
- Tu jesteś! – Nathan dopadł mój leżak od tyłu i nachylił się, dając do góry nogami buziaka w usta
- Jak poszło? – momentalnie się wyprostowałam
- Vicky… - przeszedł, wziął moje nogi do góry, usiadł na leżaku i położył moje nogi na swoje uda – Rozmawialiśmy z Braunem i nie jest zachwycony pomysłem.
Do oczu nadeszły łzy. – Jak to? …Ale powiedzieliście mu w jakiej Stephan jest sytuacji?
- No pewnie, że powiedzieliśmy. – na taras doszedł Max – I zgodził się ostatecznie.
Spojrzałam na Nathana. – To tak czy nie?
Dopiero teraz Sykes szeroko się uśmiechnął.
- Ty łajzo! – chciałam się na niego rzucić, ale przytrzymał skutecznie moje nogi przez co łomotnęłam z powrotną siłą w nagłówek leżaka – Dlaczego mnie wkręcasz?
- Ale świetnie! – cieszyły się dziewczyny – Widzisz Vicky i już wszystko będzie dobrze!
- Mam taką nadzieję.
- Jestem strasznie głodny. – nachylił się do mnie Nathan – Pojedziemy coś zjeść?
- W piekarniku masz jedzonko.
Otworzył szeroko oczy i uśmiechnął się szeroko, pokazując swoje białe, równiutkie zęby. – Zrobiłaś też obiad?
- Pomyślałam, że będziesz głodny…
- Dlaczego Kelsey nie zrobiłaś mi obiadu? – na tarasie pojawił się oczywiście Thomas, dosłownie jakby wyrósł spod ziemi
- Vicky, ja cię kiedyś uduszę za zbyt dobre serce. – syknęła do mnie koleżanka, a do chłopaka się odwróciła – Bo Tom Parker ma dwie rączki i potrafi sam sobie coś upichcić.
- No wiesz co… - ściął ją – To ja ciężko pracuję, zarabiam pieniądze na nasz dom i nasze dzieci, jestem wykończony, a moja kobieta nawet mi nie zrobi ciepłego obiadu?
- Przestań się użalać tylko idź coś szamaj i szykuj się. – klepnął go Max
- Na co znowu ma się szykować? – westchnęła ciężko Nareesha
- W drodze powrotnej postanowiliśmy z chłopakami, że skoro plan wypalił i pomożemy Stephanowi w wyzdrowieniu to warto to uczcić i taką skromną imprezę zrobić.
Uniosłam brew i bez przekonania powtórzyłam. – „Skromną”?
- Vicky oczywiście, że tak! – uśmiechnął się cwaniacko
- Wierzyć mi się nie chce… Siva! – Nareeshie zdecydowanie pomysł nie przypadł do gustu i poszła szukać swojego chłopaka
- A ty kochanie – Kels zwróciła się do swojego chłopaka – już nie jesteś „wykończony” i masz siłę na imprezę?
Tom w skupieniu zamknął oczy i odparł; - O. Już czuję jak moje komórki regenerują się.

20 minut później;

Przyszłam z tarasu do kuchni.
- I jak – podeszłam do Nathana, który zmywał po sobie – smakowało?
- Przepyszne było. Chodź tu, dam ci buziaka za to.
Zrobiłam krok kiedy ochlapał mnie zimną wodą z kranu.
- No wiesz?! – stałam zszokowana
- Żartowałem. – puścił oko
- To ja jutro też zażartuję i już więcej obiadu ci nie zrobię. – założyłam ręce na biodrach
- Zrobisz.
- Nie.
- To sam sobie zrobię.
Uniosłam brew. – Proszę cię bardzo.
- Ej widzieliście tamtego kota czy co to tam było? – Jay podleciał do okna
- Nie
- Zaraz go wyczaję!
- Jay to wyjdź na podwórko i nie leź do okna, bo dziś je szorowałam.
- Oj chwila… - był skupiony i coraz bardziej zbliżał się do okna
- Jay…
- Cicho cicho, bo wystraszysz.
- Ale Jay…
PUM! Rozległo się puste „pum”. Jay walnął czołem w szybę.
- Jay do choroby! – ręce mi opadły, a Nathan zaczął śmiać się do rozpuku
- No co? – spytał niewinnie Loczek
- Jajco! Po twoim czole została tłusta plama na szybie!
- No wypraszam sobie! Na pewno nie po moim tłusta!
Widząc jednak moje lodowate spojrzenie spuścił głowę; - To gdzie leży szmatka?
- Widziałem na sznurze w łazience na dole łosiu. – minął go Max
Jay nie pogrążając się bardziej zakręcił się na pięcie i posłusznie za chwilę wrócił ze szmatką i płynem do mycia i wziął się za usuwanie swojej plamy.
- To co – Max podszedł do mnie i Nathana. Oparł się przedramionami na blacie baru. – Szykujemy się na imprezę.
- Chyba nie wszyscy z tego pomysłu są zadowoleni…
- Nath, to było do przewidzenia.
- A nie uważasz, że ona przesadza? Jesteśmy w innym kraju, na innym kontynencie Max. Nie traci na tym praca, a ta się czepia, że chcemy się pobawić.
- Jeszcze jakby tylko się czepiała to by była mała sprawa, ale ona nastawia przeciwko nas Sivę, nie zauważyłeś?
- Zauważyłem. Ostatnio odsunął się od nas.
- Przepraszam, że się wtrącam… - chrząknęłam – Ale może pogadajcie z nim tak szczerze jak facet z facetem? Przecież Siva nie jest pantoflarzem. – wzrok Nathana i Maxa – Yyyymm… aż takim? – próbowałam głupkowato wybrnąć
- Vicky, nie da rady z niektórymi pogadać jak już mają mózg wyprany. – westchnął Max po czym uśmiechnął się – Szykuj się na imprezę. – puścił oko i odszedł
Przygryzłam wargę i spojrzałam na Nathana. – Aż tak?
- No, szykuj się szykuj. Rób się na bóstwo jak to mówicie. – uśmiechnął się i pocałował w policzek
- Ale ja nie o tym. – Nathan ściągnął brwi - …Siva…?
- Oddala się od nas i widzimy w tym wpływ Nareeshy, tyle.
- Może mogę jakoś pomóc? Pogadać z Nareeshą czy coś?
- I co jej powiesz? Żeby nie trzymała swojego chłopaka na smyczy? Kochanie…
- Nie wiem, kurde. – wzruszyłam bezradnie ramionami
- Jakoś to będzie. – wziął mnie za rękę i poszliśmy na górę, ale widziałam, że czuł się nieswojo z tą sytuacją
- Ile osób ma być na imprezie?

Nathan spojrzał na mnie spod byka. – Dużo
- Dawaj.
- Chłopaków poniosło. Zaprosili ponad 30 osób.
- CO?! Oszaleliście?! Przecież to miała być SKROMNA impreza!
Sykes uśmiechnął się słodko. – Myślałem, że już się przyzwyczaiłaś do życia z The Wanted.
- No niby tak, ale za każdym razem okazuje się, że jednak nie. – otworzyłam gwałtownie szafę i tym razem Nathan w tym samym momencie powiedział razem ze mną – I co ja mam na siebie włożyć?! – gdy powiedzieliśmy chórem spojrzałam na niego zdziwiona – Skąd wiedziałeś, że teraz to powiem?
- Bo już cię Skarbie znam. Za każdym razem jest to samo. – roześmiał się i rozsiadł na łóżku – Dobra, rób pokaz mody.
- Ani mi się śni! Lepiej chodź tu i wybierz mi coś, bo będę godzinami się zastanawiać co wybrać.
- Aaaaaa to może być niebezpieczne, rzeczywiście. – zeskoczył z łóżka i podszedł luźnym krokiem do szafy – O. Masz już. – wyciągnął mi wieszak z brązową sukienką
Uniosłam brew. – No chyba nie… - pokręciłam głową
- Oczywiście, że tak! Nakładasz ją!
- Nie…
- To po co ją masz?
Westchnęłam ciężko. – Dobra, wygrałeś. – wzięłam od niego wieszak i już kierowałam się do łazienki, gdy jeszcze odwróciłam się – Ale ty w takim razie nakładasz tą jeansową koszulę!
- Jeansową?!
- Tak, jeansową!
- Ale
- To po co ją kupiłeś?
Uśmiechnął się znów słodko po czym puścił oko. – Ale to ty mi kochanie ją kupiłaś.

- O nie! Dla sprecyzowania to ja ci ją wsadziłam tylko pod kasę, ale to ty za nią zapłaciłeś!






Cześć (: ! Ten rozdział to taka moja odskocznia od codzienności. Mam nadzieję, że poczuliście choć trochę pozytywnej energii, którą na wszelkie sposoby starałam się przekazać...
Co u mnie? Zamiast wychodzić na prostą mam wrażenie, że stoję w miejscu. Chyba na dzień dzisiejszy nie potrafię sama sobie pomóc i polepszyć samopoczucia psychicznego.
Dziękuję, że jesteście, że dajecie o sobie znać. Kololowa - jestem z Ciebie dumna, że ostatnio skomentowałaś wszystkie rozdziały. Bardzo mi miło i cieplutko na sercu się zrobiło.

Ah zapomniałabym! Dziś miałam sen z Nathanem! Śnił mi się, że dołączył do mnie na jakimś domku, a potem, że towarzyszył mi podczas jakiegoś wesela:) Siedział koło mnie, rozmawialiśmy ze znajomymi, pilnował mnie na każdym kroku i wyglądał słodko, gdy był zazdrosny. Nie powiem- sen polepszył mi humor z samego rana. 

Już się pochwaliłam i uciekam, bo P.potrzebuje mojej pomocy przez telefon. 

Buziak ;*!