piątek, 23 maja 2014

To był cios poniżej pasa - rozdział 123.

Minęła godzina i do sali wszedł lekarz i pielęgniarka.
- Dzień dobry – powiedział  odruchowo, nawet na nas nie patrząc tylko od razu kierując się do Nathana – Państwo z rodziny ?
- Tak -
- Co my tu mamy ? – spojrzał w kartę pacjenta i zaczął czytać uważnie po cichu po czym zwrócił się do pielęgniarki – W nocy nie pojawił się krwotok ?
- Nie – odpowiedziała mu na co on kiwnął głową
- Ok – zawrócił się do nas – pan Sykes pobędzie jeszcze w śpiączce.
- CO ?! – niemalże krzyknęłam i poczułam dłoń Maxa na przedramieniu jako gest uspokojenia się – Przecież to noc miała być decydująca i nic złego się nie stało, więc dlaczego go jeszcze nie wybudzicie ?!
- Organizm musi przy naszej minimalnej pracy funkcjonować sam i wtedy będziemy mogli wybudzić pana Sykesa. Na razie jest jeszcze na to za wcześnie.
- Jak za wcześnie ?!
- Będę tu przychodził codziennie i jeśli wszystko pójdzie dobrze, zaczniemy wybudzać pacjenta za kilka dni.
- Kilka dni ?! – włączył mi się tryb agresywnego powtarzania
- Naprawdę rozumiem pani nerwy, ale
- Wątpię, że pan rozumie !
Lekarz spotkał się spojrzeniem z Maxem.
- Robimy co w naszej mocy, a tymczasem proszę wybaczyć, ale mam również innych pacjentów na oddziale. – oświadczył, zalecił pielęgniarce co ma i kiedy podawać Nathanowi. Ta wszystko sobie zanotowała i obydwoje opuścili salę.

Wzięłam głęboki oddech;
- Przeraża mnie ilość osób, które mam ochotę zabić.
- Victoria, co cię opętało ?! – Max zagarnął mnie w swoją stronę i nasze twarze znalazły się naprzeciwko siebie
- Emmmm … może w końcu rozum ?! – zironizowałam – Na co oni czekają ? Dlaczego każą nam jeszcze czekać ?!
- Uspokój się ! Nie jesteś lekarzem, więc powierz to im. Wiedzą co robią.
Wzniosłam wzrok do góry, opanowując łzy.
- Myślałam, że skoro w nocy nic złego się nie stało i krwotok nie powtórzył się, to że dzisiaj go wybudzą.
- Wybudzą, zobaczysz. – Max przytulił mnie – Swoją drogą – odsunął mnie, by móc spojrzeć mi w oczy – mogłabyś być milsza. Naskoczyłaś na tego lekarza.
- Kiedy chcę być miła najczęściej zwyczajnie się nie odzywam.
Max uniósł brew na moją odpowiedź. Chyba takiej się nie spodziewał. Spojrzał na Nathana.
- Stary, ale ty sobie charakterek wybrałeś.
Wtedy to ja uniosłam brew i spytałam kulturalnie;
- Max, chcesz dostać ?
- A co ? – pomachał szatańsko brwiami
- Jajco – żachnęłam się, odwróciłam się na pięcie i wyszłam z sali, bowiem matka natura wzywała. Znalazłam damską toaletę. Wychodząc chwilę później z kabiny podeszłam do lustra, by umyć ręce i spojrzałam w swoje odbicie. No miss to ja bym nie została. Włosy poskręcane, oczy podpuchnięte, koszulka wygnieciona przez niefortunne spanie ... Wysuszyłam ręce i zadzwoniłam do Toma;

- Słońce, będziemy po południu. Musimy ten wypadek omówić ze Scooterem. – zameldował zanim odezwałam się
- W porządku. Mógłbyś wziąć mi tylko jakąś bluzkę na zmianę i kosmetyczkę ? Wszystko jest w mojej walizie.
- Nie ma sprawy. A jak tam nasi chłopcy się czują ?
- No Nath akurat miał obchód. Musimy poczekać jeszcze parę dni na jego wybudzenie. Niestety …
- Ale tak to wszystko ok z nim ?
- Tom, nie wiem czy można powiedzieć, że „wszystko ok z nim” o człowieku, który leży w śpiączce.
- Oj wiesz o co mi chodziło …
- Nie miał krwotoku w nocy.
- Chwała ! – odetchnął z ulgą – A co z Kevinem ?
- Sama jeszcze nie wiem. Potem do niego pójdę o ile mnie wpuszczą i postaram się czegokolwiek dowiedzieć.
- Ok ok, jesteśmy w kontakcie.
- Zawsze – rozłączyłam się

Wyszłam z łazienki i już szłam z powrotem do sali Nathana, gdy usłyszałam płacz dziecka. Odwróciłam się za głosem. Parę kroków za mną stał chłopiec, który rzewnie płakał i wycierał łzy swoimi dłońmi. Patrzył na mnie załzawionymi oczami. Na moje oko miał z 4, a może 5 lat. Na korytarzu w dali pojawiały się pojedyncze osoby. Z racji swojego stosunku do dzieci zawróciłam się i miałam zamiar iść dalej, gdy chłopiec znowu zaczął płakać. Zniecierpliwiona przewróciłam oczami i zawróciłam się do niego z powrotem. Patrzyłam na niego. On sam podszedł pomału do mnie cały czerwony na twarzy i pełen łez.

- Zgubiłem się. – wycedził przez płacz
- No i ?! – wypsnęło mi się, ale słysząc samą siebie przewróciłam oczami i nastawiłam się na cierpliwość, choć ciężko było włączyć ten tryb – Gdzie jest twoja mama ?
- W domu
- No najlepiej ! – rozłożyłam ręce – Czemu jej tu z tobą nie ma ?
- Bo pracuje.
Wzięłam głęboki oddech. – W której sali leżysz ?
- Nie wiem ! – i znowu dał w ryk
Mi też zachciało się wyć, bo czułam się nieporadna.
- Chodź. Zaprowadzę cię do pani pielęgniarki i nam pomoże, zgoda ? – posłałam mu dla otuchy delikatny uśmiech na co on ku mojemu zaskoczeniu rozpogodził się. Jego kąciki ust powędrowały ku górze. – Chodź. – kiwnęłam głową. Dołączył do mnie i zaczęliśmy powoli iść korytarzem. Nagle zza zakrętu wybiegli lekarz; widocznie do kogoś przywiezionego z wypadku. Co nie zmienia faktu, że Mały wystraszył się, schował za mnie i ku mojemu zaskoczeniu (chyba mimowolnie) złapał za rękę. Poczułam się nieswojo, czując małą, chłodną rączkę w swojej dłoni, ale nie byłam w stanie jej odrzucić.
- Ej, nie bój się. – uśmiechnęłam się, na co on odpowiedział mi tym samym. Zaczęliśmy iść dalej z tym, że teraz za rękę. Minęliśmy salę Nathana i skierowaliśmy się w stronę pokoju pielęgniarek. – Dobra – zawróciłam się do niego – teraz wejdziemy do środka i powiemy, że się zgubiłeś, a któraś z pań zaprowadzi cię z powrotem do sali.
- Nie pójdziesz już ze mną więcej ? – zapytał smutno
- Nie. Ja tylko tobie pomogłam. – zapukałam w drzwi, ale oprzytomniałam i spytałam jeszcze chłopca przed wejściem – Jak masz na imię ?
- Stephan
- Ładnie – mruknęłam, bowiem rzeczywiście spodobało mi się. Nie czekając dłużej weszliśmy do pokoju – Przepraszam – odezwałam się, a trzy siedzące w środku kobiety spojrzały od razu na mnie – znalazłam zgubę. Stephan nie wie jak wrócić do swojej sali.
- Oj Steph … - jedna pokręciła głową, wstając i uśmiechając się do niego. Widocznie dobrze już go znała. – Tyle razy tobie mówiłam, żebyś nie wychodził sam z sali, a ty nigdy nie posłuchasz. – wzięła go za rękę – Koniec wycieczki, zawracamy.
Ku mojemu zdziwieniu Mały podbiegł jeszcze do mnie i przytulił się do mojej nogi, mówiąc;
- Lubię cię. – z pełnym uśmiechem zatrzepotał swoimi długimi, gęstymi rzęsami i dopiero wtedy zauważyłam jego duże, orzechowe oczy

Jego gest spowodował, że sparaliżowało mnie i nic mi nie przyszło do głowy, więc tylko posłałam mu uśmiech. I już go nie było. Wyszedł z pielęgniarką.
- Biedne dziecko … - westchnęła za moimi plecami inna pielęgniarka. Odwróciłam się.
- Co mu jest ?
- Trafił do nas w nieciekawym stanie. Lekarze długo nie mogli zbadać co jest tego przyczyną. Okazało się, że ma raka.
Poczułam jak krew odeszła mi od mózgu. Przełknęłam nerwowo ślinę.
- Raka ? – niemalże szepnęłam i zawróciłam głowę w stronę, gdzie jeszcze przed chwilą stał –Przecież to dziecko ! Dlaczego nikogo przy nim nie ma ?
- Nie widziałam tu nigdy nikogo innego oprócz jego matki, która pojawia się kilka razy w tygodniu.
- Nie ma jej tu codziennie ?
- Nie. To bizneswoman. Wiecznie zajęta albo w pracy. Nawet jak przychodzi do Stephana na tą godzinę czy dwie, to i tak wiecznie przy telefonie.
Poczułam jak zrobiło mi się strasznie żal chłopca, a rosła nienawiść i brak zrozumienia dla matki.
- Jak można nie mieć czasu dla swojego dziecka ? I w dodatku chorego ?
- Nie wiem proszę pani. – pielęgniarka westchnęła – Zaglądamy do niego co jakiś czas z koleżankami na zmianę, żeby nie było mu smutno i nie płakał, gdy do innych dzieci przychodzą rodzice, ale wie pani; to szpital, nie przedszkole i my też nie możemy mu umilać całego dnia, nawet jeśli bardzo byśmy tego chciały, bo pracujemy tu i nie tylko jego mamy pod opieką.
- Jasne – przytaknęłam ze zrozumieniem głową – dzięki za pomoc. – i wyszłam z pokoju roztrzęsiona. Nie mogłam pojąć jak bardzo praca mogła być ważniejsza od zdrowia dziecka, które walczyło o życie i miało przy sobie tylko matkę. Nie mogłam. Było mi go bardzo szkoda.
Wróciłam z powrotem do sali Nathana. Zamknęłam za sobą ostentacyjnie drzwi.

- Max, jeśli kiedykolwiek będę narzekała na coś, to proszę walnij mnie czymś ciężkim w głowę, dobrze ?
- Co ?! – spojrzał na mnie powątpiewająco – Dlaczego ?
- Żebym doceniła to co mam. – podeszłam do łóżka Nathana i pogładziłam śpiącego po włosach
- Okeeeeyyy … - przeciągnął Max – Do twarzy ci z dziećmi. – usłyszałam i raptownie spojrzałam na niego. Siedział wyszczerzony. – Myślałem, że wkurzyłaś się na mnie i już chciałem cię szukać kiedy zobaczyłem za drzwiami naszą Victorię prowadzącą za rękę dziecko. Nono, nie spodziewałbym się takiego widoku …
Zmrużyłam oczy.
- Spadaj.
- Oj przestań, naprawdę to było słodkie !
- Spadaj razy dwa.
- Viiickyyy …
- Razy trzy, a najlepiej razy milion iks.
- Oj dlaczego upierasz się, że nie lubisz dzieci ?
- Nie upieram się tylko tak faktycznie jest ! Denerwują mnie ! Wszędzie ich pełno, o wszystko pytają miliard razy, są wścibskie, płaczą, krzyczą ... ! Mam jeszcze wymieniać ?!
- Może lepiej nie …
- Nigdy nie byłam dobra w relacjach ja- dzieci i jakoś nigdy mi nie zależało, żeby te relacje poprawić.
- A nigdy nie myślałaś, że być może będziesz miała dzieci z Nathanem ?
Moja uniesiona brew.
- Pytam czysto teoretycznie i odnoszę to pytanie do dalekiej przyszłości. – uniósł ręce w górze w obronnym geście, widząc mój wzrok
- Myślałam. – przyznałam, wspominając domniemania o ciąży – Ale na szczęście to nie jest temat do realizacji teraz.
- Rozumiem. – kiwnął głową – Scooter do mnie dzwonił. – oznajmił po chwili
- No i ?
- Pytał co chcemy powiedzieć mediom o wypadku.
- Co chcecie powiedzieć mediom zatem ?
- Nie wiem. – wzruszył ramionami – Nie mam do tego głowy, niech on się tym zajmie.
- Ufasz mu …
- Tak
- Mhm … - mruknęłam wzniośle
- I trochę był zdenerwowany tą całą sytuacją, bo musi wszystko poprzesuwać. Kolejne nagrania, teledyski, wywiady, występy …
- No rzeczywiście bardzo biedny jest ten Scooter ! – wyrwała mi się odrobina jadu – Ciekawe jak on sobie z tym wszystkim poradzi ? – no dobra, spora część jadu
- Victoria możesz przestać tak ironizować w końcu ?
- To możesz przestać tak się tym facetem zachwycać ?
- Ale on chce dla nas dobrze !
- Tak. Tak bardzo dobrze, że traktuje was jak jakąś maszynę do zarabiania dla siebie pieniędzy.
- No teraz to już przeginasz ! – wstał oburzony
- Wcale nie ! Zapytał kiedy może przyjść odwiedzić Kevina i Nathana ? Dam sobie rękę uciąć, że NIE !
- Myślisz, że on ma czas na włóczenie się po szpitalach ?!
- W końcu jesteście jego podopiecznymi i jest za was odpowiedzialny ! Sorry, pomyłka ! Jest odpowiedzialny za waszą KARIERĘ, nie za was jak widać na załączonym obrazku.
- To, że go tu nie ma to nic nie znaczy. Poza tym nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy ile on ma teraz do roboty.
- Nie porównuj jego roboty do ciężkiego stanu Kevina i leżącego w śpiączce Natha ! – niemalże wrzasnęłam wściekła. W sali zapanowała cisza. Dopiero teraz zauważyłam, że stałam z Maxem niemal twarzą w twarz i mieliśmy taką mocną wymianę zdań. Patrzyliśmy sobie ze złością w oczy.
- Jesteś niesprawiedliwa. – wytknął mi palcem
- Przestań go w końcu bronić ! – rozłożyłam ręce
- Nie bronię go tylko staram się tobie wytłumaczyć, że jesteś do niego uprzedzona !
- Tak ? Wyobraź sobie, że już to słyszałam, że jestem uprzedzona ! I wiesz co ci powiem ? Skończy się tak samo jak z tamtą szmatą, z którą się spotykałeś ! Też mnie nie słuchałeś !
- Wiesz co Victoria ? – zmrużył oczy wściekły i zacisnął pięść – To był cios poniżej pasa. – syknął i szybkim krokiem ruszył do wyjścia, po czym huknął za sobą drzwiami …

Po sali rozlegał się tylko dźwięk uruchomionych maszyn, do których podłączony był mój chłopak. Wzięłam głęboki oddech i zagarnęłam włosy do tyłu. Podeszłam do łóżka, usiadłam na nim i ujęłam dłoń śpiącego bruneta w swoją. Patrzyłam na jego twarz nie wyrażającą żadnych emocji.
- Wyzdrowiej szybciej niż to możliwe, proszę cię. – szepnęłam – Nie poznaję siebie. Nie potrafię tego wszystkiego ogarnąć. Potrzebuję cię Nath. – po policzkach poleciały łzy – Nie martw się. Niezależnie co by się nie działo będę silna. – zaczęłam gładzić delikatnie jego pokiereszowaną twarz – Wiem, że tego ode mnie oczekujesz i powtarzałbyś mi, że  muszę być dzielna. – uśmiechnęłam się na samo wspomnienie jego głosu – Będę. – wyszeptałam z uśmiechem, wypuszczając kolejną strużkę łez
W tym momencie wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni, wybrałam opcję odtwarzacza, znalazłam pewną piosenkę i naciskając „play” położyłam głośnikiem do góry na stoliku.

„This is not gonna last forever,
It's a time when you must hold on.
And I won’t let you surrender,
And I’ll heal you if you’re broken.” Przy kwestii Jaya jeszcze trzymałam się w ryzach, ale chwilę później słucham, szeptałam słowa następnych kwestii i wpatrywałam się w twarz Nathana, płacząc;
„We can stand so tall together.
We can make it through the stormy weather.
We can go through it all together, do it all together, do it all.
I’ll be your strength.
I will, I will, I will.
I’ll be your strength.
Yes oh , yes I will.”

Dalej nie dałam rady już nawet szeptać, bo ścisnęło mnie za gardło. Podniosłam się i najdelikatniej jak tylko mogłam przysunęłam się do Nathana i złożyłam na jego ustach pocałunek. Mimo iż nie miał ze mną kontaktu, jego usta nadal były gorące jak normalnie, sprzed wypadku. Zdążyłam się od niego ledwo co odsunąć i wyłączyć muzykę, gdy do sali wpadł Tom, Jay, Siva i Nareesha z Kelsey.

- Cześć ! – uśmiechnęli się
- Hej – pomachałam przez łzy
- Jeeeeny Viiiicky .. – podszedł do mnie Siva i przytulił mnie, widząc, że płakałam – Będzie dobrze przecież, zobaczysz. – wysłał mi na pocieszenie uśmiech
- Vicky, nie płacz, bo tu basen powstanie. – puściła do mnie oko Kelsey
- Co z nim ? – spytał Jay
Wytarłam wszystkie łzy i opowiedziałam wszystko, co oznajmił lekarz.
- Dobrze, przynajmniej nabierze sił. – uśmiechnął się Tom i podszedł do leżącego Nathana, coś mu cicho mówiąc. Każdy z nas miał nadzieję, że brunet może chociaż nas słyszał …
Odeszłam w kąt sali, by inni przywitali się z Sykesem. Wbiłam wzrok w podłogę. Maxa nadal nie było … Wkurzył się na mnie niemiłosiernie. Już sama nie wiedziałam czy dobrze zrobiłam, wygarniając swoje zdanie o tym jednym człowieku. Może niepotrzebnie to wszystko ? … To co, mam Maxa przeprosić ? Ale w sumie wypowiedziałam tylko swoje zdanie.

- Vicky halo ! – przed oczami pomachał mi dłonią Tom, bym się ocknęła
- Mm ? – przeniosłam na niego wzrok
- Mówię, że przywiozłem tobie ubrania na zmianę.
- Świetnie, dzięki. W ogóle mieliście być po południu dopiero …
- Mieliśmy, mieliśmy, ale na szczęście udało się wcześniej. Powinnaś być dumna. – puścił oko, by mnie rozśmieszyć
- …
- Ej – szturchnął mnie – Co jest ?
- Nic
- Coś się stało ?
- Nic
- Co się stało mów mi natychmiastowo !
- Tom, nic się nie stało. Daj mi spokój. – próbowałam go wyminąć
- Tomowi nie powiesz ? – zagroził mi drogę z morderczym spojrzeniem
- A masz papierosy przy sobie ? – zapytałam cicho, a jego oczy urosły do wielkości piłeczek tenisowych
- Ty palisz ?!
- Dzień i noc bez ustanku. – skwitowałam z uniesioną brwią – To masz czy nie ?
- Mam, mam. Jak miałbym nie mieć niby ? – prychnął – Czyli jakaś grubsza sprawa widzę … Dobra, chodź, wymkniemy się i nikt nawet nie zauważy, że wyszliśmy.
- Jak ja cię kocham Tom … - westchnęłam ciężko
- Wiem, wiem. Wyszłabyś za mnie za mąż, niestety jestem tak niebagatelnie przystojny, że jestem rozchwytywany i już zajęty.
- I niebagatelnie skromny …

Tom musiał powstrzymać się przed swoim ryknięciem ze śmiechu i po cichu wyszliśmy z sali, by udać się na podwórko zapalić.





Hej Skarby ! W końcu znowu jestem. Przepraszam Was z całego serca, ale u mnie teraz tyle się dzieje, że uwierzcie mi, że nie mam czasu na nic innego jak tylko nauka nauka i jeszcze raz nauka. Dodatkowo tydzień temu na cały weekend był u mnie chłopak, a potem jak miałam wenę, to na kilka dni zjawiła się u mnie przyjaciółka ze Stanów. Multum obowiązków i te odwiedziny jedne po drugich odbiły się niestety na Wantedowych nad czym naprawdę sama ubolewam ... Chciałabym mieć więcej czasu na pisanie jak dawniej, ale niestety na razie jest to niemożliwe, bo zależy mi na zdaniu pozytywnie wszystkich kolokwiów i egzaminów, których ilość chyba przerasta moje najśmielsze oczekiwania, ale cóż ...

Muszę poruszyć ważną kwestię ... - pod ostatnim rozdziałem nawiązała się wymiana zdań między Anonimem a innym Anonimkiem i niepoprawną romantyczką. Uznałam, że trzeba coś wyjaśnić. Samozwańczy "Krytyczny Krytyku" Anonimie- nie mam zamiaru przyspieszać akcji i upospolicać swojego opowiadania do rangi szybkiej ciąży czy zakładania rodziny przez naszych bohaterów. Jak to trafnie i w 100% napisał pod Twoim komentarzem inny Anonimek i niepoprawna romantyczka - nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, że akcja opowiadania to kilka miesięcy, a nie kilka lat, w związku z czym, jakbyś mógł zwolnić tempo i ewentualnie nie myśleć o dzieciach naszej Nathorii i zechciał powierzyć ich losy nadal mojej osobie, to byłoby wspaniale, ale oczywiście szanujemy Twoje zdanie.

Dziękuję Anonimkowi i niepoprawnej romantyczce , że zechcieliście uprzejmie wytłumaczyć osobie na czym polega moje opowiadanie :) Jestem przeszczęśliwa, że napisaliście to wszystko, bo idealnie i tak dokładnie to ujęliście, że sama bym lepiej tego nie napisała :) Dziękuję Wam, bo widzę, że moje starania do tego, żeby Wantedowe Story różniły się od innych opowiadań nie idą na marne i widzę, że są osoby, które rzeczywiście to "czują" i nie mają mi tego za złe, że nasza bohaterka JESZCZE PO SETNYCH ROZDZIAŁACH NIE ZASZŁA W CIĄŻĘ.

Z innej beczki przy okazji ostatnich komentarzy - kololowa ! - opis przypadłości Nathana napisałam sama. Uczyłam się już o tym, więc wykorzystałam swoją "studyjną" wiedzę, która na coś się przydała ;)

Przepraszam Was Moje Drogie, że zajęłam Was bazgrołkami odnośnie sprawy z komentarzami Anonima, ale chciałam to raz na zawsze wytłumaczyć i powtórzyć, że związek i całe życie w moim mniemaniu nie sprowadza się do ciąży i jeśli "wszystko niszczę" jak to zostało określone to przepraszam, ale jestem jedyną autorką tego bloga i uważam, że można na razie zająć się innymi kwestiami. Jeśli kogoś zawiodłam to wybaczcie, ale nie czuję się winna. Mam nadzieję, że więcej do tego tematu wracać nie będziemy, bo jestem i tak upartą osobą i będę spełniać swoją wizję, którą będę starała się przekazać jak najlepiej, aby Was nie zanudzić. 

Dziękuję Wam za wyrozumiałość, zrozumienie, cierpliwość i ciepło jakim mnie gęsto obdarowujecie. Wiedzcie, że gdyby nie Wasze komentarze, to nie wiem czy miałabym jeszcze taki duży zasób zapału do pisania. To dzięki Wam i dla Was !

Love <3

PS 3majcie kciuki w poniedziałek za kolokwium ... Nauki jest od groma, ale i tak kocham psychologię :) !

czwartek, 8 maja 2014

Proszę być dobrej myśli - rozdział 122.

Usłyszawszy o wypadku Nathana i Kevina od razu wybiegłam z walizką z lotniska i wrzuciłam się do pierwszej lepszej taxówki, stojącej na parkingu.

- Do szpitala Cedars- Sinai Medical Center szybko ! – niemalże krzyknęłam do kierowcy. Ten widząc mój stan roztrzęsienia nie czekając ani chwili dłużej, nacisnął na gaz i z piskiem opon ruszyliśmy w podanym przeze mnie kierunku.

Wodziłam wzrokiem jak opętana. Nie wiedziałam co robić. Jakim cudem to się stało ?! Miałam wrażenie, że to wszystko to jeden wielki koszmar, a lada chwila zobaczę się z roześmianym Nathanem i przeprosimy się nawzajem, wybaczymy sobie i znowu zaczniemy wspólne życie od początku. Tak bardzo tego pragnęliśmy przecież … Ale rzeczywistość była tym razem nadzwyczaj brutalna. Moja miłość życia miała wypadek z Kevinem. Przewieźli ich do szpitala. Któryś z nich właśnie walczył o życie na stole operacyjnym, a ja nie wiedziałam który ! Wiem, że było to paskudne, ale modliłam się, żeby NIM nie był Nathan. Nigdy nikomu źle nie życzyłam. Tym bardziej Kevinowi, który był naprawdę w porządku facetem, ale i tak myślałam tylko o tym, żeby to Nath był w lepszym stanie. Wiem. Podłe …

Wybrałam numer telefonu Toma.
- No Słońce kurde, gdzie ty jesteś ?! – odebrał – Wszyscy cię szukamy, a Młody z Kevinem
- Oni mieli wypadek Tom. – przerwałam mu
Chwila ciszy w słuchawce i nagle wybuch Parkera; - CO ?!
- Zadzwonili do mnie ze szpitala, że mieli wypadek ! – krzyknęłam rozżalona do słuchawki, nie zwracając uwagi na obecność kierowcy, który trzeba mu to przyznać; pędził ulicami wzorowo !
- Ale żyją ? Co z nimi ?!
- Któryś z nich teraz ma operację, podobno jest w fatalnym stanie, drugi w trochę lepszym. – mówiłam spanikowana
- Ale który to który ?!
- Tom ja naprawdę nic nie wiem ! Właśnie jadę do szpitala. Boże to jest jakiś koszmar !
- Spokojnie Victoria, spokojnie. – Tom przybrał opanowany ton – Który szpital ?
- Cedars- Sinai Medical Center
- Dobra, jedziemy już tam !
Rozłączyłam się. – Błagam niech pan jedzie szybciej !
- Proszę pani i tak już jadę nieprzepisowo. Lada chwila będziemy na miejscu, proszę się uspokoić.
Olałam jego ostatnie zdanie. Jak mam się uspokoić ?! JAK ?!

Kilka minut później wybiegłam z taxówki i wpadłam do szpitala. Podbiegłam do jakiejś pielęgniarki i spytałam ją o dwóch mężczyzn przywiezionych niedawno z wypadku. Wskazała mi gabinet, więc chyba nawet z tego wszystkiego jej nie podziękowawszy, pobiegłam pod wskazane miejsce. Zapukałam i weszłam do środka.

- Dzień dobry – powiedziałam do kobiety z bujnymi lokami, która siedziała za biurkiem - Dowiedziałam się, że tutaj są dwie ofiary z wypadku samochodowego spod hotelu, a pielęgniarka wskazała mi, że mam skierować się tutaj – mówiłam bez ładu i składu, szybko i nerwowo
Kobieta wstała. – Spokojnie – wyciągnęła do mnie rękę – to ja dzwoniłam do pani. Proszę usiąść.
- Ale w jakim oni są stanie ? Co z nimi ? Który ma teraz operację ? Co się właściwie tam stało ?
- Naprawdę nerwy tu nie są dobrym doradcą …
- To niech mi pani cokolwiek powie ! – uniosłam się, nie panując nad sobą
- Nie daje mi pani dojść do słowa.
Popatrzyłam w jej przyjazne, brązowe oczy, wzięłam głęboki oddech i wypuściłam powoli powietrze. – Przepraszam … ale nie potrafię uspokoić się, gdy chodzi o życie kogoś kogo kocham.
- Rozumiem. – pokiwała głową – Chce pani coś na uspokojenie ?
- Nie. Chcę dowiedzieć się w jakim stanie jest Nathan i Kevin.
- Dobrze. Zatem – zasiadła z powrotem za biurkiem i gestem wskazała mi, abym usiadła naprzeciwko niej na krześle. Zrobiłam to na trzęsących się nogach i skupiłam się, byle nie krzyczeć.
- Jest pani kimś z rodziny któregoś z panów ?
- Tak – skłamałam, nie zastanawiając się przez chwilę – siostrą cioteczną Nathana. Tego, który siedział na miejscu pasażera. – wiedziałam, że inaczej nie dowiedziałabym się niczego o jego stanie zdrowia
- Rozumiem. – mruknęła – Otóż, gdy zabieraliśmy go z wypadku stracił przytomność. W czasie drogi nie odzyskał świadomości. – mówiła, a ja czułam jak moje serce z niepokoju biło coraz szybciej i cała trzęsłam się jak osika, bojąc usłyszeć się prawdy – Po zrobieniu szczegółowych badań okazało się, że ma on ciężki uraz głowy. Prawdopodobnie od uderzenia głową z dużą siłą w szybę. – czułam jak oczy robiły się szklane … - Niestety nie dało się inaczej i wprowadziliśmy go w stan śpiączki.
I poszło … Łzy zaczęły lecieć, a przed oczami zrobiło się czarno. – Co zrobiliście ? – wyszlochałam – Nathan jest w śpiączce ?
- Tak. Związane jest to z korzystnym wpływem podawanych leków na metabolizm mózgu oraz poprawę krążenia i wentylacji pacjenta.
- Ale – zaczęłam wodzić oczami – Boże, no jak ? – złapałam się za czoło, nie mogąc w to uwierzyć
- Wraz z innymi lekarzami uznaliśmy, że będzie to najlepsza decyzja.
- Ale wybudzicie go jutro, prawda ?
- Najbliższe godziny będą decydujące.
- Słucham ?! – kolejny szok i fala łez – Najpierw wprowadzacie go w stan śpiączki i co ?! I zostawicie go tak ?!
- Proszę się uspokoić. Wybudzimy go jeśli wszystko będzie dobrze za kilka dni. Proszę być dobrej myśli.
- A Kevin ?! Co z nim ?
- To właśnie ten pan ma teraz operację. Kilka narządów wewnętrznych zostało zmiażdżonych, niektóre ścianki naczyń popękały, a dodatkowo trzeba było natychmiast reanimować pacjenta.
- Boże – wzięłam się za usta – ale on przeżyje ?
- Nie potrafię odpowiedzieć pani na to pytanie. Jest w najlepszych rękach choć operacja na pewno będzie trwała jeszcze kilka godzin, ale miejmy nadzieję, że nie dojdzie do komplikacji.
- Myślałam, że skoro powiedziała pani, że Nathan ma uszkodzony mózg i, że jest w śpiączce to gorzej być nie może … - szepnęłam zszokowana – Nie dociera to wszystko do mnie. – kręciłam głową
- Może jednak chce pani coś na uspokojenie ? Jest pani naprawdę bardzo blada. Może się pani położy na chwilę ?
- Nie nie nie – mówiłam jak w amoku – a co grozi Nathanowi skoro mówiła pani, że najbliższe godziny będą decydujące ?
- Usunęliśmy krew z przestrzeni podpajęczynówkowej i zmniejszyliśmy stopień uszkodzenia mózgu. Jednocześnie lekarze monitorują ogólny stan pacjenta. Rokowanie jest niepewne. Zależy między innymi od ciężkości krwotoku, pomimo znacznego postępu w leczeniu neurochirurgicznym i śródnaczyniowym nadal jest poważne; u niektórych chorych występuje ponowny krwotok. U wielu chorych pozostają ubytki neurologiczne, wynikające z trwałych uszkodzeń mózgu na przykład paraliż części ciała albo zaburzenia mowy. Zawsze ryzyko w takich przypadkach jest. - słysząc to mimo, że siedziałam, zrobiło mi się natychmiastowo słabo - Niestety z tego co wyglądało ten wypadek był winą pacjenta, który kierował. Pędzili na skrzyżowaniu przez czerwone światło i ze strony kierowcy z impetem wjechał inny samochód, który przejeżdżał prawidłowo na zielonym świetle. Tamten kierowca miał tylko zadrapania i drobne urazy.

Spieszyli się. Do mnie. To przeze mnie … - Ja … – szepnęłam i ściągnęłam brwi – mogę zobaczyć Nathana ?
- Proszę. Sala numer 25. W razie potrzeby czy pytań jestem do pani dyspozycji.
- Dziękuję. – odpowiedziałam i wstałam, myśląc tylko o tym, żeby jak najszybciej zobaczyć Nathana. Już na chwiejących nogach miałam wychodzić z gabinetu, gdy lekarka zawołała jeszcze za mną;
- Proszę pani ! – zawróciłam się do niej – Proszę być dobrej myśli i modlić się.

Zapamiętałam jej słowa i wyszłam z gabinetu. Zacięcie szukałam sali numer 25, a w głowie huczały mi hasła; „z tego co wyglądało ten wypadek był winą pacjenta”, „pędzili na skrzyżowaniu przez czerwone światło” …

Odnalazłam salę i weszłam do środka. W pomieszczeniu od wejścia rozbrzmiewały tylko sygnały piszczących maszyn. Na nogach z waty podeszłam bliżej do „nóg” łóżka i moim oczom ukazał się Nathan. Spał. Miał milion przyłączonych do siebie urządzeń, które monitorowały pracę jego narządów. Pod nosem i w ustach miał jakąś rurkę. Głowę miał zabandażowaną, pod jednym okiem ogromnego siniaka, a policzki pokiereszowane były w małych rankach. Wyglądał tak, że moje serce pękło i rozpłakałam się.

- Boże, dlaczego mi to robisz ? – mówiłam przez łzy, patrząc na ukochanego pogrążonego w śpiączce. Podeszłam do niego powoli, żeby nie paść, ukucnęłam przed nim i wzięłam go za bezwładną dłoń. – Nath, wybaczysz mi kiedykolwiek ? Przepraszam … przepraszam, że przeze mnie teraz tu cierpisz … - pocałowałam jego dłoń, wpatrując się przez łzy w jego pokiereszowaną twarz – Jesteś zawsze dzielny i silny. Wygrasz tę walkę i wyzdrowiejesz. Wyzdrowiejesz, słyszysz ?! – jeszcze raz ucałowałam jego dłoń - Dopiero cię odzyskałam. Nie możesz teraz odejść. Tak po prostu – zaczęłam płakać - … nie możesz. Słyszysz ?! Nie pozwalam Ci ! – mówiłam, szlochając, nie mając pewności, że mnie słyszał, bo nie było z jego strony żadnej reakcji. Jakbym mówiła do kamienia.

W tej chwili do sali wszedł Tom, Max, Jay, Siva i oczywiście Nareesha z Kelsey.
- Victoria … - Kelsey podbiegła do mnie i przytuliła mnie – tak mi przykro kochanie … - nie trzymałam w sobie płaczu i rozżaliłam się jej w ramionach – Ciiiiii, wszystko będzie dobrze …
- Rany … - jęknął Jay, widząc kolegę w łóżku
- Wszystko będzie dobrze. – starał się twardo powiedzieć Max
- Vicky – Tom, patrząc na Sykesa podszedł do mnie, obejmując mnie – wszystko wiemy. Wyjdzie z tego. Zobaczysz, że go wybudzą lada dzień. Kevin też wygra. – dodał po chwili
- Kev nigdy się nie poddał i zawsze stawia na swoim. – blado uśmiechnął się Siva, a ja nadal płakałam w ramię Toma
- Vicky spokojnie – Nareesha pogłaskała mnie – przynieść ci coś na uspokojenie ?
Pokręciłam głową na „nie”.
- Tom – odezwałam się, podnosząc twarz, by spojrzeć mu w oczy
- Słucham – nawiązaliśmy kontakt wzrokowy
- Ja sobie tego nigdy nie wybaczę.
Ściągnął brwi. – O czym ty mówisz ?!
- Oni tu są i walczą o życie przeze mnie. To do mnie się spieszyli. Miałam szybko zobaczyć się z Nathanem i pogodzić się. To przeze mnie. – szlochałam – Gdybym nie odwalała fochów i nie opuściła domu, to nie wyjeżdżaliby po mnie, a tym bardziej nie przejeżdżali na czerwonym świetle. – mówiłam jak zakręcona – Ja sobie tego nigdy nie wybaczę. A jeśli któremuś z nich
- Victoria przestań ! – doszedł do nas Max, zawrócił mnie w swoją stronę i potrząsnął, bym oprzytomniała – To nie jest twoja wina, rozumiesz ?! To nie ty przejechałaś na czerwonym świetle. To nie ty kierowałaś.
- Ale to ze względu na mnie !
- Równie dobrze mogło to się stać i przed naszym domem, gdy ktokolwiek z nas wracałby ze sklepu zza zakrętu. Tak musiało być i koniec. Nie obwiniaj się za coś, za co nie jesteś winna !
- Jestem winna.
- Nie jesteś. – dodał Tom
Pokręciłam przecząco głową.
- Poinformował ktoś w ogóle jego mamę i Jessicę ? – spytał Jay
- Zajmę się tym jak stąd wyjdziemy. – odpowiedział Siva

Do sali weszła pielęgniarka z tacą ze strzykawkami. Zobaczywszy naszą gromadę zdenerwowała się;
- Co tu się dzieje ?! Proszę państwa co to za wycieczka ?! Proszę w tej chwili opuścić salę !
- Ja stąd się nie ruszę. – warknęłam zapłakana, a widząc mój stan, nawet się nie sprzeciwiła. Zapytała tylko;
- Pani z rodziny ?
- Tak – skłamałam, a reszta wiedziała o co chodziło
- Ja też zostaję. – orzekł Max
- A pan to kto ?
- Przyjaciel. Nie wyrzuci mnie stąd pani choćby nie wiem co. – założył ręce na piersi. Kobieta zlustrowała go wzrokiem po czym odezwała się do reszty;
- Pozostali muszą wyjść.
- Ale – próbował przeciwstawić się Tom,  na darmo
- Bez dyskusji ! – pielęgniarce puściły nerwy
- Jedźcie do domu. – powiedział przytomny Max – I tak nie macie co tutaj siedzieć. Będziemy dzwonić.
- Koniecznie ! – upomnieli się wszyscy
- Trzymaj się i bądź dobrej myśli. Wezmę twoją walizę do domu. – Tom mnie przytulił, ale widząc wzrok nabuzowanej pielęgniarki wszyscy niezwłocznie opuścili salę. Zostałam w niej ja, Max, pielęgniarka i biedny, śpiący Nathan. Kobieta zmieniła mu kroplówkę, wstrzyknęła coś dożylnie i opuściła nas.

Usiedliśmy na dwóch różnych krzesłach. Po sali roznosiło się tylko pipczenie maszyn. Wpatrywałam się w twarz Nathana, a po policzkach spływały mi łzy. To nie tak wszystko miało być. Mieliśmy pogodzić się, być razem i już miało być pięknie. Naprawdę czułam się winna za ten wypadek. Gdyby nie ja … Żeby tylko wyszli z tego. On i Kevin ! Byle operacja się udała ! Wzięłam w swoje dłonie dłoń Nathana i siedziałam tępo wpatrzona w niego.

- Vicky to naprawdę nie twoja wina. – przerwał ciszę Max
- A czy to ma teraz jakiekolwiek znaczenie ? – nie odrywałam wzroku od ukochanego – Są tutaj, walczą o życie i pełne funkcjonowanie, a moje wyrzuty sumienia i tak nie opuszczą mnie do końca życia, więc proszę cię, nie staraj się mnie pocieszać ani wciskać kitu, że to nie przeze mnie.
- Oni na pewno nie chcą, żebyś się oskarżała. To był wypadek, rozumiesz ? WYPADEK. Coś co mogło się przydarzyć równie dobrze mi czy tobie.
- Ale nie zdarzyło się mi czy tobie tylko im ! – wyzwałam Maxa wzrokiem - … wszystko bym oddała jeśli mogłabym zamienić się z nim miejscami i jeżeli miałby możliwość być w pełni zdrów jak jeszcze kilka godzin temu …
- Naprawdę oddałabyś swoje zdrowie za niego ?
- Nawet życie. – powiedziałam bez zawahania, mierząc się spojrzeniem z Georgiem i wróciłam wzrokiem do Nathana
W sali ponownie było słychać tylko urządzenia, gdy Max wstał.
- Idę po kawę, chcesz coś ?
Zaprzeczyłam ruchem głowy i po chwili zostałam sama z Nathanem.
- Co mi za życie gdybym ciebie nie miała kochanie, co ? – dotknęłam palcem jego pokiereszowanego policzka - A kiedy będę już stara i wnuki zapytają mnie jak wyglądała moja prawdziwa miłość, nie chcę wtedy wyciągać albumów ze zdjęciami tylko chcę im wskazać na Ciebie, siedzącego naprzeciwko mnie w fotelu. – zapłakałam – Proszę cię, nie zostawiaj mnie ... – łzy leciały bogato, ale patrzyłam na niego z czułością mimo to i gładziłam jego policzek - Nie możesz odejść … Ja … Ja nie przeżyję bez ciebie.

Nathan leżał nieruchomo i bez żadnych oznak życia. Widok ten podcinał mi skrzydła i odbierał nadzieję, że będzie dobrze. Za parę minut wrócił Max. Nie spojrzałam na niego dopóki pod nos nie podstawił mi bułki.
- Nie jestem głodna. – delikatnie odsunęłam jego dłoń
- Nie jadłaś niczego od rana.
- Nie jestem głodna. – powtórzyłam twardo i spojrzałam mu w oczy – Płakałeś ? – zwróciłam uwagę na ich szklistość i czerwony kolor wkoło
- Musisz jeść. – odpowiedział, olewając moje pytanie. Zatem ja olałam jego zdanie i poddał się, nie namawiając mnie dalej.

 Siedzieliśmy na krzesłach z przerwami na małe kroki po sali, żeby rozprostować nogi, bodajże do 2 w nocy, gdy pewien lekarz wszedł do nas i poinformował, że kilkugodzinna operacja Kevina udała się i pacjent został przewieziony na oddział. Jeden kamień z serca nam spadł. Big Kev przeżył i teraz miał za zadanie dochodzić do siebie. Modliliśmy się, by przez jeszcze całą noc Nathan nie dostał kolejnego krwotoku, o którym wspominała lekarka, który mógłby zaważyć na jego zdrowiu, a nawet życiu.

- No Młody – uradowany Max zwrócił się do Nathana, gdy lekarz wyszedł – teraz kolej na ciebie. Czekamy na dobrą wiadomość. – „posmyrał” go za uchem

W myślach podziękowałam losowi, że ocalił Kevina. Następnego dnia do niego zajrzę – pomyślałam. Całą noc spędziliśmy z Maxem na czuwaniu przy Nathanie na krzesłach przy jego łóżku. Przez całą noc nie zmrużyłam oka nawet na moment. Ciągle myślałam o swojej miłości, o wspólnych chwilach od czasu kiedy pierwszy raz zobaczyliśmy się. Nieraz przyłapałam siebie na nieświadomym uśmiechu, wspominając zabawne momenty. Spojrzałam na Maxa. Spał skręcony na krześle. W międzyczasie przychodziły w nocy pielęgniarki, które kontrolowały stan Sykesa. Poddałam się zmęczeniu dopiero koło 6 rano, by po półgodzinnej drzemce zostać obudzona szturchaniem;

- Vicky, jedź do domu.
Podniosłam się i wyprostowałam na krześle. Spojrzałam zaspana na Maxa, który stał nade mną.
- Nie nie, wszystko ok. – i od razu przeniosłam wzrok na Nathana, który od wczorajszego wieczora wcale się nie zmienił – Cześć Kochanie – nachyliłam się i pocałowałam go delikatnie w policzek -Obchód jest za godzinę. – poinformowałam Georga
- Dobrze, może czegoś się dowiemy, może coś się ruszyło ku lepszemu.
- Mam taką nadzieję. W końcu w nocy nic złego się nie stało i krwotok się nie powtórzył.  To czekanie i niemoc jest najgorsza … Nawet nie możemy mu pomóc.
- Ty też nie chcesz sobie pomóc. – usłyszałam i spojrzałam na niego zdezorientowana – Jeśli nie chcesz jechać do domu wypocząć to chociaż zjedz coś tutaj.
- Odczepisz się w końcu ode mnie ? Ciągle tylko nadajesz mi o jedzeniu jakbym nie miała większych problemów. Jak poczuję, że jestem głodna to pójdę i zjem, tak ?!
- Musisz mieć siłę, żeby tu być. W nocy za każdym razem jak się przebudzałem na tym twardym krześle, zawsze czuwałaś i nigdy nie spałaś. Jestem pewien, że za dużo to ty się nie zdrzemnęłaś.
Zniecierpliwiłam się. – Po pierwsze Max !; Jestem dorosła ! Po drugie; jestem istotą rozumną i wiem co robię ! Więc zachowaj te smęty i starania dla swojej przyszłej dziewczyny i nie truj mi już więcej, ok ?

- Jeżeli widzę, że z czymś sobie nie radzisz i potrzebujesz pomocy, to na pewno nie będę na to patrzył i nie reagował, zapamiętaj to sobie. – wytknął mi palcem, a ja w odpowiedzi przewróciłam oczami …





Hej Kobiety ! Od razu przepraszam za wszelkie błędy czy niezgodności w tym rozdziale ( o ile takowe są, sprawdzałam 2 razy i wydawało się być ok ), ale od kilku dni nie ogarniam. Zresztą jak same zauważyłyście nie dodałam rozdziału przez 2 tygodnie przez co jest mi wstyd i należy mi się za to chłosta. Przepraszam ! 

Popłaczemy w następnym rozdziale również - obiecuję Wam ! 
Jupi ! Pod ostatnim rozdziałem moje wierne Anonimki zostawiły po sobie ślad. Cieszę się bardzo, że jesteście nadal ze mną :) 

I naprawdę jestem z siebie dumna, że udało mi się wyzwolić w Czytelniczkach tyle bogatych emocji i przeżyć, bo naprawdę nie jest łatwo poruszyć pisaniem, a mi się to chyba ostatnio udało z tego co mi pisałyście :)

Jak tam Maturzystki ? Pamiętam o Was i wytrwale trzymam kciuki ! Jak samopoczucie po dotychczasowych egzaminach ? Wierzę, że poszło dobrze, bo w końcu jak nie Wy to kto ;) ? Może niejedna dusza zawita na studia do Wawy :) ? Właśnie ! Jakie macie plany na swoją przyszłość :) ? 

Jutro wyjeżdżam na weekend do Puław - odmóżdżyć się. Wyślijcie mi choć ociupinkę dobrej energii, co ? Potrzebuję tego bardzo ! :)

A tymczasem tak się sobie zastanawiam czy sepuku popełnić teraz czy dzień przed sesją ... ?