wtorek, 26 sierpnia 2014

Dorwę gnoja - rozdział 131.

Westchnęłam ciężko;
- Skoro to Scooter złożył tobie propozycję to zapewne jest ona totalnie kretyńska.
- Vicky !
- To znaczy nie do przyjęcia chciałam powiedzieć. – uśmiechnęłam się anielsko
- Nie muszę tobie setny raz powtarzać, że nie podoba mi się to, że jesteś do niego zniechęcona ?
- Nie muszę tobie setny raz powtarzać, że nie podoba mi się to, że jesteś nim zachwycony ?
Nathan uniósł brew. – Przeginasz moja droga kolejny raz, ale zostawię to bez komentarza, bo nie chce mi się z tobą kłócić.
- Lepiej od razu przyznaj, że nie masz zbytnio argumentów, żeby się ze mną zmierzyć …
- Vicky !
- … no już dobrze, dobrze … Co to za propozycja ?
- Jak wiesz niedługo wydajemy nową płytę …
- No wiem, w końcu nagrywacie nowe piosenki i po to tu przylecieliście …
- Dokładnie. – Nathan uśmiechnął się szeroko – Ale jak również wiesz, czasami jest potrzebna też inna promocja wcześniejsza, która wzbudziłaby zainteresowanie i aby potem sprzedaż płyt się zwiększyła.
Zmrużyłam oczy. – Zaczyna mi się to nie podobać … Co masz na myśli, mówiąc „inna promocja”, hm ?
Brunet spuścił głowę, uśmiechnął się krzywo, drapiąc po karku. – Rozgłos i te sprawy … - zaczął kręcić, ale napotykając się na mój zdecydowany i niecierpiący sprzeciwu wzrok walnął prosto z mostu, a ja myślałam, że po usłyszeniu nakryję się nogami – Scooter chciał, żebym na najbliższym spotkaniu w telewizji śniadaniowej powiedział, że rozstałem się z tobą, nie jesteśmy razem i, że tak naprawdę to w ogóle do siebie nie pasowaliśmy …

Moje tętno przyspieszyło, krew zaczęła zalewać żyły, a szczęka i pięści się zaciskały …
- Ale to wszystko tylko po to, żeby wzbudzić sensacje … - Nath zaczął alarmować, widząc moją milczącą aczkolwiek podsycającą reakcję – Ale tak naprawdę byśmy się nie rozstali … Vicky ! … Vicky czemu tak wyglądasz ? … Vicky powiedz coś !
- Dorwę gnoja. – wycedziłam przez zęby, ale napięcie wylało się z moich ust i zaczęłam wrzeszczeć – Czy on jest normalny ?! Chyba go posrało do reszty skoro składa tobie takie propozycje ! W ogóle skąd mu takie debilstwa przychodzą do tej jajowatej głowy ?! On jest chory ! Niech się leczy pacan ! - rzucałam przysłowiowym mięsem, a gdy spojrzałam na Nathana ten powstrzymywał śmiech – No i czego świecisz zębami ?! – jemu też się oberwało – Śmieszy cię to ?! A może popierasz ten fantastyczny pomysł cudownego pana Scootera, CO ?!
- Vicky jak ja cię kocham ! – Sykes na dobre roześmiał się – Od razu mu odmówiłem przecież.
Przełknęłam ślinę. – A – uspokoiłam się natychmiastowo – znowu mnie poniosło niepotrzebnie znaczy ? - Nathan ściskał usta i tylko przytakiwał mi ruchem głowy – Super … - mruknęłam, ale po chwili sama się roześmiałam
- Ale w tej kwestii miałaś rację, że Scooter wymyślił debilstwo.
- Widzisz ? Wiele mi nie trzeba, żeby dobrze oceniać.
- Powiedzmy …
- I jeszcze mi powiedz, że wkurzył się jak mu odmówiłeś !
- Nie tam, że się wkurzył ... Miał pogadać z Tomem o tym. – moja mina – Scooterowi zależy na promocji.
- Widzisz ? Znowu go tłumaczysz ! – wytknęłam mu – Sorry Nath, ale wydaje mi się, że są inne sposoby na promocje nowej płyty, a nie wywoływanie tanich i sztucznych skandali. Daj spokój ! Kim wy jesteście, że macie się tak poniżać ? Stać was na wiele więcej i na naturalną promocję waszych talentów, a nie jakieś pierdoły … I kto ma w to niby uwierzyć ?
Sykes uśmiechnął się szeroko. – Jak to dobrze, że ty przyleciałaś do Londynu z tej Polski. – i rzucił się na mnie z przytuleniami

Nazajutrz rano;

- Kochanie odebrałaś już ten wypis ? – spytał Nath, pakując moje ostatnie rzeczy do torby, gdy ja biegałam po całej sali
- Nie, jeszcze nie. – odpowiedziałam zasapana
- To kiedy pójdziesz ?
- Zaraz !
- Czego tak latasz ?
- Nath nie widziałeś mojego telefonu ? Nie widziałam go od dwóch dni !
- Ja widziałem. – wyciągnął ze swojej tylnej kieszeni spodni komórkę – Naładowałem tobie ją wczoraj, ale nie włączyłem, bo masz PIN.
- A ja jej tyle szukałam ! – ręce mi opadły – Daj mi ją.
- Pójdź do lekarza najpierw o wypis.
Przewróciłam oczami, ale posłusznie podreptałam do gabinetu. Dostałam wypis, reprymendę za wypisanie się na własne życzenie, polecenia jak się mam zachowywać przy swoim stanie i anemii, i jakie lekarstwa mam brać. Wróciłam do sali i uniosłam papierek do góry.
- Misja wykonana.
- Świetnie. To leć teraz do Stephana się pożegnać, a ja powoli będę wychodził. Widzimy się na dole. – cmok w czoło

Wzięłam głęboki oddech, spojrzałam ostatni raz na wnętrze sali po czym poszłam do sali, w której leżał Stephan. Mały akurat się zbudził. Był blady po chemii, ale widząc mnie uśmiechnął się szeroko. Podeszłam do niego, posadziłam go sobie na kolana i spojrzałam w te duże, niewinne oczy.

- To … wychodzisz już ze szpitala, tak ?
- Tak …
- Nie możesz mnie wziąć ze sobą, prawda ?
Te zdanie zostało przez chłopca wypowiedziane tak smutno, że aż zakłuło mnie w sercu.
- Będę tu przychodzić codziennie, wiesz ? – uśmiechnęłam się na ile mogłam – I będziemy nadal czytać bajki, budować autostrady, bawić się samochodzikami …
- Ale obiecujesz ?
- Obiecuję.

Malec uśmiechnął się i rzucił mi się na szyję z całych sił. Uściskał mnie jak najmocniej tylko się dało, dał buziaka w policzek i po jeszcze kilku takich demonstracjach uwielbienia, wyszłam z sali, żegnając się. Powstrzymywałam łzy, schodząc na dół do Nathana.

- Już ? – chłopak otworzył mi drzwi do taxówki
- Daj spokój …
Usiadł z drugiej strony, podał adres dla taksówkarza i ruszyliśmy. Wpatrywałam się w boczną szybę. Poczułam dłoń Nathana na swojej. Odwróciłam głowę w jego kierunku.
- Wszystko w porządku ? – spytał ciepło
Pokręciłam głową. – Nie …
- Martwisz się o Stephana ?
- Mhm … Wiesz Nath, najchętniej bym od niego w ogóle nie wychodziła.
- Rozumiem, ale nie sądzisz Vicky, że za bardzo się do niego przywiązałaś ? … Jakby nie patrzeć to dla ciebie obcy chłopiec, którego poznałaś przez przypadek.
- Tak, ale ten „przypadek” zmienił mój sposób patrzenia na świat. – spojrzałam mu w oczy – A to znacznie więcej niż ci się wydaje. – powiedziałam smutno i wróciłam spojrzeniem za boczną szybę
- Hej – Nath smyrał mnie po dłoni wesoło – nie cieszysz się, że wracamy do reszty ?
- Cieszę się, cieszę … - sztuczny uśmiech, bo przed oczami nadal miałam obraz smutnego Stephana, który odprowadzał mnie wzrokiem do wyjścia …

W mieszkaniu wszyscy głośno nas przywitali. Cieszyliśmy się, że w końcu byliśmy razem.
- Nath, możesz mi oddać mój telefon ? – poprosiłam, gdy ekipa rozeszła się
- A ! Jasne. Trzymaj. – wręczył mi go, a ja włączyłam i wpisałam kod PIN po czym zostawiłam go aby zaaktualizował się
- No i jak tam słońce ? – podszedł do mnie wyszczerzony Tom z nowymi słuchawkami owiniętymi wokół szyi
- A dobrze, dochodzę do sił na tyle, by ci jutro skopać tyłek. Masz mega słuchawki, zazdro !
- Dzięki, dzięki. Fajnie, że podoba ci się mój nowy nabytek.
- Odsprzedaj mi je.
- Mowy nie ma !
- Nie to nie. – wzruszyłam ramionami
- Zaraz zaraz … za co niby masz skopać mi tyłek ? I to na dodatek jutro ?
- Słyszałam, że Scooter dał tobie pewną propozycję …
- Aaaaaa owszem, owszem …

- Muszę cię nastukać, żeby wybić ci ją z głowy.
- Ale słońce … - zaczął niepewnie – Ja już ją przyjąłem …
- CO ?! – huknęłam – Jakim cudem ?! Ty jesteś kretynem ?!
- Oj, no niechcący to tak wyszło wszystko … - skrzywił się
- Niechcący to w ciążę można zajść, a nie przystać na propozycję Scootera ! Nienormalny jesteś !
- Przestań się na mnie wkurzać i nie gadaj tak na mnie, bo nie podoba mi się to ! – wytknął zdenerwowany palcem
- Grrrrr ! – wycedziłam przez zęby – Tom, powiedz mi jedno !
- Co ?!
- Dlaczego bycie idiotą jest akceptowalne, ale wytknięcie tego komuś już nie ?
Patrzył na mnie zły i przewrócił oczami, a ja wkurzona zakręciłam się na pięcie i wyszłam z korytarza. 

Dołączyłam do kółeczka, w którym stał Nath jeszcze z torbą, Jay i Nareesha.
- To jakie plany Vicky ? – spytał Loczek – W końcu wróciliście.
- Nom, w końcu. – uśmiechnęłam się – Jakie plany ? Sama jeszcze nie wiem …
- Vicky ma odpoczywać, więc na tym się skupimy.
- Nath … - mruknęłam dwuznacznie
- Bardzo dobrze, że nam o tym przypomniałeś. – puściła oko Nareesha – Nie pozwolimy, żeby Vicky się przemęczała.
- Dajcie spokój. – westchnęłam i miałam coś jeszcze dodać, ale telefon zaczął wibrować mi w kieszeni – Przepraszam na chwilę … - odsunęłam się na bok i zobaczyłam na ekranie komórki zaległe połączenia z dwóch dni – Nieodebrane od Kelsey 2 razy, Nareeshy 2 razy, Lisy 1 raz i … Olivier 3 razy ?! Odeszłam jeszcze dalej i wybrałam numer szefa. Pierwszy sygnał oczekiwania, drugi …

- Witam pani Victorio
- Witam. Dopiero zobaczyłam, że dzwonił pan wczoraj. Przepraszam, ale rozładował mi się telefon …
- Dobrze, że pani oddzwoniła. Pani Victorio, zdaję sobie sprawę, że ma pani jeszcze kilka dni urlopu, ale sytuacja jest napięta i potrzebujemy pani w „EandJ”.
Ściągnęłam brwi. – Jak to ? Co się stało ?
- Mamy straszny kocioł. Jest bardzo dużo nagrań, kontynuacji umów, nowe kontrakty … Udało nam się i weszliśmy na nowy rynek, a co za tym idzie są nowi kontrahenci. Wiem, że nie jest to fair w stosunku do pani, ale potrzebujemy pani. Mogłaby pani skrócić obecny urlop i przylecieć niebawem ?
Westchnęłam. – „Niebawem” ? To znaczy kiedy ?
- Jutro, maxymalnie pojutrze … ?
Chrząknęłam. Byłam zaskoczona. Zawróciłam się i spojrzałam na towarzystwo za mną. Nie chciałam wracać, dopiero co zaczęło się układać, ale byłam też dłużniczką Oliviera i nie chciałam zawalić. Trudno.
- Dobrze, postaram się wrócić szybciej …
- Dziękuję pani bardzo ! Oczywiście wynagrodzimy to pani !
- Jesteśmy w kontakcie. Zjawię się w studio na dniach.
- Dobrze. Do zobaczenia !
- Do widzenia … - rozłączyłam się niepocieszona. Moje spojrzenie z oddali spotkało się z moim chłopakiem i od razu po głowie przeszła mi myśl; „Nathan mnie zabije…”. Nie zdążyłam oddzwonić do Lisy, bo zawołali mnie do siebie.

- Idziemy dziś na imprezę ? – Jay zacierał ręce – Trzeba uczcić wasze zdrowie !
- My chyba podziękujemy … - Sykes jakby czytał mi w myślach – Spędzimy wieczór na spokojnie, w końcu w mieszkaniu i we dwójkę …
- Ooooomm rozumiem. – Loczek pomachał szatańsko brwiami - Gole na wyjeździe liczą się podwójnie.
- O, dzięki za info. – zaśmiał się Nathan, patrząc na mnie dwuznacznie 

A ty Wiki musisz mu jeszcze powiedzieć o wcześniejszym powrocie. Nie będzie zachwycony … Odwagi Wiktoria, odwagi !





Hejo :) ! Strasznie szybko napisał się ten rozdział, ale mam nadzieję, że niczego nie poplątałam.

Przepraszam, że nie odzywam się, ale mam kilka spraw na głowie i czasami chce się po prostu poleżeć pod kocykiem z książką i czekoladą po tym wszystkim ... Kilka dni temu miałam w szpitalu robioną punkcję nadgarstka. Było ... strasznie. Ledwo co wytrzymałam, szczerze mówiąc ... Za kilkanaście dni mam kontrolę lekarską, więc zobaczymy co dalej.

Jednak nie będzie mnie na Zlocie Fanów The Wanted w Wawie, sorki. Przyjeżdża mój man w tym czasie, więc same rozumiecie ;) ... 

Wszystkim Sandrom z okazji naszego dzisiejszego Święta życzę dużo zdrowia, szczęścia, pomyślności i radości z dnia codziennego :D !

Do nexcjusza Ślicznoty, dobranoc !

PS zmieniamy wygląd bloga ? ?

wtorek, 12 sierpnia 2014

I tym się różnimy - rozdział 130.

Nathan trzymał mnie za dłoń, a kroplówka pomału spływała przez węflon do mojej żyły. Patrzył mi w oczy i uśmiechał się słodko. Zapewne milion myśli przelatywały mu przez głowę. To zupełnie jak mi. Mój chłopak właśnie mi się oświadczył. Czy to już coś zmieniało w moim życiu ? Zapewne. Ale nie chciałam jeszcze  o tym tak poważnie myśleć. W głowie z powodu osłabienia dudniło i nie mogłam o niczym racjonalnie myśleć.

- Czemu tak mi się przyglądasz ? – spytałam w końcu cicho
- Bo lubię ci się przyglądać.
- A ja
- A ty tego nie lubisz, bo się wtedy zawstydzasz. – dokończył za mnie – Tak. Wiem o tym.
Posłałam uśmiech. – A mimo wszystko to robisz.
- Tak już ze mną jest. – wzruszył ramieniem – Mam ochotę powiedzieć o tym wszystkim.
- O czym ?
- O tym, że przyjęłaś moje oświadczyny.

„Mam ochotę powiedzieć o tym wszystkim.” – chodziło mi po głowie. Jak to WSZYSTKIM ?! Nie może WSZYSTKIM ! A MAX ?! Przecież on może zrobić awanturę, przyznać się, że jest we mnie zakochany, a to wtedy nie będzie dobre ani dla mnie, ani dla Nathana, ani dla nikogo ! Przecież nie dość, że może zniszczyć przyjaźń, związek, to i na dodatek wspólną karierę ! Zresztą jak Max będzie się czuł, gdy nagle dowie się, że jego sympatia wychodzi za mąż ?! No błagam ! Ja na jego miejscu nie byłabym zadowolona …

- Vicky … - głos Nathana mnie ocknął. Wróciłam spojrzeniem do niego. – O czym tak myślisz ?
Ściągnęłam brwi. – Bo … - o nie. Nie mogę wkopać Maxa przed Nathanem ! Przecież to będzie taka sama katastrofa ! Musiałam najpierw sama przygotować grunt i porozmawiać na spokojnie z Georgiem … Chrząknęłam. – Może na razie nie mówmy o tym nikomu i zawieśmy ten temat ?
Nathan odsunął się z pytającą miną. – Nie rozumiem … Dlaczego ?
Westchnęłam ciężko. – Ogarnijmy się najpierw ze zdrowiem. Ja i ty. Wszystko na spokojnie. – wymyśliłam pierwszą lepszą wymówkę na poczekaniu – Poza tym … - zaczęłam gładzić jego wierzchnią część dłoni – Przecież to w zasadzie niczego nie zmienia. – starałam się promiennie uśmiechnąć – Kochamy się, jesteśmy razem i tak będzie cały czas. Z oświadczynami czy bez.
Brunet patrzył na mnie spod byka. Miał nietęgą minę. Chyba nie spodobała się mu moja propozycja. Czekałam już kiedy mnie zbeszta, gdy wyprostował się.
- Dobrze, jak chcesz. – westchnął – W sumie po części masz rację. Nie musimy o tym na razie nikomu mówić. Najważniejsze, że jesteśmy razem, prawda ? – uśmiechnął się i uniósł moją dłoń, by po chwili ją pocałować. Nie powiedziałam mu wszystkiego. Nie powiedziałam mu prawdy. Oszukałam go. Oszukałam …

- Powiem Tomowi w takim razie, że na jakiś czas akcja zawieszona.
- To Tom wie ?! – postawiłam oczy
- Kochanie – Nath przewrócił oczami – przecież kilka minut temu wyjaśniłem ci, że to Tom był odpowiedzialny za kupienie pierścionka, więc oczywiście, że wie.
Przełknęłam ślinę. No to ładnie … - To jak Tom wie to już wszyscy wiedzą …
- Nie. Tu mu zagroziłem i wie tylko Kelsey. Spokojnie, zajmę się tym.
- Ktoś jeszcze wiedział o twoim planie ?
- Tylko mama i Jessica. No im chciałem koniecznie powiedzieć.
- Rozumiem przecież. – wzruszyłam ramieniem
- Czyli co, na razie pełna dyskrecja ?
- Proszę, nie miej mi tego za złe … - przygryzłam wargę
- Idę powiedzieć Tomowi, że nie ma czego opijać. Lepiej mu powiedzieć, że akcja odwołana niż, że się zgodziłaś, ale, że ma trzymać język za zębami.
- Masz rację. - pocałował mnie w usta po czym wstał i wyszedł z gabinetu

Miałam naprawdę mętlik w głowie. Nie potrafiłam niczego posklejać. Nic do mnie nie dochodziło. Huczały jakieś hasła, zdania, pojedyncze słowa … Męczyłam się i to bardzo, bo chciałam skupić się, pomyśleć, zastanowić, ale przemęczenie wygrało i musiałam poddać się i zawiesić broń. Ale tylko tymczasowo.

Zasłabnięcie, a do tego późna pora sprawiły, że nie doczekałam powrotu Nathana zza drzwi i zasnęłam szybciej niż mogłam się spodziewać … Jak przez mgłę kojarzyłam sytuacje w nocy, gdy zaglądał do mnie lekarz na zmianę z pielęgniarką, którzy kontrolowali mój stan, a pielęgniarka doczepiała i ustawiała kolejne zawartości kroplówek.

**

- Dajcie jej jeszcze pospać.
- Musimy ją zbudzić. Jest to pora obchodu lekarskiego, a poza tym muszę ją poinformować o wynikach morfologii …
Pomału sama budziłam się, słysząc dialog Nathana i lekarza. Otworzyłam oczy i powoli przeciągnęłam się, by nie uszkodzić sobie węflonu.
- Dzień dobry pani Victorio – podszedł lekarz
- Dzień dobry – wysiliłam się nawet na uśmiech – już wie pan co mi jest ? Możecie ode mnie odłączyć ten kabel ?
- Ten … „kabel” jak to pani nazwała – chyba nieświadomie poprawiłam doktorowi humor - jest dla pani wart więcej niż pani myśli.
- Oooooołłł zrobiło się poważnie. – mruknęłam, a po uśmiechu ślad zniknął
- Vicky – doszedł do mnie Nathan. Był już ubrany w swoje ciuchy, zadbał o fryzurę, był ogolony … Wyglądał jak zwykle doskonale. Ideał. – Posłuchaj co ma do powiedzenia pan doktor, okey ?
- Sądząc po twojej minie ty już wiesz co mi jest …
Sykes przeniósł wzrok na doktora, który zaczął;
- Niestety moje przypuszczenia sprawdziły się i wpadła pani w sidła anemii.
Pomachałam brwiami. – W jaki poetycki sposób przekazał mi pan tę nowinę.
Obok dało się słyszeć westchnięcie Nathana.
- Cieszę się, że jest pani w humorze do żartów, ale proszę przyjąć tę diagnozę bardzo poważnie, bo pani wyniki to już nie przelewki.
Ściągnęłam brwi i przygryzłam wargę. – Aż tak ?
- Niestety … ale jeśli mam być szczery to sama się pani do takiego stanu doprowadziła.
- No raczej …
- Dlatego zostaje pani u nas na oddziale na 3 dni.
- CO ?! – wybuchnęłam z oczami wielkości piłeczek tenisowych
- Musi pani zostać, bo trzeba uzupełnić żelazo, kwas foliowy i witaminę b12, resztę mikroelementów też nie zaszkodzi podwyższyć.
- Ale ja sama sobie mogę je podwyższyć i nie musicie mnie tu szpikować przez kable i rurki !
- Oczywiście zrobi pani jak zechce, ale naprawdę radziłbym zostać u nas w szpitalu.
- Niepotrzebnie pan doktor wypowiedział początek zdania „zrobi pani jak zechce” – zauważył Nathan – już jej oczy się zaświeciły od razu.
To prawda. Dobry humor i podstęp wyjścia ze szpitala powrócił. – Proszę nie zwracać uwagi na Nathana. Jest zbyt przewrażliwiony.
- Na jego miejscu też bym był, bo wyniki morfologii pozostawiają wiele do życzenia. – wetchnął lekarz, lustrując mnie wzrokiem – Swoją drogą … złe odżywianie i niezdrowy tryb życia chyba już wcześniej podążał nieodłącznie wraz z panią, prawda ?
Przemilczałam tę kwestię. Niecały świat musiał wiedzieć, że miałam uraz do jedzenia.
- Prawda. – sam sobie odpowiedział – Taka anemia jak w pani przypadku nie bierze się nagle. - facet zaczął działać mi na nerwy i kumulowałam już w sobie złość, byle nie być dla niego niegrzeczna – Zatem słucham. Jaka jest pani decyzja ?
- Yyyy … odnośnie czego ?
- Czy zostaje pani w szpitalu czy wybiera się w takim stanie do domu ?
- No jasne, że
- Panie doktorze – wtrącił się mój Młody bóg, patrząc na mnie surowo – może zostawić pan nas na chwilę samych ? Muszę wymienić z nią parę zdań i zaraz panu odpowie, okey ?
Lekarz pokiwał bezsilnie głową. – Okey – zabrał się i poszedł. Tylko drzwi się zamknęły;

- Victoria co ty odwalasz ?
- Czy ty zawsze musisz do mnie mówić „Victoria”, gdy sytuacja jest napięta ? – skrzywiłam się – Zupełnie jak mój ojciec …
- Nie zmieniaj tematu. – wytknął mi palcem i przysunął sobie krzesło, by być obok kozetki, na której od zeszłego wieczora leżałam – Ty naprawdę nie potrafisz o siebie zadbać ?
- Nie histeryzuj, dobrze ?
- Ja nie histeryzuję kochanie. – mówił tonem niecierpiącym sprzeciwu -  Ja cię chcę ogarnąć, bo zajmujesz się wszystkimi dookoła, a siebie masz gdzieś, a tak nie można ! Jak chcesz innym pomagać skoro sama siebie wykańczasz ? – zrobiło mi się natychmiastowo smutno – Jak chcesz być obok mnie i innych, na których ci zależy skoro nie masz siły ruszyć ręką ?
- Mam siłę … - próba cichego zaprotestowania
- W tej chwili może i tak, bo przez całą noc cię szpikowali, ale przypomnij sobie co było wczoraj wieczorem ? A co może być jutro … pojutrze … za miesiąc ? – Nathan wpatrywał się we mnie dużymi, zielonymi oczami. Był twardy i zdecydowany. Taki jaki mi zawsze imponował. Może niekoniecznie kiedy wsiadał na mnie, ale zdawałam sobie sprawę, że przybierał taki ton w stosunku do mnie kiedy już naprawdę narozrabiałam. – Vicky … - tym razem zaczął łagodniej – ja nie chcę każdego dnia martwić się i obawiać o ciebie czy będzie wszystko w porządku, czy zjesz śniadanie, czy nie zemdlejesz gdzieś w autobusie czy na ulicy, czy będziesz miała siłę donieść najlżejszą reklamówkę z zakupami do domu. Zaoszczędź mi tego, proszę cię.

Jeszcze bardziej zrobiło mi się przykro, a do oczu napłynęły łzy. Miał rację. Dopiero wtedy zdałam sobie z tego sprawę, że miał rację. On też się o mnie martwił i bał o moje zdrowie. A ja co ? Uparta i egoistyczna brnęłam tam gdzie nie było trzeba, ale jakiś głos też nie kazał tak się równo podporządkować …

- Co mam ci obiecać ? – szepnęłam, widząc jego twarz jakbym była pod wodą, a on nad nią – Przecież wiesz, że staram się i walczę ze sobą. Ale od czasu tego wypadku denerwowałam się i naprawdę nie byłam w stanie niczego przełknąć. Nie rozumiesz tego ? Ty nigdy z nerwów nie mogłeś jeść ? – wypłynęłam na powierzchnię. Łzy zostały uwolnione i widziałam twarz chłopaka w całej okazałości. Twarz, która przybrała wyraz pełen czułości, zatroskania i zrozumienia.
- Pamiętam jak nie mogłem niczego przełknąć przed pierwszym koncertem. – roześmiał się słodko, a dźwięk jego śmiechu rozkołysał moje smutne serce – Dobrze. To zróbmy tak. Położysz się tutaj na te 3 dni, żeby doprowadzić się do ładu i składu, a po wyjściu zaczynasz od nowa dbać o siebie, zgoda ? - pokręciłam głową na „nie”. Zdumiał się. – Która część w tym ci nie pasuje ?
- Pierwsza.
- Vicky …
- Ale nie chcę Nathan leżeć w szpitalu ! – zaczęłam się kręcić – Nie chcę tych wszystkich rurek i kroplówek. Mogę łykać tabletki, jeść produkty bogate w żelazo, witaminę b12 i coś tam jeszcze, ale nie chcę tu leżeć ! … A właściwie – spojrzałam na jego „cywilne” ubranie – będziesz leżeć tutaj w swoich ciuchach ?
Brunet skrzywił się. – To tym bardziej nie ułatwi nam sprawy … Dostałem dziś wypis.
Ręce mi opadły i zrobiłam minę do płaczu. – I ja mam tu jeszcze leżeć  przez 3 dni ?! Mowy nie ma !
- Ale kochanie
- Mowy nie ma !! Wracam z tobą do mieszkania. – wystawiłam nogę
- Zostajesz.
- Nie !
- Tak !
- Nie !
- Tak !
- Do cholery Sykes ! – poniosło mnie – Wyzdrowieję w domu !
Zasłonił twarz rękoma. Siedział tak przez kilka sekund w ciszy, by ponownie opuścić dłonie i spojrzeć na mnie. – Zostań tu chociaż do jutra. Niech chociaż trochę cię podreperują tymi kroplówkami.
- Nath … - jęknęłam
- Dobrze wiesz, że to dla twojego dobra.

Patrzyłam w jego oczy. Nie mogłam sobie darować, że zamiast szczęśliwie właśnie w tej chwili wychodzić z nim ze szpitala, ja muszę w nim zostać. I to JA ! A on wychodzi ! Wymieniałam spojrzenie ze szmaragdowymi tęczówkami. Muszę być sprawna. Dla niego. Machał zachęcająco głową.
Westchnęłam najciężej jak tylko umiałam. – Niech będzie … Ale tylko do jutra ! – zaznaczyłam stanowczo
Nathan uśmiechnął się promiennie. – Zuch dziewczyna ! – dał buziaka w czoło i poszedł z powrotem po lekarza

**

Nath mimo swojego wypisu siedział przy mnie cały czas. Śmialiśmy się, że teraz role się odwróciły, ale mi nie było do śmiechu, bo nie mogłam sobie wydarować tej sytuacji. Chłopak zadzwonił do reszty, że jeszcze nie pojawi się w mieszkaniu i wyjaśnił wszystko, zatem cała grupa została poinformowana o moim incydencie.
Akurat przed południem, gdy starałam się zasypiać, a mój bodyguard zaczął czytać książkę, ktoś zapukał do sali. Otworzyłam niemrawo oczy, a Nathan poszedł cicho otworzyć drzwi.

- Hej Nath, ja do chorebzdy, można ?
Sykes spojrzał na mnie, ale widząc, że nie spałam odpowiedział; - Wchodź Max.

MAX ?! Momentalnie obudziłam się i podniosłam. George wchodził w głąb sali, patrząc na mnie. W ręku niósł siatkę owoców.
- Proszę, mam nadzieję, że pochłoniesz wszystko bez zająknięcia. – postawił obok na szafce
- Dzięki …
- Jak się czujesz ?
- Całkiem dobrze …
- Przyszedłem teraz choć reszta ma do ciebie wpaść pod wieczór, ale … - chrząknął dwuznacznie, stojąc tyłem do Nathana a przodem do mnie i wpatrując mi się w oczy – ale wolałem przyjechać teraz, bo potem mam inne plany.
- Jasne … - pokiwałam niby to ze zrozumieniem głową
- Dziewczyny kazały ci przekazać, że nie można się do ciebie dodzwonić.
- Mój telefon !
- Spokojnie, rozładował ci się wczoraj. – przypomniał Sykes
- A. No tak. Rozładował mi się.
- Vicky, idę po obiad. Jakieś specjalne zamówienie ? – zajrzał na mnie mój prywatny kelner
- Nie. Wybierz coś dobrego, żeby tobie smakowało.
- Okey – pełen uśmiech, całus z daleka i zostałam w sali ze swoim byłym niedoszłym facetem

Spojrzałam na Maxa. Kurde. Onieśmielał mnie i to bardzo. Był bardzo męski; wiedziałam o tym od samego początku, ale jego wyznanie do mnie wcale mi nie pomogło- wręcz przeciwnie !
Stał w nogach łóżka i popatrzył na mnie. W końcu zdecydował się i zaczął;
- Chciałem cię przeprosić za to jak cię ostatnio potraktowałem. Tam, na korytarzu. – tłumaczył, widząc, że szukałam sytuacji w głowie
- Ah tamto ! … Prawda, było nieprzyjemnie, ale przeprosiny przyjęte.
- Vicky … - westchnął – zdaję sobie sprawę z tego, że popełniłem chyba największą głupotę w życiu mówiąc ci, że mi na tobie zależy, przyznając się dziewczynie przyjaciela, że jestem w niej zakochany – jego smutny uśmiech, a mnie oblał zimny pot, znów wracamy na grząski temat - … ale musiałem. Wolałem cię uprzedzić.
Ściągnęłam brwi i przełknęłam ostrożnie ślinę. – „Uprzedzić” ? Przed czym ?
- Gdybym ci tego nie powiedział i ciebie nie uświadomił, to obawiam się, że mógłbym wyrządzić Nathanowi, a przede wszystkim tobie wielką krzywdę. A nie chciałbym tego.
- Co masz na myśli ? – nie odpuszczałam
Max powoli przeniósł wzrok ze ściany obok na mnie. Perfidnie i z wielką pewnością siebie patrzył mi w oczy, a po chwili dodał; - Dobrze wiesz co mam na myśli.
Natychmiastowo spuściłam wzrok, a rumieńce wystąpiły na policzki.
- Nie byłbyś do tego zdolny. Nie zrobiłbyś mi krzywdy.
- Początkowo nie uznawałabyś tego za krzywdę … Przecież zrobiłem do tego pierwszy krok, nie zauważyłaś ?
Zmrużyłam oczy. Milczałam.
- A pamiętasz jak przyszedłem do ciebie z winem wieczorem ? Kto wie do czego by doszło gdybym nie wyszedł do łazienki opamiętać się, a ty w tym czasie zasnęłaś ?
Przypomniała mi się tamta sytuacja. – Max, byłam wtedy wcięta po tym winie, a ty kompletnie zalany …
- No właśnie.
- …
- Resztki świadomości zostały.
- Nie ma sensu wspominać tego co było.
- I tym się różnimy. Dla ciebie to nie miało i nie ma sensu, a dla mnie wręcz przeciwnie. Ma. I to bardzo duże. – miałam już coś dopowiedzieć, gdy dodał smutno - Bo tylko to mam.

Chciało mi się rozpłakać. Patrzyłam na Georga błagalnie.
- Max ja nigdy nie chciałam i nie zamierzałam tobie robić nadziei. Od samego początku traktowałam cię jak przyjaciela. Fakt; bardzo atrakcyjnego, ale zawsze jako przyjaciela. Jeżeli wysyłałam tobie jakieś nieświadome sygnały to przepraszam, ale na pewno nie miałam tego na celu.
- Nie masz za co przepraszać. – pokiwał głową – To samo się stało.
- Jedyne co mogę ci powiedzieć teraz … - westchnęłam – to, że mam nadzieję, że spotkasz na swojej drodze kobietę, która cię uszczęśliwi i, którą pokochasz najbardziej na świecie.
Posłał minę jakbym opowiedziała jakąś bajkę na dobranoc. Mimo wszystko, mimo tej smutnej scenerii czułam, że musiałam mu powiedzieć o oświadczynach.
- Widzisz Max … muszę tobie coś powiedzieć … - głos zaczął drżeć i z nerwów zaczęłam bawić się palcami. Bum ! Nie zdążyłam ! Do sali wszedł Nathan z ogromną tacą i dwiema porcjami obiadu. Dla mnie i dla siebie.
- Sorry, że tak długo, ale była kolejka. – puścił oko
- Nic nie szkodzi. – wymusiłam uśmiech
- I tak już się zbierałem. – sztuczny uśmiech Maxa – Szybkiego powrotu do zdrowia.
- Jutro wracam.
- Jak to ? – Łysy popatrzył na przyjaciela – Położyli ją po to, żeby jutro wypisać ??
- Yyyyyymmm. Na własne życzenie wychodzi. – wyjaśnił mój chłopak z przekąsem
- Vicky jesteś pewna ? – spytał Max
- Tak ! Będzie wszystko dobrze.
- Mam taką nadzieję. – uśmiechnął się – W takim razie do zobaczenia jutro w mieszkaniu.
- Mhm. Do zobaczenia. W sumie możesz reszcie powiedzieć, żeby nie robili sobie zamieszania i nie przyjeżdżali. Przecież nic mi nie jest i jutro już się zobaczymy.
- Gdyby nic ci nie było to byś tu nie leżała …
- Cóż za cenna uwaga Max.
- Vicky przestań olewać, że masz anemię !
- Wyluzuj Nathan ! Gorzej się spinasz ode mnie. – puściłam oczko
- Masz anemię ? – dopytywał Max
- Rozmawialiście dobre kilka minut i dopiero teraz się dowiadujesz, że Vicky ma anemię ? To o czym tak zawzięcie rozmawialiście ? – Nath uśmiechnął się cwaniacko, niczego nie podejrzewając …
- W sumie nie było ciebie tak strasznie długo. – ratowałam sytuację
- Wiesz jak to jest. Od słowa do słowa … - uśmiechnął się równie cwaniacko Max, choć on miał do tego uśmieszka podstawy … - Dobra, nie będę już wam głowy zawracać. Odpoczywaj Vicky. Do jutra !
- Cześć
- Na razie Max – Nath zamknął za nim drzwi i wrócił do mnie rozentuzjazmowany – No to jemy !
- Mhm … - mruknęłam na odczepnego, nie mogąc zapomnieć wyrazu twarzy Maxa w czasie rozmowy …

**

- Nathan …
- Vicky miałaś spać. – odłożył książkę, za którą wziął się ponownie po zjedzonym obiedzie
- Mam do ciebie prośbę …
- Słucham.
- Mógłbyś pójść po Stephana ? Nie pozwalacie mi się dzisiaj ruszać, a chcę się z nim zobaczyć. Nie odwiedziłam go wczoraj przed spaniem i dzisiaj przy śniadaniu też mnie nie było. Pewnie jest mu smutno, że nie przyszłam i wcześniej nie uprzedziłam.
- Naprawdę masz siłę na zabawy z dzieckiem ?
- Ze Stephem zawsze. – uśmiechnęłam się na samą myśl o chłopcu
- No dobrze. – Sykes wstał – Która sala ?

10 minut później;


- Vicky ! – do sali z okrzykiem radości wpadł chłopiec
- Stephan ! – roześmiałam się i wyciągnęłam do niego ręce. Wskoczył na łóżko i przytulił się do mnie z całą czułością i tęsknotą jednocześnie zwracając uwagę na mój węflon i podłączoną do niego kroplówkę. Nath wszedł i zamknął za sobą drzwi. Patrzył na mnie i przytulonego Stephana, jakaś myśl przeleciała mu przez głowę, zauważyłam to i uśmiechnął się uroczo.
- Co ci się stało ? – Steph odsunął się ode mnie, podsuwając mi pod oczy rurkę od kroplówki
- Drobiazg. Nic takiego. Ale – uśmiech zniknął, gdy spojrzałam na jego bladą buźkę i podkrążone oczy. Wyglądał źle. – Steph dobrze się czujesz ?
- Nie do końca. – skrzywił się – Pani doktor dała mi dzisiaj inne lekarstwo i mówiła, że to przez to mogę się gorzej czuć.
- Czyli pani doktor wie wszystko, tak ? – musiałam się upewnić
- Mhm – mruknął, przywracając na swojej twarzyczce uśmiech – Zdziwiłem się, że Nathan po mnie przyszedł.
- Mówiłem kolego, że się zobaczymy, prawda ?
- Prawda, prawda … A jak ty się Vicky czujesz ?
- Dobrze. Naprawdę.
- Ale nie będziemy dziś się bawić w autostradę, bo Nathan mówił, że nie możesz. To niepotrzebnie przyniosłem ze sobą auta. – podniósł do góry swój plecaczek

Spojrzałam z uniesiona brwią na swojego Zaganiacza, który roześmiał się i uniósł ręce w obronnym geście.
- Ale za to Nathan może pobawić się z tobą w autostradę. – zmrużyłam oczy - Prawda kochanie ?
- Jasne !
- A ty co będziesz robiła ?
- Jak to co, Steph ? Będę inżynierem i będę kontrolować waszą budowę !
- Okey ! – mały zerwał się i zaczął wyciągać z plecaka swój dobytek – No chodź ! – krzyknął do Sykesa, zapraszając go do zabawy na podłogę
- No idę ! – Nath puścił do mnie oczko i dołączył do malca. Obserwowałam jak we dwójkę pochłonięci byli zabawą. Nawet duży chłopiec zajął się budową autostrady wzorowo ;). 

Robiłam im zdjęcia z ukrycia i pozowane. Śmiałam się z nimi choć leżałam w łóżku i rozmawiałam. Jednak ciągle niepokoiło mnie to jak wyglądał Stephan … Wyglądał naprawdę źle … Musiałam dowiedzieć się czegokolwiek. Odkryłam kołdrę i wstałam powoli z łóżka.
- A ty dokąd się wybierasz ?
- Do łazienki Nath.
- Poczekaj, pójdę z tobą.
- No chyba żartujesz ! – prychnęłam – Posiedź tu, przypilnuj małego, a ja zaraz wracam. – uśmiechnęłam się. Na szczęście Nathan nie oponował tylko pomógł mi zmieścić się w drzwiach ze stelażem z kroplówką, a następnie wrócił do dziecka. Oczywiście zmieniłam swoją trasę i pokierowałam się do pokoju lekarskiego. Odnalazłam jedną z pielęgniarek, którą zapoznałam, gdy odprowadzałam pierwszy raz zagubionego Stephana.

- Dzień dobry – przywitałam się
- Aaaa to pani. Dzień dobry. Znowu się widzimy tylko w nieco innych okolicznościach. – spojrzała na moją kroplówkę – Coś panią boli ? Czegoś pani potrzeba ? Było trzeba nacisnąć przycisk przy łóżku, zaraz ja albo któraś z koleżanek by przyszła …
- Nie, nie. Nie o to chodzi. – uśmiechnęłam się – Chciałam zapytać o tego małego Stephana … Co z nim ?
- Przykro mi, nie mogę pani udzielić informacji. Nie jest pani z rodziny.
- Doskonale pani wie, że on nie ma rodziny. – niemalże warknęłam – I niech mi pani nawet nie wspomina o jego matce, której tu ani razu nie widziałam !
Pielęgniarka zmieszała się. – Dobrze, ale niech to zostanie między nami, bo w przeciwnym razie to ja będę miała kłopoty …
- Nie musi się pani o to martwić. – zapewniłam
- Stephan dzisiaj rozpoczął silniejszą kurację lekami, a za 4 dni zacznie dostawać o wiele silniejszą chemię.
Poczułam ból w sercu. Do oczu nadeszły łzy, a w gardle wyrósł potężny gul.
- To znaczy … - ciężko mi było mówić – że jest źle ?
- Na dzień dzisiejszy niestety tak. Rzadko, który pacjent od razu dobrze przyswaja nowe lekarstwa i chemię. Ale proszę być dobrej myśli i modlić się. Jutro powinno być już lepiej, a przecież silniejsza chemia to żaden wyrok tylko pomoc w walce do wyzdrowienia.
Przytaknęłam ruchem głowy, bo nie byłam w stanie odezwać się.
- Pani się bardzo zżyła z małym ?
Kolejne przytaknięcie głową.
- Widać to. On również odkąd pani zaczęła spędzać z nim czas, jest pogodnym i szczęśliwym dzieckiem. Jest zupełnie inny niż wcześniej.
- Cieszę się. – szepnęłam, ocierając przezroczystą łzę
- Proszę być dobrej myśli. – powtórzyła pielęgniarka
- Dziękuję. – powiedziałam cicho i wracałam do swojej sali, powstrzymując płacz. Tak bardzo szkoda mi było tego dziecka … Rodziło się w głowie jedno pytanie; „Dlaczego takie małe, niewinne istoty muszą cierpieć i są skazane na ból ?”

Przed wejściem do sali oparłam się plecami o ścianę i uniosłam twarz, by nie dać łzom wylecieć. Zamknęłam oczy i głęboko oddychałam. „Przecież on może wyzdrowieć. Wyzdrowieje ! Wyzdrowieje na pewno !”

Wróciłam do sali. Chłopaki nadal bawili się w najlepsze.
- Wszystko w porządku ?
- Tak. – skłamałam, unikając wzroku Nathana
- Popatrz na mnie. – przejrzał mnie. Spojrzałam mu w oczy załzawionymi oczami, ale popatrzyłam również na Stephana, który zajęty był samochodzikiem i pokiwałam głową, żeby Nath o nic na razie nie pytał. Zrozumiał. Podszedł tylko do mnie i przytrzymując, pocałował w policzek. Przy okazji szepnął;
- Nic się nie martw.

Stephan spędził razem z nami resztę po południa. Jadł z nami posiłki aż w końcu pod wieczór wdrapał się do mnie i przytulił, kładąc swoją główkę na mojej klatce piersiowej. Nathan usiadł obok nas i zaczęliśmy we dwójkę, na spółkę opowiadać małemu bajkę na dobranoc. Chłopiec po południowych szaleństwach był zmęczony, więc nawet szybko zasnął. Utwierdzając się w tym, że spał twardo na mojej piersi, Nath spytał;

- Nie byłaś wtedy w łazience, prawda … ?
Przyznałam mu rację ruchem głowy. – Gdy zobaczyłam jak on dziś wygląda musiałam się czegokolwiek dowiedzieć i poszłam do pielęgniarek … Nie patrz tak na mnie …
- Znowu czyjeś dobre przełożyłaś nad swoje.
- Daj spokój. Wiesz czego się dowiedziałam ?
- Mów.
- Jego stan zdrowia bardzo się pogorszył. Od dzisiaj podają mu mocniejsze leki, a za 4 dni czeka go silna chemia. – rozpłakałam się – Nathan ja nie rozumiem tego. Ja mogę być chora, zasłużyłam. Ale co on złego zrobił ?
- Vicky … - Nath przytulił mnie ze Stephanem do siebie – Ciiii … skarbie, nie płacz … On wyzdrowieje. Jest taki pogodny i wykazuje wolę życia. Nie ma innej opcji. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. – uniósł palcem moją brodę, by nawiązać kontakt wzrokowy – Wszystko będzie dobrze. – powtórzył zdecydowanie

Nie powiem. Nathan zawsze potrafił mnie pocieszyć. Uwierzyłam jego słowom i uspokoiłam się. Opanowałam nerwy, które mną miotały, a w końcu jeszcze po dobrych kilkunastu minutach, Sykes wziął delikatnie chłopca na ręce i zaniósł do swojego łóżka.

- Zbudził się ? – spytałam, gdy wrócił sam
- Coś ty. Śpi jak suseł. – uśmiechnął się i usiadł przy mnie z powrotem - Dzwonił Jay. Kazał cię pozdrowić i wysyła z wszystkimi dużo siły dla ciebie. Czekają na nas jutro w mieszkaniu.
- Fajnie. I mam nadzieję, że Tom nie zdradził nic ?
- No coś ty.
- Świetnie. – dałam buziaka swojemu chłopakowi
- Vicky … - ze spuszczonym wzrokiem kreślił wzorki na moim ramieniu
- Co jest ?
- Zapomniałem ci o czymś powiedzieć …
- Sądząc po twoim zachowaniu nie będzie to nic dobrego …
- Powinienem był powiedzieć tobie o tym od razu, ale jakoś tak wyszło …
- No mów !
- Wczoraj Scooter złożył mi pewną propozycję …






Cześć Słońca :) ! Mam nadzieję, że podoba się 130.rozdział, bo szczerze mówiąc dobrze się go pisało ;) Kololowa - obiecuję, że na dniach nadrobię w komentowaniu Twoje rozdziały ! Nie denerwuj się :* !

W mojej głowie ostatnio króluje myśl o lecącym czasie. To raczej z powodu niedzielnych chrzcin córeczki mojej siostry i faktu, że siostra jest w pełni młodą, szczęśliwą mamą, a ja chrzestną. Już pomału dochodzą do mnie te informacje ( mimo tego, że malutka urodziła się ponad 2 miesiące temu, w moje urodziny ), ale mimo wszystko jeszcze trochę jest dziwnie przyjąć to. Pamiętam jakby to było wczoraj jak z A. bawiłyśmy się w szkołę, sklep, „w dom” i opiekowałyśmy się lalkami bobasami, a ona jako starsza wyznaczała kiedy w zabawie był dzień, a kiedy noc ;) Piękne to było. Takie beztroskie i sielskie. A dziś co ? Każda z nas jest już dorosła i ma swoje życie. I wiecie do jakiego wniosku doszłam ? Że trzeba korzystać z każdej chwili, która jest w życiu dana. Nie marnować ani jednej minuty na smutki, ani jednej sekundy na nerwy, bo nie warto ! Każdy ma tylko jedno życie i po co je sobie niszczyć i przygnębiać się ? Nie lepiej uszczęśliwiać się i korzystać z tylu dobrych rzeczy, które podaje nam los ?

Mam nadzieję, że Wy jesteście w stanie posiedzieć o sobie głośno, że jesteście szczęśliwe i choć w minimalnym ( jak nie maksymalnym ! ) stopniu usatysfakcjonowane, i doceniacie to co macie, bo jesteście Pięknymi, Zdolnymi i Mądrymi dziewczynami. A jeśli któraś w to wątpi to niech się do mnie zgłosi ! Rozwiejemy te szare i pesymistyczne myśli migusiem ;) !

Love :*



PS śnił mi się dziś Nathan ;)

wtorek, 5 sierpnia 2014

Nathan ma jakąś niecierpiącą zwłoki sprawę - rozdział 129.

Minęły dwie godziny, w ciągu których byłam m.in. u Kevina. Na szczęście wszystko szło w jak najlepszym kierunku i po myśli lekarzy. Rana po operacji goiła się, a sam pacjent wracał do normy książkowo. Zajrzałam też po drodze do Stephana, ale mój mały idol akurat spał po podaniu kolejnej dawki leków, więc przykryłam go kołdrą i kierowałam się z powrotem do sali Nathana, gdy usłyszałam za sobą;

- Vicky ?!
Odwróciłam się momentalnie, a kilka metrów za mną wzrok we mnie miały wbity pani Karen i Jessica. Uśmiechnęłam się promiennie i od razu ruszyłam w ich kierunku.
- Dzień dobry ! Hej !
- Cześć Vicky !
- Dzień dobry Victorio ! – przywitałyśmy się, ściskając
- Jak lot ? Na pewno jesteście wykończone tyloma godzinami …
- Nie jest tak źle. – pani Karen uśmiechnęła się – Jess przespała całą drogę, ale ja niestety nie potrafiłam podzielać jej stoickiego spokoju …
- Oj mamo, mówiłam ci, że wylądujemy całe i zdrowe …
- Tak, tak, mówiłaś.
Zaśmiałam się cicho. – Chodźcie. Na pewno nie możecie doczekać się spotkania z Nathanem. – zaczęłam je prowadzić
- Jak on się czuje ?
- Tom mówił, że po obudzeniu się jest całkiem sprawny, to prawda ?
- Tak. Na szczęście nie ma żadnych zmian i wszystko szczęśliwie się zakończyło. Bądźcie cierpliwe, jeszcze chwila … Gdzie zostawiłyście walizki ? – zauważyłam brak bagażu
- Tom był tak miły, że przyjechał po nas na lotnisko, podrzucił tutaj i zabrał wszystko z sobą.
- Rozumiem. – kiwnęłam głową – Zaraz. To Tom jest tutaj ?!
- Tak – odpowiedziała najnormalniej w świecie Jessica
- Nath nic nie mówił, że Tom miał teraz wpaść … - coś mi się nie zgadzało
- A właśnie Tom mówił, że Nathan ma jakąś niecierpiącą zwłoki sprawę.
Ściągnęłam brwi. – Dobra, nie ogarniam ich. Nie pierwszy raz zresztą.
- No a jak ty się czujesz ? – pani Karen z troską dotknęła mojego ramienia – Musiałaś bardzo to przeżyć. – przejechała po mnie wzrokiem z góry do dołu
- Ekhm … - chrząknęłam – To chyba oczywiste, że strasznie się tym wypadkiem przejęłam, ale – machnęłam ręką, chcąc odgonić stare czasy – najważniejsze, że Nath już jest zdrowy i , że nic mu nie grozi.
- Tom mówił, że byłaś przy moim synu cały czas i, że nawet na moment nie chciałaś odpuścić … - w odpowiedzi wzruszyłam niewinnie ramieniem – Chciałam ci w tym momencie bardzo podziękować za to.
- Ale … - patrzyłam, nie rozumiejąc to na Jess to na jej mamę – nie do końca wiem o co chodzi … Za co podziękować ?
- Za to, że opiekowałaś się Nathem, że nie spuszczałaś z niego oka … że byłaś przy nim. Dla mnie i Jessici to naprawdę wiele znaczy.
- Dzięki Vicky. – blondynka posłała mi ciepły uśmiech
- Wydawało mi się to sprawą naturalną i nie ma za co dziękować.
- Nie każda dziewczyna postępowałaby tak na twoim miejscu.
- Więc może dlatego ja nie jestem „każda”. - posłałam uśmiech i podeszłyśmy pod drzwi sali – To zapraszam. – otworzyłam drzwi i weszłyśmy do środka, gdzie na łóżku siedział Tom, a Scooter opierał się o ścianę
- Nath ! – obydwie ruszyły do jego łóżka
- Mamo ! Jess ! – Sykes momentalnie zrobił się przeszczęśliwy
- To ja nie będę przeszkadzał. – od łóżka odszedł Tom, którego obecność bardzo mnie zdziwiła
– Ja też już będę się zbierał. – Scooter wyprostował się - Nath – odezwał się na koniec do pacjenta – przemyśl to raz jeszcze.
Brunet posłał mu nic nieznaczący uśmiech i dalej witał się ze swoimi dziewczynami, a Braun przechodząc obok mnie, rzucił obojętne;
- Do zobaczenia.
- Mhm … - mruknęłam złośliwie
- Na razie Słońce
- Tom co ty tu robisz właściwie ? Przecież nie umawialiśmy się na teraz.
- Oj tam – wyczułam jego delikatne zmieszanie – musieliśmy coś obgadać i wiesz … tak wyszło. – zakończył wyszczerzony, a ja uniosłam brew i nie zdejmowałam z niego spojrzenia
- „Obgadać” ? W takim razie wyczuwam problemy.
Tom parsknął cicho. – W sumie na twoim miejscu też bym miał takie same zdanie na ten temat. – i nim zdążyłam przyswoić te jego słowa do wiadomości; już go nie było
- Że co ?? – sama do siebie się skrzywiłam
- Vicky, chodź do nas ! – zawołał Nath. Odwróciłam się raptownie do nich. Zobaczyłam wspaniałą, szczęśliwą i kochającą się trójkę. Nie chciałam psuć tego obrazka.
- Wiecie co ? Zostawię was, na pewno jesteście za sobą stęsknieni, chcecie porozmawiać, nacieszyć się sobą … Nie będę wam przeszkadzać.
- Oj Vicky, co ty mówisz. – zgasiła mnie pierwsza Jessica
- Posiedź z nami. – nalegała pani Karen
- Kochanie …
- Nath nie patrz tak na mnie ! – wytknęłam palcem ze śmiechem – Pójdę do Stephana w międzyczasie. Wcześniej spał, więc może już się obudził. Przyjdę za jakieś pół godziny. – puściłam oko i zostawiłam szczęśliwą rodzinę za sobą

W głębi korytarza zauważyłam stojącego do mnie tyłem Toma, który rozmawiał z kimś zawzięcie przez telefon. Podeszłam bliżej.
- No mam nadzieję, że się zgodzi …. Kels kochanie nie panikuj, bardzo cię proszę ! … Tak, tak ty byś to na pewno załatwiła najlepiej na świecie … Wybiorę dobrze i będzie pasować … - Tom wydawał się być coraz bardziej podirytowany i tylko wzdychał słuchając rozmówczyni - … Ale dlaczego we mnie nie wierzysz ? … Dam radę … - aż w końcu – KELSEY !!! – podniósł ton i zawrócił się, a widząc, że stałam za nim, spanikował; - Muszę kończyć, pogadamy w domu. Pa ! – i schował telefon do kieszeni spodni
- Tom – odezwałam się – jakiś problem ?
- Nie nie nie, dlaczego ?
- … Może dlatego, że jesteś jakiś zdenerwowany … ?
- Ja ?! – wymuszony śmiech – Vicky Słońce …
Obserwowałam go. Byłam pewna, że coś mi nie pasowało. – Jesteś dziwny.
- Wymyślasz.
- Oczywiście … A tak na serio – założyłam ręce na klatce piersiowej - to o co chodzi ?
- O nic, jeju ! – kolejna irytacja – Chcesz kawy ? Właśnie ! Muszę uzupełnić brak kofeiny ! – ruszył do automatu – A ! – zawrócił się do mnie gwałtownie – To chcesz tej kawy ?
- Nie, dzięki … - pokręciłam głową i poszłam dalej przed siebie, do Stephana …

- Cześć Maluchu ! – przywitałam się ze szkrabem, który oglądał jakąś bajkę w telewizji
- Cześć Vicky ! – rzucił się jak zwykle do mnie – Pooglądasz ze mną ? – spytał, będąc do mnie przyklejony
- A co oglądasz ?
- Fineasha i Ferba
- O super ! To jasne, że pooglądam. Uwielbiam ich ! – usadowiłam się z chłopcem na łóżku, który pozostał u mnie na kolanach
- Ja też ich uwielbiam ! Są superowi !
I tak zleciało mi trochę czasu w towarzystwie małego pacjenta. Pożegnałam się z nim i wróciłam jak obiecałam do sali Sykesowej.


- Hej – zaznaczyłam swoje przybycie
- W końcu jesteś ! – Nath przewrócił teatralnie oczami – Gdzieś ty była ?
- Mówiłam, że idę do Stephana przecież.
- Kto to Stephan ? – zaciekawiła się mama Nathana
- To taki słodki mały chłopiec, na punkcie którego Vicky totalnie się rozkleja.
- Sam widziałeś jaki jest wspaniały ! – broniłam się – Zresztą nie „rozklejam się”, a po prostu lubię go ! Te określenie w zupełności by starczyło !
Roześmiali się w trójkę.
- On też miał jakiś nieszczęśliwy wypadek ? – spytała Jessica
- Nie jestem pewna czy to właściwe określenie w jego sytuacji … Steph ma raka. – za każdym razem, gdy musiałam to wypowiedzieć, głos mi się trząsł
- Biedne dziecko …. – pani Karen pokręciła głową
- Tak, ale jest bardzo dzielne i zadziwia swoją radością z dnia codziennego.
- To fakt. – przyznał mój chłopak – Mały jest niesamowity. Ostatnio dostałem od niego odlotową brykę. – wymieniliśmy uśmiechy
- Przekaż mu dużo zdrowia od nas w takim razie.
- Dobrze – uśmiechnęłam się „oby tylko to mogło pomóc …”
- Będziemy się zbierały. – mama Sykesa znacząco spojrzała na swoją córkę, a ta poderwała się
- Nono, mama jest śpiąca przez te czuwanie w samolocie. Wpadniemy jutro.
- Mam nadzieję, że chłopaki nie narobili syfu w domu. – Nath przygryzł wargę
- Mówisz tak jakbyśmy ich nie znały. – roześmiała się jego mama, pocałowała go, a w ślad za nią podążyła Jessica. Pożegnały się i wyszły.
- Znowu sami. – uśmiechnął się do mnie Nath – Tak najlepiej. – wyciągnął do mnie rękę, abym usiadła koło niego. Nie musiał dwa razy powtarzać, bo już po chwili byłam w niego wtulona.
- Jak się czujesz ? Wszystko w porządku ?
- W jak najlepszym. – mruknął mi do ucha i zaczął całować kark
- Nath przestań … - szepnęłam – Jesteśmy w szpitalu, a ty jesteś tu pacjentem przypominam.
- Pacjentowi też się coś od życia należy. – z pełnym uśmiechem zawrócił moją twarz w swoją stronę i złożył na ustach soczysty pocałunek
- Noooo – roześmiałam się – to już pacjent jest naprawdę zdrowy.
- Ale trzeba pacjentowi podać jeszcze coś na zwiększenie ilości endorfin.
W jego oczach zauważyłam ogniki, ale musiałam niestety je zgasić.
- Ogarnij się. – odsunęłam się od niego – Zostaniesz wypisany to wtedy może poszalejemy.
- Jak to „może” ?!
- No wiesz – roześmiałam się – zobaczymy czy będziesz grzeczny.
- Przecież zawsze jestem !
- Oho NA PEWNO !!
- Vicky … - spoważniał
- Słucham.
- Wiesz … - spojrzał na mnie już „normalnym”, czułym wzrokiem – dobrze, że cię mam i, że nie pozwoliłem tobie odlecieć.
- No nie wiem czy cena wypadku i śpiączki była
- Ci ! – przerwał mi – Nie podchodź tak do tego.
- Chyba nie potrafię inaczej Nath …
- Potrafisz. – uśmiechnął się – Potrafisz. – powtórzył – Ciesz się tym, że już jest dobrze.

Pocałowałam go delikatnie w usta, a do sali wpadł Tom z krzykiem;
- MAM !
Podskoczyliśmy obydwoje przestraszeni, a Parker, widząc mnie zbladł. Nigdy tak nie reagował na mój widok.
- Co masz ? – spytałam
- Co mam ? – powtórzył – … Yyy … Co ? Ja ? Ja coś mam ? – zachowywał się jak w afekcie – Yyy … Pomysł mam !
Uniesiona brew. – Na co ?
- Jak to na co ? … Yyy .. Na piosenkę przecież !
- Tom. Przerażasz mnie dzisiaj.
- Jaaaaa ? Ale słońce ! Czemu ?!
- Bo zachowujesz się jak debil !
Przełknął ślinę. – Mówisz ?
- O kochanie – zwróciłam się do swojego chłopaka – to nawet ty tak żwawo nie reagujesz, gdy masz wenę.
- Ale Tom to Tom. – zaśmiał się, bawiąc moimi palcami
- Ewenement na skalę światową ... A jaki tytuł ma nowa piosenka ?
Tom osłupiał. – Jaka piosenka ?
Policzyłam w myślach do dziesięciu byle nie wybuchnąć i odezwałam się nadmiar spokojnie. – Ta, którą właśnie wymyśliłeś.
- Aaaaaa ! No. To. – patrzył szukającym ratunku wzrokiem – Emmmm. Running out of reasons !
Uniosłam brew. – Okej. Wolę o więcej nie pytać.
- Masz rację. Nie rób tego.
Pacnęłam się w czoło. – TOM OSŁABIASZ MNIE !!!
- Vicky – zaalarmował Nathan – Ja muszę ogarnąć chyba coś Parkera, to ty w tym czasie idź może coś zjeść na przykład, co ?
- Wyganiasz mnie ?!
- Nie !
- Żartowałam. – pokazałam język – Idę, idę, bo z Tomem i tak się dziś nie dogadam. – machnęłam ręką i wyszłam, nie spuszczając wzroku z Parkera, który wysyłał mi dziwny uśmieszek. Wyszłam na korytarz i skwitowałam; - Oszaleć można !

Poszłam do toalety, a po wyjściu z ubikacji ogarniałam swój look, który wiele wymagał. Poprawiłam się, a przynajmniej tak mi się wydawało i wyszłam z łazienki. Bardzo wolnym krokiem szła przede mną starsza kobieta, która niosła w dwóch dłoniach duże torby, które musiały chyba sporo ważyć. Nie mogłam przejść obok tego obojętnie.
- Pomogę pani.
Staruszka spojrzała na mnie dziękującym wzrokiem. – Nie chcę pani robić kłopotu …
- To naprawdę żaden kłopot. – uśmiechnęłam się i przejęłam od niej torby. Nie powiem; ważyły po dobre kilka kilogramów i nie ukrywam, że mi samej sprawiały trudność, żeby je przenieść. „Naprawdę nie jestem w formie, skoro dwie reklamówki mnie przeciążają”- pomyślałam. Poniosłam pani torby na windy i pożegnałam się. Gdy tylko drzwi za nią się zasunęły, a ja wyprostowałam się; czarność przed oczami zakrólowała, a ja nie czując kończyn, ani w ogóle swojego ciała odpłynęłam …

Poczułam nieprzyjemne ukłucie na wierzchu dłoni. Otworzyłam oczy. Białe ściany, twarda powierzchnia pode mną.
- Jak się pani czuje ?
Podążyłam głową za głosem. Obok stał lekarz, który prowadził przypadek Nathana i chował stetoskop do kieszeni. Zaraz przy mnie siedziała pielęgniarka, która właśnie poinformowała, że węflon został założony, a przy drzwiach stał w piżamie Nathan i Tom z zatroskaną miną. Nic nie rozumiałam z tego wszystkiego i ściągnęłam brwi.
- Co się stało ?
- Zemdlałaś. – poinformował mnie od razu Nathan z nieprzeciętnym, srogim głosem
- Znowu – dodał Tom
Spojrzałam na lekarza. – Straciła pani przytomność na korytarzu przy windzie. Zna pani tych panów ?
- Tak. To mój chłopak, a drugi to przyjaciel.
- Nikt z rodziny zatem ? Niestety muszą panowie opuścić ten gabinet.
- Ale – próbowałam zaprotestować
- Takie są procedury.
- Ale
- Przykro mi.
- Chcę, żeby Nathan został ! – warknęłam, ale zaraz tego pożałowałam, bo w mojej głowie rozległ się huk
- Który z panów ma na imię Nathan ? … W takim razie może pan zostać, ale proszę nie przeszkadzać. Drugiego pana proszę o wyjście.
Drzwi otworzyły się i zamknęły. Tom zapewne wyszedł.
- Pani … - lekarz spojrzał na moją kartę, która już została wypisana. Chyba naprawdę musiałam długo nie ogarniać … - Victorio, pobraliśmy od pani krew, by ustalić co było przyczyną pani zasłabnięcia. Chociaż patrząc na panią, nie trudno nie zgadnąć o co chodzi i kojarząc częstotliwość z jaką widziałem panią w sali u pana Nathana podejrzewam wycieńczenie organizmu, ale jutrzejsze wyniki dadzą nam jasność.
- Chyba nie będzie pan mi prawił teraz kazań, co ? – skrzywiłam się, leżąc na kozetce
- Nie zamierzam. Podamy pani zaraz potas i magnez dożylnie. Będzie musiała pani spokojnie tu leżeć bez zbędnego ruszania się do momentu wykończenia zawartości torebki.
- Nie mogę sobie stąd iść ? – jęknęłam
- Victoria słyszałaś co lekarz powiedział ?
- Nath …
- No. To się zastosuj.
Westchnęłam ciężko. Pielęgniarka przyszykowała sprzęt, przystawiła słupek z zawieszoną kroplówką bliżej kozetki i podłączyła rurkę do węflonu.
- Fu – skrzywiłam się
- Nie byłoby „fu”, gdyby zadbała pani o siebie. – uśmiechnął się lekarz z mojego określenia – Wyniki będziemy mieli jutro rano przez wzgląd na późną dzisiejszą godzinę. Proszę leżeć i pozwolić na spokojne skapywanie kroplówki.
- Już ja tego przypilnuję. – wyprostował się Nathan
- Przyjdę niedługo zobaczyć jakie są postępy. – poinformował lekarz i wyszedł z pielęgniarką. 

Zostałam sama z Nathanem, który zaczął iść w moją stronę. Było mi słabo i chciało się wymiotować. Naprawdę marnie się czułam.
- Sykes tylko ja cię proszę. Nic nie mów. I tak mi się w głowie dostatecznie kotłuje. – usiadł obok, patrząc na mnie – Ja wiem. Powinnam była bardziej o siebie zadbać, ale wyszło jak wyszło. Teraz będzie lepiej. – mówiłam spanikowana, czując na sobie ciężar odpowiedzialności za zaistniałą sytuację – I w ogóle przepraszam cię, że musiałeś wstawać z łóżka, bo powinieneś odpoczywać, a ja znowu namąciłam. Wiem, że narozrabiałam, ale proszę cię nie ochrzaniaj mnie już bardziej. – włączył mi się słowotok z paniki – Ale ty nie krzycz na mnie. Nic nie mów dobrze ?

Patrzył mi prosto w oczy poważnym wzrokiem, którego zaczęłam już się obawiać i zapytał niskim głosem ni stąd ni zowąd;
- Wyjdziesz za mnie ?
Przestałam oddychać, ruszać się, myśleć i mrugać oczami. Patrzyłam na niego, nie okazując żadnych oznak życia.
- Że … co … zrobię ? – spytałam po dobrych kilku sekundach skaczącym głosem, jąkając się
Obserwując mnie powstrzymywał ubaw;
- Vicky – nachylił się do mnie i powiedział szeptem – w takiej sytuacji kobieta, w tym przypadku z nas dwóch to ty, mówi „tak”, ewentualnie „nie”, ale wolimy tą pierwszą odpowiedź …, więc co ty na to ?

Jego słowa wpadały do mojej głowy i krążyły w niej odbijając się echem. Patrzyłam w jego oczy. Czy ja wyjdę za niego … ? On chce, żebym wyszła za niego … BOŻE, ON MI WŁAŚNIE SIĘ OŚWIADCZYŁ !

- Tak ! – krzyknęłam, a Nathan roześmiał się na cały gabinet. Zniżył się i zaczął całować z miłością i czułością. Tak jak uwielbiałam najbardziej. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że trzeba oddychać. Odsunął się ode mnie po chwili z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Przepraszam, że bez pierścionka, ale właśnie Tom, jako że ja nie mogę ze szpitala wyjść, kupił kompletnie za duży i nie taki co trzeba, więc postanowiłem, że po wyjściu ze szpitala sam się za to wezmę.
- Ale nie robisz sobie ze mnie jaj ? – upewniłam się
- Nie, skądże.
- Aha ! – posklejałam wszystko – To to była rzekoma Toma nowa piosenka ! Wpadł z pierścionkiem do ciebie ?
- Tak jest. – wyszczerzył się
- Jesteście stuknięci. – roześmiałam się
- Inaczej byś się zorientowała.
- Fakt. W ogóle mi to do głowy nie przyszło. – wzięłam się za czoło
- To dobrze.
- Ale … skąd ? … Dlaczego ? … Akurat teraz ?
- Ten wypadek jeszcze bardziej wiele rzeczy mi uświadomił. Chłopaki mówili mi jak dzielnie siedziałaś przy mnie cały czas, jak bardzo martwiłaś się o mnie i przeżywałaś każdą godzinę, jak walczyłaś jak lwica o każdą informację, żeby wyciągnąć cokolwiek od lekarzy, bo nie jesteśmy rodziną … Zależy mi na tobie i tak na końcu …; kocham cię i nie chcę cię nigdy stracić. Chcę, żebyś zawsze była przy mnie. Na dobre i na złe.
Poczułam jak z jego każdym zdaniem do oczu napływały mi łzy. – To jest takie piękne co mówisz. – szepnęłam i rozpłakałam się – Ja ciebie też kocham. – pocałował mnie, bo nie byłam w stanie unieść głowy – Ej ! – po chwili roześmiałam się – Miałeś przypilnować, żebym spokojnie pobierała kroplówkę, a ty mi takie przeżycia fundujesz ?
- Wybacz. – puścił oko – Wybacz, ale chcę, żebyś była moja do końca życia.
- Nie wierzę. Po prostu nie wierzę …






Cześć Skarby ! Zaskoczone obrotem spraw ;) ? Bo ja nie :D ! W związku z tym, że Wantedowe mają uwaga - 1000 STRON (!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!) i, że tak pięknie wiernie czekałyście na mój powrót, postanowiłam to należycie zaakcentować, a co :) ! Ale jeżeli myślicie, że to koniec czegokolwiek to pfff, ale soreczki - mylicie się i to grubo. To początek ;] ! Już mam mnóstwo nowych pomysłów i nie wiem, na które się zdecydować :p Będzie fajnie :) !

Pytacie mnie jakie książki lubię czytać; najchętniej pochłaniam te tzw.obyczajowe. Z humorem, lekką fabułą, jak również te z przemyśleniami, na faktach. Najważniejsze to przeniesienie się do innego świata. Takie czary mary :) ( Ostatnio przeczytałam "Niewierną" R. Monforte'go - niesamowita i na długo pozostanie mi w pamięci. )

Mój nadgarstek ogarnął się i już nie boli tak bardzo choć nie jest jeszcze w porządku. Za 2,5 tyg mam wizytę u lekarza i zobaczymy co ciekawego mi powie ...

Dziękuję za cierpliwość i zrozumienie pod ostatnim postem. Jesteście takie kochane, że gdy czytałam Wasze życzenia z komentarzami, to serducho rwało się, żeby napisać do Was, podzielić się z Wami jak najszybciej nowym rozdziałem. 

JESTEŚCIE NAJLEPSZE, A JA JESTEM SZCZĘŚCIARĄ, ŻE MAM TAKIE WIERNE CZYTELNICZKI !!!