czwartek, 27 marca 2014

Jak ja za tobą tęskniłem - rozdział 118.

- Zasada jest prosta. Nigdy nie kłam komuś kto Ci ufa. I nigdy nie ufaj komuś kto Cię okłamał. – odpowiedziałam mu – Chris, naprawdę musimy gdzieś jechać ? Nie mam najmniejszej ochoty na szlajanie się po mieście.
- Oj, weź nie marudź !
- Nie marudzę, po prostu nie chcę jeździć i w tym momencie wracam do domu ! – na ulicy brutalnie, z piskiem opon zakręciłam i już po chwili wracałam pod lokal
- Miałaś szczęście, że policji nigdzie nie było. – mruknął
- A jak by była, to co by zdesperowanej dziewczynie zrobili ? Dali piątkę i wysłali na księżyc.
- Autopojazd ?
- Czasem trzeba.
- To sobie pojeździliśmy dzisiaj … - westchnął
- Sorry, od początku uprzedzałam, że nie mam weny na żadne wypady, to się przyczepiłeś … Teraz widzisz, że kiedy Victoria mówi, że na coś nie ma ochoty, to nie ma ochoty i tyle !
- Wiesz, mogłabyś być mniej uparta …
- A ty bardziej wyrozumiały.
- Nie, nie, nie.
- Tak. Właśnie dlatego to komplikuje nasze relacje.
- Właśnie dlatego nie jesteśmy parą.
Usłyszałam, a że podjeżdżałam już na parking pod „Sweet Dreams” gwałtownie zatrzymałam się, aż mało co, nie walnęliśmy głowami w przednią szybę.

- Mogłabyś ciut delikatniej hamować ? – Chris pomasował miejsce zaciśnięcia pasa
- Mógłbyś więcej nie poruszać tego tematu ?
- A to temat tabu jest, przepraszam ? Przecież wiesz, że od dawna mi się podobasz.
- Przecież wiesz, że od dawna mam chłopaka.
- Chłopak jak wagon, da się odczepić.
Pokręciłam głową. – Nie słyszałam tego. – odpinałam pas
- Owszem, słyszałaś. – Chris uśmiechnął się pewnie
Wysiedliśmy z samochodu i weszliśmy do lokalu.
- Sorry, ale chcę zająć się swoimi sprawami. – zwróciłam się do chłopaka i nie czekając na jego odpowiedź, wróciłam do swojego pokoju. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i zjechałam po nich plecami do kucek.

„Ja muszę stąd wyjechać. Duszę się tu. Pętla na szyi mi się zaciśnia. Nie wytrzymam tu dłużej.” – myśli przelatywały mi w głowie jedna za drugą i wiedziałam już co musiałam zrobić, żeby z powrotem odbić się od dna, do którego nieustannie zbliżałam się dużymi krokami.
Włączyłam komputer i zaczęłam przeglądać strony z biletami. Kierunek; Londyn – Los Angeles, następnie podanie o urlop …

Nazajutrz rano w „EandJ” ;

- Cześć Rebecca, jest już szef ? – podbiegłam do recepcji od samego wejścia z teczką pod pachą
- Cześć, tak, właśnie poszedł do swojego gabinetu … A o co chodzi ?
- Mam do niego pilną sprawę. Dzięki ! – posłałam jej uśmiech i pobiegłam dalej korytarzem po schodkach do Oliviera Towna, mojego pracodawcy. Musiałam w końcu zatrzymać się, bo z hukiem walnęłabym w jego drzwi. Chwila na wyrównanie oddechu, kilka głębokich wdechów, sprawdzenie zawartości teczki i w końcu zapukałam.

- Proszę ! – usłyszałam po drugiej stronie. Ostrożnie uchyliłam drzwi i zajrzałam;
- Dzień dobry. Przepraszam czy mogę zająć panu chwilę ? – spytałam bruneta, który siedział już za biurkiem
- Dzień dobry. Proszę bardzo pani Victorio, zapraszam. – przywitał mnie jak zwykle uśmiechem
- Mam dla pana pewny dokument … - otwierałam taczkę
- Dokument ?
- Tak, a dokładniej … podanie o urlop. – położyłam mu na biurku
Town uśmiechnął się, biorąc do ręki mój zapisek, co trochę wybiło mnie z tropu. Zauważył to.
- Proszę nie myśleć sobie źle pani Victorio, po prostu zostałem już uprzedzony o tego typu sytuacji … - nadal uśmiechał się – Być może dlatego nie jestem zdziwiony.
- Mhm … - coś mi zaświtało – Nathan był u pana przed wylotem i poprosił o urlop dla mnie ?
- Może nie tyle co poprosił, a zasugerował, że będzie pani potrzebny.
- No tak. Rzeczywiście mała różnica … - chrząknęłam dwuznacznie
- No dobrze, od kiedy chce pani go otrzymać ?
- Napisałam tam … Jeśli nie kolidowałoby to z planami w „EandJ”, chciałabym mieć wolne od czwartku.
- Myślę, że nie byłoby to problemem, tym bardziej, że dużo pracowała pani przez te ostatnie tygodnie i przez ostatnie dni dostarczyła mi pani masę uzupełnionych dokumentów. Sądzę, że jak najbardziej mogę podpisać podanie o urlop. – uśmiechnął się i pociągnął długopisem, wykonując szlaczek nad linijką „podpis pracodawcy”. Szeroki uśmiech wystąpił na mojej twarzy.
- Dziękuję bardzo.
- Nie ma problemu. Solidnym pracownikom należy się urlop. W takim razie proszę jeszcze podokańczać dokumenty i raporty na te 3 dni, w środę przynieść mi to wszystko i życzę miłej wycieczki do Ameryki. Widzimy się za 2 tygodnie, tak ?
- Tak. Dziękuje jeszcze raz. – szczęście ode mnie tryskało i miałam wrażenie, że z gabinetu szefa wyleciałam na skrzydłach radości … Chyba nie muszę wspominać, że euforia mną zawładnęła i miałam energii za dwóch ? Oczywiście chciałam zadzwonić do Nathana i przekazać mu tą jakże cudowną nowinę tym bardziej, że uda mi się przylecieć wcześniej niż zaplanowałam, bo przecież miałam już bilet na środę wieczór, a nie dopiero na sobotę rano. Pomyślałam jednak, że zrobię mu niespodziankę i całej reszcie. Tak jest ! Nikomu nic nie powiem ! Ale zaraz … jak ja się niby przetransportuję z lotniska do rezydencji chłopaków w Los Angeles, w którym nigdy w życiu nie byłam ?!

W głowie uknuł mi się diabelski plan … Będąc już w swoim gabinecie wybrałam pewien numer ze swojego telefonu;
- Halo ?
- Cześć Kelsey – odezwałam się – jesteś zajęta czy możesz rozmawiać ?
- Mogę, mogę, co jest ? Masz załamanie ?
- Co ?! A – machnęłam ręką – wręcz przeciwnie. Mam do ciebie sprawę … Tylko musisz mi obiecać, że będziesz milczała jak grób !
- Nie strasz mnie nawet … - przeraziła się, a ja się zaśmiałam
- Spokojnie, to nic strasznego … - i zaczęłam wdrążać ją w temat … - Tak to wygląda. – skończyłam po paru minutach mówienia
- Okeeeeey, super ! – cieszyła się – To czekaj, o której ty będziesz w LA w końcu ?
- Wylatuję stąd o 20 w środę, będę leciała 11 godzin, więc z przestawieniem zegarków będę w LA około g.23 nadal w środę.
- O matko matko, pogubiłam się … - zachichotała
- Ważne, że ja ogarniam. – śmiałam się - Po prostu szykuj się, żebyś mogła jakoś wyjść w tym czasie i po mnie przyjechać, oczywiście nic nie mówiąc chłopakom. Nawet dla Toma !
- Przede wszystkim dla Toma !
- Fakt. - zarechotałyśmy
- Okey, nie ma sprawy, ale mega się cieszę, że w końcu będziesz z nami !
- Ja też … Jeszcze tylko wytrzymać w pracy do środy do g.15 i koniec.
- Cudownie ! – pisnęła – A Nathan coś się do ciebie odzywa w końcu ?
- Ta. Wczoraj napisał mi dobranoc przed spaniem.
- Wow, zaszalał.
- Nom, szał jest … Dobra Kelsey, muszę kończyć, bo jakby nie patrzeć w pracy jestem, a ty idź spać, bo u was chyba noc jest. Jesteśmy w kontakcie !
- Zawsze ! Do zobaczenia !
- Dzięki ! Pa ! – rozłączyłam się i z wieeeeelkim uśmiechem na twarzy wzięłam się za pracę …

2 dni później po południu;

- Bob tylko pamiętaj, żebyś schował samochód Nathana do garażu, bo ja już nie zdążę, a on mnie chyba zabije jak tego nie zrobię ! – krzyczałam, biegając z góry na dół, zbierając jeszcze resztkę swoich rzeczy i chowając je do walizki
- Vicky skarbie, powtarzasz się … Mówisz mi już o tym od samego powrotu z pracy. Nie da się o tym zapomnieć. – mówił znudzonym tonem
- Wiem, wiem. Po prostu panikuję.
- To przestań !
- Kiedy nie mogę. – mina zbitego psa
- Chodź tu Mała, niech cię wyściskam, póki przed wyjściem dorwie się do ciebie Lucy. – zaśmiał się mężczyzna i po chwili wylądowałam w jego ramionach – Ale wiesz co masz tam robić w tym Los Angeles ?
- Mówisz mi już o tym od samego powrotu z pracy. Nie da się o tym zapomnieć. – przywołałam jego słowa
- Zatem co ?
- Pilnować się i uważać na siebie.
- Otóż to !
- Ale wstawisz samochód do garażu ?
- Victoria !
- Dobra dobra, już wiem. – przewróciłam oczami. Spojrzałam na zegarek. – Gdzie jest Lucy i Chris ? Zaraz muszę wychodzić, a chciałabym się jeszcze z nimi pożegnać …
- O wilkach mowa ! – Bob uśmiechnął się, a ja w wejściu do lokalu zobaczyłam „wilki”
- To już, zmykasz ? – podeszła Lucy
- Tak. Mówiłam, że mam na 20, a muszę być przecież wcześniej.
- No wiem, wiem. Uważaj tam na siebie. – kobieta przytuliła mnie – I odzywaj się co jakiś czas.
- Postaram się tylko muszę pamiętać o różnicy czasowej. – zaśmiałam się
- Nawet w nocy pisz, będziemy wiedzieli, że wszystko w porządku.
- Ok, macie to zagwarantowane skoro się dopominacie !
Chris odstawił zakupy na ladę i przytulił mnie.
- Spokojnego lotu no i udanego wypadu.
- Dzięki.
- Może cię jednak podwiozę na lotnisko ? Będziesz tachać ze sobą tę walizę ?
- Nic mi nie będzie. Poza tym zamówiłam już taxówkę, lada chwila tu będzie. Oj, przecież wiecie, że nienawidzę oficjalnych pożegnań na lotnisku czy dworcach ! – żachnęłam się na widok podkówek trójki – Także jeszcze raz po przytulasie i uciekam. – zauważyłam, że taxówka podstawiła się pod lokal. Wszyscy mnie uściskali, wzięłam torbę na ramię i walizę, i wyszłam z lokalu. Chwilę później siedziałam już w taxówce i jechałam na lotnisko rozpromieniona i bardzo podekscytowana. W czasie drogi dostałam wiadomość od nic niepodejrzewającego i nieświadomego mojego przylotu Nathana;

„Hej Baby ! Wreszcie mam czas, żeby z Tobą na spokojnie porozmawiać. Przepraszam, że w ciągu ostatnich dni nie odzywałem się jak należało. Masz prawo być na mnie wściekła. Przepraszam!  Mam  nadzieję, że zaraz szybko mi odpiszesz i będę mógł usłyszeć Twój głos, za którym tak bardzo się stęskniłem … Wyczekuję soboty i nie mogę się doczekać kiedy dołączysz do mnie. Kocham, Nath.”

W serce wlało się ciepło, a z poczucia tego, że byłam kochana, aż przygryzłam dolną wargę ze szczęścia. Przecież ja też tęsknię ! Dlatego już niedługo będę u ciebie. Z tobą. Razem.

W tym momencie żałowałam, że te 11 godzin, które na mnie czekały, to nie zaledwie 11 minut. Zdawało mi się, że się nie doczekam, a przecież miłość i chęć zobaczenia chłopaka tak bardzo napełniały mnie pozytywną energią !

Postanowiłam jednak nie dać się tak łatwo i tym razem to ja chciałam poznęcać się nad Sykesem. Oczywiście nie robiłabym tego, gdybym wiedziała, że nie ma szans na ujrzenie go za kilkanaście godzin, wtedy na pewno bym się na niego nie złościła tylko poleciała do Skype`a i szczęśliwa z nim rozmawiała, ale o nieeee .. Nie tym razem ! Niech on teraz się pomęczy jak ja męczyłam się przez ponad tydzień, kiedy nie miał dla mnie czasu. Tak jest ! Na myśl o swojej zemście znowu przyłapałam się na szerokim uśmiechu w odbiciu szyby w taxówce. Jaka kara mogła mnie za to spotkać ? Hmmm pomyślmy chwilę … albo wygilgotanie przez Nathana, albo zacałowanie, albo wspólna kolacja … Taaaaaaak, te wymiary kary baaaaaardzo mi odpowiadały ;) …

Dojechałam do lotniska, zadzwoniłam do Kelsey, by poinformować ją o tym, że niedługo wsiadam w samolot i nasz diabelski plan wcielamy w życie i uprzejmie przypomniałam o tym, że miała trzymać język za zębami. Pośmiałyśmy się jeszcze chwilę, wyobrażając sobie miny chłopaków, a następnie pożegnałyśmy się z obietnicą, że widzimy się na lotnisku w LA.
Oczywiście z niczym nie było problemu i po odprawie wsiadłam w samolot, wyczekując bardzo intensywnie upragnionego Los Angeles …

W ciągu tych nieszczęsnych 11 godzin zabrakło mi już pomysłów co mogłam robić. Wyspałam się, nasłuchałam muzyki, obejrzałam film, a tu nadal leciałam … W końcu jednak wylądowaliśmy i mogliśmy wysiąść. Już w samolocie ściągnęłam sweter, który miałam na sobie w Anglii i rzeczywiście, mimo iż był już późny wieczór, dało się wyczuć przyjemne, letnie ciepełko. Hurra, żegnaj zimo !

Weszłam na lotnisko i rozglądałam się dookoła, aby gdziekolwiek dostrzec Kelesy. Nigdzie mój bystry wzrok jej nie namierzył, zatem wyciągnęłam telefon i wybrałam ostatnie połączenia, by skontaktować się z nią, gdy nagle poczułam jak ktoś z tyłu wcisnął mi palce w żebra, krzycząc;

- Wreszcie jesteś !
Chyba nie muszę uwzględniać, że podskoczyłam jak oparzona;
- Kelsey ja cię pobiję kiedyś ! – krzyknęłam, odwracając się twarzą do roześmianej dziewczyny
- Cześć wariatko ! – przytuliła mnie
- Cześć ! Wooooow – odsunęłam się od niej na wyciągnięcie rąk – Jaka brązowa jesteś ! Ślicznie się opaliłaś !
- Spoko, posiedzisz tu kilka dni i też taka będziesz. -  puściła oko – Jak lot ?
- Nudny – skrzywiłam się
- Fakt, 11 godzin wysysa z człowieka soki.
- Dokładnie …
- Matko, nie gorąco ci w tych długich jeansach ??
- Ha ha ha Kelsey ! – pokazałam jej figę
- Chodź lepiej, bo taxi nam się zwinie.
- Zatem chodźmy ! – dziewczyna pomogła wziąć moją walizkę i ruszyłyśmy ku wyjściu
- Podekscytowana ?
- I to jeszcze jak ! – pisnęłam
- Właśnie ! Ty się pokłóciłaś z Nathem czy jak ? Chodzi taki struty, że aż patrzeć na niego dziś nie mogliśmy …
- Coś mówił ? – zaciekawiłam się
- No, że nie odpisujesz, że to przez to na pewno, że nie miał dla ciebie czasu, że jest głupi, że nie zasługuje na ciebie, że nie wie jak mógł cię tak olewać …
- Wow – otworzyłam szeroko oczy – aż tak o go wzięło ?
- Noooo … to co, nie pokłóciliście się ?
- Nie. Po prostu dzisiaj ja go olałam, wiedząc, że za kilkanaście godzin go zobaczę. Taki trik. – puściłam oko
- Ale ty cwana bestia jesteś ! – dała mi ze śmiechem kuksańca w bok
- A co ty myślisz ! Mam nadzieję, że nikt niczego nie podejrzewa, że wyszłaś o tej porze ?
- Coś ty ! Panowie dzisiaj mają męski wieczór. Wiesz; granie w piłkarzyki, basen, alkohol … Z Nareeshą miałyśmy mieć dzisiejszy wieczór dla siebie. Ona stwierdziła, że pójdzie do sypialni poprojektować buty, a ja w takim wypadku nie miałam co ze sobą zrobić, więc można powiedzieć, że z nieba mi spadłaś. I to dosłownie. – dodała po chwili zastanowienia się i obydwie zaśmiałyśmy się

Kilka minut później siedziałyśmy już w taxówce, Kelsey podała adres i ruszyłyśmy pod tymczasowy dom chłopaków i dziewczyn.
- Nath też dziś pije ? – spytałam
- Wiesz co, nie wiem do końca … Jak wychodziłam, to siedział w kuchni na blacie z nietęgą miną, w jakimś rozlazłym dresie z potarganymi włosami.
- Ojeeeeej … - serce aż mi szybciej zabiło na myśl o smutnym Sykesie
- Noooo … będziesz musiała go porządnie pocieszyć moja droga. – zachichotała, a tym razem ja dałam jej kuksańca w bok - Oj daj spokój. Przecież wiem, że obydwoje jutro będziecie niewyspani.
- No w tym momencie gadasz jak Tom !
- No wiesz … kto z kim przystaje … - znowu wybuchnęłyśmy śmiechem
- Jestem taka szczęśliwa, że znowu jestem z wami !
- Brakowało nam ciebie. Nawet nie wiesz jak bardzo. – Kelsey uśmiechnęła się do mnie – Ale ale, lepiej mów co się działo jak wtedy do ciebie zadzwoniłam ! Wspominałaś, że nie było dobrze.
Spojrzałam dwuznacznie na kierowcę.
- To może opowiem tobie na dniach, nie teraz, hm ?
- Ah, no tak. – zrozumiała – A czy mi się wydaje czy schudłaś znowu ?
Przewróciłam oczami. – Kiedy będziemy w domu ?
- Już niedługo. – uśmiechnęłyśmy się do siebie
Rzeczywiście. Kilka minut później wysiadłyśmy pod …
- Woooooooow tu mieszka jakiś król ?! – pochłaniałam wzrokiem rezydencję, która była przeogromna, na dodatek super oświetlona, a przed nią roztaczała się żelazna, wysoka brama
- Tak. I to nawet nie jeden. – roześmiała się – I królowe też.
- O kurczę ! Już z daleka widać jaki luksus !
- W środeczku też ci się spodoba.
- Nie wątpię !
- Dobra, chodź, chyba nie będziesz tak tu stała i zachwycała się budynkiem całą noc; Nathan czeka !
- Racja ! – ruszyłam się
- Czekaj, wejdziemy tylnymi drzwiami, żeby nikt cię nie zobaczył. Jutro rano zrobisz niespodziankę reszcie, co ty na to ? – pomachała łobuzersko brwiami
- Cudownie ! – pisnęłam

Kilkanaście minut później byłam już w środku luksusu. Nie mogłam jednak za bardzo podziwiać kwatery, bowiem musiałyśmy być ostrożne i ciche, żeby nikt na nas się nie natknął.
- Ej, to gdzie są chłopaki ? – szepnęłam do Kels
- Po drugiej stronie domu, mamy wolną strefę. – machnęła ręką
Czułam się troszkę jak złodziej – w nieznanym domu, było trzeba być bezszelestną … Nono adrenalina rosła.
- Kurna
- Co ? – wpadłam na plecy dziewczyny
- Schody
- No i co ?
- Waliza !
- Oj dawaj ! Ja za dół ty za górę i wnosimy ! - szeptałam
- Ok … - i siłowałyśmy się, żeby wtaszczyć na piętro mój bagaż, ale koniec końców; udało się ! I to w miarę cicho i bez żadnych kolizji !
Szłyśmy dość wąskim korytarzem, po którego obydwu stronach były drzwi do pokoi. Nagle blondynka zatrzymała się przed jednymi, które były przytwarte. Wskazała mi na migi, że to właśnie pokój Natha. Kazała mi poczekać i sama zapukała. Usłyszałyśmy ponure;
- Proszę … - a mi serce zaczęło szybciej bić. Bić ?! Raczej walić ! Myślałam, że wyskoczy mi z klatki piersiowej !

Kelsey weszła do pokoju i dało się słyszeć dialog;
- Oł Nath, a ty nadal sam siedzisz … ?
- Jak widać.
- Co, nic jeszcze nie odpisała ?
- Nie. W ogóle nie wiem co się dzieje, miała przez połowę dnia wyłączony telefon ! Zaczynam się denerwować. Wiem, że pewnie jest na mnie wściekła, jak to Victoria, no ale bez przesady ! Jak mam się z nią inaczej skontaktować ?! – był nieźle poddenerwowany, aż się trochę zestresowałam …
- Hmmm … - Kelsey mruknęła – Mogę jakoś pomóc ?
- A czy jesteś piwem ?
- Okey – dziewczyna kierowała się do wyjścia i już się widziałyśmy, gdy jeszcze chłopak dodał;
- Gdybym był w Londynie, a ona by tak się zachowywała to nie wiem czy najpierw bym ją przepraszał czy od razu ochrzaniał za fochy.
Otworzyłam usta i wzburzona wymówiłam nieme ; - Jaka łajza !
Kelsey uśmiechnęła się, widząc moją reakcję i odezwała się jeszcze do chłopaka;
- Wiesz Nath, to wasza sprawa. Patrz, żebyś tylko nie przesadził …
- Wiem właśnie … - przemówił pokornym tonem – Nie chcę jej stracić, a obawiam się, że już przegiąłem przez ten tydzień …

Blondynka posłała mu dodający otuchy uśmiech i wyszła z pokoju. Dołączyła do mnie na korytarz;
- Twoja kolej Słońce. Powodzenia i miłego wieczora i nocy.  – szepnęła, puściła oko i poszła bodajże do swojej sypialni. Ja wzięłam głęboki wdech, ale nie chcąc już dłużej czekać, a pragnąc jak najszybciej zobaczyć ukochanego, zrobiłam dwa kroki do wejścia do pokoju i zobaczyłam sylwetkę Nathana, siedzącego do wejścia tyłem na łóżku, ze schowaną twarzą w dłoniach. Rozmiękczył mnie ten widok i chciałam rzucić się na niego, ale nie Wiktorio; ogarnij się i zrób to jak perfekcjonistka ! Oparłam zatem głowę niby to od niechcenia przy ścianie, wzięłam oddech i odezwałam się niby to na luzie;

- No. Brawo Nath. Twoje błyskotliwe wypowiedzi mnie podkręcają. Ale powinieneś wiedzieć, że docenisz jak stracisz, a nie stracisz jak docenisz.
Chłopak raptownie odwrócił się i nasze spojrzenia złączyły się. On patrzył na mnie jakimś błędnym wzrokiem jakby  zobaczył ducha. Nie wytrzymałam i parsknęłam.
- To teraz szykuj się na załaskotanie ! – roześmiał się i rzucił się na mnie
- Ała ! – starałam się wyswobodzić, ale oczywiście był silniejszy
- Ty wredoto jedna ! To ukartowane było wszystko, tak ?!
- Ha ha ha … Nath … Przeeeee … hahaha … staaaaań ! - na prośbę przestał łaskotać - Weź proszę z korytarza moją walizę, hm ?
- Do środka wchodź ! – rozkazał surowym tonem i wyszedł po mój bagaż, a ja nie śmiałam stawić oporu

Weszłam do jego dużej sypialni i rozglądałam się w koło, kiedy wyrwało mnie stanowcze zamknięcie drzwi i postawienie mojej walizki przy szafie.
- A teraz jak na spowiedzi – podchodził do mnie niby to zły, ale w oczach nie potrafił ukryć radości, bo chochliki w spojrzeniu szalały – Od kiedy wiedziałaś, że dzisiaj przylecisz, a nie w sobotę, cooo ?
- Eeeemmm – przygryzłam dolna wargę – Od poniedziałku … ?
- I specjalnie dziś mi nie odpisywałaś ?! – był coraz bliżej
- Z pełną premedytacją. – wyszczerzyłam się
- Oooooohhhhh ! – jeden krok i już obejmował mnie mocno w talii, aż wygięłam się i miałam nastawioną do jego twarzy swoją twarz. Włoski rzeczywiście miał rozczochrane, ponadto delikatny zarost gościł na jego brodzie i nad ustami. Szeroki uśmiech, ukazujący szereg białych zębów nie schodził mu już z twarzy, a oczy przepełnione miłością patrzyły w moje.
- Boże, jak ja za tobą tęskniłem. – niemalże szepnął, napawając się moimi oczami
- Ja myślałam, że oszaleję bez ciebie. – przyznałam
- Jak dobrze, że jesteś.
Przysunęłam twarz do jego, już dzieliły nas milimetry, już tak bardzo chciałam go pocałować, gdy on odsunął się troszkę, jeszcze bardziej zaostrzając mój apetyt z premedytacją i spytał z delikatnym uśmiechem;
- I nie będziesz na mnie krzyczeć ?
- Jutro to zrobię. – szepnęłam i wpiłam się w jego usta. W jego gorące, miękkie usta, za którymi tak tęskniłam …





Jołson ! Zdziwione ? I obrotem akcji i szybkością dodania nexta ? A może na dodatek i długością rozdziału, hm ? ;)
Zmobilizowałam się i rozdział powstał jeszcze wczoraj. Wysłałam Wiktorię do Stanów, niech tam ma i się cieszy :D ! Niecny plan wdrążony w życie.

Mam nadzieję, że cieszymy się razem z nią ;) ? 
Czekam na Wasze opinie (:
Ciekawostka; Wantedowe Story mają już 900 STRON !!!

Bye !

PS BLOGERKI ! To jest czas dla Was, który chcę przeznaczyć - zachęcam gorąco do zostawienia po swoim komentarzu linka do swojego bloga. Jestem żądna nowych opowiadań i historii ! Poza tym fajnie by było dodać nowe Blogaski do mojej ulubionej zakładki "Me gusta ;)" ...

środa, 26 marca 2014

To ty masz być tym poświęceniem ? - rozdział 117.

Obudziłam się w podłym nastroju. Pierwsze co było po otworzeniu oczy to sięgnięcie po telefon i zobaczenie czy Nathan nie odezwał się. Nie odezwał się … Humor do granic wytrzymałości jeszcze bardziej mi siadł. Zakopałam się w kołdrze i jeszcze chwilę podrzemałam kiedy stwierdziłam, że nawet spanie mi dobrze nie wychodziło.

Podniosłam się, wyszłam z łóżka i markotna wyszłam z pokoju, by udać się na dół do kuchni, gdzie Lucy, Bob i Chris jedli niedzielne, rodzinne śniadanie. Już z daleka słychać było ich radość i wesołe rozmowy. W końcu byli znowu wszyscy razem. Jak na rodzinę przystało. Spojrzałam na zegar, który wisiał nad ladą- za pół godziny lokal miał być otwierany. W takim razie pomyślałam, że nie będę im przeszkadzać we wspólnym śniadaniu i wrócę się kiedy Bob z Lucy zajmą się pracą. Już zawracałam się na pięcie, gdy z kuchni wyłonił się Bob i zawołał;

- Dzień dobry Vicky ! Właśnie tak coś nam się zdawało, że słyszeliśmy jak schodziłaś po schodach. Chodź do nas jeść. – zachęcał ze szczerym, przyjemnym uśmiechem
- Nie chcę wam przeszkadzać Bob …
- Vicky … - przesadny wzrok mężczyzny i sekundę później wchodziłam już w piżamie do kuchni
- Dzień dobry – uśmiechnęłam się do Lucy i Chrisa, którzy siedzieli obok siebie przy stole
- Cześć Vicky – odwzajemniła gest kobieta
- Dzień dobry – Chris szeroko uśmiechnął się i ugryzł bułkę
Usiadłam naprzeciwko niego, a obok mnie dosiadł się Bob.
- Jak się spało ?
- Dobrze – kiwnęłam na odczepnego głową
- A jak rozmowa wczorajsza z Jessicą ? Pomogłaś dziewczynie ?
- Obawiam się, że nie, Bob … - westchnęłam
- Ja tobie od razu mówiłem, żebyś nie zawracała sobie nią głowy.
- Bob ma rację. – podchwyciła Lucy – Teraz powinnaś zająć się sobą i skupić się na swoich problemach, a nie brać do głowy jeszcze cudze kłopoty. Vicky, tak daleko nie pociągniesz.
- Ale rozmowa z kimś i pomoc wiele nie kosztuje, więc chyba na tyle mnie stać. – obruszyłam się
- To dlaczego przed nikim innym nie chcesz się otworzyć i powiedzieć co siedzi w tobie ? – spytał Bob
- Nie zmieniaj tematu. – wytknęłam mu palcem – Po prostu martwię się o Jessicę i już.
- A my martwimy się o ciebie. – trójka powiedziała równocześnie i wszyscy wbili we mnie swój wzrok

W kuchni zapanowała cisza, a ja spuściłam oczy.
- Niepotrzebnie. – szepnęłam niemalże – Radzę sobie.
- Taaaaaak, przez kilka ostatnich dni nieźle to widać Vicky jak sobie radzisz.
- Bob, przestań … - skrzywiłam się
- Zauważyłaś, że wyglądasz jak cień ? Zero w tobie życia, żadnej iskry, uśmiechu, temperamentu, który tak uwielbiamy, energii .. Nic. Głucha cisza. A na dodatek znowu schudłaś.
- To teraz chyba najmniejszy problem. – niemalże warknęłam
- Nie wydaje mi się. – westchnął Chris, smarując kanapkę masłem

Spojrzałam na niego z wyrzutem lecz on nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem.
- Pogadam z Nathanem jak polecę do Los Angeles i dojdę do siebie.
- Nathana to po prostu złapać i walnąć w łeb. Tylko tak porządnie !
- Bob !
- Co „Bob” ?! Może by się facet wreszcie tobą zainteresował, a nie tylko sobą !
- On pracuje, ma kontrakt i mnóstwo zobowiązań.
- „On pracuje, ma kontrakt i mnóstwo zobowiązań” – Bob powtórzył szyderczo za mną – Słyszysz co mówisz ?!
- Słyszę !
- Ja mam nadzieję, że pan Sykes się ogarnie i opamięta, bo jest tak zafascynowany amerykańskim życiem, że zapomina o tobie. – skończył ostentacyjnie wypowiedź i odsunął krzesło – Dziękuję za śniadanie. – wstał i wyszedł z kuchni, w której ponownie zapanowała cisza

Westchnęłam z nerwów i spojrzałam na okno.
- Victoria nie denerwuj się, ale jestem tego samego zdania co Bob. Uważam, że ma rację.
- Lucy … - przeniosłam na nią błagalny wzrok – Ja wiem, że was nie przegadam, ale zrozumcie, że praca Nathana wymaga poświęceń.
- I co, to ty masz być tym poświęceniem ? – spojrzał na mnie Chris – Na ciebie padło ?
- Nie mów tak. – pokręciłam głową – Jesteś niesprawiedliwy.
- Dlaczego ?
- Bo nie jesteś na jego miejscu.
- A on nie jest na moim.
Ściągnęłam brwi. – Co masz na myśli ?
- Dobrze wiesz. – powiedział i napił się soku
- Dobrze dzieci, nie kłóćcie się chociaż między sobą. – zaalarmowała Lucy – Po prostu Vicky – zwróciła się ponownie do mnie – Nie jesteśmy twoimi wrogami i nie chcemy, żebyś cierpiała. Możesz na nas zawsze liczyć, przecież wiesz.
- Wiem. – posłałam jej blady uśmiech – Dziękuję.
- Nie ma za co. A teraz przepraszam, ale muszę zacząć szykować się do otwarcia cukierni, a wy jedzcie tu jeszcze sobie. – kobieta wstała z brudnymi naczyniami w ręku, postawiła je do zmywarki i wyszła z kuchni

Zostałam sama z Chrisem, który siedział naprzeciwko mnie. Wbiłam wzrok w swój pusty talerz.
- Mocno zła ? – usłyszałam po chwili, ale nawet nie drgnęłam – Ej – poczułam jego palec pod brodą, który uniósł moją twarz na wysokość jego twarzy i nasz wzrok się spotkał – Pytałem … czy … nie jesteś … zła. – mówił powoli jakbym pierwszy raz w życiu słyszała angielski
- Chris nie jestem jakaś niedorozwinięta i zrozumiałam o co zapytałeś. – burknęłam, a on słodko roześmiał się
- Mam pomysł Vicky. – założył rozradowany ręce za głowę i bacznie lustrował mnie wzrokiem – Zjedz, ubieraj się i idziemy w miasto.
- Wiesz … jakoś mi nie po drodze. – skrzywiłam się i sięgnęłam po rogala
- A gdzieś już się wybierasz ? – zaciekawił się
- Mhm
- A gdzie ?
- Pod kołdrę.
- No chyba nie !
- No raczej tak.
- Nie ma takiej opcji. Idziemy w miasto. Co jak co, kilka dni wcześniej to mogłaś sobie nawet i całą dobę spędzać u siebie, ale nie teraz kiedy przyjechałem. O na pewno nie !
- Czy ktoś ci kiedyś mówił, że jesteś irytujący ?
- Hmmmm … nie ?
- Wow, jestem pierwsza w takim razie ? Nie wierzę.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
- Gadanie …
- Oj wcale nie. Naprawdę.
- Znam te wasze bajery. – machnęłam ręką – Ale i tak jeszcze się nie doliczyłam …
- Czego ?
- Do ilu trzeba liczyć jeśli liczy się na faceta ?
- Zależy na jakiego. – pomachał zabawnie brwiami
- Kończę tą bezsensowną dyskusję. – ugryzłam rogala
- Dobrze dobrze. Trzeba szybko zjeść i wyjść z domu.
Uniosłam niezadowolona brew. – Czy ja się nie wyraziłam dostatecznie jasno ? Nie mam ochoty nigdzie wychodzić.
- Boisz się ludzi czy co ?
- Nie. Po prostu nie chce mi się z nikim gadać, a jeśli myślisz, że podstępem zaciągniesz mnie gdzieś, żebym wybeczała ci się w ramię, wyszlochała i co nie tylko, to już możesz przestać mnie namawiać, bo uprzedzam cię, że twoje wysiłki są na marne i kompletnie bez sensu !
- Dżem ci spadł na piżamę.
- Co ?!
- Uświniłaś się dżemem. – Chris już nie trzymał w sobie śmiechu i zaczął rechotać na całą kuchnię
- Spadaj ! – żachnęłam się i zebrałam dżem ze spodni, na których została plama
- Po prostu nie gadaj tyle. – puścił do mnie oko
- Chcę, żeby wszystko było jasne.
- I jest, nie spinaj się tak.
- Idę się przebierać. – wstałam od stołu
- Jest ! – Chrisowi wypsnęła się euforia
- Tylko dlatego, że nie chce mi się więcej z tobą gadać. – wytknęłam mu
- Ok, ok – kiwał głową z potulną miną, a ja nie chcąc się roześmiać przewróciłam tylko oczami i wyszłam z kuchni

Na górze ogarnęłam się, spięłam włosy, zrobiłam delikatny makijaż i po kwadransie schodziłam na dół. 


- Gotowa ? – wyszedł naprzeciwko Chris
- Tsa – ciężko westchnęłam
- Oj daj spokój, fajnie będzie. – wysłał mi szeroki uśmiech i objął ramieniem
- Nono, nie pozwalaj sobie. – spojrzał na mnie z wyrzutem – Bo jeszcze zarazisz się ode mnie wścieklizną. – dodałam z kwaśnym uśmiechem, a on zaśmiał się i wyszliśmy ze „Sweet Dreams”
- To co, w prawo czy w lewo ? – spytał przed lokalem
- Prosto – wyswobodziłam się spod jego ramienia i ruszyłam do czarnego, terenowego auta, wyjmując z torby kluczyki
- Wooooooow no nie gadaj, że będziemy się wozili takim cackiem. – zachwycał się, podchodząc do samochodu z wielkimi oczami i nieukrywanym zaskoczeniem – To twoje cudeńko ?
- Muszę cię zasmucić. Otóż nie. – odkluczyłam „cudeńko”
- A czyje ?
- Nathana – powiedziałam i wsiadłam do środka

Parę sekund musiałam poczekać aż Chris zdecydował się zająć miejsce pasażera. Usiadł z posępną miną i zamknął drzwi.
- Co, już ci się nie podoba Nathanowskie „cudeńko” ?
- Widziałem fajniejsze. – mlasnął
Nie wytrzymałam. – Ale ty głupi jesteś. – zaczęłam śmiać się na głos
- Wcale nie. Po prostu widziałem jeszcze fajniejsze samochody. – bronił się uparcie
- Mhm, szkoda, że nie widziałeś swojej zafascynowanej miny, gdy jeszcze ci nie powiedziałam, że to samochód mojego chłopaka, ale trudno … Pasy !

Chris przewrócił oczami, a po chwili ruszyliśmy.
- To gdzie, po co i na co ? – spytałam
- Przed siebie, po dobrą zabawę, na pamiętne chwile.
- Chris ! – upomniałam go
- No co ? – mruknął kuszącym wzrokiem aż przeszły mnie po plecach ciarki
- Nie przeginaj.
- Jeszcze niczego się nie dotknąłem.
- „Jeszcze” … - westchnęłam
- Oj, nie będziesz żałować.
- Niczego nie żałuję.
- Nawet błędów ?
- Zawsze czegoś nauczą.
- Albo zdarza się, że zrobi się głupotę dwa razy.
- Nie popełniaj zawsze tego samego błędu. Jest wiele innych, popełniaj codziennie jakiś nowy.
- Victoria ! – wybuchnął śmiechem, a ja tylko wzruszyłam ramionami. Chciałam już mu coś powiedzieć, żeby się zamknął czy cos w tym stylu, ale w tym samym czasie usłyszałam dzwonek swojej komórki.

- Chris, możesz wyciągnąć z mojej torby telefon, odebrać i przyłożyć mi go do ucha ?
- Jasne – chłopak ruszył się, wyciągnął grający sprzęt z torby i przyłożył do ucha, szepcząc – Jakaś Kelsey …
- Halo – odezwałam się do telefonu, prowadząc samochód
- Cześć złotko ! – przywitał mnie radosny ton głosu dziewczyny Toma
- Hej sreberko !
- Co się nie odzywasz do nas ? Myślisz, że jak już wylecieliśmy na drugi kontynent to masz od nas wolne ??? O nie kochana !
Westchnęłam. - Oj Kels, wyobraź sobie, że ja odnoszę identyczne wrażenie propo was …
- Propo nas ? A co, nikt się do ciebie nie odzywa ?
- Można tak powiedzieć.
- A Nath ?
- Brak słów.
- Uuuuuuu … to nieładnie … Już ja go przetrzepię.
- Kels daj spokój.
- Nie może tak być. A kiedy ty w ogóle przylatujesz do nas ?
- Za 5 albo 6 dni, nie wiem dokładnie. Jeszcze z szefem nie uzgadniałam nic.
- To na co czekasz ?!
- Spoko, jutro wszystko załatwię.
- Może uda ci się wystartować do nas wcześniej, co ? Tęsknię strasznie … Znaczy nie tylko ja.
- Kelsey jesteś słodka, ale nic nie dam rady przyspieszyć. W ogóle przepraszam cię, ale niebardzo mogę rozmawiać, bo właśnie prowadzę auto …
- A to sorry jak tak. Już się rozłączam, ale czy mi się zdaje, a coś jest nie w porządku ? Masz bardzo smutny głos.
- Szczerze ?
- Tylko szczerze !
- Wszystko jest „nie w porządku”.
- Oooooołł coś czuję maleńka, że bez wina wieczornego tu się nie obejdzie …
- Przypominam, że na amerykańskie prawo jestem niepełnoletnia do picia.
- Oj tam oj tam, nikt po sypialniach z policji łazić nie będzie. – zaśmiała się
- Zobaczymy, ok ?
- Jasne, ale uwierz mi, że ja cię wezmę w swoje szpony i wszystko mi wyśpiewasz ! Masz szczęście, że teraz cię w domu nie ma i nie możesz wejść na Skype`a, bo już byś mi się spowiadała !
- Oczywiście …
- Dobra, to jedź tam. Tylko ostrożnie i jakbyś miała załamanie to dzwoń !
- Jasne. Na razie, dzięki za telefon.
- Nie ma sprawy, pa !
- Już. – odezwałam się do Chrisa, który mógł zabrać mi z ucha telefon – Dzięki za trzymanie.
- Spoko … - schował telefon z powrotem do torby - Vicky … ?
- Mmm ?
- Dlaczego ty nie ufasz ludziom ?







Cześć ! Dzisiejszy i kolejny rozdział to coś dla fanek Chrisa, które ucieszyły się poprzednio, że ów pan wrócił ;). A dla antyfanek Chrisa - jeszcze kilka rozdziałów i wywiozę Wiktorię do Stanów, spokojnie, doczekacie się ;).

Kurczę ! Czy tylko mi tak strasznie chce się spać codziennie ?! Żadne energetyki na mnie nie działają, a kawy nie piję. Znacie jakieś trafne sposoby na pobudzenie ? Nie kładę się spać jakoś mega późno i z kolei nie wstaję wcześnie, żebym mogła na to narzekać. Nie wiem jaka to przyczyna, ale nawet pisząc do Was robi mi się zez ze zmęczenia -.- …

Miałam dziś kolokwium z angola, ale prościzna ;) … Poza tym wróciłam z uczelni i zamówiłam sobie buty przez internet. Mam nadzieję, że już w piątek do mnie przybędą ! ^^

Muszę się chyba wybrać na zakupy, bo znowu schudłam (nawet nie wiem kiedy) i sporo ze mnie spadło … Wyobraźcie sobie, że są na mnie za duże spodnie w rozmiarze S, które kupiłam niedawno i były w sam raz, a nawet opięte ! Nawet pasek na dorabianych dziurkach już ich nie trzyma ;/ . Zatem trzeba wybrać się chyba po legginsy, na które zresztą zaczynam mieć coraz większą ochotę … W końcu tyle teraz jest ich ciekawych wzorów i motywów !

3majcie się i do napisania / przeczytania :* !


czwartek, 20 marca 2014

Nikt nie mówił, że życie jest proste - rozdział 116.

Siedziałam w pokoju jak w transie. Nie miałam ochoty na szukanie ciuchów na przebranie z piżamy ani na inne podstawowe czynności , które powinnam wykonać. Było beznadziejnie. Czułam się nijak i nie wiedziałam co ze sobą począć. Pomyślałam jednak o Jessice, o której wspominał Nathan w wiadomości. Czyżby miała jakieś problemy ? Ostatnio bardzo dobrze się dogadywałyśmy, więc może chciałaby pogadać ze mną. W końcu jestem dziewczyną – zrozumiem wiele spraw, a podobny wiek powinien ułatwić zadanie. Tak. Musiałam jej pomóc. Poderwałam się z werwą z łóżka i podeszłam do szafy, by wybrać ubrania.



Na nic bardziej „szałowego” tego dnia nie było mnie stać. Związałam włosy w luźny, wysoki kucyk i zadzwoniłam do siostry Nathana. Sygnał oczekiwania. Pierwszy … , drugi …

- Halo ?
- Hej Jess, z tej strony Victoria.
- O ! Cześć ! Wybacz, nie spojrzałam na wyświetlacz tylko odruchowo odebrałam. – odpowiadała wesołym głosem – Co słychać ?
- W porządku. – stała, rutynowa odpowiedź, mijająca się z prawdą … - Słuchaj, mam wolny weekend, pomyślałam sobie, że mogłybyśmy się spotkać jeśli byś miała czas i ochotę. – starałam się brzmieć wesoło i przekonująco
Chwila ciszy.
- A wiesz, że bardzo chętnie ?
W duchu przybiłam sobie piątkę. – O, to świetnie ! Masz ochotę dzisiaj się spotkać ?
- Jasne, że tak ! Może przyjedziesz do nas ? – zaproponowała
- No nie wiem …
- Dlaczego ? Właśnie mama uśmiecha się i mówi, żebyś nas odwiedziła, będzie miło. Wsiadaj w samochód i przyjeżdżaj.
Westchnęłam. – Skoro Pani Sykes nie ma nic przeciwko, to wsiadam w samochód i będę po południu.
- Cudownie ! – Jess mało nie pisnęła – Zatem czekamy ! Buziak !
- Do zobaczenia. – rozłączyłam się i schowałam telefon w tylną kieszeń spodni. Spojrzałam w swoje odbicie lustrzane. Ostentacyjnie pokręciłam głową, mając siebie samej dość i wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi.

- Uciekasz z domu ? – zaśmiał się Bob, patrząc na plecak
- Nie – mruknęłam, nie podbijając żartu – Jadę do Gloucester.
- Viiiickyyyy … - przeciągnął błagalnie
- …
- Po co ci to ? Po co ci jeszcze cudze problemy ?
- To nie są cudze. To siostra Nathana. Muszę jej pomóc, jeśli będę mogła. To nic nie kosztuje. – zawróciłam się na pięcie do wyjścia
- Czy aby na pewno ? – usłyszałam za sobą
Spuściłam głowę, przytrzymując w sobie falę łez, która znowu niespodziewanie nadeszła i byłam w  stanie odpowiedzieć tylko ;
- Wrócę w nocy. Poradzę sobie.
- Weź coś do jedzenia !

Nie reagując na ostatnie zdanie, wyszłam ze „Sweet Dreams”, wsiadłam w samochód Nathana, który stał na parkingu przed lokalem i ruszyłam w drogę. Nie miałam najmniejszej ochoty na jedzenie. Przez ostatnie wydarzenia żołądek miałam ściśnięty i o posiłku nie było mowy.

W czasie drogi co jakiś czas sobie popłakałam, pokrzyczałam i nieraz noga z emocji mocniej dociskała pedał gazu, ignorując przepisy …

Kilka godzin później;

Minęłam drogowskaz z napisem „Gloucester”. Uspokoiłam się i opanowana szukałam drogi do domu Pani Sykes i Jessici. Musiałam się ogarnąć, bo chciałam uniknąć wszelkich pytań i podejrzeń, że „coś było nie tak”. To ja w tej sytuacji miałam pomóc. Ja miałam pomóc Jessice. Ja. Właśnie z takim nastawieniem kilkanaście minut później podjechałam pod szukany dom. Wysiadłam, trzasnęłam drzwiami i zamykając auto, wzięłam głęboki wdech. Podeszłam po schodkach do drzwi i zapukałam. Nie musiałam długo czekać. Po chwili zza drzwi wychyliła się blond głowa z wielkim uśmiechem na twarzy.

- Cześć ! – Jessica przywitała mnie z szeregiem białych ząbków na wierzchu
- Hej – posłałam jej w miarę naturalny uśmiech
- Wchodź, na co czekasz ? – złapała mnie za rękę i wepchnęła do środka
- Dzień dobry – powiedziałam, stawiając krok w domu
- Dzień dobry – z salonu wyszła Pani Karen. Rozłożyła ręce i przytuliła mnie. – Cieszymy się, że przyjechałaś.
- Ja również. Dziękuję za zaproszenie.
- Nie ma za co. Przecież mówiłam, żebyś do nas przyjeżdżała. Jesteś tu zawsze mile widziana.
- Dziękuję.
- Czego się napijesz ?
- Herbatę poproszę.

We trzy podążyłyśmy do kuchni, w której jak wcześniej, było bardzo przytulnie.  Usiadłam z Jessicą za stołem, a Pani Sykes kręciła się po kuchni.
- Jak się żyje bez Nathana ? – spytała jego mama
Fatalnie, źle, beznadziejnie, okropnie i ogólnie mam ochotę popełnić seppuku.
- Ciężko.
- Wiemy co czujesz, co nie Jess ?
- Mhm ... – mruknęła dziewczyna – Ale wiesz mamo, my jesteśmy dla Nathana no … takie bez szału, bo ty jesteś jego mamą, a ja siostrą, a z Victorią to co innego ... Miłość to miłość.

Gdyby jeszcze ten Nathan czuł chociaż odrobinę tęsknoty jaką ja czułam do niego … Wgapiłam się w stół.
- Co nie Victoria ?! – Jess wyrwała mnie z zamyślenia i szybko przeniosłam na nią rozmyty wzrok
- Ta – jęknęłam na odczepnego
- Proszę bardzo, herbatka zrobiona. – Pani Sykes podstawiła mi pod nos kubek
- Dziękuję. To co u was słychać ? – chciałam, żeby one coś mówiły, a nie czekały na moje wypowiedzi
- Dobrze wszystko. Właśnie dostałam podwyżkę w pracy, więc możemy z Jessicą sobie trochę popuścić pasa.
- O, to cudownie ! – wtrąciłam, dmuchając na gorącą herbatę
- Poza tym szybko lecą te dni. Ja chodzę do pracy, Jessica do szkoły. Raz czy dwa porozmawiałyśmy z Nathanem ... Właśnie, wiesz może coś więcej o jego pobycie w Los Angeles ? Reszta chłopaków też się nie odzywa.
- Są bardzo zapracowani. Mają napięty grafik. Ten ich nowy menadżer ciśnie ich, bo zależy mu na dobrej promocji zespołu na innym kontynencie. Sama niewiele wiem ...
- Właśnie ! – podchwyciła Jess – Wiesz coś może więcej o tym Scooterze ? Podobno to gruba szycha.
- Wiesz … jakoś ten facet niespecjalnie mnie interesuje. – powiedziałam z przekąsem
- Rozumiem. – uśmiechnęła się
- A słyszałam, że masz podobno polecieć do chłopaków … - zagadała Pani Sykes
- Tak. Jak wszystko dobrze pójdzie to za tydzień.
- A czemu ma coś pójść nie tak ?? – obruszyła się Jess
- Zawsze w pracy mogę mieć kocioł i nie dostać urlopu, ale nawet nie biorę takiej możliwości pod uwagę.
- Oh, to Nathan już tam pewnie nie może się doczekać.
- No, na pewno … - mruknęłam z lekką irytacją, ale przyłapałam się na tym, chrząknęłam i z uśmiechem spytałam; - A wy nie wybieracie się na wycieczkę do Stanów ?
- Oj nie, raczej nie.
- Mama boi się latać.

Zaśmiałyśmy się. Z korytarza słychać było sygnał rozchodzącego się dzwonka telefonu.
- Przepraszam na chwilę. – Pani Karen odsunęła krzesło, na którym siedziała i wyszła z kuchni, a dla mnie to był dobry moment do ataku
- Jak tam Jess ?
- Cudownie. – wyszczerzyła się, a ja zaciekawiona uniosłam brew, czekając na rozwinięcie – Spotykam się z kimś, ale nie mów tego nikomu na razie. – powiedziała szeptem, a ja od razu pomyślałam, ze poszło szybciej niż się tego spodziewałam
- Dlaczego ? To jakiś zbieg z więzienia, o którym nikt nie może się dowiedzieć ?
- Co ?? Nieeeee – zaśmiała się – Po prostu. Nie chcę zapeszyć.
- …
- No tak
- Jess – zmrużyłam oczy – proszę cię, nie kręć mi tylko mów prosto z mostu o co chodzi.
- To Nathan. – do kuchni weszła mama z telefonem w ręku – Chcę z tobą Victoria chwilę porozmawiać.
Wstałam od stołu, przejęłam od pani Sykes słuchawkę i wyszłam na korytarz.

- Cześć
- Hej Myszko, dzwonię do mamy i co za niespodzianka, mówi mi, że odwiedziłaś je.
- Chciałeś, żebym porozmawiała z Jessicą, więc jak miałam to inaczej załatwić … ?
- Nie no, przecież nie mam do ciebie za to żadnych pretensji. Wręcz przeciwnie, cieszę się, że masz taki dobry kontakt z moim dziewczynami nawet pod moją nieobecność.
- No. Ja też się cieszę. – zaczęłam „rysować” palcami po ścianie
- I co tam z tą moją siostrą ? Jakieś problemy się szykują ?
- Jeszcze nie wiem.
- Ok, rozumiem, daj znać jak czegoś się dowiesz, bo nie chcę się tutaj martwić o Jessicę. Poza tym Kochanie, szykujemy się do nagrywania klipu, czujesz to ? Mamy już przygotowany wstępny scenariusz i ekipę. Będziemy zaczynali jakoś za parę dni, więc jak przylecisz to jeszcze zobaczysz trochę kulis ! – mówił niemalże na jednym tchu. Był bardzo podekscytowany.
- O. To cudownie.
- Prawda ?? Już nie mogę się doczekać !
- No. Też bym nie mogła.
Chwila ciszy.
- Vicky, co ci jest ? – jego głos już był pozbawiony radości
- …
- Hallo
Czułam jak do oczu zbierały mi się łzy.
- Potrzebuję cię Nath. Potrzebuję jak nigdy dotąd wcześniej.
- Oj Skaaarbieeee ja też tęsknię, ale musimy wytrzymać. Poza tym głowa do góry, przecież nic złego się nie dzieje i widzimy się za tydzień.
- Nie wiesz, że Aśka – zaczynałam mówić, ale Nath mi przerwał
- Vicky przepraszam, ale pogadamy jak przylecisz, dobrze ? Muszę kończyć, Scooter wraca z przerwy i muszę pracować.
- Jasne. – dławiłam w sobie łzy – Do zobaczenia jak tak.
- Pa kotku ! – pożegnał się i rozłączył

Oparłam czoło o ścianę.
- Wymijamy się. – szepnęłam - Ciekawe czy w ogóle dam radę przetrwać ten tydzień …
Wzięłam jednak głęboki wdech, odłożyłam telefon na półkę i wróciłam do kuchni.

- To może zrobię jakiś podwieczorek, a wy dziewczyny przejdziecie się na spacer ? Taka ładna pogoda, że szkoda w domu siedzieć.
- Dobra myśl, mamo. Vicky, przejdziemy się ?
- Właśnie miałam to samo zaproponować.
- Zatem ubierajmy się i chodźmy.

5 minut później szłyśmy już wolnym krokiem po chodniku.
- To jak, powiesz mi coś więcej o tym chłopaku ? – przerwałam niezręczną ciszę
- Ale nie powiesz nikomu ?
- Coraz mniej zaczyna mi się to podobać Jess …
- Dlaczego ?
- Obawiam się, że nieświadomie pakujesz się w coś złego.
- O czym ty mówisz ? Vicky, poznałam fantastycznego chłopaka, a ty zaczynasz mi mówić, że mogę się wpakować w coś złego ??
- To dlaczego utrzymujesz to tak w tajemnicy i nie chcesz, żeby ktokolwiek się o tym dowiedział ?
- Bo … bo on jest starszy. – bąknęła
Uniosłam brew. – O ile ?
- 5 lat.
Przewróciłam oczami. – Nie mogłaś znaleźć kogoś w swoim wieku tylko gościa, który ma ponad dwudziestkę ?
- I widzisz ?! Mama też tak zareagowała !
- To jednak jej powiedziałaś ?
- Tak, bo myślałam, że będzie cieszyła się razem ze mną, ale niestety pomyliłam się, bo naskoczyłam na mnie jeszcze gorzej …
- Jess, ty jesteś nastolatką, a ten gość … to poważny i dorosły facet, nie dziw się mamie, bo martwi się czy cię nie skrzywdzi.
- Ale Vicky, ja przy nim nie wyczuwam tej różnicy wieku, zresztą on też nie ! – jęknęła z litosnym wzrokiem
- Ile już się spotykacie ?
- 3 tygodnie
- I co, beztrosko się przy nim czujesz ?
- I to jeszcze jak !
Spojrzałam na nią surowo.
- Ojeeeeeejuuu, znaczy nie aż tak. – oblała się rumieńcem – On jest naprawdę spoko kolesiem i to nie jest tak, że tylko jedno mu w głowie, skoro już ma te ponad 20 lat.
- Jessica, prędzej czy później będzie mu jedno w głowie, a ty jeszcze masz całe życie przed sobą i swoje plany.
- Ale skoro z nim jestem to nie równa się od razu pójście do ołtarza ! – wybuchnęła, a ja stanęłam z szeroko otwartymi oczami
- Zaraz zaraz … - pokręciłam głową – Jeszcze przed chwilą mówiłaś mi, że tylko się z nim spotykasz.
Blondynka spuściła głowę, kopiąc kamyk. Wypuściłam powoli powietrze z płuc.
- Mama wie ?
- Nie. Tydzień temu kazała mi zerwać z nim kontakt, ale nie mogłam Vicky ! Ona mnie kontrolowała. – od razu przeszła do obrony – Próbowałam, ale naprawdę nie mogłam ! Tęskniłam za nim, a on za mną ! Jestem z nim szczęśliwa, a bez niego brakowało mi czegoś.
- Aha, czyli mama kazała tobie zerwać z nim kontakt, a wyszło tak, że zaczęliście być razem ? Suuuupeeerr … - zaczęłam iść
- Ale Viiiickyyy .. – jęknęła – Pomóż mi, bo ja nie wiem co robić.
- Wiesz co masz zrobić ? Posłuchać się mamy !
- O !
- Co „o” ?!
- Oczekiwałam innych pomysłów.
- Jakich innych pomysłów ? Jessica ! Tu jest tylko jedno rozwiązanie; facet jest za stary dla ciebie. Przynajmniej jak na razie. Poza tym kłamstwo prędzej czy później wyjdzie na jaw i mama się o wszystkim dowie i pomyśl co będzie wtedy ? Jak mama będzie się czuła ze świadomością, że jej jedyna córka cały czas ją okłamywała ? Narzekasz na kontrolę ? Wtedy dopiero zobaczysz co to będzie kontrola kiedy będziesz miała na wszystko szlaban ! – powiedziałam jej to wszystko prosto z mostu, a ona dużymi oczami patrzyła na mnie
- Ale ja nie chcę z nim zrywać …
- Założę się, że w twojej szkole jest co najmniej 10 fajnych kolesi, ale ich po prostu nie zauważasz. Nie wiem nic o tym facecie, ale skoro mama kategorycznie zabroniła tobie się z nim widywać, to coś musi być na rzeczy. Być może tego jeszcze nie rozumiesz, ale ona zapewne dostrzegła coś w nim, czego ty nie widzisz przez pryzmat zakochania czy zauroczenia. Posłuchaj się starszych osób, które coś tam już wiedzą, a już na pewno posłuchaj się mamy, która nie jest dla ciebie wrogiem tylko kocha cię najbardziej na świecie i jej największym marzeniem jest to, żebyś była szczęśliwa.
- Rozumiem to wszystko i sama wiem, ale to nie jest takie proste …
- Nikt nie mówił, że życie jest proste.
- Raaaanyyy – jęknęła, zadzierając błagalnie głowę do nieba
- Jess naprawdę, wszystko jeszcze przed tobą. Nie rzucaj się na pierwszego lepszego.
- Mimo wszystko dziękuję. – dziewczyna dała mi buziaka w policzek i przytuliła – Uwielbiam cię. Jesteś taka mądra.
Odsunęłam się od niej.
- Bądź ostrożna. – powiedziałam cicho
- Dobrze. Muszę jeszcze raz to wszystko przemyśleć i poukładać w głowie, bo mam jeden wielki mętlik.
Oho, witam w klubie …
- A u ciebie Vicky, ok wszystko ? – zajrzała na mnie – Cały czas jakaś zamyślona jesteś i smutna.
- Nie jestem smutna … - nieszczery uśmiech
- Nie ?
- Nie.
- Widocznie wydawało mi się. – uśmiechnęła się

Widocznie jestem znakomitą aktorką …
Po półgodzinnym spacerze wróciłyśmy do domu.
- Jesteśmy ! – krzyknęła od progu Jess
- Macie super wyczucie czasu dziewczyny ! Myjcie ręce i zapraszam na przekąskę.
Jess nie czekając na kolejne zaproszenie pobiegła do łazienki. Wstąpiłam do kuchni, nie zdejmując kurtki.
- Ja podziękuję za podwieczorek. Będę wracała do Londynu.
- Ale jak to ? – zdziwiła się Pani Sykes
- Powiedziałam dla Boba, że wrócę, więc nie chcę, żeby się denerwował, a trochę drogi przede mną …
- A ja myślałam, że zostaniesz z nami do jutra. Przecież możesz spokojnie przenocować u nas i nie jeździć nocą.
- Dziękuję, ale muszę wracać. Nie ma dla mnie różnicy czy jeżdżę nocą czy dniem.
- Nathan wspominał, że jesteś świetnym kierowcą. – wymieniłyśmy uśmiechy
- Czemu nie idziemy jeść ? – doszła do nas Jess
- Wracam do domu.
- Cccooooo ? Nie zostaniesz u nas ??
- Innym razem. Dziękuję za miłe popołudnie.
- No szkoda …
- Jedź spokojnie Vicky, nie spiesz się. – Pani Sykes mnie przytuliła – Do zobaczenia.
Zaciągnęłam się wonią jej perfum. Jakby konwaliowe, śliczne … - Do widzenia.
Następne przytulanie wymienione z Jessicą.
- Cześć Vicky !
- Cześć Jess. I pamiętaj – odsunęłam się od niej – żebyś była grzeczna. – puściłam oczko na co przewróciła oczami z uśmiechem
- Dooobra, wiem. Pa !
- Pa ! – odprowadziły mnie na ganek, otworzyłam samochód Nathana, wsiadłam, ostatnie pomachanie, tylni bieg i wycofywanie się

Ruszyłam w drogę powrotną. Myślałam o Jessice. Nie miałam pojęcia czy jej pomogłam. W zasadzie to miałam wrażenie, że niebardzo … W głowie było multum myśli … Jeszcze na dodatek telefon Nathana. Chciałam chociaż jemu powiedzieć przez telefon co we mnie siedziało. Chociaż troszeczkę, może chociaż troszeczkę zeszłoby ze mnie i byłoby mi łatwiej, ale niestety … Okazało się, że muszę być jeszcze dzielniejsza i wytrzymać przez najbliższy tydzień i nie poddawać się. Choć szczerze mówiąc ta perspektywa nie była mi „na rękę” …

Była noc kiedy wróciłam do „Sweet Dreams”. Całe miasto spało. Otworzyłam sobie lokal, weszłam do niego i zamknęłam za sobą drzwi. Wewnątrz panował mrok. Przemieszczałam się pomalutku między stolikami, żeby nie nadziać się na nic i nie narobić przy tym huku i nie pobudzić Boba ani Lucy. Chciało mi się wypić mleka. Zaszłam do kuchni i włączyłam światło.

- Nie po oczach !
Podskoczyłam z przestrachu.
- Chris ?! Myślałam, że nikogo tu nie ma. A już na pewno nie spodziewałam się ciebie.
- Też się cieszę, że cię widzę. – podszedł do mnie z szerokim i szczerym uśmiechem – Cześć – przytulił mnie
- Hej – odpowiedziałam, będąc nadal w szoku – Przepraszam, miło cię widzieć.
- No ja myślę. – odsunął się ode mnie
Jego niebieskie oczy śmiały się, białe zęby przygryzały z radości dolną wargę, a blond włosy postawione były delikatnie. Koszula, którą bardzo lubiłam, była rozpięta przy samej szyi.
- Dobrze wyglądasz. – uśmiechnęłam się
- Dzięki.
Minęłam go i podeszłam do lodówki.
- To co tu robisz ?
- Przyjechałem odwiedzić rodziców. I nie tylko rodziców.
Spojrzałam na niego, a on pomachał zabawnie brwiami.
- Jeszcze ci nie przeszło ?
- A co miało przejść ? – udawał zaskoczonego
- Emmmm ja … ? – otworzyłam lodówkę
- Nie. Jeszcze mi nie przeszłaś.
Popatrzyłam na niego błagalnie.
- Oj, no co ja poradzę, że cię lubię.
Odkręciłam mleko i ruchem biodra zamknęłam lodówkę.
- Ale to innym razem … Lepiej powiedz czy się udało ?
- Ale co ? – przyssałam się do butelki i zaczęłam pić
- Misja ratunkowa świata jak to nazwał tata.
Przełknęłam. - Bob jak zwykle przesadza. – mruknęłam
- Zwał jak zwał. Pomogłaś dla kogoś ?
- Raczej nie. Wręcz wydaje mi się, że dałam ciała.
- Na pewno nie …
- Chris, nie było cię tam, nawet nie masz o niczym pojęcia, ale dziękuję, że chcesz mnie tak wywyższyć pod niebiosa. – odstawiłam mleko
- To może wprowadź mnie w temat ?
- Dobranoc Chris. – poklepałam go po ramieniu i kierowałam się do wyjścia z kuchni
- Tata mówił, że masz ciężki czas. Chcę ci pomóc. – usłyszałam za sobą
Odwróciłam się, opierając rękę o framugę.
- To miłe, ale pasuję. – powiedziałam z uśmiechem – Dobranoc. – wymieniliśmy spojrzenia – Fajnie, że przyjechałeś. – kiwnęłam do niego głową, wysłał mi promienny uśmiech

- Słodkich snów. – życzył, a ja ruszyłam do swojego pokoju, by zostać sam na sam ze swoimi myślami i problemami …





Cześć Promyczki :) ! Jejć,jak przyjemnie pisało mi się ten oto długi rozdział ! Bo ktoś tu długiego nexta domagał się, prawda ;) ? W życiu naszej Wiktorii teraz duuuuuużo się dzieje, zobaczycie co z tego wyniknie ( czy w ogóle coś z tego wyniknie ). Zatem śledźcie jej losy, mimo, że teraz jest troszkę smutno. Ale to jak w życiu - kto z nas nie ma co jaki czas pod górkę, co ? Każdy ma, ale najważniejsze jest, żeby się NIGDY nie poddawać ! Bo skoro jest pod górkę, to za jakiś czas będzie Z GÓRKI ! Wiem, że może to nie brzmi jakoś super rewelacyjnie i przekonująco, ale same dokładnie wiecie, że mam rację :) !

Zostałam poinformowana, że niektóre z Was mają teraz ciężki okres w życiu, że jesteście bombardowane problemami i, że nie jest łatwo. Pamiętajcie, że nigdy nie jesteście same, a szczególnie w tych złych i krytycznych momentach, gdy wszystko wydaje się być szare i beznadziejne i nawet myśl o następnym dniu jest powodem do płaczu ...

Mi zawsze pomaga to piękne zdanie (mam je zapisane na kartce i przyklejone na ścianie i gdy budzę się od razu je widzę), które jest zarówno otuchą w smutkach jak również kopniakiem do czerpania z życia coraz to więcej cudownych chwil;

" Wszystko w życiu jest tymczasowe, więc jeśli coś idzie dobrze, trzeba się cieszyć, bo nie będzie trwać wiecznie, a jeśli coś idzie źle - nie martw się, to też nie będzie trwać w nieskończoność. "

Uszy do góry Perełki :* ! ! !
Tymczasem zmykam do kończenia porządków. Wieczorem przyjeżdża do mnie do Wawy mój chłopak na 3 dni, więc trzeba pokazać jaką się jest perfekcyjną panią domu :D !

Poza tym chwalę się uwaga - dostałam pracę :) ! Dzięki, dzięki za brawa, naprawdę nie było trzeba, bo się zarumienię hihi :)


Życzę Wam cudownego weekendu, wypchanego po brzegi wiosną :* !!