poniedziałek, 30 marca 2015

Pieprzę to i wszystko dookoła ! - rozdział 140.

Nogi mi zdrętwiały. Siedziałam w jednej pozycji sama nie wiem ile, ale na pewno zbyt długo. Pukanie do drzwi. Kto przeszkadzał mi w tajnej misji ?
- Vicky, można ? – usłyszałam zza drzwi głos Boba
- Zajęta jestem.
- Jeszcze z tym się męczysz ? – nim cokolwiek odpowiedziałam wparował do środka – Ile jeszcze zamierzasz tak siedzieć ?
- Aż skończę. – dmuchnęłam pod nosem tak, że moja grzywka pofrunęła do góry – Właściwie to jeszcze tylko chwilka ... Gdzie dowiązać kokardkę, jak myślisz ?
- Czy to ma aż takie znaczenie ?
- Pewnie, że ma ! – obruszyłam się – Musi być ładne w każdym calu.
- Przecież Stephan nawet nie popatrzy dłużej na tę kokardkę niż 2 sekundy tylko zacznie rozpakowywać prezent.
Przygryzłam wargę i z trzymaną kokardą w górze zawiesiłam się. – Mówisz ?
- No jasne ! Zaplącz ją normalnie i tyle.
- Ale chciałam, żeby było ładnie ... – mruknęłam pod nosem
- Proszę cię ... – Bob westchnął niecierpliwie – Siedzisz nad tym prezentem cały dzień. Może w końcu już go odłożysz ?
- Mowy nie ma ! Myślisz, że spodoba się mu ?
Mężczyzna ciepło się uśmiechnął. – Z całą pewnością.
- To super ! – zerwałam się po zawiązaniu kokardy - Idę na pocztę ! – wyszczerzyłam się, wzięłam duży pakunek i po chwili ruszyłam aby wysłać paczkę dla swojego małego ulubieńca

Godzinę później;

Siedziałam tępo przed monitorem. A właściwie przed dwiema otworzonymi kartami w internecie. Pierwsza karta to mail od stęsknionej i skruszonej Mamy, która pisała w swoim jak i w Taty imieniu o tym, żebym im wybaczyła, żebym nawiązała z nimi kontakt, że martwią się o mnie, tęsknią, że nie mogą sobie darować tego co mi zrobili, ale, że zrozumieli swój błąd, a ponadto mają mi coś do zakomunikowania. Znałam maila na pamięć. Przeczytałam go chyba 100 razy i za każdym wywoływał we mnie te same skrajne emocje. Byłam nadal rozżalona i nieufna w stosunku do tego co czytałam, ale również co dziwne- chyba pierwszy raz od tamtego zajścia w domu poczułam tęsknotę za nimi i pustkę. Jedno zdanie na końcu maila budziło we mnie wzruszenie. Niby normalne, mówiące o miłości rodzica do dziecka, ale czułam jak chwytało mnie za serce. Druga karta natomiast to okienko z wpisanym adresem mailowym Mamy z funkcją „odpisz”. Jednak „kartka” nie była zapisana. Nie mogłam zabrać się za to. Nie wiedziałam co odpisać. Ok, Wiktorio skup się. Tak powiedziałby Nathan, próbując zmotywować mnie do działania. Głęboki wdech i położyłam palce na klawiaturze.

„ Cześć,”
I co dalej ? Zwrot „Kochana Mamo” jakoś nie chciał się napisać.
„doceniam, że napisałaś do mnie. Jednak nie wiem jak mam zachować się dalej. Nie wiem co robić.”

Nie. Totalnie bez sensu. Backspace,backspace, a w końcu przytrzymanie backspace do końca i widok ponownego pustego okienka.
- Dobra. Jeszcze raz. – mruknęłam, ale bardziej chciało mi się płakać niż cokolwiek tworzyć, ponieważ nie wiedziałam jak powinnam się zachować, co napisać. Totalna pustka. Za to przesyt emocji ...

Nazajutrz. Poniedziałkowy ranek;

Wstałam wcześniej, by na spokojnie zebrać się do pracy. Wyszłam z łazienki, wzięłam płaszcz z torbą i zeszłam na dół, by nie musieć po nic wracać na górę. 


- Cześć ! – krzyknęłam do Boba, który już krzątał się po kuchni jak zwykle
- Co ?  Co ty tak wcześnie ? – szczerze zdziwiony patrzył jak zaczęłam robić sobie kanapki
- Nie chciałam znowu w pośpiechu tracić poranka. Dzień i tak będzie dość stresujący w pracy, więc muszę wyjść spokojna, żeby nikogo w studio nie zamordować.
- Na przykład ?
- Niny – powiedziałam z wypchaną buzią
- Szkoda życia za kratkami przez zabójstwo jakiejś dziewuchy.
- Ok, przekonałeś mnie. – zaśmialiśmy się – W ogóle dziękuję, że wczoraj wieczorem poratowałeś mnie kawą.
- Nie ma za co. Widziałem jak się trudziłaś nad jakimś mailem ...
- To był mail do Mamy. To znaczy; miał być.
- Co ? Wzięłaś się jednak i odpisałaś jej ? – drugi poranny szok Boba
- Właśnie nie. Kolejne próby kończyły się tak samo. Deletem albo Backspacem. Mam blokadę jakąś. Wcale to nie jest takie proste. A jak już przełamę barierę to mam pustkę i nie mam zielonego pojęcia co napisać.
- Może ci przejdzie ... Ważne, że próbowałaś. Ponów za parę dni, a może się uda.
- Mam nadzieję.
Uśmiech Boba, a za chwilę nieśmiałe pytanie; - Vicky, co robisz ?
- Zjadłam śniadanie i robię kanapki do pracy.
Mężczyzna patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, a jego kąciki ust kierowały się ku górze.
- No co ? – spytałam głupkowato
- Jesteś dziwna. – palnął
- Dzięki ! – zaczęłam kierować się do wyjścia
- Nie, nie ... Czekaj. – zawrócił mnie z powrotem – Nie wiem co się stało z tamtą Victorią, która zawsze rano była tornadem tutaj i ledwo co wyrabiała się ze wszystkim, nie jedząc śniadania, a już na pewno nie robiła sobie kanapek do pracy i nawet nie zastanawiała się czy odpisać na maila od rodziców ... – nadal nie spuszczał ze mnie wzroku – Ale ta Vicky mi się podoba. I to bardzo !
Uśmiechnęłam się zawstydzona. – Po prostu chcę być zdrowa Bob. Zresztą kilka dni temu sam mnie do tego namawiałeś, więc czemu się dziwisz ? – teraz już naprawdę kierowałam się do wyjścia
- Że mnie posłuchałaś !

Roześmiałam się i zamknęłam za sobą drzwi. To był dobry, spokojny poranek, przygotowujący do ciężkiej pracy. Uruchomiłam samochód Nathana i ruszyłam do „EandJ”. W czasie drogi śpiewałam wraz z radio i w dość krótkim czasie dojechałam pod studio. Byłam trochę zniechęcona do pracy przez nową towarzyszkę, która miałam przeczucie, że wywróci moją pracę do góry nogami, ale musiałam się trzymać i nie dać po sobie poznać, że cokolwiek było nie tak.

Weszłam do swojego pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Odłożyłam torebkę na bok, a telefon położyłam na biurku. Oczywiście zero jakiejkolwiek wiadomości i połączenia ... Max również nie pokusił się, by odpisać na mojego wyzywającego smsa. Nie to nie. I tak go załatwię.
Ledwo zdążyłam usiąść, a już rozległo się pukanie do drzwi.
- Byle to nie ta dziewczyna ... – mruknęłam, odchrząknięcie i zachęcające – Proszę.
Sekunda nie minęła, a wparował Olivier z masą teczek. – Dzień dobry pani Victorio, jak samopoczucie ? – oczywiście uśmiech numer 5
Aha. Czyli znowu dyplomatycznie zaczynamy, by przejść do mocnego uderzenia ...
- Dzień dobry. Całkiem dobre ... – rzucił przede mną teczki – choć jak patrzę na ten stos to sama nie wiem ...
- No tak, trochę tego jest, ale proszę się nie przejmować. Wyrobi się z tym wszystkim pani do jutra. Poza tym Nina przecież pani pomoże.
Wytrzeszczyłam na niego oczy. – DO JUTRA ?!
- To tak tylko się wydaje, że jest tego tyle ... Poza tym proszę pamiętać, że za godzinę zaczyna pani nagrania.
Zacisnęłam szczękę i głęboko westchnęłam. – Przecież Nina nie ma pojęcia o podpisywaniu umów i kontraktów, a od tego tu się roi. – wskazałam na teczki
- Wytłumaczy jej pani i będzie po problemie. Wiem, że jest pani zaradna i dobrze zorganizowana. W razie czego jestem pod telefonem, bo jadę w teren. Powodzenia.
Spojrzałam na niego z ogniem w oczach. Zamknął za sobą drzwi.

- Ja się zastrzelę ... – westchnęłam po czym nacisnęłam numer na telefonie
- ... tak ?
- Nina zapraszam do mnie. – powiedziałam niezbyt przyjemnym tonem, ale na więcej nie było mnie stać. W tym krótkim czasie kiedy dziewczyna szła do mnie, szybko ogarnęłam co było, w której teczce i którą mogłam wręczyć Ninie, ażeby mi pomogła.
- Dzień dobry, słucham.
- Dzień dobry – spojrzałam na nią. Stała przed moim biurkiem z nienagannym, ale niezbyt szczerym uśmiechem. – Wypełniałaś już jakieś dokumenty tutaj ?
- Właściwie ... to przynosiłam tylko do podpisu.
- To czym ty tu się zajmujesz ? – wypsnęło mi się niepohamowanie, ale od razu dopowiedziałam – Ok, to dziś masz za zadanie wypełnić te dwie teczki. Każda z nich ma 15 stron, więc uwiniesz się w niecałą godzinę jak dobrze się postarasz. Przedłużysz kontrakty. Chodzi tu tylko o wypełnienie danych, numery kont i wszystkie potrzebne rzeczy masz w sekretariacie na górze. Ważne, żebyś nie pomyliła. Sprawdź kilka razy zanim poślesz dalej, ok ?
- Oj, bez przesady, przecież to nic skomplikowanego. – prychnęła i wzięła ode mnie teczki
- Na wszelki wypadek przynieś mi je za godzinę do wglądu.
- Uważam, że nie trzeba ...
- A ja uważam – powiedziałam z naciskiem na „ja” – że trzeba. – ale po chwili przypomniałam, że za godzinę musiałam być na nagraniu – Za 3 godziny mi to przynieś.
Nina spojrzała na stos teczek, który jeszcze przede mną został.
- Nie wystarczy ta reszta ?
Kurde. Miała rację. Ciężko będzie. Zmrużyłam oczy i spojrzałam na nią.
- Ok, ale masz to sprawdzić 4 razy.
- Jasne ! – uśmiechnęła się – Coś jeszcze ?
- Nie, dzięki. – po czym przeniosłam wzrok na monitor, dając jej do zrozumienia, żeby sobie poszła ...

Godzinę później byłam na nagraniach. Na szczęście wszystko udało się tak jak zakładaliśmy i mogliśmy przechodzić do kolejnych szczebli z zespołem jeszcze mało znanym, ale z wielkimi ambicjami i talentem. Podchodziliśmy do ostatniego nagrania, gdy dostałam telefon od koleżanki z biura, że jeden kontrakt z poufnymi szczegółami trafił nie do tego właściciela, do którego powinien trafić. Moje ciśnienie ? Rozwaliłoby z pewnością maksymalną miarkę pomiarową ! Kazałam dokończyć nagranie, a sama pobiegłam na górę do Ruth, która przekazała mi tą informację.

- Jakim cudem ?! – wpadłam do murzynki za biurkiem – Przecież nigdy się nie pomyliłam !
- Chyba niestety zaliczyłaś chrzest pomyłkowy. Zadzwonił Johnson, który sprawdził właśnie maila; dostał kontrakt szczegółowy Toya.
Patrzyłam na nią cała trzęsąc się ze złości. – Johnson ? – upewniłam się
- Tak
- Olivier kazał dać mi część teczek dla Niny, tej nowej. Dałam jej dwie. W tym Johnsona. – dokończyłam niemalże zgrzytając zębami ze złości po czym jak tornado przechodziłam przez korytarze do miejsca, w który pracowała dziewczyna.
- Czy ty nawet danych nie potrafisz dobrze wpisać ?! – wrzasnęłam na nią, podchodząc do jej biurka. Zastałam ją w radosnym nastroju, bo oglądała z koleżanką stronę z butami. Widząc mnie od razu tamta wycofała się, a Nina wystraszona spytała;
- Co się stało ?
- To się stało, że źle wpisałaś rubryki i wysłałaś szczegółowy kontrakt do innej osoby, która nie powinna go widzieć ! Mówiłam ci, żebyś sprawdziła kilka razy ! Tak ci się spieszyło, żeby pooglądać buciki w internecie ?! Wiesz, że teraz przez ciebie sztab będzie musiał wymyślać od nowa dwie umowy ?! Naprawdę te zadanie było zbyt skomplikowane dla ciebie ?! Przepisanie danych ?!
Dziewczyna spuściła wzrok i przełknęła ślinę.
- Byłam pewna
- Było trzeba być inteligentną, na lepsze by to wyszło, jeśli nie dla ciebie to dla innych ! Dałam tobie najprostsze zadanie jakie mogłam dać, a ty je spaprałaś ! W takim razie nie wiem jakie obowiązki mogę tobie powierzyć ! – ciskałam piorunami spojrzeniem, zawróciłam się na pięcie i wyszłam. Musiałam odejść jak najdalej. Na podwórko. Do tlenu. Byle się uspokoić, bo wybuchnęłabym ! Otworzyłam drzwi ewakuacyjne budynku z impetem i „łyknęłam” powietrza. Jednak owe powietrze nie było świeże, o które mi chodziło. Było zajarane. Wyczułam palone papierosy i zanim zdążyłam podążyć za owym „zapachem”, usłyszałam;
- Victoria ?
Spojrzałam w danym kierunku. – Ryan ?
- W swojej osobie. – uśmiechnął się szeroko i zaciągnął papierosem
Uśmiechnęłam się, widząc członka zespołu Lawson. Dopiero rozluźniłam piąstki, które trzymałam kilka minut mocno zaciśnięte.
- Zapalisz ? – wyciągnął do mnie paczkę
- Oj tak – pokiwałam głową i już po chwili wypuszczałam z ust dym, oparta o budynek – Co tu robisz ?
- Miałem spotkać się z Olivierem, żeby ustalić jeden szczegół, chciałem to zrobić sam, nie przez managera, ale okazało się, że go dzisiaj nie ma.
- No tak, w terenie jest. Nie zadzwonił do ciebie ?
- Nie. Trudno. Przyjadę innym razem. A co u ciebie ?
Ściągnęłam brwi z kwaśnym uśmiechem. – Nawet nie pytaj.
- Zły dzień ?
- Mhm ... – zaciągałam się
- Ok. To trzymaj się jak tak. Ja muszę lecieć załatwiać inne sprawy. Miło było cię zobaczyć. Cześć – buziak w policzek na pożegnanie
- Cześć – uśmiechnęłam się, odprowadziłam go wzrokiem, wypaliłam papierosa, na koniec przygniotłam go obcasem i wyciągnęłam telefon z kieszeni. Nadal nie otrzymałam jakiejkolwiek odpowiedzi od Maxa. Nadal byłam zmasakrowana przez nerwy i wystukałam;

„Tchórzu, gdzie Twoje jaja? Przerosła Cię zdecydowana kobieta? Nie odpuszczę i nawet w LA zrobię Tobie taką awanturę, że od razu przemówię do Ciebie i wyjaśnimy sobie to co mamy wyjaśnić MĘŻCZYZNO.”

Nie zastanawiając się ani chwili dłużej- wyślij do: Max i wróciłam do budynku.
Resztę pracy poświęciłam na chodzeniu od różnych pokoi i odkręcaniu pomyłki Niny. Wypełniałam resztę teczek sama i gdy wybiła godz.15 wyszłam z pracy. Dziękowałam losowi, że ta dziewczyna nie stanęła mi więcej na drodze ...

Wsiadłam do samochodu i zadzwonił mój telefon. Uśmiechnęłam się jak tylko mogłam najszerzej odbierając.
- Cześć Nathan ! Poczekaj, nastawię na głośnomówiący, bo właśnie wyjeżdżam spod „EandJ”. ... No już. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że dzwonisz !
- Cześć Kochanie ! – jego wesoły głos był jak lekarstwo na zły dzień w pracy – Tylko bezpiecznie ruszaj, pamiętaj, że z tyłu na tym parkingu jest wysoki krawężnik
- Naaaaaaaaath
- No już dobra dobra ...
- A czy ty nie masz nocy teraz przypadkiem ?
- A mam.
- To dlaczego nie śpisz ?
- Bo chciałem do ciebie zadzwonić. Powinnaś być zadowolona.
- Jestem przecież !
- To jak ci mija dzień ?
- Zapowiadał się fajnie, bo rano na spokojnie zjadłam śniadanie, zero stresu, natomiast w pracy istny pogrom ! Wyobraź sobie, że ta kretynka Nina pomyliła wszystko i kontrakt poszedł w ręce kogoś innego. Dasz wiarę ?!
- O kurde ... naprawdę ?
- Naprawdę !
- Ale to czemu jej dałaś to do zrobienia ? Przecież sama musisz wszystkiego doglądać, znam ciebie.
- Dałam jej wydawałoby się; najprostszą rzecz do zrobienia z tego co dzisiaj miałam. Olivier dał mi tonę spaw i nie wyrobiłabym się. Sam kazał jej dać część spraw, to dobrze, że więcej jej nie dałam ...
- O ja ... To słabo ... Wkurzyłaś się nieziemsko co ?
- Nooo ...
- Nooo wiedziałem. Bardzo się jej oberwało ?
- Oczywiście, że tak !
- Nie chciałbym być w jej skórze w tamtym momencie. – roześmiał się – Biedna dziewczyna
- Chyba zapomniałeś co zrobiła !
- Wiem, wiem, już doprowadzam się do porządku Kochanie. To teraz masz pewnie dwa razy więcej roboty przez to, że chciałaś mieć mniej  ?
- Dokładnie. Ale nic. Poradziłam sobie.
- Dzielnie ?
- No może nie tak dzielnie ...
- To znaczy ?
- Z nerwów zapaliłam jednego papierosa ... – przyznałam się
- Victorio – oho, ton i forma zawsze, gdy coś przeskrobałam – Czy ty musisz zawsze w nerwach zrobić coś beznadziejnie głupiego ?
- Ale ty nawet nie wiesz w jaką ja furię wpadłam !
- I co, zapalenie peta od razu ją zniwelowało ? – powątpiewający ton
- Oj Sykes nie wkurzaj mnie.
- Nie było mnie i od razu dałaś się ponieść.
- Co to ma znaczyć ?!
Zaśmiał się mrucząc kusząco. - Że ja bym w inny sposób rozładował twoje negatywne emocje.
Ciarki mnie przeszły i uśmiechnęłam się. – Tak ? A w jaki ?
- Naprawdę chcesz wiedzieć ? Czy może zostawić to do wykorzystania, gdy będziesz zła, a ja będę mógł zadziałać ?
- Dawaj.
- Zakleszczyłbym cię w swoich objęciach, zaczął całować
Motyle w brzuchu zaczęły wariować, gdy przypomniałam intymne sceny z nim.
- Dobra Nath, dość.
- Jak to ? – został konkretnie wybity z tropu na co roześmiałam się
- Przypominam, że prowadzę i muszę być w pełni na tym skupiona.
Teraz on roześmiał się słodko. – Tak łatwo cię wyprowadzić ze stanu skupienia ?
- Przecież sam doskonale wiesz jaka jestem uległa na twoje czułości ... – rozmarzyłam się – Tęsknię Nath. I to bardzo.
- Wiem skarbie. Ja też. Trochę nam już wywiadów odeszło, ale i tak mamy niezły zapieprz.
Zmarkotniałam. – Ile jeszcze ? Nie służy mi związek na odległość. Nie jestem do niego stworzona.
- Uwierz mi, że ja też nie. Nie wiem jak długo to potrwa, ale musimy być silni.
 Wypuściłam powietrze. – Wiem ...
- Jeszcze trochę, a potem znowu będziemy razem. Głowa do góry.
- Nie mogę.
- Czemu ?
- Prowadzę ...

Porozmawiałam jeszcze chwilę z Nathanem, ale biedak był już śpiący czemu wcale się nie dziwiłam i poszedł spać. Nakazałam, żeby ucałował ode mnie Stephana, gdy go pójdzie odwiedzić.
Podjechałam pod „Sweet Dreams”, wysiadłam, zamknęłam auto i weszłam. Było kilka osób, a Bob stał za ladą.
- Cześć piękna, jak dzień minął ?
- Poproszę o hektolitry melisy. – przeszłam obok niego, ale zaraz zawróciłam się – I to dożylnie !

**

Całe po południe spędziłam z Bobem i Lucy. Rozmawialiśmy o pracy, starali się mnie uspokoić jak również przyznałam się im, że strasznie brakowało mi Nathana na co uśmiechali się do mnie czule i dopingowali, że przecież damy radę, że wytrzymamy i że potem jak się zobaczymy to będzie super. Wierzyłam, że tak będzie i po podwieczorku wszystkie nerwy odeszły. Nawet nie poszłam do siebie na górę i nie zamknęłam się w swoim pokoju pochłonięta wśród swoich spraw, a siedziałam z nimi do zamknięcia lokalu i przyjemnie nam było razem. Śmialiśmy się, gawędziliśmy. Była bardzo ciepła atmosfera.
Akurat, gdy śmiałam się z Boba, który jak zwykle w swoim wydaniu palnął coś śmiesznego, usłyszałam swój dzwoniący telefon. To znowu był Nathan. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i odebrałam radośnie;

- Cześć Nath ! Znowu się stęskniłeś za mną ?
- Cześć Vicky, słuchaj – jego głos brzmiał źle. Bardzo źle. W jednej chwili spoważniałam i przestraszona spytałam;
- Co się stało ?
- Mały ... – musiał wziąć wdech, bo ciężko mu było to powiedzieć – Stephan walczy o życie. Jego stan znowu się pogorszył. Tym razem fatalnie.
Przed oczami zrobiło mi się czarno. Poczułam na policzkach zimne łzy, które sunęły w dół. Nie byłam w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. Gul w gardle był chyba wielkości głazu.
- Vicky, jesteś tam ?
- ... jestem – szepnęłam, a gdy odzyskałam pole widzenia, zobaczyłam, że Bob z Lucy patrzą na mnie z przerażeniem. Zeszłam z krzesła i poszłam na schody. Starałam się głęboko oddychać by nie zemdleć. – Co jeszcze wiesz ?
- Vicky naprawdę chcesz wiedzieć jeszcze więcej ? Po co ci to ? Jestem tu na miejscu, będę do niego chodził ...
- Mów ! – warknęłam przez łzy
- Dobrze ... – starał się być opanowany – Pielęgniarka mówiła, że ...
- Że ?!
- Steph ma małe szanse. – usłyszałam najokropniejszą wiadomość dnia, tygodnia, miesięcy, a nawet i lat. Opadłam na schody, zaczęłam strasznie płakać, byłam w istnym amoku i nawet nie wiedziałam kiedy rozłączyłam się z Nathanem. Schowałam twarz w dłoniach i płakałam, zanosząc się. Bob z Lucy momentalnie podeszli do mnie. Usiedli po obydwu stronach i zaczęli dopytywać się co się stało. Ledwo zrozumieli, gdy łkając powiedziałam, że stan Stephana bardzo się pogorszył. Od razu przytulili mnie i zaczęli uspokajać, ale na nic były ich słowa. W ogóle ich nie słuchałam. Opuściłam dłonie i zapłakana oświadczyłam;
- Jutro tam lecę.
- Vicky uspokój się, pomyśl logicznie ... Co z pracą ?
- Pieprzę to i wszystko dookoła ! – niemalże krzyknęłam rozżalona i nadal płacząc podniosłam się i pobiegłam do siebie na górę ...






Cześć :* !  Miałam wstawić wczoraj, ale wróciłam z Puław i chciałam jeszcze dopisać troszkę, żeby było więcej dla Was do czytania i tak dodaję teraz. Mam nadzieję, że rozdział przypadł do gustu, bo mi nawet owszem ;)
Nie ogarniam. Po prostu nie ogarniam. Też macie czasami tak, że kiedy rozprzestrzenia się przed Wami jakiś problem, to w pewnym momencie macie odczucie, że wszystko Wam jedno ? Że macie dosyć rozmyślania na ten temat i zamartwiania się i tak naprawdę chcecie wszystko rzucić i powiedzieć „niech się dzieje co chce” ? Jeśli tak to witam w klubie. Jest jedna sprawa, przez którą wczoraj wylałam tyle łez i straciłam ogrom nerwów, a dzisiaj właściwie jestem w stanie egzystowania i nie mam ochoty myśleć o tym znowu. Muszę zbierać w sobie siły, by być wytrwałą, gdy najgorszy scenariusz ziści się, bo wtedy nie będzie łatwo, ale obstaję przy tym, że w pewnych sytuacjach lepiej, aby koszmar spełnił się już teraz niżeli za pół roku czy dłużej, gdy bardziej się w coś zaangażuję i potem będę bardziej przeżywać.  
Gdyby nie „to coś” to reszta spraw byłaby jak najbardziej super- na uczelni na razie ok, jutro jadę do domu już na święta ... Tak czy siak będzie dobrze. Trzeba być tylko dzielną i silną. Trzeba być.

Niczym niezmotywowana San  

5 komentarzy:

  1. Jaka miła niespodzianka. Nowy rozdział C:
    Rozdział jak zwykle super. Czytając sama siebie pospieszałam z myślach, żeby dowiedzieć się co było dalej :D
    Życzę Ci wytrwałości. Każdy ma problemy..
    Które wydają się najgorszym. Na pewno wszystko się ułoży!

    OdpowiedzUsuń
  2. O ja cie pierniczę...
    Niech on proszę przeżyje!
    Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaale ją zjechała... trochę się należało, ale nie chciałabym być na miejscu Niny ... Stephan :( Niech on nie umiera :c
    Do następnego Skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział pod koniec miałam łzy w oczach biedny Stephan niech nie umiera :(
    Na miejscu Vicy zrobiła bym to samo niech leci do.
    Nina no źle jej idzie nie ma życia z Vicy ale kto wie może jeszcze jej się uda :)
    Do NN nie mogę się doczekać nexta
    :********

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jak zwykle super ;)
    Coś nie przepadam za Niną.. nwm czemu mi sie wydaje że ma ona jakis zwiazek z Maxem O.o
    A co do Stepha .. niech nie umiera ;c niech mu sie polepszy i zeby wszystko bylo dobrze ;c

    zapraszam do mnie ;) http://beside-you-5-seconds-of-summer.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń