Obudziłam się rankiem. Mój wzrok powędrował na okno, przez
które świeciło słońce całym swoim blaskiem i całą swoją energią. Słoneczny
poranek to coś co uwielbiałam bardzo mocno, jednakże przypominając sobie o
wylocie Nathana i chłopaków do Stanów, a z nimi również Kelsey i Nareeshy, mój
uśmiech momentalnie zniknął i przeistoczył się w głęboką podkówkę.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Nie zdążyłam nawet
odpowiedzieć, a uchyliły się i zza nich wychylił się Bob;
- Dzień dobry śpiąca królewno. – jemu humor dopisywał
wzorowo, bo przywitał mnie z szerokim uśmiechem – Nie chcę cię na siłę ściągać
z łóżka, ale już chyba pora wstawać.
- Nie chcę wstawać !
- Vicky, śniadanie na stole czeka. Twoje ulubione. Lucy
przygotowała coś co uwielbiasz, tak na poprawę humoru.
- Nie ! – rzuciłam tonem obrażonego dziecka
- Oj Vi
- To jest ten okropny dzień. Nie chcę go ! – rzuciłam i
naciągnęłam kołdrę na głowę, chowając się
- Ja też go nie chcę. – usłyszałam doskonale znajomy mi głos
i zanim zaczęłam pisnąć z radości, ekhmm… to znaczy; zareagować, Nathan
odchylił mi kołdrę z głowy po czym przysunął się do mojej twarzy i poczęstował
ciepłym pocałunkiem – Dzień dobry – uśmiechnął się czule
- Bob masz w ucho ! – rzuciłam do mężczyzny, który roześmiał
się i zszedł na dół, zostawiając nas samych – Cześć – zmieniłam ton na milusi
do Nathana
- I jak tam ? – przysiadł na łóżku
Momentalny powrót do podkówki. – Jeszcze pytasz ?
Spojrzał na mnie i złapał za rękę. – Skarbie …
- Nie skarbuj mi teraz, bo to mi wcale ulgi nie przyniesie.
– podniosłam się
- Co mogę zrobić, żebyś nie była smutna ?
- Zostać.
Westchnął głęboko. – Vicky, ale to jest niemożliwe.
- Nath. Człowiek postawił nogę na księżycu, więc nie mów mi,
że coś jest niemożliwe.
Uśmiechnął się, ukazując szereg białych zębów. – Będzie mi
ciebie brakować.
- Przestań ! Nie chcę tego słyszeć !
- Chodź tu do mnie. – rozłożył ręce, a ja nie czekając na
nic więcej wtuliłam się w niego – Wiesz, że gdyby to ode mnie tylko zależało to
bym nigdzie nie leciał bez ciebie. Poczekałbym i polecielibyśmy razem. Ale nie
mogę nic zrobić, przecież wiesz … - mówił, trzymając nos przy moich kosmykach
- Oczywiście, że wiem. – westchnęłam – Nie zamierzam robić
tobie jakichkolwiek wyrzutów z tego powodu. To twoja praca, którą kochasz, a ja
nie chcę stać przeciwko, bo widzę, że to daje ci szczęście, a z kolei twoje
szczęście daje mi szczęście … Boże. – złapałam się za czoło – Z tej depresji
zaczynam gadać jak jakaś totalna kretynka.
Roześmiał się słodko. – Wcale nie. Jesteś urocza. Zresztą
jak zwykle. Na swój sposób.
- Błagam cię … - odsunęłam się od niego – Daj mi 5 minut.
Przebiorę się tylko w coś innego niż piżamopochodne wytwory.
- Jasne – buziak w czoło, a ja powędrowałam do szafy,
a następnie do łazienki
Kwadrans później schodziłam z Nathanem na dół do kuchni.
- Chłopaki wpadną ? Chciałabym pożegnać się ze wszystkimi.
- Przecież już wczoraj się żegnałaś !
- Oj – przewróciłam oczami – ale jeszcze raz bym mogła.
- Tom ma tylko na chwilę wpaść po mnie.
- A reszta nie ?
- Vicky nie przyjmuj takiego wzroku. Reszta nie, bo kończą
pakowanie.
- Szkoda. – udawane pociągnięcie nosem
- A co – przyciągnął mnie za talię do siebie – ja już tobie
nie wystarczam ?
- No wiesz … - prychnęłam, a po chwili ciszy roześmialiśmy
się
Zjedliśmy razem śniadanie, które przygotowała nam Lucy i
przesiedzieliśmy całe południe w kuchni, spędzając czas na rozmowach. W końcu
przyszedł;
- Tom ! – uśmiechnęłam się szeroko i zerwałam, widząc
wchodzącego bruneta do kuchni
- I to ja rozumiem ! – roześmiał się – Dziewczyny szaleją na
moim punkcie. – przytulił mnie i dał buziaka w policzek
- No już już. Nie pochlebiaj sobie. – pacnęłam go po
ramieniu
- Jak zwykle Victoria dała nacieszyć się …
- Tom !
- Słucham ?!
- Ty wiesz dobrze co !
Przewrócił oczami ze śmiechem.
- Zjesz z nami sałatkę ? – spytał Nathan przyjaciela – Vicky
właśnie robi warzywną.
- Siadaj Tom. – zachęciłam
- Nie mamy czasu, Młody. Musimy jechać do domu. Kevin czeka,
bo wszystko ma być zaraz dopięte na ostatni guzik.
- No, ale Toooooom – jęknęłam
- Słońce no przepraszam, ale musimy jechać …
Chyba setna podkówka z ust … Nathan wstał i podszedł do mnie
z czułym wzrokiem, a Tom odsunął się do wejścia kuchni, żeby nas nie peszyć.
Mój chłopak przytulił mnie.
- Vicky, zostawiam ci klucze do samochodu. – poczułam je w
dłoni
- Ale Nath … - jęknęłam – One nie są mi potrzebne. Nie mam
zamiaru używać twojego auta.
- A chcesz mojego ? – zajrzał Tom
- Parker, Słońce … - zaczęłam słodkim i niewinnym tonem, by
skończyć na brutalnym – Ile razy już ci mówiłam, że nie będę jeździła twoją
stodołą ?!
Przyjaciel w odpowiedzi roześmiał się na całą kawiarnię.
- Oj trzymaj i nie rób problemów. – kontynuował mój chłopak
- Ok. Mogę je wziąć. Ale tylko na przechowanie. –
podkreśliłam dosadnie
- Nie na przechowanie tylko korzystaj z niego. Wolałbym
jakbyś nim jeździła niż, żebyś kursowała tymi autobusami i metrem. Szczególnie
teraz tego nie lubię i nie pochwalam kiedy świat cię poznał.
- Woho ! – wypsnęło mi się – „Kiedy świat cię poznał.” –
udałam z sarkazmem jego ton za co momentalnie oberwało mi się od niego
lodowatym spojrzeniem – Przepraszam. – powiedziałam skarcona potulnie
- No. Grzeczna dziewczynka. – Nathan udawał surowego, ale po
chwili uśmiechnął się słodko i przytulił mnie chyba najmocniej jak tylko umiał
– Chcę zapamiętać twój zapach. – szepnął
- Będę tak cholernie tęsknić …
- Jak ?
- Bardzo – poprawiłam się, a w oczach czułam już falę łez
Chłopak spojrzał na mnie. – Ej, kochanie. Damy radę. –
dotknął mojego nosa – Urządzę się tam i będę czekał na twój przylot. To będzie
moja codzienna motywacja. Nawet się nie ogarniesz, a już z powrotem będziemy
razem.
- Tsa … - pociągnęłam nosem
- Zobaczysz ! I codziennie na Skypie !
- Wiem.
- Vicky …
- Mmm ? – spojrzałam mu w oczy i w tej samej chwili łzy
opuściły swoje miejsce i spłynęły po policzkach
- Kocham cię. Pamiętaj o tym. – mówił, wycierając skutki
smutku
- Ja ciebie też. Najmocniej na świecie. – szepnęłam i
złączyliśmy nasze usta w pożegnalnym, długim pocałunku. Chciałam ten moment
zapamiętać jak najdłużej … Ostatecznie przeszkodził nam Tom, który już chyba
zaczął się niecierpliwić, bo dwuznacznie chrząknął. Odsunęliśmy się zatem od
siebie z Sykesem.
- Tobie to łatwo powiedzieć. – wyrwałam do Toma – Bo ty
swoją dziewczynę zabierasz ze sobą i nie będziesz odczuwał tęsknoty ! –
założyłam ręce na piersi
- Słooońceeee no jak to nie ?? – zaczął iść w moją stronę z
uśmiechem – A kto mi będzie tam pichcił przepyszne rzeczy ? Kto będzie się o
mnie troszczył ? Kto będzie ostrzegał przed kacem na drugi dzień ? Z kim będę
się droczył ? Z kim będę komentował filmy w telewizji ? Z kim będę sobie robił
jaja z Maxa, Sivy, Jaya czy ewentualnie tego tu prezentującego się młodzieńca ?
– ruchem głowy wskazał na Nathana – I w końcu na kogo będę wołał „Słońce” ? –
podszedł do mnie, będąc na wyciągnięcie ręki – Rzecz jasna, że będę tęsknił za
tobą ! Nie ma innej opcji ! – przytulił mnie mocno – Dlatego streszczaj tyłek i
przylatuj do nas migusiem !
- Postaram się. - odsunęliśmy się od siebie – I od razu
macie dać mi znać jak dolecicie na miejsce, bo będę denerwowała się !
- Oczywiście.
- Damy znać.
- Znaczy o Maxie nie damy ci znać, bo zadzwonił do nas i
uprzedził, że dołączy pojutrze, ale o sobie poinformujemy cię.
- Max nadal w Manchesterze ? – spytałam
- Tak. I całkiem nieźle tam się miewa. – westchnął Nathan
- Ok … A z tym waszym Scooterem – ugryzłam paprykę – to ja
sobie pogadam jak przylecę.
Tom postawił oczy. – Nie nie Victoria to nie jest dobry
pomysł. – zaczął szybko mówić – My dopiero zaczynamy z nim współpracę, dopiero
podpisaliśmy kontrakt, nie możemy go stracić, Scooter to gruba szycha
- Ale Tom ! – przerwałam mu, widząc jak się nakręcał – To był
żart. Żart. Takie coś niekoniecznie prawdziwego.
Nathan spojrzał z politowaniem na przyjaciela, dławiąc w sobie
ryk śmiechu, a Parker powoli przyjął do wiadomości moją wypowiedź ze skupieniem
na twarzy.
- A. Nie. – odezwał się po dobrej chwili – To spoko. Wiesz …
tak tylko zacząłem alarmować, bo znając twój charakterek i cięty język, to
mogłabyś nam rozwalić menagera.
- Dziękuję, że wierzysz w moje zdolności. – kiwnęłam głową
- Co tak się gapisz Młody ? – Parker zganił Nathana, który
zaczął chichotać – Z nią nigdy nic nie wiadomo. Sam to powinieneś najlepiej
wiedzieć !
- Tak, wiem. – parsknął w końcu
- Dobra, idziemy stąd ! – zarządził obrażony Tom – Do zobaczenia
Vicky wkrótce !
- Cześć – Nathan dał mi na koniec jeszcze raz soczystego i
czułego buziaka
- Pa – odpowiedziałam smutno i odprowadziłam ich wzrokiem do
drzwi
Miałam wrażenie, że serce lada chwila pęknie mi z żalu i
głębokiej rozpaczy. Przez szklane drzwi widziałam jeszcze jak Nathan odwrócił
się w moją stronę przed wejściem do samochodu Toma. On również był smutny, a
jego spojrzenie mówiło samo za siebie, że nie chciał lecieć beze mnie. Do oczu
znowu napłynęły łzy i miałam ochotę krzyczeć ze smutku i bezsilności, i walić
dłońmi w ścianę, i kopać co tylko się dało …
Koło mnie przeszedł Bob. Widząc mój rozsypujący się stan,
spytał;
- Vicky, Malutka, mogę coś dla ciebie zrobić, żeby nie było
tak ci smutno ?
- Tak – szepnęłam
- Słucham zatem.
- Ukrój mi największe kawałki ciasta bezowego,
czekoladowego, sernika i co tam tylko masz. – wyrecytowałam zapatrzona w
wyjście
- O tak o ? – roześmiał się – Zwymiotujesz prędzej niż to
coś ci pomoże.
- Nie istnieje sytuacja tak beznadziejna, żeby węglowodany
nie mogły jej poprawić.
- Już się robi. Tylko pamiętaj, że on nie wyjeżdża na
zawsze.
- Tak wiem ... Ale jeśli coś mu się stanie to mój krzyk
usłyszą w niebie.
- Victoria nie twórz czarnych scenariuszy w swojej główce,
bo to ci na pewno nie pomoże. Wręcz przeciwnie.
- Ukroisz mi tych ciast ? Proszę. – zmieniłam temat
- Chodź. – objął mnie niczym tatusiowym ramieniem i
zaprowadził do lady, gdzie ukroił mi słodkości cały talerz po brzegi, a ja
zaopatrzona w łyżeczkę, podążyłam z nim do siebie na górę, uprzedzając, że chcę
pobyć w samotności
Włączyłam sobie romansidło jakie najgorsze tylko znalazłam
na swoim dysku i zajadałam się słodyczami, tonąc co jakiś czas w łzach. Tak
bardzo trudno było mi rozstać się z Nathanem … Stał się dla mnie wręcz tlenem i
nie wierzyłam w to, że dam radę bez niego funkcjonować. Zapewne również
tragizowałam. Przecież mieliśmy mieć codziennie kontakt i nie rozstawaliśmy się
tak na 100%. Wiedziałam o tym wszystkim, ale jednak było mi bardzo smutno …
Ślęczałam nad kolejnymi romansami, na talerzu zostały
pojedyncze kawałki ciast, których już nie miałam siły wsadzić do ust, bo sam ich
widok powodował u mnie odruch wymiotny, gdy ktoś zapukał do drzwi.
- Bob, mówiłam ci przecież, że mnie nie ma ! – krzyknęłam,
nie odrywając wzroku od laptopa
Drzwi powoli uchyliły się.
- Mi nie mówiłaś, że cię nie ma, a poza tym mam na imię Max,
a nie Bob. – w wejściu stanął George, a mnie zamurowało. Dosłownie. Co zostało
przez niego zauważone. – Śmiesznie wyglądasz. – zauważył z uśmiechem – Jakbyś ducha
zobaczyła.
- Co … ty … tu … robisz ? – dukałam – Przecież w
Manchesterze jesteś. Znaczy – pokręciłam głową – byłeś.
- Nie mogłem wylecieć do Stanów tak po prostu bez rozmowy z
tobą. Żeby zacząć coś nowego trzeba zakończyć wszystkie inne sprawy. Mogę wejść
?
- Jasne – ściągnęłam brwi – Chłopaki wiedzą, że tu jesteś ?
- Nie. Zresztą dopiero wczoraj wieczorem zdecydowałem się na
ten przyjazd do ciebie, a od południa nie kontaktowałem się z chłopakami. Nie
odzywają się do mnie.
- Dziwisz się ? – wypsnęło mi się
- W sumie to nie. Miałem czas, żeby przemyśleć to wszystko i
teraz z perspektywy widzę, że zachowywałem się jak niezły dupek.
- To mało trafne określenie oddające twój stan.
- Victoria ! – minimalnie uniósł głos – Nawet nie wiesz jak
trudno było mi się zdobyć na odwagę i przyjechać tu do ciebie. Nie
przypuszczasz ani odrobinę jak mi głupio teraz po tym wszystkim, więc z łaski
swojej proszę nie utrudniaj mi tego, bo przyszedłem tu w celu przeproszenia
ciebie i chęci zmiany.
- Masz rację. Sorry. – przygryzłam dolną wargę – Poniosło mnie
zbyt.
- Nie pierwszy raz.
- Ej !
W końcu uśmiechnął się do mnie szeroko jak za starych
dobrych czasów, aż sama odwzajemniłam jego szczery, naturalny gest.
- Dobrze, że przyjechałeś … Zostało mi ciasta i już nie mam
na nie ochoty.
- A wiesz, że ja mam ? – dosiadł się do mnie – Przygotuj kieliszki.
– zza pleców wyciągnął reklamówkę, z której wystawały butelki win
- O tak o ? – uniosłam brwi
- A jak inaczej ? Bez choćby minimalnej ilości procentów nie
przejdę przez to wszystko, a ty mi w tym pomożesz.
- Trafiłeś w dziesiątkę. Nie mam ochoty więcej się dziś
katować i rozmyślać o waszym wylocie.
- A co ? Już tęsknotka za Młodym bierze ? – pomachał brwiami
- Wypchaj się ! – szturchnęłam go i ruszyłam do wyjścia –
Idę po kieliszki !
Na dole bez problemu znalazłam szkło i wróciłam na górę do
Maxa, który rozsiadł się na moim łóżku i wcinał moją łyżeczką ciasto z ogólnego
talerza.
- Było trzeba poczekać, przyniosłabym tobie sztućce, inny
talerz …
- Ale ja się ciebie nie brzydzę Vicky. – odpowiedział z
zapchaną buzią
- Jak chcesz. – machnęłam ręką – Nalewaj wina lepiej.
- Robi się !
Po chwili obydwoje siedzieliśmy już z napojem w dłoniach.
- Jakiś toast ? – spytał
- A daj spokój ! – rzuciłam i nie czekając na niego, wypiłam
duszkiem całą zawartość kieliszka
- OOooooo Młoooodaaaa to ja tak patrzę, że chyba za mało
tych butelek przyniosłem ...
- Wystarczy. Tego na rozgrzewkę musiałam tak wypić, ale już
szaleć nie będę.
- Ale ja ci nie bronię.
- Nawet gdybyś bronił to bym przecież nie posłuchała.
- No przecież – westchnął i sam wypił duszkiem do dna po
czym dolał kolejny kieliszek
- Dlaczego schowałeś się w Manchesterze ?
- Nie schowałem się.
- Tylko co ?
- Tylko chciałem odpocząć od tego wszystkiego, uspokoić się,
ogarnąć swoje myślenie w głowie, bo panował wielki chaos.
- I co, misja zakończona powodzeniem ?
- Oczywiście – uśmiechnął się szeroko i łyknęliśmy wina, tym
razem delektując się jego smakiem
- Fajnie, że przyszedłeś. Brakowało mi ciebie. – poklepałam go
po ramieniu – Takiego starego Maxa.
- Dzięki Vicky. – roześmiał się – Mi was też brakowało.
- Tylko weź następnym razem uprzedzaj jak ci coś takiego
podobnego debilnego wpadnie do główki, dobrze ? To uzbroimy się w jakieś kije
bejsbolowe i sprawimy tobie taki łomot, że nie będziesz musiał fatygować się i
lecieć do Manchesteru, żeby oprzytomnieć.
Roześmiał się doniośle. – Nie ma problemu.
W tamtym momencie dokładnie czułam, że Max wrócił. Tak
naprawdę.
Jednak po bodajże dwóch wypitych winach zaczęłam czuć już
lekkie zawroty w głowie, a i chichotanie z byle powodu dołączyło. Uznałam, że
była to oznaka, że musiałam przerwać smakowanie wina. Max jednak się nie
oszczędzał i sam kończył już kolejną butelkę, pytając mnie z błyskiem w oku;
- Chcesz ostatni kieliszek ? Ostatni oczywiście z tej
butelki, bo reszta czeka na skonsumowanie rzecz jasna.
- Nie, dziękuję. Pasuję.
- W takim razie … Twoje zdrowie Victorio ! – uniósł kieliszek
do góry i wypił kolejną porcję alkoholu.
Taka ilość wina może i na faceta
zadziałać jeśli ktokolwiek kiedyś twierdził, że winem nie da rady upić faceta.
Max zaczął również śmiać się z drobiazgów, język mu się plątał, a jego wzrok
stawał się z coraz kolejnym dużym łykiem, rozmyty i lekko przekrwiony…
Po kolejnej lampce, zaczynającej następną kolejkę, nachylił
się do mnie;
- Bo Vicky widzisz … nie raz tobie mówiłem przecież jak
bardzo zazdroszczę tobie i Nathanowi, że tak fajnie wam się układa, prawda ?
- Tak.
- Bo ja też tak bym chciał ! – złapał się za serce – Taką
miłość mieć i w ogóle.
Roześmiałam się cicho. – Max, nie pij więcej.
- Właśnie dobrze, że piję ! – obruszył się – Przynajmniej mogę
to wszystko teraz tobie powiedzieć ! Bez żadnego skrępowania ! Na trzeźwiaka
nigdy by mi to nie przeszło.
Uśmiech nie schodził mi z twarzy, gdy obserwowałam i
słuchałam pijanego Georga.
- Bo wiesz … - zaczął znowu – Ja Młodemu tak zazdroszczę … A
wiesz czego najbardziej ?
- Nie mam pojęcia. – starałam się nie parsknąć
- Ciebie – powiedział, patrząc mi w oczy błędnym wzrokiem, a
mi momentalnie uśmiech zniknął – Gdyby Nath nie był moim przyjacielem i gdybym
nie traktował go jak brata, już dawno byłabyś moja – popił wina – ale nie –
pokiwał palcem – nie jestem świnią i nie będę odbijał kobiety mojego kumpla.
Przełknęłam nerwowo ślinę. – Max, o czym ty do mnie mówisz …
?
- Vicky jesteś cudowna. Po prostu. Od pierwszej chwili kiedy
cię poznałem bliżej byłem o tym przekonany i nie przeszkadzało mi to, że jesteś
taka pyskata. Wręcz przeciwnie ! Jeszcze bardziej mnie to w tobie pociąga. A
kiedy przyleciałaś wtedy z Polski i weszłaś
do nas odmieniona, w tej krótkiej sukience to ssssss – wsadził piąstkę
do buzi – musiałem powtarzać sobie, żeby się na ciebie nie rzucić.
Patrzyłam z niedowierzaniem na Maxa, któremu procenty dodały
pewności siebie i który tak ochoczo w tamtej chwili opowiadał mi o tym
wszystkim. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Ja podobałam się Maxowi ? JAAA ?
Maxowi ?!
- A wiesz co jest najlepsze ? – kontynuował po łykach wina –
Że nikt nie miał najmniejszego pojęcia jak ja cierpiałem kiedy powiedziałem
tobie ostatnio, żebyś trzymała się ode mnie z daleka. Wtedy byłem w takim
stadium, że nie ręczyłbym za siebie i nie mogłem nawet sam sobie obiecać, że
nie zechcę cię odebrać Nathowi. Wtedy kiedy do mnie przyszłaś i ze mną
rozmawiałaś … - zamyślił się, wbijając wzrok w poduszkę – Musiałem się od
ciebie oddalić. Dla twojego i jego dobra.
Te wszystkie informacje nie mogły do mnie przemówić. Nabrały
nowego znaczenia i wszystko ułożyło się w jedną, logiczną całość. W głowie mi
się to nie mieściło i to nie z tego powodu, że wypiłam parę kieliszków wina, bo
od takiej dawki nowości chyba chwilowo wytrzeźwiałam. Nie mogłam tego przyjąć
do wiadomości i zamknęłam oczy, by móc na chwilę odciąć się od tego
wszystkiego. Jednak, gdy po dłuższej chwili je otworzyłam, zobaczyłam przed
sobą twarz Maxa, która była blisko. Zdecydowanie zbyt blisko … Przyglądał mi
się bacznie rozmytym wzrokiem. Nie wiedziałam co miałoby się za chwilę stać,
wstałam szybko i podeszłam do okna, zawracając się do gościa tyłem.
- Idę do toalety. – poinformował Max
Patrzyłam w gwiazdy i w myślach powtarzałam; „Nathan wróć ! …”
Tymczasem poczułam na swoich ramionach dłonie Maxa. Jego
ciepły oddech otaczał mój kark, a jego nos zaczął błądzić w moich włosach. Na
początku opierałam się temu, ale potem fala przyjemności rozciągnęła się po
całym moim ciele, a decydującym punktem poddania się był ten moment, w którym
Max przyciągnął mnie od tyłu za biodra do siebie i trzymając w żelaznym
uścisku, zaczął składać pocałunki na mojej szyi. Zamknęłam oczy i oddałam się
mu. Bez jakichkolwiek zbędnych słów, pytań czy ostrzeżeń. Znalazł moje usta i
zaczął łapczywie całować, odwracając mnie przodem do siebie. Błądziłam rękoma
po jego umięśnionej klatce piersiowej, a on zaczął ściągać ze mnie górną warstwę
ubrań. Wylądowaliśmy na łóżku, gdzie Max okazał się śmielszy niż kiedykolwiek
mogłam oczekiwać. Szybko pozbyliśmy się swoich ciuchów, chcąc jak najszybciej
zatryumfować. Pożądanie sięgało górnych granic i w decydującej chwili kiedy już
mieliśmy przejść do sedna … Zerwałam się i rozejrzałam w koło. W pokoju panowała
ciemność, jedynie przez nie do końca zasłonięte rolety wpadało światło
księżyca. Słyszałam przeraźliwe bicie własnego serca. Spojrzałam na prawo. W
fotelu spał Max, a obok na stoliku leżały puste butelki po winie. Ale i on i ja
byliśmy w ubraniach. NA SZCZĘŚCIE ! Złapałam się za czoło. Zatem to był tylko
sen … Bardzo nieśmieszny sen zatem. Zaczęłam powoli łączyć ze sobą fakty. W
czasie kiedy Max wyszedł do toalety musiałam najzwyczajniej w świecie wrócić na
łóżko i zasnąć. A potem moja wyobraźnia przedstawiła mi taki, a nie inny sen. W
sumie bardzo ulżyło mi i kamień spadł z serca, gdy dotarło do mnie, że była to
kwestia wytworu tylko i wyłącznie mojej głowy, a nie rzeczywistości. Jednak
jeden problem został nadal. Mianowicie rozmowa i wyznanie Maxa. Położyłam głowę
z powrotem na poduszce i smutnym wzrokiem spojrzałam na Georga, śpiącego w
fotelu. Tak bardzo było mi go szkoda, a perspektywa rozmowy rano wcale nie
napawała mnie optymizmem i bałam się nowego dnia …
Jołson !!! Tak wiem. Jestem okropna ! Miałam być już z Wami
tydzień temu na bieżąco, a tu prosz – dopiero dzisiaj się odzywam. Moim jedynym
wytłumaczeniem jest to, że zrobiłam bliskim niespodziankę i pojechałam do domu,
gdzie zrelaksowałam się i odpoczęłam maksymalnie, co zresztą chyba przelałam na
rozdział. Przynajmniej tak mi się wydaje ;D.
W domu było cuuuudownie ! Wczoraj
wróciłam, dziś miałam kolosa, którego napisałam na farcie, inne zaliczenia
dzisiaj również się udały i za tydzień ostatni poważny egzamin, na który muszę
się jeszcze od grooooma nauczyć, ale z tym sobie poradzę ;). Na razie moim
celem na jutro jest wyspanie się , a co ;] !
No i Moje Drogie mamy 1.urodziny Wantedowych :D ! Wow, moje
dziecko już ma roczek, wow wow ;D ! Przyznawać się, kto nie dawał mi szansy na
dobrnięcie do roku, hę ;> ?! W ciągu tego jednego roku przeżyłam bardzo
wiele. Ale był to wspaniały czas – pełen zmian, nowych celów, doświadczeń, a co
z tym idzie w parze również i nerwów, ale generalnie ten rok uważam za
najbardziej przełomowy w moim życiu i cieszę się, że Wantedowe Story również do
niego należą :> !
Z tego powodu sprezentowałam Wam rozdział w niegrzeczną i
zaskakującą akcję ;).
Co do irytującej sprawy The Wanted i tego wszystkiego co tam
u nich się wyprawia … Nie będę tego komentować, bo nie mi to oceniać. Jaka jest
ta najprawdziwsza „prawda” tego zamieszania – tego zapewne się nie dowiemy.
Mogę jedynie napisać, że na pewno jest smutno i, że mam nadzieję, że może
jednak chłopaki dojdą do porozumienia, pogodzą się i wszystko będzie pięknie i
ładnie … Ale bądźmy realistami – to ich życie, więc niech postępują zgodnie ze
swoimi planami, odczuciami, a my jako fanki możemy po prostu trzymać za nich
kciuki i życzyć im we wszystkim powodzenia, bo kto wie, może niebawem o nich
ponownie usłyszymy albo zobaczymy ;> ?