środa, 30 lipca 2014

INFORMACJA

Cześć Lejdis !! Dziś nietypowo, bo tylko moja notka bez wyczekiwanego ( mam nadzieję ) rozdziału. Sytuacja taka wynika stąd, ponieważ odnowiła się kontuzja, której nabyłam się 2,5 roku temu podczas jednego z treningów. Odezwał się ciężki problem z tym samym nadgarstkiem.
Co jest jednak optymistycznego dla Was w przykrej dla mnie sytuacji ? Nie zamierzam zawieszać Wantedowych ani zamrażać rozdziałów. Będę próbowała pisać nadal, ale proszę o cierpliwość, bo jednak niepełnosprawna prawa ręka, potrafi sprawić problem sporej wagi i potrzebuję zdecydowanie więcej czasu na pisanie.
Ciężko mi nawet wystukiwać literki na klawiaturze, bo nawet to powoduje ból nadgarstka, dlatego zmierzam ku końcowi. Chciałam przekazać Wam tę wiadomość, żebyście wiedziały co się dzieje i spróbowały mi wybaczyć :)

Macham chorą łapką do Was i spotykamy się przy następnym rozdziale, tak ? :)

Love!
:*

czwartek, 24 lipca 2014

Nie wyobrażaj sobie za wiele - rozdział 128.

Siedziałam przytulona do Nathana i obydwoje patrzyliśmy na nasze złączone dłonie.

- Tak się bałam … - powiedziałam cicho, a Nathan uniósł mnie, by spojrzeć mi w oczy
- Nie wierzyłaś, że się obudzę ?
- To już nie była kwestia wiary. Nadzieja była. Fakt, momentami oscylowała wokół najmniejszego procenta, ale była ! Za to obawy narastały z godziny na godzinę.
- Nie dziwię się. Ja bym na twoim miejscu chyba oszalał.
- Vicky była bardzo dzielna. – w sali pojawił się Tom – Stróżowała przy tobie 24 godziny na dobę.
- Widać właśnie. – Nath z przekąsem podniósł moją bluzkę, by ujrzeć lekko wystające żebra – Victoria – surowy ton – ty nic nie jadłaś.
- Jadłam …
- Nie wkręcaj mnie. Przecież wiesz, że znam cię na wylot. - w odpowiedzi ciężko westchnęłam – Rozumiem, że martwiłaś się, ale to absolutnie nie zwalniało cię z normalnego funkcjonowania. Wręcz przeciwnie !
- To samo jej mówiliśmy.
- Tom ! – tupnęłam nogą - Chyba o gips się prosisz !
- Jak tylko stąd wyjdę bierzemy się za przywrócenie cię do porządku.
- Jestem w porządku. – uśmiechnęłam się kącikiem ust nieśmiało, a Nath słodko roześmiał się
- Jesteś kochanie, jesteś. Ale nie w stosunku do samej siebie. – dał mi buziaka w czoło – A teraz przepraszam cię, ale prosiłem Toma, żeby pomógł mi się ogolić.
Spojrzałam na Parkera, który pomachał mi pianką do golenia. – Dobra, czaję. Już mnie nie ma. – wstałam z łóżka – Ale będę w szpitalu jak coś.
- Myszko, ale naprawdę możesz pojechać do domu odpocząć. Przecież widzisz ze już jest ok.
- Pfff – teatralne wypuszczenie powietrza – Chyba sobie żartujesz. Tom, za ile przylatuje pani Karen z Jessicą, wiesz może ?
- Na wieczór mają dopiero być.
- A to luz. – machnęłam zadowolona ręką
- Co ty tam znowu wymyśliłaś ? – Nath zmrużył oczy z zawadiackim uśmiechem
- Sam się przekonasz. – puściłam oko – Tom – zwróciłam się do przyjaciela, gdy przechodziłam obok niego – Tylko na gładko i masz go nie zaciąć !
- Spokojnie Słońce. Będzie nówka sztuka.
- Ale ja nie chcę nówki sztuki tylko
- Vicky
- No już idę sobie ! – zbulwersowałam się i zamknęłam za sobą drzwi. Już odruchowo i bez zastanawiania się, skierowałam się w stronę sali Stephana.

- Cześć Smyku !
- Vicky ! – malec jak zwykle nie zawiódł mnie swoją szczerą, spontaniczną i entuzjastyczną reakcją na mój widok. Podbiegł do mnie, a gdy ukucnęłam, owinął swoje ramiona wokół mojej szyi i przytulił się z całych sił. Na takie powitanie mogłam liczyć za każdym razem kiedy do niego przychodziłam czyli trzy razy w ciągu dnia. – Czemu tak późno do mnie dziś przyszłaś ? Czekałem na ciebie od rana ! – dostałam surową reprymendę ;)
- Przepraszam cię Steph, ale widzisz … zdarzyło się coś na co czekałam.
- I dlatego jesteś taka uśmiechnięta ? – patrzył na mnie uważnie swoimi dużymi, okrągłymi orzeszkami
- Tak – uśmiechnęłam się jeszcze szerzej – mój chłopak nareszcie się obudził.
- To ten śpiący i ten przez którego byłaś smutna, że nie wstaje ?
- Dokładnie tak.

Ku mojemu zdziwieniu chłopiec spuścił główkę i odszedł ode mnie bez słowa. Wstałam z kucek zdezorientowana i patrzyłam jak usiadł na swoim łóżku, a jego usta wygięły się mimowolnie w podkówkę. Natychmiast zareagowałam;

- Stephan … - podeszłam do niego i usiadłam przy nim – czemu zasmuciłeś się, co ?
- Bo teraz jak twój chłopak już nie śpi to będziesz siedzieć tylko z nim i nie będziesz już do mnie przychodzić. – powiedział najsmutniejszym głosem jaki kiedykolwiek mogłam sobie wyobrazić aż miałam wrażenie, że moje serce zaatakował stos igieł
- Steph no co ty … - odezwałam się miłym głosem i uniosłam jego podróbek palcem, a tu kolejna niespodzianka; z jego brązowych, dużych oczu uwolniona została samotna łza co poruszyło mnie dogłębniej – Hej ! Skąd ci do główki przyszedł taki głupi pomysł, co ?
- Mama też jak ma chłopaka to w ogóle do mnie nie przychodzi.

Zrobiło mi się tak okrutnie żal tego Malca … Był sam jak palec. Został skrzywdzony przez swoją matkę, którą miałam ochotę udusić własnymi rękoma. Czemu winne było takie małe dziecko ? Nie rozumiałam tego. Nigdy nie pojęłam jak można krzywdzić dzieci, a niektórzy ludzie w ogóle nie powinni posiadać potomków w takich sytuacjach.
Bez zbędnych słów wzięłam chłopca na kolana, uważając na jego kroplówkę i przytuliłam go do swojej klatki piersiowej, otaczając ramionami. Trzymałam go zakleszczonego w moim ciele z całą czułością na jaką tylko mnie było stać. On nie pozostał dłużny i wtulił się we mnie jakby chciał zatrzymać tę chwilę i nasycić się poczuciem bezpieczeństwa, którego tak bardzo mu brakowało.

- Posłuchaj mnie Stephan teraz bardzo uważnie … - odezwałam się, opierając swoją brodę o jego głowę – To, że mój chłopak wyzdrowiał nic między mną a tobą nie zmienia. Będę do ciebie nadal przychodziła tyle razy co wcześniej. Będziemy bawili się, rozmawiali, czytali książki i jedli razem jak do tej pory, rozumiesz ? – sama byłam wzruszona w jakim stanie braku czułości i ciepła był chłopiec – Nie zostawię cię, słyszysz ? – chciałam jeszcze go przekonywać kolejnymi faktami, gdy niespodziewanie naprzeciwko w drzwiach na korytarzu ukazał się Tom. Zamilkłam, bo jego reakcja na mój widok, obejmujące mocno dziecko, wprawił go w bezdech. Patrzył na nas przez kilka dobrych sekund z oczami większymi niż piłeczki tenisowe aż w końcu uśmiechnął się radośnie i nie chcąc nam przeszkadzać, pokazał znakiem kciuka, że u niego i Nathana wszystko ok. Podziękowałam mu uśmiechem za informację, nie przerywając spokoju jaki wytworzył się miedzy mną a Stephanem. Malec jednak poruszył się, nie zdając sobie sprawy, że za jego plecami stał mój znajomy. Podniósł główkę i spojrzał swoimi niewinnymi oczkami w moje;

- Obiecujesz, że będziesz przychodzić ?
- Pewnie, że obiecuję ! – uśmiechnęłam się szeroko, na co tym samym odpowiedział mi mój rozmówca – Ale pamiętam też, że coś tam chciałeś dać dla mojego chłopaka, więc możemy do niego pójść razem i sam go poznasz, co ty na to ?
- Wyścigówa ! – Mały ożywił się niesamowicie i zerwał na równe nogi. Podbiegł do szafeczki, w której trzymał swoją kolekcję samochodzików po czym stanął na baczność przede mną z autkiem w ręku i oznajmił – Chodźmy do niego ! – po czym pociągnął mnie delikatnie za dłoń, abym wstała i go prowadziła

Roześmiałam się z jego zapału i ruszyliśmy w kierunku Nathanowskiej sali.
Włożyłam głowę do środka sali, żeby upewnić się czy aby Sykes nie był zmęczony na odwiedziny nowego gościa. Widząc jednak jak żywo o czymś dyskutował z Tomem, ścisnęłam mocniej dłoń chłopca i weszłam z nim do środka.

- Jestem z powrotem. – uśmiechnęłam się jakby nigdy nic, a kilkulatek przykuł wzrok obydwu brunetów – To jest Stephan. Moja mała sympatia. – wyszczerzyłam się po czym ukucnęłam do malca – Tu siedzi Tom, mój baaaardzo dobry kolega, a tam w łóżku jest Nathan.
- To jest twój chłopak ? – spytał mały, nie spuszczając wzroku z Sykesa
- Tak Steph, to mój chłopak.
- Mogę mu dać już … ?
- Śmiało. – delikatnie pchnęłam go do przodu dla otuchy, ale widząc jak chłopiec garnął się do ludzi, moje obawy odnośnie jego nieśmiałości uległy zdegradowaniu
- Cześć Mały ! – Parker przybił z moim gościem high five – Jak się masz ?
- W porządku. – uśmiechnął się wyluzowany chłopiec, który podszedł do Nathana
- Cześć Stephan – mój chłopak przywitał się „żółwikiem” – miło cię poznać.
- Mi ciebie też. Jak się zbudziłeś, to mam coś dla ciebie. – we trójkę cicho roześmialiśmy się ze szczerości  dziecka, które w otwartej dłoni podało dla Sykesa samochodzik
- Woooooooooow – brunet wyraził pełen entuzjazm – Serio ? To dla mnie ?
- Tak. Najładniejszy z całej kolekcji. Wiesz jaką mam dużą kolekcję ?
- Nie mam zielonego pojęcia !
- Mam całą szafkę samochodów – chłopiec, wyczuł dobre i szczere intencje Nathana przez co wgramolił się na jego łóżko z delikatną pomocą Sykesa – a ten jest najfajniejszy i najszybszy. Odlotowy, co nie ?
- No jasne, że jest odlotowy. – Nath z szerokim uśmiechem spojrzał na mnie – Dzięki ! Postawię go u siebie w domu na środku półki i będę mówił wszystkim, że dostałem go od ciebie w prezencie.
- Noooo Nath, wszyscy go będą tobie zazdrościli. – uśmiechnął się Tom
- Tobie też mogę jakiegoś dać ! – zgłosił się Steph – Ale musisz sobie wybrać, bo nie wiem jaki chcesz kolor.
- Myślę, że się dogadamy. – Parker puścił do Małego oczko i obydwoje się zaśmiali
- Vicky, chodź usiądź koło nas. – głos Sykesa wybił mnie z cichego oglądania tego beztroskiego obrazka
- Vicky chodź ! – Stephan poklepał obok siebie miejsce
- Idę, już idę. – zaśmiałam się i usiadłam przy nich
- Vicky mówiła, że miałeś wypadek …
- Niestety miałem.
- I Vicky mówiła, że czeka aż się wybudzisz i była czasami smutna.
- Taaak ? – Nath z ciekawością słuchał jak dziecko mnie wkopywało – A co jeszcze Vicky mówiła ?
- Dużo rzeczy. Mówiła też, że cię strasznie lubi. - Tom i Nathan zaśmiali się, a ja poczułam jak robiłam się czerwona – Ale ona mnie też lubi, no nie Vicky ?
- Jasne, że cię lubię. Uwielbiam cię ! – teraz i ja roześmiałam się, dotykając go po nosku
- Ej ! – zaoponował niby to stanowczo Sykes – A mnie tylko „strasznie lubi” ?
- Sorry – Steph niewinnie uniósł ramiona w górze po czym we trójkę parsknęliśmy śmiechem, a dziecko pozostało niewzruszone
- Tak fajnie wyglądacie … - Tom obserwował mnie, Nathan i kilkulatka z perspektywy – Czekajcie ! Zrobię wam zdjęcie. – wygrzebał telefon z kieszeni spodni
W trójkę usadowiliśmy się obok siebie na łóżku do zdjęcia.
- Będzie dobrze widać ?
- Mam zooma, nie dygaj Vicky. Uśmiech ! – posłuchaliśmy się Toma, który to jednak trzymał na nas obiektyw kilka sekund dłużej niż powinien
- … jeszcze … dłuuugooo … ? – szczerzyłam się
- Chwila, przybliżam. Ooooo wchodzę ci w pory.
- TOM ! – warknęłam i uśmiech hollywoodzki zginął
- Żartowałem. Zrobiłem wam kilka na raz. – zarechotał Tom na co ja przewróciłam oczami, a Stephan z Nathanem śmiali się ze mnie
Kilka minut później Tom zmył się do domu, a my we trójkę spędziliśmy jeszcze trochę czasu razem. Wiedziałam jednak, że zbliżała się pora podawania leków dla Małego, więc musiałam go odstawić do sali.
- Vicky mówiła jeszcze, że jesteś fajny. I naprawdę jesteś fajny. – mówił Stephan na odchodne do Nathana tonem jakby odkrył Amerykę na co mój chłopak roześmiał się;
- Słuchaj się Vicky. Ona nigdy nie kłamie. Ty jesteś super chłopak, Steph.
- Dzięki.
- Odwiedzisz mnie jutro ?
Oczy chłopca zrobiły się duże. – A mogę ?
- No jasne ! Może pogramy w coś razem albo zbudujemy autostradę dla twoich samochodów ?
- Autostrady to ja buduję z Vicky.
- Sorry kochanie. – wystawiłam do Sykesa dumnie język
- Ale coś się wymyśli. – dodał zaraz Stephan – To cześć !
- To cześć ! – roześmiał się Nathan, przybili sobie na pożegnanie żółwiki – Dzięki za odlotowe auto !
- Spoko ! – mały posłużył się slangiem co brzmiało dość zabawnie w ustach dziecka i w dobrych nastrojach ruszyliśmy do drugiej sali …

**

- Jesteś w końcu ! – uśmiechnął się na mój powrót Nathan, wyciągając w moim kierunku ręce
- Mały mnie jeszcze zagadał. Jest bardzo podekscytowany, że ma nowych kolegów.
- To jego chciałaś mi przedstawić ?
- Tak – usiadłam przy chłopaku – Jest niesamowity prawda ? Ma tyle zapału, energii, optymizmu i siły, że niejeden raz przyprawił mi z tego powodu wstyd. Matka go nie odwiedza, jest sam, rozumiesz ? Jak tak można ?! – włączył mi się słowotok i wbiłam wzrok w ścianę – Jest grzeczny, miły … Zresztą sam widziałeś ! – westchnęłam na koniec - Cudowne dziecko …
- Skarbie …
- Mm ? – przerzuciłam wzrok na rozmówcę, który w tamtym momencie szczerzył się do mnie niesamowicie
- Jednak coś mnie ominęło.
- ...
- Twoje podejście. Zaprzyjaźniłaś się i zbliżyłaś do tego chłopca, a przecież byłaś tak negatywnie nastawiona do dzieci.
- Bo nadal jestem ! On jest tylko wyjątkiem.
- Jasne …
- No tak ! Zresztą nie mam zamiaru cię o tym przekonywać. – prychnęłam – Ale jedno jest pewne; nie dałabym Stephana skrzywdzić i będę starała się robić wszystko, żeby poczuł ode mnie ciepło, bezpieczeństwo i uwagę.
- Nie możesz mu zastąpić matki pamiętaj.
- Nie zamierzam zastępować mu tej … - upominający wzrok Sykesa – po prostu chcę mu pokazać, że nie jest sam. Jemu też należy się miłość. On w niczym nie zawinił, a już na pewno nie w tym, że jest chory !
- Właśnie – Nath ściągnął brwi – na co on jest chory ?
- Ma raka.
- O rany …
- Dokładnie; „o rany”.
- Jest bardzo dzielny.
- Powiedz mu to jutro. Na pewno ucieszy się z pochwały.
- Jak w ogóle się na niego natknęłaś ? Skąd go znasz ?
I tu opowiedziałam całą historię przypadkowego zapoznania się z Maluchem.

- Victoria, ale naprawdę cudownie wyglądałaś z tym szkrabem przy boku ! – przyznał na koniec mój chłopak
- Nie wyobrażaj sobie za wiele.
- Jakże bym śmiał.
- Nie śmiej. – uśmiechnęłam się i pogładziłam go po policzku – Oooo Tom się spisał. Jesteś gładziutki jak pupa niemowlaka.
- Co za porównanie, no wiesz ? Sam sobie poradziłem.
- Jak to ?
- Tom tylko trzymał mi lusterko. Sam chciałem się ogolić.
- Nath …
- Oj przestań, przecież bardzo dobrze się czuję i wszystko jest w jak najlepszym porządku ! Już nie mogę się doczekać kiedy wypiszą mnie do domu.
- Nie rozpędzaj się jeszcze tak, dobrze ?
- Oj przyznaj, że ty też już nie możesz się doczekać, żeby powrócić do normalności.
- Najważniejsze jest twoje zdrowie. Nic innego się nie liczy. – przyznałam i pocałowałam go czule w usta. W trakcie wymieniania pocałunków poczułam jak moje serce zaczęło kotłować. Dosłownie. Waliło jakby chciało wydostać się na zewnątrz i to raczej nie było skutkiem przelewanej miłości. Odsunęłam się momentalnie od Nathana, który zdziwił się i spytał;
- Coś nie tak ?
- Poczekaj chwilę. Muszę … - chwyciłam się za głowę, bo zrobiło mi się nagle gorąco – zaczerpnąć świeżego powietrza. – wstałam i na trzęsących się nogach, podpierając się doszłam do drzwi. Byłam tak skupiona, żeby nie paść, że nawet nie odpowiadałam na pytania przestraszonego Nathana. Na korytarzu świat w głowie wirował, ale mimo tego podeszłam do pierwszego okna, otworzyłam je i wychyliłam się. Świeży podmuch wiatru ocucił moją twarz. Wdychałam tlen jakbym była dobrych kilkanaście sekund pod wodą. Łapczywie napełniałam nim płuca i mózg, a serce powoli uspokajało się i obraz dookoła zaczął się normować. Kolejny raz omal nie straciłam przytomności, ale nie miałam czasu na zastanawianie się nad tym, bo musiałam wrócić do Nathana, bo biedny denerwował się co się stało. Wzięłam kolejny głęboki wdech i już normalnie wróciłam do sali.

- Co to było ? Co się działo ? Dobrze się czujesz ? Byłaś strasznie blada !
- Dobrze jest, Nath. – posłałam niewinny uśmiech – Nie ma powodu do obaw.
- Nie podoba mi się to. Powinnaś coś zrobić. Nie wiem. Może coś zjeść ?
- Wiem, zjem.
Podstępny wzrok. – Kiedy ?!
- Potem. Oj no, daj już spokój. – dałam mu całusa w policzek – Może coś ci przynieść ? Brakuje ci czegoś ?
- Nie. Wszystko czego potrzebuję jest tu. – uśmiechnął się i chwycił za dłoń, splatając swoje palce z moimi – Wolę cię uprzedzić …
Ściągnęłam brwi. – Co jest ?
- Zaraz przyjdzie Scooter.
- O nieeee – przeciągnęłam, nie ukrywając swojego niezadowolenia – I co, przypomniał sobie o tobie, gdy się wybudziłeś i będzie cię wyciągał z łóżka, bo jesteś potrzebny do kontynuacji tworzenia singla ?
- Victoria …
- No co ? Nie lubię go !
- Dobrze o tym wiem kotku i dlatego cię uświadomiłem, żebyś nie miała niemiłej niespodzianki kiedy tu wejdzie.
- Poradzisz sobie z nim sam czy mam zostać ?
- Oczywiście, że sobie poradzę mój bodyguardzie. – roześmiał się
- Gdybyś nie leżał w szpitalu to już dawno byś ode mnie za to dostał !
- A co będziesz robiła w takim razie kiedy ja z nim będę rozmawiał ?
- Pójdę odwiedzę Kevina. Odzyskał już przytomność i wszystko jest na jak najlepszej drodze.
- To fantastycznie ! Może mi się uda go jutro odwiedzić.
- O ile nie sfrustruje cię twój manager.
- Vicky przez wzgląd na kolor włosów nie bądź wredna.
- …
- Zbyt przesadnie wredna. – poprawił się
- Rozpatrzę. – puściłam oko i w tym momencie drzwi do sali uchyliły się i zajrzał uśmiechnięty Scooter;
- Można ?
W myślach odpowiedziałam głośne ; „NIE!!!”
- Tak, wchodź. – zaprosił gestem pacjent
- Cześć Nath, cześć Victoria
- Cześć – mruknęłam – jestem nieopodal. – oznajmiłam Sykesowi, który posłał całusa
- A ty co, wychodzisz ? – spytał Scooter, którego mijałam
- Miałam posiedzieć, ale o zobacz przyszedłeś i moje plany znów poszły.
- Gdzie poszły ?
- W dupę. Często tam chodzą. - Nathan chrząknął bardzo nienaturalnie, a Scooter uniósł brew – Kochanie – zajrzałam na Sykesa – tylko się nie udław.
- Vicky rozmawialiśmy
- Ciągle rozmawiamy. – nie dałam mu dokończyć z pewnym siebie uśmiechem. Ścięłam Managera. – Do widzenia.
- Do widzenia. – odpowiedział znudzonym tonem, a ja wyszłam na zewnątrz. Byłam świadoma, że po powrocie do sali czekał mnie opieprz od Nathana, ale nie mogłam się powstrzymać.

Na korytarzu natknęłam się na;
- Max ? – odezwałam się cicho, mając przed sobą swojego adoratora. Już nie byłam tak pewna siebie jak jeszcze dwie minuty temu …
- Co cię tak dziwi ? Spędzaliśmy tu całe dnie i noce, i dziwisz się, widząc mnie ?
- Nie, skąd … - zmieszałam się – idziesz do Nathana ?
- Tak. Właśnie wracam od Kevina.
- Ja się do niego wybieram. Co z nim ?
- Dobrze. Dochodzi do zdrowia.
- To fajnie, fajnie … - niezręczna cisza – Max
- Słucham. – nasz wzrok się spotkał. Od pory kiedy George wyznał mi swoje uczucia schowane przed światem, jego oczy mnie onieśmielały. Spuściłam wzrok.
- Nathan słyszał co się dookoła niego działo. Był półświadomy, ale … - przygryzłam dolną wargę – ale sensu naszej ostatniej rozmowy nie pamięta, więc byłabym wdzięczna …
- Gdybym zatrzymał to wszystko dla siebie i nie mówił mu, że jestem zakochany w jego dziewczynie ?
Wzięłam oddech, wciąż na niego nie patrząc. – Dosadnie walnąłeś.
- Z tego co wiem to obydwoje cenimy sobie szczerość.
Blady uśmiech. – No tak …
- Nie musisz się martwić. Ode mnie nie dowie się niczego. Chyba, że sam o to poprosi.
Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy z wdzięcznością. – Dzięki Max. Mam nadzieję, że rozumiesz …
- Jasne. Ja zawsze wszystko rozumiem. – wyminął mnie i poszedł dalej korytarzem

Zrobiło mi się nieswojo i musiałam pokonać przeszkodę w gardle, która uniemożliwiała mi swobodne przełykanie śliny. Głęboki wdech i zaczęłam iść w przeciwnym kierunku. Czy taka relacja między mną a Maxem miała już pozostać na zawsze ? Czy wszystko się zniszczyło ? Moje przemyślenia przerwał dźwięk komórki. Wyciągnęłam ją i odebrałam;

- Cześć Kelsey
- Cześć Vicky … Co ty taka zachrypnięta ?
Chrząknęłam, by przywrócić swój naturalny ton. – Nic, tak po prostu. Co tam ?
- Nie wiem czy Tom ci powiedział w końcu, że dzisiaj wieczorem przylatuje mama Nathana z Jessicą czy nie ?
- Tak, powiedział.
- To chwała ! Wolałam się upewnić, bo chodzi dziś jakiś zakręcony.
- Cały Tom. – przyznałam bez entuzjazmu
- Coś się stało ? – Kelsey usłyszała mój brak optymizmu
Tak ! Stało się ! Przyjaciel mojego chłopaka ma mi za złe, że nie odwzajemniam jego uczuć, pali mnie w gardle, chce z kimś o tym pogadać, ale nie mogę i nie mam z kim !!
- Nie, nie. Co by miało się stać ? Nath się zbudził i wszystko jest dobrze.
- A to pewnie zmęczona jesteś.
- Być może. – odwróciłam uwagę od faktycznego stanu rzeczy
- To przyjedź dziś do mieszkania, odpoczniesz trochę.
- Już za parę dni przyjadę. Razem z Nathanem.
- A może jednak ?
- Nie
- Jesteś pewna ?
- Tak
- Ok, w takim razie muszę kończyć. Jesteśmy w kontakcie, pa !
- Hej ! – rozłączyłam się







Jołki ! Lecimy z kolejnym rozdzialikiem choć szczerze mówiąc już nie mogę doczekać się następnego ! Jeśli wizja w mojej głowie nie ulegnie zmianie, będzie się działo ;) ! Oj taaaak :)

Co u Was ? Jak spędzacie wakacje ? Czas leci nieubłaganie szybko, co ? Już prawie miesiąc wakacji z głowy, chyba że są tu tegoroczne Maturzystki albo Studentki, które tak jak ja nie mają żadnych poprawek we wrześniu i będą korzystały z wolności jeszcze przez cały wrzesień ;)

Osobiście nadrabiam stracony czas przede wszystkim z rodziną, ze znajomymi … Jeśli mam perspektywę wolnego dnia przed sobą to bez pamięci zaczytuję się w książkach, które pochłaniam tonami ! Uwielbiam czytać książki i zatracać się w wytworzonym przez nich świecie i przemieszczać się w różne miejsca i być świadkiem opisanych sytuacji. Takie oderwanie się od i tak (jak ostatnio zauważyłam i doceniłam) wspaniałej, mojej rzeczywistości.

Od zdarzeń, które ostatnio mi się przytrafiły i od tych, które na mnie czekają w przyszłym tygodniu, mam nastrój emmm … nostalgiczny ? Nawet nie wiem jak określić wieczne rozkminy i powagę. Też tak czasami macie ?
No nic, jutro spróbuję wyrwać się ze znajomymi – może mam taki humorek od siedzenia w domu, a może po prostu sprawa hormonów, na które zwalam dosłowne pożeranie słodyczy :D Kobieta zawsze znajdzie na coś wytłumaczenie, prawda ;> ?

Ściskam, całuję i idę na balkon, na świeże powietrze, bo w domku coś gorrrrąącooo.

Podpisano: San aka „patologiczne niezdecydowanie” (;

sobota, 19 lipca 2014

Najlepiej na świecie - rozdział 127.

- Doktorze co się dzieje ? – zwróciłam się do lekarza prowadzącego, próbując przebić się przez pielęgniarki i lekarzy
- Nasz pacjent się wybudza. – odpowiedział z uśmiechem, odrywając się od wpisywania czegoś w karcie – Pani Morgan – zwrócił się do pielęgniarki – powoli proszę odsuwać tlen. Proszę stąd wyjść. – usłyszałam
- Słucham ?! – obruszona wypaliłam ile maszyna dała
- Proszę poczekać na korytarzu. Musimy wybudzić pacjenta i dokładnie zbadać w jakim jest stanie po śpiączce. Proszę nie utrudniać procedur i wyjść.

Max wziął mnie za przedramię i wyprowadził z sali.
- Że niby ja utrudniam procedury ?!
- Vicky uspokój się ! Twoje nerwy nic nie zdziałają, musisz być opanowana.
- Weź i bądź opanowany jak cię z sali wyrzucają !
- Vicky …
- Och przestań ! – skrzywiłam się – Daruj sobie tych pogadanek … Jak do tego doszło, że on zaczął się wybudzać ?
- Wybiegłaś z sali po naszej rozmowie, a on za parę minut zaczął poruszać oczami.
- Siedziałam przy nim zawsze dzień i noc. 24 godziny na dobę, a ten wpadł na psikusa, żeby wybudzić się jak będę w toalecie ! Cały Nathan. – uśmiechnęłam się, ale zaraz moją twarz przykrył obłok ciemnych myśli – A jeśli coś poszło nie tak ? Jeśli mózg został uszkodzony albo stracił pamięć ? BOŻE !!!
- Victoria opanuj się ! – zaoponował stanowczo Max
- Dobra, masz rację. Po prostu chcę już tam wejść i rzuca mi się na banię. – pacnęłam się w czoło aż huk poszedł – O ! – przy okazji przypomniało się – Ja dzwonię do Toma i Sivy, a ty do Jaya i pani Karen, bo nas zamordują. Obiecałam, że będę dzwonić jak dojdzie do wybudzenia.
- A no tak ! O, jeszcze do Scootera zadzwoń jak tak.
Spojrzałam na niego spod byka. – Chyba sobie kpisz. Do tego – upominające chrząknięcie Maxa – WASZEGO, SZANOWNEGO MANAGERA nie mam niestety numeru. Bardzo żałuję i ubolewam z tego faktu.
- Widać, że ci brakuje Nathana, oj widać … - mruknął Max, szukając połączeń w telefonie

Odeszłam na bok i wybrałam numer Toma.
- Słońce na posterunku. – zaśmiał się
- To świetnie Słońce, bo służba wzywa.
- Że jak ?
- Bierz Kelsey i przyjeżdżajcie do szpitala, Nath się budzi. – oznajmiłam szczęśliwa
- Nath się budzi !!! – wrzasnął Tom w pełni szczęścia na cały dom, zapomniawszy zabrać telefonu sprzed ust przez co w moim uchu wydobył się pisk, oznaka głuchnięcia
- Tom, ja cię kiedyś pobiję tak, że ci żadne odszkodowanie nie pomoże. – stęknęłam skrzywiona
- Dobra tam ! – roześmiał się – Już wsiadamy w brykę i jedziemy !
Nie zdążyłam niczego dopowiedzieć, bo już się ze mną rozłączył. Doszłam do Maxa;
- Tom wszystkich domowników poinformował podobno.
- Tak, dało się słyszeć … - masowałam ucho po czym zaczęłam chodzić nerwowo po korytarzu pod drzwiami w te i z powrotem – Ale myślisz, że na pewno wszystko się uda ?
- Nie myślę. Jestem o tym przekonany.
Głośno wypuściłam powietrze z ust. – To dobrze, to dobrze …
- Vicky nie zamartwiaj się i nie panikuj. Wszystko się uda.
- Wiem, wiem …
- Wiesz, a swoje robisz ! – ręce mu opadły – Przestań wędrować, bo już mi w głowie się kręci od samego patrzenia !
- To nie patrz !
- Bez takich. – wytknął mi srogo palcem
- Sorry … - przyznałam potulnie – Dlaczego to wszystko tak długo trwa ?! – wyrzuciłam niemalże z płaczem
- Chcesz, żeby był zdrowy ?
- A chcesz, żebym ci przylała ? Co to w ogóle za pytanie ?! Oczywiście, że chcę !
- Zatem daj lekarzom to sprawdzić i go zbadać porządnie.
- A co ja im ręce trzymam i nie pozwalam na to ??
- Nie możesz po prostu na chwilę usiąść i skupić się na głębokim oddychaniu ?
Przechyliłam głowę na bok i złapałam się za biodra. – Wiesz co George ? Na psychologa to ty byś się nie nadał.
- Nie za to by mi pacjentki płaciły. – wystawił język
- Tobie się chyba specjalizacje pomyliły zboczeńcu.
- Czepiasz się szczegółów.
- Ładny mi szczegół …
- JESTEŚMY !!! – na korytarz wpadło całe nasze towarzystwo aż pielęgniarki huknęły;
- Co to ma być ?! Proszę państwa to nie zoo !
- Dobra pani daj spokój. – Tom machnął ręką i biegł dalej w naszą stronę – No i jak ? Wiadomo już coś ?
- A widać jakbyśmy już coś wiedzieli ? - dostało mi się upominającym spojrzeniem od Parkera – Przepraszam.
- Vicky jak się trzymasz ? – spytała Nareesha
- Wcale się nie trzymam. Chcę już tam wejść, zobaczyć go i usłyszeć od lekarzy, że jest wszystko w porządku.
- Ale na pewno tak będzie kochanie. – Kelsesy pogładziła mnie po ramieniu
- Mamy pozytywną energię i Nath na pewno to wyczuje. – dodał śmiało Jay
- Ale dlaczego to tak długo trwa … ? – oparłam zniecierpliwiona głowę o ścianę

Otworzyły się drzwi do sali, z której wyszedł lekarz z pokerową twarzą.
- Kto z państwa jest z rodziny ?
Wszyscy zerwaliśmy się i chórem powiedzieliśmy. – JA !
Lekarz uniósł brew w spiczasty łuk i patrzył na nas z politowaniem. – A tak naprawdę ?
- JA ! – znowu chór
- Proszę państwa ! Proszę nie robić cyrku !
- Wpuści pan czy nie ?! – niemalże warknęłam
- Ok, pani była tu przez cały czas, więc domyślam się, że jest pani ekhm … z najbliższej RODZINY. – spojrzał na nas dwuznacznie – I jeszcze pan – wskazał na Maxa – reszta musi poczekać.

Po korytarzu rozszedł się jęk zawodu. Otworzyłam drzwi i weszłam do sali, a za mną podążył Max. Lekarz został na zewnątrz tłumaczyć reszcie, że muszą poczekać cierpliwie na swoją kolej.

Szłam już coraz mniej odważnie w stronę łóżka, które zasłonięte było pielęgniarkami i drugim lekarzem. Czułam jak puls mi przyspieszył, klatka piersiowa zaczęła szybciej unosić się i opadać, a nogi zrobiły się jak z waty. Poczułam gula w gardle. Denerwowałam się i to bardzo. Czy z Nathanem było wszystko ok, jak wygląda, jak się czuje .. Czy mnie pozna ? Jak zareaguje, gdy mnie zobaczy ?

Przystałam, by uspokoić oddech, zakryta za tłumem pomocy ratunkowej. Usłyszałam jak lekarz zapytał pacjenta;

- Jaki to jest kolor ?

Chwila ciszy. Czekałam na odpowiedź. Czekałam na ten boski, niski głos, który wzbudzał we mnie spokój, poczucie bezpieczeństwa, stabilizację, a gdy było trzeba; był kopniakiem do działania, ochrzanem, a jeszcze czasami najlepszym afrodyzjakiem.

Oczekiwanie na odpowiedź wydawało się być wiecznością. „Nathan powiedz. Odezwij się. Mruknij. Cokolwiek !” – krzyczałam w środku. „Pokaż, że jesteś zdrowy !”
Usłyszałam zza „tłumu” dobrze znane ciężkie westchnięcie.

- Niebieski – znudzony i zirytowany ton – panie doktorze czy ja naprawdę muszę odpowiadać na te wszystkie banalne pytania ? Czuję się jakbym był niedorozwinięty. To niedorzeczne.
- Jest najzdrowszy na świecie. – wyszeptałam ze łzami w oczach, wiedząc, że po tak żywej reakcji mój chłopak wrócił do siebie
- Jakbym ciebie słyszał. – Max szturchnął mnie ramieniem z szerokim uśmiechem
Lekarz kątem oka spojrzał, że staliśmy w drzwiach. – Dobrze. To na dzisiaj tyle. – zapisał coś w karcie i wskazał ruchem głowy, że mogliśmy podejść do pacjenta

Serce biło jak oszalałe. Max delikatnie pchnął mnie w przód na odwagę. Stawiałam powoli kroki w przód w kierunku łóżka Sykesa, które nadal zasłonięte było przez dwie pielęgniarki. W końcu podeszłam na tyle blisko, że kobiety lada chwila musiały się rozstąpić. Ostatni głęboki wdech i chrząknięcie, bym mogła dostać się do swojej ukochanej, w tamtym momencie delikatnie zirytowanej osoby.

Pielęgniarki rozstąpiły się, a przede mną ukazał się półleżący Nathan z rozwianą czupryną i delikatnym zarostem. Miał rumiane policzki. Spojrzał na mnie. Jego szmaragdowe oczy błyszczały z daleka. Jednak nie potrafiłam wyczytać z nich żadnej informacji,  co mnie trochę osłupiło. Pielęgniarki wyszły, a lekarz oświadczył;

- Rozumiem, że chcą państwo zobaczyć się z pacjentem. Przyjdę za kilkanaście minut. – i również wyszedł

Przez cały ten czas nie spuszczaliśmy z Nathanem swoich spojrzeń z siebie. Serce dudniło mi i miałam wrażenie, że każdy je słyszał, a on ? On patrzył na mnie beznamiętnie. Podeszłam jeszcze bliżej. Nathan ściągnął brwi i zadał pytanie, które niemalże przyprawiło mnie o stracenie przytomności;
- My się znamy ? - do oczu nadeszły mi łzy, zrobiło się słabo i musiałam przytrzymać się ramy łóżka. Nie tak to sobie wyobrażałam … Nie poznał mnie. Spuściłam głowę na chwilę, by przełknąć ślinę, pokonując stalową przeszkodę w gardle, gdy usłyszałam radosne; - Żartowałem.

Podniosłam raptownie głowę i zobaczyłam uśmiechniętego szeroko Nathana, który pozbył się niewidzialnej zasłony i obdarowywał mnie teraz czułością w spojrzeniu, za którą tak bardzo tęskniłam. Ulga była niesamowita ! A szczęście wlało się do serca.

- Podły jesteś ! – roześmiałam się
- Chodź do mnie kochanie. – wystawił ręce, a ja nie czekając na nic dłużej podeszłam do niego i wtuliłam się w niego. Jego postura tak idealnie pasowała do mnie. Zatraciłam się w jego dotyku. Obudził się. Obudził i jest ze mną ! Jest mój ! Wszystko w końcu się dobrze skończyło i nic nas już nie rozdzieli ! Szczęście po stokroć mnie rozsadzało i łzy ze wzruszenia poleciały po moich policzkach. Odsunął mnie od siebie, by mieć moją twarz na milimetry od swojej.
- Ej kochanie – otarł moje łzy z uśmiechem i pocałował wyrysowaną przez nie ścieżkę na twarzy – czemu płaczesz ? Nie cieszysz się ?
- Jestem niewyobrażalnie szczęśliwa. – szepnęłam nieśmiało i spojrzałam w te oczy, które teraz pochłaniały mój obraz nienasycenie – Zawstydzasz mnie. – przyznałam i usiadłam obok niego
- Chyba raz na jakiś czas mogę. – uśmiechnął się i przysunął swoje usta do moich, byśmy po chwili mogli poczuć jak nasze wargi łączą się w jedno. W końcu odnalazły się. Odsunęliśmy się od siebie na milimetry, by patrząc sobie w oczy szepnąć równocześnie magiczne zdanie;
- Kocham cię. – roześmialiśmy się z naszego zgrania, a Max chrząknął dwuznacznie, przypominając, że też tam się znajdował o czym w sumie zapomnieliśmy
- Cześć Max – uśmiechnął się szeroko Nath
- Cześć Młody ! – George podszedł również wzruszony. Przytulił się do przyjaciela i posmyrał go za ucho. – Noooo, dobrze że się obudziłeś, bo Victoria już cisnęła pociskami nadmiar niż ustawa przewiduje.
- Niektórym to aż chce się przybić piątkę. – spojrzałam z uniesioną brwią na Łysego–W twarz. Krzesłem. - obydwaj roześmiali się, a Nathan pocałował mnie w czoło z czułością – Jak się czujesz ?
- Najlepiej na świecie. Wyspałem się za wszystkie czasy. – uśmiechnął się szeroko
- Lekarze zbadali cię dokładnie ? Powiedzieli, że jesteś zdrowy ? Wszystko dobrze ? – dopytywałam się
- Zdrowy jak ryba. Powiedzieli, że zostanę jeszcze na jakieś 2, 3 dni na obserwacji, a potem mnie wypiszą tylko będę musiał być pod kontrolą i otaczać się spokojem.
- Fantastycznie ! – pisnęłam i mocno go objęłam
- Wiesz ile strachu się najedliśmy ? – Max pokiwał głową
- Nie miałem tego w planach. A co z Kevinem ? Jak on się czuje ?
- Miał ciężką, kilkugodzinną operację od razu po wypadku, ale na szczęście skończyła się powodzeniem i dochodzi do zdrowia.
- Dzięki Bogu. – odetchnął mój brunet
- Twoja mama i Jess są w drodze. Zadzwoniliśmy do nich od razu po tym wypadku i nie mogły przylecieć wcześniej, zamówiły bilety akurat na dzisiaj nieświadomie, że się obudzisz. Widzisz jakie szczęście ?
- Pięknie – z twarzy Nathana nie schodził uśmiech
- Reszta czeka na zewnątrz. Masz siłę, by stawić im czoła ?
- Vicky, jasne, że mam.
- Max, wpuszczaj ich.
- Już się robi. – George z entuzjazmem podszedł do wyjścia i otworzył drzwi, a reszta wsypała się do środka, zasypując uśmiechami i okrzykami przywitania. Odsunęłam się, by udostępnić im dojście do pacjenta i by każdy mógł się z nim przywitać. Odeszłam pod ścianę, gdzie zrobiło mi się ciemno przed oczami. Tak, znowu. Ale kolejny raz przytrzymałam się nieobserwowana przez nikogo i pokonałam słabość.

Gdy wszyscy przywitali się ze Śpiącym Królewiczem, ten wyciągnął do mnie rękę, bym powróciła do niego i usiadła przy nim na łóżku. Porozmawialiśmy wszyscy w naszym starym, przyjacielskim gronie. Wszyscy troszczyliśmy się o Nathana i zapewniliśmy, że byliśmy do jego dyspozycji. Cała ekipa nie mogła jednak długo siedzieć; wiadomo co o tym mówi regulamin szpitali, o hurtowych odwiedzinach. Zatem Tom, Jay, Siva, Kelsey i Nareesha w pełni szczęśliwi z dyspozycji Sykesa i smutni z powodu szybkiego opuszczenia go, wyszli z sali. Mieli szczęście, bo minęli się w wejściu z lekarzem, który spojrzał na nich srogo. Doktor oznajmił nam, że Nathan był zdrów, że wszystkie czynności życiowe wróciły do normy, a obrzęk mózgu został udaremniony. Jednym słowem- wymarzona diagnoza !
Lekarz oświadczając nam to wszystko wyszedł.

- Ja też pójdę. Na spacer. Porozmawiajcie sobie, wiem, że tego potrzebujecie. – uśmiechnął się Max i również wyszedł
Zawróciłam głowę do twarzy Nathana.
- Cudownie, że wróciłeś.
- Cały czas byłem.
Pokręciłam przecząco głową. – Brakowało mi ciebie.
- Czułem cię, wiesz ?
Na mojej twarzy pojawił się niedowierzający uśmiech. – Jak to ?
- Zwyczajnie. Czułem twój dotyk. Nie miałem jak ci tego odwzajemnić, bo … to było takie dziwne … - ściągnął brwi – bo nie mogłem, ale czułem cię i czasami nawet słyszałem. Było czasami tak … - szukał porównania – jak w czasie lekkiej drzemki, że słyszysz i czujesz co się dookoła ciebie dzieje, ale nie masz dość siły, by się zbudzić.

Przełknęłam ślinę. Trochę zrobiło się nerwowo. A jeśli on słyszał moją rozmowę z Maxem, kiedy ten wyznał mi uczucie ? … Musiałam o to jakoś dyskretnie spytać, ale nie miałam pojęcia jak. Na szczęście Nath sam trochę wyjaśnił to co mnie dręczyło.

- W końcu było tak – kontynuował –że usłyszałem coś. Nie pamiętam dokładnie co to było. – próbował sobie przez chwilę w ciszy i skupieniu przypomnieć – Nie przypomnę sobie. – pokiwał zrezygnowanie głową – Ale gdy to usłyszałem to tak jakby poczułem silną wolę, że coś muszę zrobić. Tak jakby coś złego się wydarzyło i nie mogłem do tego dopuścić.
Kolejne przełknięcie śliny z mojej strony. Podświadomie Nath przyjął zagrożenie w słowach Maxa i to zdecydowało w dużej mierze o jego wybudzeniu. Wow. Jakby nie patrzeć na ironię losu; powinnam być Maxowi wdzięczna za tamtą rozmowę …

- Nieważne. – machnął ręką brunet – Najważniejsze, że mogę cię zobaczyć, a ta historia ze śpiączką i cały ten stan na pewno będzie niezapomniany do końca życia. – patrzyłam w jego oczy – A co u was ? Coś mnie ominęło ?
- Nie, skąd. Nic się nie działo właściwie ... Wszyscy chuchaliśmy na ciebie i Kevina i modliliśmy się o zdrowie dla was.
- Dziękuję. – uśmiechnął się i przejechał po mnie całej wzrokiem – Mocno cię wystraszyłem ?
- Mhm …
- A jak twoje samopoczucie ?
- Teraz rewelacyjne. – dałam mu buziaka w usta
- Mmmmm jaki soczysty. – zaśmiał się
- Dostawałeś takie jak spałeś. Nie pamiętasz ?
- Coś tam może mi się kojarzy … - roześmiał się
- Na dzień dobry, w południe, na dobranoc …
Szczerze się zdziwił. – Byłaś tu całe dnie ?
- Tak
- Ale na noc wracałaś do domu ? – nadzieja w głosie
- … nieeee … ?
Zbulwersowane spojrzenie. – Vicky !
- Nono uspokój się kochanie. Jestem pewna, że na moim miejscu robiłbyś dokładnie to samo i zero umoralniania.
- W sumie masz rację. – wziął mnie za dłoń i przysunął ją pod nos, by pocałować ją
- Był tylko mały problem z lekarzami.
- Jak to ?
- Nie chcieli mi mówić wszystkiego, bo „nie jestem z rodziny”. – wyrecytowałam ze znudzoną miną – Ale poradziłam sobie i z nimi.
- Zuch dziewczyna. – uśmiechnął się – Musiało ci się tu strasznie nudzić.
- Nie było tak źle …
- Ale obiecuję, że nadrobimy ten stracony czas. – uniósł rękę w górę
- No ja myślę ! Masz do odkupienia cały tydzień.
- Ok, nadrobię go w całej okazałości. – uśmiechnął się, ujął moją szyję i przysunął do swojej twarzy, by móc obdarzyć mnie pocałunkiem, za którym tak tęskniłam. Po chwili radości i czułości odsunęłam się;
- Niezły początek.
- Będzie jeszcze lepiej. Tylko daj mi parę dni na regenerację. – puścił oko
- No niech będzie … - westchnęłam niby to z łaską, by zaraz roześmiać się. Nath spoważniał;
- Zmizerniałaś …
- Nie przejmuj się mną. – sztuczny uśmiech – Wszystko dobrze.
Uniósł podejrzliwie brew. - Na pewno ?
- Tak, tak !  Jutro ci kogoś przedstawię ! – przypomniało mi się
- A jednak coś mnie ominęło !
- W sumie … Można tak powiedzieć. Ale to niespodzianka.
- Dobrze. Mamy dużo czasu.
- Na szczęście.
- Vicky … ?
- Mm ?
- Przepraszam.
- ?! – mój poker face – Za co ?!
- Za to, że nie dotarłem na lotnisko i, że nie mogłem cię błagać o wybaczenie na kolanach.
- Ach ! – posłałam ciepły uśmiech – Spokojnie. – zbliżyłam się do niego – Wszystko przed nami. – szepnęłam, a Nathan odpowiedział uśmiechem, by po chwili zatracić się w namiętnym, stęsknionym pocałunku …




Tęsknię. Boję się zmiany. Czekam.

czwartek, 10 lipca 2014

Zazdroszczę mu ciebie - rozdział 126.

Mijał tydzień od wypadku, a tym samym zapadnięcia Nathana w śpiączkę. Nadal spędzaliśmy z Maxem całe dnie i noce ( bez skojarzeń ) razem. Czuwaliśmy przy Sykesie we dwójkę. Nasz pacjent tylko raz dał oznakę życia – poczułam jego drgnięcie palcem, ale i tak nikt mi nie uwierzył.

Po pocałunku Maxa nie poruszaliśmy już tego tematu. Przyjaźniliśmy się nadal, nasze stosunki nie uległy zmianie. Może nawet zrobiło się ciut bardziej zżycie ? Naprawdę między nami była niespotykana i super więź.

- Max – mruknęłam oparta plecami o jego klatkę piersiową, przyglądając się z pewnej odległości śpiącemu Nathanowi
- Mm ?
- Myślisz, że … że on się wybudzi ?
George odsunął się ode mnie, by nawiązać kontakt wzrokowy i bacznie przyglądał mi się.
- Vicky no co ty ?
- No co ja ?
Patrzył na mnie z niedowierzaniem. – Chyba nie pytasz poważnie ?
- Dobra, mogłam to pytanie zadać w charakterze żartu, lepiej ?
- Vicky … - ciężko westchnął – Skąd te pytanie ?
- Z sytuacji jaka istnieje … ?
- Oczywiście, że się wybudzi. Szybciej niż się tego spodziewamy.
- Naprawdę w to wierzysz ?
- A ty nie ? - nie odezwałam się – Vicky co jest ?
Wzruszyłam ramionami. – Nie wiem. Nie wiem, Max. Chyba pokłady nadziei mi się kończą.
- Ale nie możesz zacząć wątpić !
- Nie wątpię. – pokręciłam głową – Po prostu … czuję, że
- Taaaak ?
- Boję się, że on będzie tak spał i spał …
- Dlaczego nie potrafisz otwarcie powiedzieć o swoich obawach ?
- Dobrze wiesz, że nigdy nie byłam chętna do rozmawiania o tym co siedzi mi w głowie.
- Ale Nath przecież wyjdzie z tego ! – potrząsnął mną - Kevin już dochodzi do zdrowia, został przewieziony na zwykły oddział, a Młody jest silniejszy i w kwiecie wieku, więc trzeba być dobrej myśli.
Pokiwałam głową.
- Ej, Słońce ! – z uśmiechem uniósł mój podbródek
- Wiem. Jestem słaba, ale tak bardzo chciałabym, żeby się już obudził …
- Błąd – nasz wzrok się spotkał – jesteś najsilniejszą istotą jaką znam.
- Znowu próbujesz mnie rozśmieszyć ?
- Skądże – szereg białych zębów oddalonych z 10 cm od mojej twarzy – ale mimo to lewy kącik ust uniósł ci się.
- Max
- No ?
- Jesteś super. – roześmiałam się i dałam mu buziaka w policzek, a on mnie przytulił. W tym momencie drzwi do sali otworzyły się i w wejściu stanął Tom. Patrzył na nas zdezorientowany. Odsunęliśmy się z Maxem od siebie.

- Cześć  … – zaczął niepewnie
- Hej – odpowiedzieliśmy równocześnie
- Czy … - chwilę zawiesił się – czy ja wam właśnie w czymś przeszkodziłem ? - uniosłam brew, a Łysy głupkowato zaśmiał się - Vicky – mówił, nie spuszczając ze mnie podejrzliwego wzroku – przyniosłem tobie jedzenie, bo z dnia na dzień znikasz w oczach i nie dbasz o siebie w ogóle.
- Zostawię to bez komentarza.
- A ja potwierdzam,  że nie je wcale albo znikome ilości, sorry Vicky.
- Max !
- Zostawiam tobie jedzenie i masz je teraz zjeść ! – Parker położył mi torbę na kolana – Max, mogę cię prosić na chwilę ? Mamy coś do omówienia. – i wyszedł z sali
- Jeszcze się z tobą policzę zdrajco.
Max posłał mi w odpowiedzi chytry uśmieszek i wyszedł do Toma.

- Co my tu mamy … - mruknęłam, otwierając torbę – Chyba cię poniosło Parker … - dostałam pół warzywniaka, a dodatkowo kilka mega kanapek. Chwyciłam parę winogron i odłożyłam torbę. Zaniosę witaminy dla Stephana. Jemu bardziej się przydadzą niż mi, a poza tym bardzo mu smakowały kanapki robione przez Toma, bo już nie raz się nimi dzieliłam z chłopcem. Oczywiście nikt o tym nie wiedział poza nasza dwójką, bo chyba już dawno spłonęłabym na stosie podpalonym przez samego „kanapkotwórcę”. Żołądek miałam ściśnięty i koniec kropka. Nawet wmuszanie nie pomagało. Oczywiście czułam się o wiele słabsza, a zawroty w głowie nasilały się, ale próbowałam nie zwracać na nie kompletnie uwagi.
Co do Stephana to zaprzyjaźniłam się z małym i odwiedzałam go codziennie i to 3 razy dziennie ! Zaraz po śniadaniu potem dotrzymywałam mu towarzystwa w czasie obiadu, a przed spaniem układaliśmy wspólne bajki na dobranoc. Tak się przyzwyczailiśmy do tego toku, że raz, gdy nie przyszłam w porze obiadowej do niego, bo zostałam przy Nathanie, wieczorem mały Steph zjechał mnie od góry do dołu, że nie przyszłam, więc od tamtej pory trzymam się solidnie grafiku ;)

- Już ! – huknął w wejściu Max aż podskoczyłam
- No nie dało się nie zauważyć tego subtelnego wejścia …
- Zjadłaś coś ? – poklepał mnie po kolanie Tom
- Mhm. Gdzie Kelsey zgubiłeś ?

- Zajęta jest jakąś robotą, ale kazała cię uściskać. – i zaczął mnie mocno przytulać
- „Uściskać” a nie dusić. – zauważyłam – Oj starczy. Wczoraj mnie wyściskała.
- Vicky, myślałaś może, żeby pojechać do domu chociaż na kilka godzin odpocząć ?
- Nie
- Uważam, że powinnaś …
- A ja uważam, że moje miejsce jest tu. Przy Nathanie i nie mam zamiaru doprowadzać się do ładu i składu kiedy on w każdej chwili może się obudzić.
- Ale
- Wyraziłam się chyba dość jasno Tom.
- Już dobrze ! Coś ty taka nerwowa się zrobiła ?
- Nie jestem nerwowa. Ja tylko żwawo i asertywnie reaguję na pieprzenie głupot.
- Spokojnie, żartowałem  tylko … !
- Wybacz, nie nadążam za tak bystrym dowcipem.
Tom błagalnym wzrokiem spojrzał o ratunek na Maxa.
- Nie patrz tak na mnie. Ja już zdążyłem się przyzwyczaić do tej asertywnej Victorii.
- George podyskutuj jeszcze !
- Oj, robi się groźnie …
- Toooooooom … - westchnęłam
- Słucham cię Słońce.
- Przestań narzekać i pozdrów ode mnie Jaya, Sivę, Kels i Nareeshę.
Mlasnął. – Wyganiasz mnie już ?
- Nie, ale możesz sobie już iść.
- Póki ja sobie wyjdę, to chcę z tobą pogadać.
- Śmiało
Westchnął ciężko. – Na osobności. Chodź.
- Opieprz w cztery oczy ? Tego jeszcze nie grali. – i podążyłam za Tomem. Wyszliśmy na korytarz.
- Vicky opanuj na chwilę swoją wredność i porozmawiajmy poważnie.
- UUuuuuu zaczynam się bać …
- Viiiiickyyy … - ponure przeciągnięcie
- Dobra już. – przewróciłam oczami – Słucham.
- Słońce, zaczynam się porządnie martwić.
- Jeżeli po raz setny chcesz mi gadać o jedzeniu to wracam.
- Czekaj ! – złapał mnie za rękę – Nie chcę gadać o jedzeniu.  – patrzyłam na niego pytająco – Chcę porozmawiać o Maxie.
- O Maxie ? – ściągnęłam brwi – A co mu jest ? Coś mu dolega ? Pewnie plecy go bolą od spania na krzesłach. Mówiłam mu, żeby
- O Maxa i o ciebie.
- CO ?!
- … - wymienialiśmy z Tomem spojrzenia – Wiem, że przyjaźnicie się z Maxem zresztą jak cała nasza grupa, ale patrzę, że coś wasza więź coraz bardziej się zacieśnia.
- Możesz jaśniej ? Nie rozumiem twoich skrótów myślowych.
- Zbliżacie się do siebie. Nadal was łączy przyjaźń czy rozpędziliście się i brniecie w coś poważniejszego ? Może nawet nieświadomie ?
Osłupiałam. Patrzyłam w bardzo poważną twarz Toma i w końcu przerwałam ciszę śmiechem. Śmiałam się, a on mnie obserwował.
- Oszalałeś Parker ?! – wrzasnęłam na niego – Chyba totalnie cię pogrzało ! Jakbym spędzała z tobą 24 godziny na dobę też podejrzewałbyś, że się do ciebie kleję ?! W ogóle na jakiej podstawie wyjechałeś do mnie z takimi podejrzeniami ?!
- Z obserwacji
- Super ! Brawo ! Ale do Monka to tobie mistrzu jeszcze daleko, bo jakbyś nie zauważył jednej, istotnej informacji to ci powiem dla ułatwienia, że jestem zakochana w Nathanie i czekam aż moja miłość życia wybudzi się z tej cholernej śpiączki ! Nie ma ani jednej minuty, w czasie której nie czekałabym aż zobaczę jego szmaragdowe oczy. Nie ma sekundy, w czasie której przestałabym o nim myśleć. On jest moim światem i tchnieniem, że mam po co żyć, bo bez niego nie istnieje nic. Chcę być z nim do końca życia, dzielić z nim każdy dzień i noc, każdy uśmiech i każdą łzę. Kocham go ponad swoje życie. – skończyłam, wyrzucając z siebie, patrząc prosto w brązowe oczy
Tom spuścił głowę. – Sorry … - chyba zrozumiał, ale mimo wszystko nie mogłam powstrzymać wredności;
- Dotarło czy mam coś jeszcze powtórzyć albo przeliterować ?
- Przepraszam no !
- To pomyśl trochę.
- Ale sama przyznaj, że mogło to podejrzanie wyglądać.
- Nie. Nic nie wyglądało podejrzanie. Max … – ale tu aż się zawahałam, przypominając pocałunek Georga – … po prostu pomaga mi przetrwać trudne chwile, jest moim oparciem i dba o mnie. Bez dwuznaczności.
- Chciałem to od ciebie usłyszeć, bo on nie mówił z takim przekonaniem jak ty …
Kolejny szok aż skrzywiłam się z niedowierzaniem. – Co ?
- Uważam, że powinnaś porozmawiać z Maxem.
- Ale ja już z nim rozmawiałam.
Uniósł brew. – I ?
- I z jego strony wygląda wszystko identycznie jak z mojej.
- Jesteś pewna ?
- Zapewniał mnie. No Tom, w ogóle co ty wymyślasz i mącisz mi w głowie ?
- Nie mące. Zresztą – westchnął – rób jak chcesz. Uciekam, zajrzę jeszcze do Kevina. Jakby Nath
- Jasne – wyczytałam mu w myślach – zadzwonię od razu jak poruszy palcem albo mrugnie powieką.
- Trzymaj się Słońce i nie zapominaj o sobie.

Zostałam w lekkim szoku sama na korytarzu. Nie byłam gotowa na przeprowadzenie ewentualnej rozmowy z Maxem, więc pierwsze co mi przyszło do głowy; udałam się do Stephana.

- Cześć Mały – zapukałam we framugę otwartych drzwi
- Vicky ! – zerwał się z łóżka i podbiegł do mnie z przeogromnym uśmiechem, wyciągając ręce. Ukucnęłam i przytuliłam go do siebie. To dziwne, ale byłam już w tamtym dniu u niego drugi raz i za każdym razem witał mnie z takim samym entuzjazmem i czułością. Uwielbiałam tę jego szczerość i bezinteresowność. Dawało mi to mnóstwo radości, siły i chęci do działania.
- To co, budujemy autostradę dla twoich samochodów ? – puściłam do niego oczko, a jego patrzałki aż rozbłysły
- Jasne ! – pisnął i pociągnął mnie za sobą w głąb sali, trzymając za rękę. Usiedliśmy na podłodze i zaczęliśmy bawić się klockami i samochodami.

Zabawa była przednia. Przypomniały mi się moje czasy dzieciństwa i poczułam się jak mała dziewczynka, która nie miała na swojej głowie żadnych problemów oprócz jednego; jaką szerokość autostrady wybudować ;) ?!

- Viiickyyyy … ?
- Co tam Steph ?
- A twój chłopak już nie śpi ?
Westchnęłam i pogładziłam go po policzku z bladym uśmiechem.
- Śpi jeszcze.
- Szkoda. Myślałem, że z nami się pobawi. Zostawiłem dla niego czerwone audi. – wystawił mi w rączce resoraka
- Rzeczywiście. Nie pokazałeś mi go wcześniej.
- Bo on jest dla twojego chłopaka.
Wzruszyłam się. – Chodź tu do mnie. – wyciągnęłam do niego ręce. Drugi raz nie musiałam powtarzać, bo maluch spragniony był uczuć, ciepła i miłości … Ze słodkim uśmiechem przemierzył dzielący nas dystans dwóch wybudowanych ulic i przytulił się do mnie z całych sił. Otoczyłam jego chudziutkie ciałko i dałam buziaka w głowę. Siedziałam tak na podłodze i przytulałam Stephana, który wtulał się we mnie całym sobą.

- Vicky
- Słucham Steph.
Zadarł główkę, żeby spojrzeć mi w oczy. – Lubię cię strasznie wiesz ?
Rozczuliłam się, a uśmiech wystąpił na całej mojej twarzy. – Ja cię też lubię. Strasznie !
Stanął przede mną z rozbrajającym uśmiechem. – A pokazać ci jak strasznie cię lubię ?
- Pokaż !
Szybko objął mnie za szyję i ścisnął z samych sił. – Tak cię lubię ! – odsunął się ode mnie
- O ja cie. Tak bardzo mnie lubisz ? – pomasowałam szyję
- Tak ! – roześmiał się
- To chodź ja ci pokażę jak cię lubię. – Steph nastawił się, a ja go ścisnęłam mocno choć wiadomo, że kruszynki nie chciałam naruszyć. Po wymianie uścisków roześmialiśmy się i zaczęliśmy grać w wyliczanki.

Po dość długim pobycie u Stephana wróciłam do Nathana i Maxa. Tego drugiego akurat nie było, zapewne wyszedł do toalety. Usiadłam na krawędzi łóżka Sykesa i położyłam swoją dłoń na jego dłoni. Patrzyłam na niego. Nie miał już żadnych  bandaży ani opatrunków na twarzy. Nie było również śladu po siniakach. Pojawił się zarost przez brak golenia. Jedyne co odróżniało go od normalnego śpiącego to rurka pod nosem i kroplówka. Nawet jego twarz przybrała już zdrowe kolory. A mimo to nadal spał. Pogładziłam go drugą dłonią po twarzy.

- Obudź się. Ktoś chce cię poznać. – uśmiechnęłam się na samą myśl o spotkaniu Stephana i mojego Nathana – Kocham cię. – szepnęłam, nachyliłam się i pocałowałam w usta. Oczywiście zero odpowiedzi ani drgnięcia …
Wstałam z łóżka i zakręciło mi się w głowie, a przed oczami zrobiło mi się czarno. Zachwiałam się.

- Victoria ! – podtrzymał mnie Max, który wszedł do sali i szybkim krokiem był już przy mnie
- Wszystko w porządku. – starałam się uśmiechnąć
- To już przesada, idę po lekarza. – zerwał się
- Daj spokój. – przytrzymałam go za rękę i zawróciłam resztkami sił w swoją stronę
- Victoria opanuj się ! Który to już raz w tym tygodniu słabniesz ? Coś jest nie tak ! Może jesteś chora albo brakuje ci jakiejś witaminy albo magnezu i potrzebujesz tylko wziąć tabletkę.
- Nic mi nie potrzeba.
Mierzył mnie wzrokiem. – Daj sobie pomóc !
- Nie potrzebuję jej. – powiedziałam ostro – Ale dziękuję. – poprawiłam się łagodnie
Max pokręcił głową. – Nie mogę cię do niczego zmusić. – podszedł do mnie bliżej, przytrzymując moją dłoń. Jego twarz była już naprzeciwko mojej. – Ale nie chcę, żeby coś złego tobie się stało. – powiedział, patrząc mi w oczy, przeszywając wzrokiem na wylot. Nie odezwałam się, bo widziałam, że chciał coś jeszcze dodać. Patrzyliśmy sobie w oczy. – Nath jest szczęściarzem. … Zazdroszczę mu ciebie. Jesteś wyjątkowa.
- Max … ty się dobrze czujesz ? – zaczęłam się wycofywać przestraszona wyznaniem przyjaciela
- Przez cały tydzień mimo szpitalnej atmosfery i tego wszystkiego … - spojrzał na Nathana – jest bardzo dobrze. – uśmiechnął się
- Max przestań ! – ściągnęłam brwi – Nie możesz, rozumiesz ? Przestań ! Nic z tego nie będzie.
- A ja mimo wszystko mam nadzieję. – podszedł do mnie z powrotem
- Max ja kocham Nathana ! – schowałam twarz w dłoniach – Dlatego tak się o mnie troszczysz ? Bo zależy tobie na mnie, prawda ? Nie dlatego, że Nath cię o to poprosił.
Spuścił wzrok i uśmiechnął się kącikiem. – Tak. Nathan też mnie kiedyś o to poprosił i zgodziłem się, bo jest moim przyjacielem, ale nie przypuszczałem, że zadurzę się w jego dziewczynie.

Chciało mi się płakać. Czułam się bezsilna. Max był moją podporą, na której budowałam swoje pozytywne myślenie i, która podtrzymywała mnie na duchu w codziennej walce z depresyjnymi myślami, a tu właśnie ta podpora przyznała mi, że jest we mnie zakochany. Wszystko legło. Poczułam się samotna. Jakbym nikogo na świecie nie miała. Przytrzymywałam w sobie łzy.

- Zatem Tom miał rację … - szepnęłam dość głośno, a Max westchnął;
- Vicky … - wyciągnął do mnie ręce
- Nic już nie mów Max. – wyminęłam go
- Nie chciałem cię wystraszyć.
- Obawiam się, że zniszczyłeś to co do tej pory zbudowaliśmy. – stałam do niego tyłem, upuszczając z oczy łzy. Nie miałam sił. Wszystko stało się czarne, obojętne i mogłam zniknąć z powierzchni ziemi.
- Chcę nadal się z tobą przyjaźnić. Nie chcę cię stracić. – słyszałam spokojny, niski głos i poczułam jego dotyk na swoich przedramionach. Spojrzałam szklanymi łzami na Nathana co zauważył Max, bo chrząknął i zabrał dłonie z mojego ciała. – Mogę obiecać ci jedno, ale musisz na mnie spojrzeć.

Odwróciłam się powoli do niego ze spuszczoną twarzą. Otarł mi łzy z lewego policzka. Spojrzałam mu w oczy. Jego wyraz twarzy również był smutny, przecież w pewnym stopniu również jego świat się zapadł. Doszło do niego, że z nim nie będę, bo kochałam jego przyjaciela.

- Jeśli powiesz mi bym przyszedł, rzucę wszystko i przyjdę … Ale musisz mnie poprosić. – powiedział, przysunął się powoli i pocałował mnie delikatnie w usta w geście pożegnania pokazywania swoich uczuć

Dotknęłam swoich warg i spojrzałam ponownie w jego smutne oczy. Nie. Tego było dla mnie za wiele i kolejne łzy poleciały.
- Przepraszam. – wychrypiałam i wybiegłam z sali. Pobiegłam wprost do łazienki, potrącając przy okazji jakąś pielęgniarką. Wpadłam do pustej łazienki i zaczęłam szlochać i płakać bez opamiętania. Wszystko było bez sensu. Czułam się samotna. Moje główne oparcie zostało zatracone. Jak miałam z nim teraz rozmawiać ? Tyle czasu … Mimo, że George coś tam paplał po pijaku, ale myślałam, że wymyślał i chciałam zapomnieć.

Potrzebowałam Nathana. Tak bardzo !
Zsunęłam się po ścianie, chowając twarz w kolanach i chlipiąc. Nie miałam już sił. Poddałam się. Nie wiedziałam co robić. Nie istniało nic. Wszystko było bez sensu …

Nie wiedziałam jak długo płakałam w łazience. Do momentu kiedy jakieś dwie kobiety weszły do łazienki, kontynuując rozmowę z korytarza;
- Podobno tydzień. Po jakimś wypadku. – mówiła jedna
- Niesamowite. Miejmy nadzieję, że po wybudzeniu się będzie w pełni sprawny.

Wstałam jak oparzona, łącząc ze sobą fakty z rozmowy kobiet. Wytarłam pospiesznie policzki i wypadłam z toalety wprost do sali, ponownie kogoś potrącając. Nadzieja wlała mi się do serca. Wbiegłam do sali, a przy łóżku Nathana kręciło się dwóch lekarzy i dwie pielęgniarki. Max potrząsnął mną z szerokim uśmiechem;

- Nath się budzi !






Cześć Ślicznoty :* ! Jejć, przepraszam, ale coś mi nie wyszedł ten rozdział. Chyba mój obecny stan humoru nie pozwala na pisanie "w pełni". Też tak macie czasami, że nawet powietrze Was denerwuje ? Rany. Chyba muszę sobie w tyłek kopnąć, żeby wziąć się w garść i ogarnąć ... Whatever. Mam nadzieję, że next będzie lepszy i, że będziecie dla mnie łaskawe !

Jak wakacje mijają ? Któraś z Was może wybiera się na Zlot Fanów The Wanted na koniec sierpnia do Wawy ( więcej o wydarzeniu na fb ) ? Ja wybieram się i chętnie poznam wszystkich, kogo tylko się da :) !

Aktualnie siedzę w domu i nadrabiam zaległości ze znajomymi, z którymi wymijałam się w ciągu całego akademickiego roku. Wczoraj miałam zabieg, więc jeszcze trochę leniuchuję, żeby nie zrobić sobie krzywdy, ale już w poniedziałek wybieram się do Warszawy na 2 dni pozałatwiać sprawy. Któraś z Was też będzie w tych dniach w stolicy, miniemy się na ulicy ;) ?

Pracowałam już nawet w te wakacje, ale zwolniłam się sama. Dużo czynników nałożyło się do tej decyzji. Wstawiam zdjęcie z danymi, których musiałam się nauczyć w owej pracy i miałam z nich ściągę ;p. Ktoś zgadnie, gdzie pracowałam ;] ?


Całuję Was wszystkie, jeszcze raz przepraszam za niezbyt satysfakcjonujący rozdział i biorę się za jedzenie porzeczek i wiśni, które mam obok w salaterce i strasznie mnie kuszą ;) No i w końcu wracam do czytania opowiadań moich zdolnych koleżanek, bo mam zaległości, aż wstyd :( .

Kololowa - telepatia z dodaniem przeze mnie rozdziału i Twojego komentarza ;) ?

3majcie się, korzystajcie z pięknych, wolnych dni i uważajcie na siebie :) !



PS aaaaaaaaaaa !!! Mam 101 obserwatorów i ponad 183 tys.wyświetleń !!! Jesteście cudowne !!! Dziękuję, dziękuję, dziękuję !!!! <3 razy milion