niedziela, 31 stycznia 2016

Ty ćpałaś? - rozdział 153.

„Nie potrafię się odnaleźć. Nie potrafię sobie poradzić. Mam wrażenie, że wraz ze Stephanem coś ze mnie odeszło. Coś zgasło. Nieodwracalnie. Włóczę się z kąta w kąt. Staram się to sobie jakoś poukładać, wyjaśnić… Ale jak wyjaśnić śmierć niewinnego dziecka? Dlaczego to wszystko jego spotkało? Dlaczego nie możemy teraz razem się bawić i śmiać? Nie potrafię odpowiedzieć na te i wiele innych pytań, które chodzą mi po głowie. Jestem Bogu wdzięczna za to, że przez kompletny przypadek było mi dane poznać Stepha. Poznać i pokochać. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że ten dzień kiedy mnie wypatrzył w szpitalu zmieni moje życie. Pomyślałabyś, że pokocham dziecko? Bezwarunkowo? Ja? Która ich nie znosi? Ale już go nie ma. I więcej go nie zobaczę ani nie usłyszę. I właśnie, gdy po raz setny w przeciągu kilku dni zdam sobie z tego sprawę jest najgorzej. To boli najbardziej. Te: „NIGDY WIĘCEJ”. Na pogrzebie Stephana 2 dni temu brakowało mi momentami tchu…
Nie wiem jak sobie poradzić. Chce mi się płakać, ale już chyba nie mam łez, bo wszystkie wypłakałam. W ciągu dnia staram się trzymać, być silna, ale tak jak teraz- w nocy… Ja upadam Mamo. Nie mam siły walczyć z tym, że jest mi tak przykro i źle. Chciałabym się teraz do Ciebie przytulić, tak po prostu. Bez zbędnych słów. Bo Ty mnie zawsze rozumiałaś i wspierałaś. Mamo, tak bardzo żałuję wszystkiego… Chciałabym przeprosić Ciebie i Tatę, pogodzić się z Wami, powiedzieć jak bardzo Was kocham, ale boję się. Minęło trochę czasu i brakuje mi odwagi. Teraz kiedy czuję, że się rozpadam i potrzebuję Was chyba najbardziej na świecie. A szczególnie Ciebie Mamo…”

Zamknęłam laptopa. Nie wysłałam. Jak zwykle. Kilka maili już zebrało się przecież, gdy próbowałam napisać do rodziców, a mimo tego i tak niczego nie zmieniłam. Czułam jak łza zakreślała powoli kolejną ścieżkę na policzku. Spojrzałam w bok na łóżko. Nathan już spał, ale on też bardzo przeżywał i było mu ciężko. Westchnęłam cicho i zwróciłam wzrok z powrotem przed siebie na okno. Tylko księżyc piękny w pełni oświetlał wnętrze pokoju. Otarłam łzę i podeszłam do pudła, którego nie tknęłam od owego dnia… Miałam w nim niespodziankę dla Stephana- nasze wspólne zdjęcia i jego smakołyki, których nie zdążyłam dać. Jednak i tym razem nie miałam odwagi otworzyć kartonu. Nie zniosłabym tego bólu. Jeszcze nie. Zawróciłam z powrotem, podeszłam do łóżka i cicho wsunęłam się pod kołdrę, by nie obudzić Nathana.
Zbudziłam się sama rano. Od tamtego wydarzenia miałam problem ze spaniem. Wstałam i poszłam od razu ogarniać się. 



- Dzień dobry – w pokoju przywitał mnie Nathan, który siedział w łóżku
- Cześć
- Kolejny dzień z rzędu wcześnie wstałaś. Dobrze spałaś w nocy?
- Mhm
- Wiem za to, że późno się położyłaś
- Co chcesz na śniadanie? – przerwałam mu i poczułam na sobie jego wzrok
– Kanapkę
Bez słowa zawróciłam się na pięcie i skierowałam do kuchni. Wybrałam potrzebne składniki do śniadania, wlałam wodę do czajnika i przygotowałam kawę. Kilka minut później, gdy otrząsnęłam się z zawiechy i zaczęłam kroić bułkę, poczułam objęcie od tyłu.
- Zostaw to. – powiedział czule Nathan – Chodźmy się przejść.
- Ale śniadanie…
- Nie ucieknie. – wziął mnie za dłoń i delikatnie pociągnął za sobą, ale wiedziałam, że opór będzie zbędny
Wyszliśmy z domu, a ja od razu na nos założyłam okulary przeciwsłoneczne.
- Dokąd idziemy?
- Na spacer.
- Nie mogliśmy potem? Śniadanie mogłeś spokojnie zjeść.
- Nie, nie mogliśmy potem.
- …bo?
- Bo chcę porozmawiać z tobą teraz.
- Naaaaathhh… - jęknęłam
- Nie „Naaaaaathhhh” – próbował mnie naśladować – tylko jest piękna pogoda i chciałem zabrać swoją dziewczynę na spacer. – uśmiechnął się słodko i niewinnie – Coś w tym złego?
Wzruszyłam tylko ramionami i poddałam się. Szliśmy w milczeniu, mijając domy, ulice, skwerki aż finalnie dotarliśmy do parku.
- Nie wiedziałam, że nieopodal naszego miejsca zamieszkania jest takie miejsce.
- A widzisz! Znalazłem je niedawno i wiedziałem, że muszę cię tu przyprowadzić. Chodź, usiądziemy. – pociągnął mnie na ławkę. Usiedliśmy i patrzyliśmy w dal. Wiedziałam, że ten wypad był celowy i że brunetowi o coś chodziło. Nie ułatwiałam mu jednak zadania i postanowiłam się nie odzywać.
- Dobra Vicky – po kilku minutach raptownie zawrócił się w moją stronę – specjalnie cię tu zabrałem, bo chciałem, żebyś zobaczyła nowe miejsce, ale i chcę porozmawiać z tobą na spokojnie.
- Myślałam, że nie wydusisz z siebie tego.
Zrobił skwaszoną minę po czym kontynuował;
- Widzę co się z tobą dzieje od… - przełknął ślinę – śmierci Stephana – ścisk w gardle – i chcę, żebyś wiedziała, że cię rozumiem, bo mi też jest cholernie ciężko, ale Vicky… - wziął moją dłoń w swoje dłonie – nie możesz tak bardzo tego przeżywać. Minął tydzień, a mi jakby od siedmiu dni podmienili dziewczynę. Jesteś cicha, nieobecna, ciągle zamyślona, smutna… - wymieniał - Nie pamiętam jak się uśmiechasz. Dopiero, gdy ktoś do ciebie zagada wymuszasz uśmiech i udajesz, że jest ok. Ale ja to wszystko widzę Victoria. I nie przewracaj oczami. I nie wzdychaj tak ciężko. – zwracał mi uwagę – Życie toczy się dalej. Boli bardzo, że Małego już z nami nie ma, ale on na pewno nie chciałby, żebyś była taka smutna. I… - Nathan popatrzył mi głęboko w oczy – i co zapewne zrobiłby gdyby cię taką zobaczył?
Łzy napłynęły mi do oczu na samo wspomnienie. – Podbiegłby, wtuliłby się i powiedział, żebym nie była smutna, bo on też będzie, a nie lubi być smutny.
- Właśnie – pocałował moją dłoń – I ja też nie chce, żebyś taka była.
- Ale Nath – rozpłakałam się – to jest takie trudne… Cały czas myślę o tym, że może dałoby radę znaleźć wcześniej te pieniądze, że może nie zrobiliśmy wszystkiego…
- Vicky… Vicky, spójrz na mnie. – ujął moja twarz w dłoniach i zmusił do spojrzenia – Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy. – mówił twardo - Tak miało być, nie zmienisz woli Boga. – i przytulił mnie do siebie mocno – Obiecaj, że nie będziesz więcej siebie obwiniać za coś na co wpływu nie mieliśmy i że nie będziesz się zadręczać ani dołować. Postaraj się żyć dalej normalnie. Ze Stephem w sercu, ale normalnie. Jak do tej pory. – mówił do ucha – Obiecaj mi to Victoria.
Zacisnęłam oczy i szepnęłam. – Obiecuję.
- Dzielna dziewczyna. – odsunął się, by namiętnie mnie pocałować – Mogę coś dla ciebie zrobić, żeby ci pomóc?
- Wystarczy, że jesteś.
- Oooooo uśmiechnęłaś się! – on się rozpromienił – Yes yes yes! – zaczął mnie rozśmieszać – Ale tak poważnie… zauważyłem jeszcze jedną rzecz w ciągu tych paru dni.
- Jeeeeeejuuu Naaaaath – ponownie przewróciłam oczami – Dałbyś już sobie spokój z tymi obserwacjami i wywodami.
- Tak tak… Nie tęsknisz za rodzicami, nie brakuje ci ich teraz?
Kurde. Walił prosto w środek. Miał cela.
- Daję sobie radę.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- Odpowiedziałam.
- Nie. Zbyłaś mnie.
- Nie zbyłam cię. Odpowiedziałam.
- To było pytanie zamknięte; odpowiedź prosta TAK lub NIE. Więc?
Westchnęłam. – Tak. Usatysfakcjonowany? Bardzo mi ich teraz brakuje w tych dniach, strasznie za nimi tęsknię. Już. I co? Zmieniło to coś?
Wyszczerzył się. – Zmieni. – ściągnęłam brwi, nic nie rozumiejąc – Zadzwoń do nich.
Wstałam momentalnie. – Oszalałeś?!
- Raczej nie.
- Nathan ja tego nie zrobię.
- Dlaczego? Skoro tęsknisz?
- Bo nie!
- Om tak, uwielbiam tę odpowiedź. – skwitował
- Daj spokój. Wracamy.
- Nigdzie nie wracamy. – zawrócił mnie od razu i sprowadził do poziomu ławki – Siadaj. – nakazał – Pamiętasz jak bodajże w tamtym tygodniu powiedziałem, że jeśli sama tego nie zrobisz to ja wyciągnę za ciebie rękę do rodziców?
- O rety… - uniosłam brew – Co ty zrobiłeś?
- Moja droga kochana Victorio… - chrząknął teatralnie
- Musi być grubo skoro tak zaczynasz… Ej! Nie śmiej się! – zaczęłam go szturchać, gdy wpadł w atak śmiechu – Ja jestem przerażona, a ty masz ubaw?
- Właśnie… o to… chodzi.- mówił, łapiąc oddech – Żebyś widziała swoją minę hahahahaha!!!
- Sykes zaraz oberwiesz! – wycedziłam przez zęby – Co zmalowałeś?
- Napisałem do twoich rodziców.
- Pffff!! – powietrze ze mnie zeszło i ulga niesamowita nastąpiła – Jak ty polskiego nie znasz! – prychnęłam
- No. – przytaknął jakby nie poczuł się urażony – Ale ty znasz. – moja uniesiona brew – Wysłałem twoje maile, które pisałaś, ale odwagi ci zabrakło do wysłania ich. Łącznie z tym dzisiejszym, którego napisałaś w nocy.
Przełknęłam ślinę i nieśmiało spytałam; - Wersje robocze?
- Dokładnie! – dokończył dumnie
- Ja cię kiedyś zastrzelę. – schowałam twarz w dłoniach
- Eeeee… Powinnaś być mi wdzięczna!
- Po co się mieszałeś?! – spojrzałam na niego – Prosił cię ktoś o to?!
- Tak
- ?!
- Ty. Niemo, ale dostatecznie wyraźnie.
Patrzyłam na niego bez słowa. – A teraz wyraźnie pokazuje co chcę przekazać?
- Że chcesz dać mi buzi? – zrobił dziubek
- Chyba W BUZI!
- No wiesz?
Jednak od razu pierwsze nerwy opadły i uśmiechnęłam się. – Jesteś straszny.
- Wiem. Ale jeszcze mi podziękujesz. – przysunął mnie do siebie i pocałował w czoło
Wstaliśmy, żeby wracać z powrotem, gdy jeszcze zatrzymałam się.
- Nath… - zaczęłam cicho – ale nie spodziewaj się, że… to mi wszystko przejdzie jak ręką odjął…
- Nie spodziewam się. – popatrzył w oczy z czułością – Ale chcę, żeby ta moja wesoła Vicky powoli wracała, bo tęsknię za nią.
Uśmiechnęłam się, czując jak ciepło wypełniało moją duszę.

W domu;

- Dzień dobry kochana, jak samopoczucie? – Lisa weszła na taras, gdzie siedziałam
- Cześć, OK.
Usiadła obok mnie. – A tak naprawdę? Widzę przecież jak przeżywasz i jesteś gdzieś daleko myślami.
- Lisa, jest OK. – powtórzyłam – Niedawno wróciłam ze spaceru z Nathanem, na którym trochę ustawił mnie do pionu. – przyjaciółka patrzyła z niedowierzaniem – Naprawdę – lekko się uśmiechnęłam – trochę się wycofałam przez ostatnie dni, ale nie zdawałam sobie sprawy, że to aż tak widać i że Nath tak się tym przejął.
- Każdy to zauważył. A Nath, no cóż… masz cudownego chłopaka, który gwiazdkę z nieba chce ci dać. – puściła oko
- Fakt… modliłam się o cudownego mężczyznę i mam, on się nie modlił i ma mnie. – Lisa parsknęła – Ale tak szczerze… chcę coś zrobić dla niego, jakoś odwdzięczyć się za to wszystko co on dla mnie robi… Mam wrażenie, że wcale mu się nie odpłacam tym samym…
- Vicky o czym ty mówisz? Przecież to normalne w miłości, że jak się kocha to jesteś w stanie zrobić dla drugiej osoby wszystko i to bezinteresownie.
- Jakoś w tym starciu widzę, że Nathan bardziej się stara, a ja jestem daleko w tyle. – przygryzłam wargę
- Nie wydaje mi się. – dziewczyna pokiwała głową – Sorry Vicky, ale to ty zostawiłaś pracę, w której doskonale się spełniałaś i ludzi, których kochałaś, byle przylecieć tutaj do Ameryki.
- Ale to chyba normalne i nic nadzwyczajnego, po prostu chcę być obok Natha.
Lisa uśmiechnęła się. – No nie dla wszystkich jest to normalne, bo nie każdy by się tak poświęcił.
- Nie przesadzaj z określeniami.
- Osobiście uważam, że obydwoje jesteście siebie warci, bo obydwoje uważacie, że dajecie od siebie za mało, a na swoim koncie macie i tak bardzo bardzo dużo.
Ściągnęłam brwi. – Jak to „obydwoje uważacie”? Rozmawiałaś na ten temat z Nathanem?
- Oooouuu…
- Taaaak?
- Ostatnio przyszedł do mnie pogadać, bo miał wrażenie, że przez te wydarzenie się od siebie oddalacie i szukał sposobu, żebyś poczuła się lepiej.
- Lisaaaa…?
- Mmm?
Popatrzyłam jej w oczy i powiedziałam cicho z uśmiechem; - Kocham go.
- Nie dziwię się wcale!
- A wiesz, że wysłał moje maile do mojej mamy, bo ja nie miałam odwagi tego zrobić?
- Żartujesz?!
- Nie! Dowiedziałam się o tym godzinę temu.
- O rety. I co, jakiś odzew?
- Uspokój się, jeszcze nie, ale szczerze mówiąc mam ogromne nerwy… Zobaczymy co z tego wyjdzie.
- Ale chcesz się pogodzić z rodzicami?
- Chcę, ale wiesz, że różnie to może wyjść… W połączeniu z moim i rodziców temperamentem…
- Ogień! Ale wierzę, że ten ogień uda się zgasić.
- W ogóle Lisa… przepraszam.
- Za co?
- Właściwie za wszystko…
- Nie rozumiem?
- Bo nie tak miał wyglądać twój urlop w Los Angeles! – wypaliłam – Wszystko jest nie tak!
- Ale uspokój się, kobieto! Co ty taka winna się za wszystko zrobiłaś?
- Oj, wcale, że nie za wszystko.
- Lisa – wpadł na taras Jay – pomożesz mi w tym sklepie?
Spojrzałam podejrzanie na przyjaciółkę, a ona niewinnie wzruszyła ramionami. – Może właśnie tak miał wyglądać. – szepnęła mi na ucho i poszła za Loczkiem
Korzystając, że byłam sama zamknęłam oczy i oddychałam głęboko. Znowu wspominałam chwile spędzone ze Stephanem. Znowu rozgrzebywałam rany, które w sumie nawet nie zdążyły pokryć się strupami.
- Vicky… - Nathan usiadł obok mnie, a ja nie zdążywszy jeszcze uronić łzy, otworzyłam oczy - …właśnie Scooter zadzwonił i oświadczył, że mamy jutro wywiad i występ w telewizji na żywo. – patrzył na mnie uważnie i chyba zastanawiał się nad czymś – I… dobrze by było jakbyś poszła z nami, ale jeśli nie jesteś na siłach to zrozumiem.
- Ja? Po co ja wam tam jestem potrzebna? Przecież nie jestem członkinią The Wanted.
- No tak, ale w wywiadzie będą też pytania o to jak nam się tu żyje, mieszka, takie o codzienność…
- Rozumiem, że Kelsey i Nareesha też idą?
- Tak
- OK
- Zgadzasz się? – jego kąciki ust powoli kierowały się ku górze
- Tak
- Ale na pewno jesteś w stanie?
- Tak. Tyle w temacie.
- OK. Dzięki – dostałam buziaka
- Słońce! – stanął naprzeciwko nas Tom i patrzył na mnie – Sprawa jest! Nie wiem czy Nathan dał sobie radę, ale czy byś
- Już załatwione Tom.
- Aha… Czyli falstart?
- Raczej opóźniony zapłon stary.
- Nath, bo oberwiesz w czapę.
- Panowie uspokójcie się. – chrząknęłam
- Naaaaaaaaaaaaaathaaaaaaaaaan!! – z wnętrza domu wydarł się Siva
- Co chcesz?!
- Chodź tu, bo koszule nam się pomieszały!
- Ja nie wiem jak ten człowiek radzi sobie z życiem. – z ironią skwitował Tom, a Sykes niezadowolony cmoknął i poszedł do domu na ratunek
- Jak tam Słońce? – jego miejsce zajął Tom
- Przepraszam cię, ale chciałabym posiedzieć sama…
- Ja wiem. I dlatego nie posiedzisz sobie sama. Nie patrz tak na mnie! Nie mogę już znieść jak chodzisz taka smutna i cicha.
- Rany boskie Tom! Od – zacięłam się i nie przeszło mi to przez gardło, więc pominęłam – minął tydzień, a ty kolejny dajesz kazanie na temat tego, że chodzę smutna? To przepraszam, mam śmiać się, krzyczeć, bawić jakby nic się nie stało? O czym ty do mnie mówisz?
- Ty wiesz o czym ja mówię, nie przekręcaj wszystkiego. Oczywiście, że nie chodzi mi o to wszystko co wymieniłaś. Ty oddalasz się Vicky od nas wszystkich.
- Może inaczej teraz nie potrafię?
- Potrzebujesz czasu?
- Tak
- Ile? Dwa dni, dwa tygodnie, pięć miesięcy?
- Nie wiem Tom.
- A może za pięć miesięcy nadal będziesz w takim stanie jak dzisiaj?
- Przestań.
- Po prostu jako twój przyjaciel martwię się o ciebie.
- A ty rozumiesz słowo „żałoba”?
- Rozumiem. Ale nie rozumiem takiego wycofywania się.
- Żadne wycofywanie. Idę jutro z wami na ten wywiad.
- O, super! – zironizował, a ja tylko westchnęłam – A słuchaj… nadal z Maxem nie rozmawiacie?
- A czemu coś w tej kwestii miałoby się zmienić? Nadal nie rozmawiamy, nadal działamy sobie na nerwy, nie rozumiemy co do siebie mówimy i lepiej jest unikać się albo starać się sobie nie wchodzić w drogę.
- Źle robisz.
- Dziękuję.
- Słuchaj, on naprawdę chciał pomóc
- Przyjąłeś role jego adwokata? – przerwałam mu
- Po prostu chcę, żebyście się pogodzili, żeby było jak dawniej do cholery!
- Ale Tom. Nic nie będzie jak dawniej.
Zaczął dzwonić mój telefon. To mama. Serce zaczęło mi walić i znieruchomiałam, ale zaraz nieśmiało odebrałam.
- …tak?
- Wiki… - głos mamy stopił we mnie wszelkie lody. Był taki ciepły i kochający – Dziecko, jak dobrze, że odebrałaś.
- Mamo… - wzruszyłam się, a Tom widząc intymną sytuację zostawił mnie na tarasie samą – nawet nie wiesz jak czekałam kiedy zadzwonisz.
- Nie mogłaś w takim razie ty wcześniej zadzwonić?
- Przecież dopiero u was świta. – roześmiałam się – Nie miałam zamiaru budzić cię w nocy.
- Uwierz mi, że nic by się nie stało jeśli miałaś taką potrzebę. – zapewniła mnie – Dostałam twoje maile. Coś mnie ruszyło i od razu, gdy się zbudziłam otworzyłam pocztę, a tam kilka wiadomości od ciebie. Nawet nie wiesz jaka byłam szczęśliwa. Wszystko już wiem kochanie. Tak mi przykro z powodu tego chłopca… Naprawdę bardzo chciałabym cię teraz mocno przytulić…
- A ja bardzo tego potrzebuję mamo… - rozpłakałam się
- Wiki kochanie przyleć.
- Jak mamo? Przecież jestem w Los Angeles.
- Dziecko, słyszę, że się rozpadasz. Potrzebujesz pobytu w domu.
- Bardzo bym chciała, ale nie wiem jakby to miało wyjść…
- Prześlę ci pieniądze na bilety.
- Ale to nie o to chodzi.
- A o co?
- Specjalnie z Londynu przyleciałam do Nathana i mam teraz z kolei lecieć do domu?
- Nie widzę w czym problem. Wiktoria, a Nathan nie widzi, że pękłaś, bo znowu za dużo się wszystkiego nazbierało? Jeśli nie zrozumie tego, że musisz zrobić to dla siebie
- Zrozumie. – wyprzedziłam ją, a ona z nadzieją w głosie spytała;
- To co, przylecisz?
- Pomyślę.
- Zastanów się. Bardzo się za tobą stęskniłam córciu. Zresztą nie tylko ja…
- Tata… Mieszkacie nadal razem?
- Tak. Porozmawiamy jak przylecisz, dobrze?
- Dobrze.
- I nieźle podszkoliłaś już swojego chłopaka w języku polskim.
- To znaczy?
- W wiadomości całkiem nieźle dało się go zrozumieć.
Postawiłam oczy. – Serio coś od siebie dodał? Co ci napisał?
- M.in. to, że to on wysyła te maile, że nie wie czy są dobre, bo nie rozumie tak dobrze polskiego, ale wie, że pisałaś je do mnie, gdy było ci ciężko. Tylko, że ich nie wysyłałaś…
- Nie miałam odwagi mamo.
- Odwagi do czego?
- Żeby po tej awanturze i odcięciu się od was, pisać do ciebie i użalać się wtedy kiedy sobie nie radzę… Wydawało mi się to okropne.
- Wiki, zawsze będziesz moim dzieckiem i bez względu na to co się wydarzyło, zwracaj się do mnie, gdy masz taką potrzebę. Co ty w ogóle sobie wymyśliłaś… - usłyszałam, że mama się wzruszyła
- Tak po prostu… Dobrze mamo, to ja pomyślę nad tym domem i odezwę się niedługo, ok?
- Dobrze. Czekamy z niecierpliwością. Trzymaj się córcia, uważaj na siebie. Bardzo cię kocham.
Łzy popłynęły mi po policzkach. – Ja ciebie mamo też… - odłożyłam telefon. Wstałam i wróciłam do pokoju. Po jakiejś godzinie przyszedł Nathan;
- Tu jesteś. Wszędzie cię szukałem. Zdecydowanie ten dom jest za duży. Obejrzymy jakiś film?
- Tak
- Na co masz ochotę? Kino akcji czy fantasy?
- Nath, dzwoniła do mnie mama. – wypaliłam od razu
- I…?
- Dziękuję tobie. – uśmiechnęłam się
- No widzisz! – roześmiał się i przytulił mnie mocno – Co ty byś zrobiła beze mnie? Zginęłabyś marnie bez takiego cudownego chłopaka!
- I skromnego przede wszystkim. – dodałam
- Otóż to! – odsunęliśmy się od siebie – A jak rozmowa przebiegała? Bez zbędnych pretensji i żali?
- Bez!
- To najlepiej!
- I słuchaj… - zastanawiałam się jak powiedzieć mu o tym, że chciałabym polecieć do domu, gdy ktoś zapukał. Zajrzał Max;
- Nath, Tom cię woła.
Brunet przewrócił oczami. – Żyć dziś beze mnie nie mogą. – wyszedł z pokoju, a Max nadal stał w wejściu. Spuściłam od razu wzrok i udawałam, że szukam czegoś w laptopie, chcąc, żeby sobie poszedł. Ale nie zrozumiał.
- Nie uważasz, że przesadzasz?
- No tak, powinnam pogodzić się już z tym, że w sytuacjach konfliktowych wina zawsze według ciebie leży po mojej stronie. – powiedziałam szybko, nie patrząc na niego
- Bo ja nie rozumiem w czym zawiniłem. W tym, że wysłałem pieniądze na lek Stephana z anonimowego konta i nie chciałem się przyznać?
- Możesz stąd wyjść?
- A normalnie przyjęłabyś te pieniądze?
- Możesz stąd wyjść?
- Oczywiście, że nie, bo twój honor by ci nie pozwolił.
Zamknęłam laptopa z impetem i warknęłam szybko zrywając się z łóżka.
- Gówno wiesz o moim honorze, bo w starciu chłopca ze śmiertelną chorobą to ja tu się nie liczyłam.
Byliśmy naprzeciwko siebie tuż tuż. Wpatrywałam się wściekła w jego oczy.
- Wkurzasz mnie i to tak bardzo, że ledwo się powstrzymuje, by nie powiedzieć ci przykrości.
- Nie wierzę, od kiedy masz takie wyczucie i takt? – ja tam się nie powstrzymywałam
- Od wtedy kiedy ty go straciłaś.
- Mhm… Nie wierzę, że od zawsze!
Max zaczął się wycofywać. – Nie mogę z tobą wytrzymać. Będzie chyba lepiej jak nie będziemy sobie wchodzili w drogę.
- Oczywiście, że tak. – odczuwałam wielką wrogość ku niemu i wycedziłam, nie panując do końca nad sobą – Za kilka dni wylatuję do Polski, więc nie będziesz skazany, żeby na mnie patrzeć!
Zdziwiłam go, ale nie zdążył nic odpowiedzieć, bo Nathan wrócił na górę.
- Vicky, nie obejrzymy jednak filmu… Max – zwrócił się do kumpla – przestańcie się kłócić.
Na co George brutalnie mnie ściął i syknął. – Jej to powiedz. – po czym zawrócił się na pięcie i odszedł, a ja zacisnęłam wargi i starałam się zamknąć co udało mi się. Wracałam się już do pokoju, gdy Nathan przytrzymał mnie za rękę.
- Vicky, dostaliśmy telefon od Scootera. Chce z nami się spotkać przed tym wywiadem, żeby przygotować się do pytań odnośnie zespołu. Przepraszam, że nie spędzimy razem leniwego popołudnia, ale mam nadzieję, że
- Jasne, rozumiem.
- Przygotuję na wieczór coś ekstra.
- Dobrze, do wieczora. – dałam mu buziaka w policzek i schowałam się z powrotem w pokoju. Chwilę później weszła do mnie Lisa.
- Siemano! – rozsiadła się w nogach łóżka
- Co za energia. – skomentowałam – Czyżby to Jaya zasługa? - przygryzła tylko wargę, uśmiechając się – Rozumiem. – kiwnęłam głową – Może coś z tego jeszcze wyjdzie?
- Nie. Raczej nie.
- Ale uśmiechasz się jak to mówisz. Nie wierzę w takim razie!
- Ojeeeeej… - zaczęła nerwowo poprawiać włosy
- Ok, rozumiem. – uśmiechnęłam się ciepło – Zobaczymy, ale trzymam kciuki.
-  A jak u ciebie? Rodzice zadzwonili?
- Tak. Mama.
- To co nic nie mówisz?! – rzuciła we mnie poduszką – I co wyszło?
- Że tęsknota jest dwustronna. I ogólnie tak bardzo miło było usłyszeć mamę, serio…
- Ale pogodziłyście się?
- Tak jakby. Znaczy oficjalnie nie padło słowo „przepraszam” od żadnej strony, ale skrucha była.
- I co teraz?
- Nie wiem. – wzruszyłam ramionami – Mama bardzo chce, żebym przyleciała do nich, ale ja nie wiem sama…
- Czemu się zastanawiasz?
- Wzięłam ten urlop specjalnie dla Nathana, by z nim pobyć.
- A widzisz go tu obok siebie?
- Lisa, nie mów tak.
- Sorry… No ale myślałam, że spędzimy dziś z Jayem razem całe popołudnie i wieczór…
- A to tu cię boli! – wytknęłam palcem, a ona od razu zrobiła się czerwona jak buraczek – No peszek, w takim razie spędzicie razem tylko wieczór… - westchnęłam dwuznacznie
- Jesteś straszna Victoria!
- Przecież widzę, że was do siebie ciągnie. Ślepa nie jestem.
- Ale to nie jest takie proste. – opadła na łóżko
- Wszystko jest proste tylko my sobie niepotrzebnie komplikujemy.
- Ale my przecież próbowaliśmy Vicky i to nie jeden raz i co?
- Gówno
- Dokładnie, więc i on i ja jesteśmy z dystansem.
- A pomyśl co by było jakby ten dystans znikł i namiętność i żar, który siedzi w was wybuchnąłby!
Lisa podniosła się na przedramiona i uważnie na mnie spojrzała. – Ty ćpałaś?
- Dziś wyjątkowo nie.
- A mijałam się z Maxem! – przypomniało się jej - Czyżby twój ulubiony kolega cię odwiedził?
- Owszem.
- I jak było?
- Szałowo. Jak zwykle ostatnimi czasy.
- Powiedz mi Vicky co się teraz z wami dzieje?
- Nie wiem Lisa. – wzruszyłam ramionami – Ale przysięgam, że George działa mi teraz na nerwy pod każdym względem! Cokolwiek nie powie, jakkolwiek na mnie nie spojrzy… To już moja wina, bo tak się nastawiłam na niego, ale naprawdę nie potrafię tego zwalczyć. I tak wiem, że wszyscy to widzicie, sory.
- No nie da się ukryć, że widzimy waszą niechęć do siebie… Od kiedy to właściwie się zaczęło?
- W sumie… - zamyśliłam się – nie pamiętam dokładnie, ale lawina ruszyła jak wyznał mi, że nie jestem mu obojętna, potem jak widziałam z jakimi pannami się spotykał i spał; to mnie strasznie wkurzało pamiętam, potem on zaczął mi docinać i tak już odnośnie wszystkiego po sobie jedziemy. I to bez trzymanki czasami.
- Zaraz, stop! Dlaczego cię wkurzało, gdy widziałaś go z innymi laskami?
- No bo… żebyś ty widziała te laski, Lisa! Przecież jak one wyglądały, co one sobą reprezentowały! Dno i wodorosty!
Lisa zmrużyła oczy. – Przecież wcześniej miałaś wylane na to z kim spotykał się Max. Wiedziałaś jaki on jest.
- Dobrze, wiedziałam, ale bez przesady!
- A od czasu kiedy on się ujawnił przed tobą zrobiłaś się taka… Victoria, czy ty coś czujesz do Maxa?
- LISA BŁAGAM CIĘ!
- Przyznaj, że podoba ci się.
- Zaraz cię stąd wyproszę! – roześmiałam się – Stara, co to w ogóle za gadki, daruj sobie! Jestem z Nathanem przypominam.
- No, a gdybyś nie była?
- ALE JESTEM! Koniec tego debilnego tematu!
- Spokojnie, już… A tobie nie jest smutno, że Nathan pojechał z chłopakami i, że cię tu zostawił?
- Maleńka… Kwestia przyzwyczajenia. Często tak jest, że Scooter zabiera ich na spotkanie i siedzimy z Kelsey i Nareeshą same.
- Przykre.
- Prawdziwe. – poprawiłam
- I długo ich nie ma?
- Różnie. Tylko nie uschnij z tęsknoty, Jay niedługo wróci.
- Małpa!
Posiedziałyśmy jeszcze chwilę u mnie, a potem Lisa zaciągnęła mnie na dół do Kelsey i Nareeshy. Nie miałam ochoty na kontakty społeczne, ale wiedziałam też, że moje wszelkie przeciwstawienia byłyby bezsensowne i na pewno przekazane Nathanowi, a nie chciałam słuchać kolejnego kazania, że nie mogę siedzieć sama i się wycofywać. Mimo, iż czułam, ze tego potrzebowałam. Takiej zadumy, ciszy… Mogłam na to liczyć jedynie w nocy kiedy Nathan już spał. Wtedy przebywałam ze Stephanem w myślach.
Siedziałyśmy z dziewczynami w salonie i oglądałyśmy telewizję. Było dość gorąco na dworze i w domu, więc leżałyśmy rozłożone i na szczęście żadnej nie chciało się rozmawiać. Co jakiś czas tylko któraś coś skomentowała odnośnie programu ew. donosiła kolejną porcję lodów na ochłodę w salaterkach.
Pod wieczór wrócili chłopaki.
- Jesteśmy! – zaczęli drzeć się od wejścia jeden przez drugiego
- I skończyła się sielanka. – westchnęła Kelsey
- Co zrobiłyście na kolację? – wpadł pierwszy Tom
- Nic
- Jak to „nic”?!
- Masz rączki to sam sobie zrób.
- Kochanie – Tom wepchał się koło Kelsey na sofę – ja
- Tak wiem – blondynka przyjęła głos swojego chłopaka – „ja ciężko zarabiam na życie, wypruwam żyły, to mogłabyś chociaż zrobić kolację dla swojego faceta”. – odchrząknęła i kontynuowała swoim głosem – Nie, nie mogłabym.
Brunet od razu spojrzał na mnie świdrującym wzrokiem.
- Parker, ja z nią nie rozmawiałam. – westchnęłam, w tej samej chwili Nathan podszedł do mnie, chciałam się przywitać, ale on bez słowa wziął mnie za rękę i pociągnął za sobą na górę.
- Nathan o co chodzi? – dopytywałam po drodze, ale on milczał. Dopiero, gdy wparowaliśmy do pokoju, zamknął za sobą drzwi i wyrzucił z siebie nieźle zdenerwowany;
- Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć?!
Stałam jak wryta na środku i miałam dosłownie poker face’a…

- A tak mniej więcej to co tym razem zrobiłam?







Cześć! Pisałam, że postaram się dodać rozdział jeszcze w tym tygodniu? I dotrzymuję słowa :* 2/3 rozdziału powstało na początku stycznia, a resztę pisałam dziś, z której jestem bardziej zadowolona, ale nie miałam kompletnie weny jak ulepszyć początek, dlatego też przepraszam jeśli część z Was się zanudziła albo gdzieś po drodze mi przysnęła ;)... 
Akcja nie jest teraz porywająca, bo przygotowuje grunt na eksplozje- trochę dramatów chyba mi się w głowie kształtuje ;p Jak doskonale wiecie- musi być trochę nudniej, by potem była- no powiedzmy, "miazga" ;)

Kochani! Przede mną już TYLKO 2 egzaminy. Jeden jutro (pozdrawiam), a ostatni w czwartek. Chyba dobrze trzymaliście kciuki za ustne, bo dostałam z pierwszego 4, a z drugiego 5 ;) Na resztę wyników pisemnych jeszcze czekam, ale jak na razie chyba wszystko zdane. Zobaczymy jak te dwa ostatnie pójdą.
Poza tym! Uwaga uwaga! SAN DOSTAŁA STAŻ W MIĘDZYNARODOWEJ FIRMIE W SAMYM CENTRUM WARSZAWY!!!!! TAMTAMTAAAAAAAAM!!!! Musiałam się pochwalić :p Byłam na rozmowie kwalifikacyjnej w piątek, na której czułam się bardzo dobrze i mega pewnie siebie i po niej od razu powiedzieli mi, że chcą rozpocząć ze mną współpracę, yeeeeaaaah :D Być może w końcu rozpoczęła się dobra passa ;) Zaczynam za 2 tygodnie i jestem bardzo podekscytowana! 
Muszę dokupić poważnych, eleganckich koszul skoro mam pracować 10 godzin dziennie w biurze, nie ma to tamto ;) Oczywiście tryb studiów zostaje bez zmian- dwa lata w rok nadal. Mam nadzieję, że się nie zajadę i ze wszystkim sobie poradzę. W końcu to moje ostatnie 5 miesięcy w stolicy, więc muszę wycisnąć z nich jak najwięcej ;)!

Zaczynam pisać kolejny rozdział dla Was!
<3

PS dziękuję za wszelką wiarę we mnie i słowa otuchy. Jesteście nieocenione Dziewczyny! <3

5 komentarzy:

  1. Jejciuu.. warto było czekać! :D
    Rozdział po prostu cudowny! *...*
    Dziewczyno, ale jak Ty mogłaś urwać w takim momencie?! No ja się tak wczuwam, a tu nagle bum i koniec xdd
    Z niecierpliwością czekam na następne cudeńko :*
    Gratuluję stażu! :* Zdolniacha ta nasza San <3
    Powodzenia na egzaminach no i na stażu również :*

    Pozdrawiam Aslandi <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wchodzę na bloga a tu taka niespodzianka, jak miło :)
    Gratuluję zdanych egzaminów i powodzenia na kolejnych! Mnie dopiero cały ten szał sesyjny się zaczyna a już mam dość :(
    Gratuluję także stażu! Mogłabyś przybliżyć na czym będzie polegać Twoja praca?
    Btw na którym roku studiów jesteś? Bo gdzieś mi to umknęło :)
    Pozdrawiam, Martyna

    OdpowiedzUsuń
  3. Super Rozdział
    Jak vicy poleci do Polski to może Nathan też poleci może to teraz nie możliwe ale może jednak
    Powodzenia na egzaminach i gratulacje
    Weny!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny!
    Max się chyba troszkę wygadał...
    Mam nadzieję, że nie będzie dużej kłótni między Wiki i Nathanem...
    Cieszę się, że Wiktoria 'pogodziła' się z mamą
    Czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Od jakiegos czasu nie znosze maxa. I szczerze mowiac mam go dosc. Dupek. Obstawiam ze chodzi o wyjazd do polski a nie....o uczucia M do V.

    Mam tyle roznych podpisow...

    OdpowiedzUsuń