„Nie potrafię się odnaleźć. Nie potrafię sobie poradzić. Mam wrażenie,
że wraz ze Stephanem coś ze mnie odeszło. Coś zgasło. Nieodwracalnie. Włóczę
się z kąta w kąt. Staram się to sobie jakoś poukładać, wyjaśnić… Ale jak
wyjaśnić śmierć niewinnego dziecka? Dlaczego to wszystko jego spotkało?
Dlaczego nie możemy teraz razem się bawić i śmiać? Nie potrafię odpowiedzieć na
te i wiele innych pytań, które chodzą mi po głowie. Jestem Bogu wdzięczna za
to, że przez kompletny przypadek było mi dane poznać Stepha. Poznać i pokochać.
Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że ten dzień kiedy mnie wypatrzył w szpitalu
zmieni moje życie. Pomyślałabyś, że pokocham dziecko? Bezwarunkowo? Ja? Która ich
nie znosi? Ale już go nie ma. I więcej go nie zobaczę ani nie usłyszę. I
właśnie, gdy po raz setny w przeciągu kilku dni zdam sobie z tego sprawę jest
najgorzej. To boli najbardziej. Te: „NIGDY WIĘCEJ”. Na pogrzebie Stephana 2 dni
temu brakowało mi momentami tchu…
Nie wiem jak sobie poradzić. Chce mi się płakać, ale już chyba nie mam
łez, bo wszystkie wypłakałam. W ciągu dnia staram się trzymać, być silna, ale
tak jak teraz- w nocy… Ja upadam Mamo. Nie mam siły walczyć z tym, że jest mi
tak przykro i źle. Chciałabym się teraz do Ciebie przytulić, tak po prostu. Bez
zbędnych słów. Bo Ty mnie zawsze rozumiałaś i wspierałaś. Mamo, tak bardzo
żałuję wszystkiego… Chciałabym przeprosić Ciebie i Tatę, pogodzić się z Wami,
powiedzieć jak bardzo Was kocham, ale boję się. Minęło trochę czasu i brakuje
mi odwagi. Teraz kiedy czuję, że się rozpadam i potrzebuję Was chyba
najbardziej na świecie. A szczególnie Ciebie Mamo…”
Zamknęłam laptopa. Nie wysłałam. Jak
zwykle. Kilka maili już zebrało się przecież, gdy próbowałam napisać do
rodziców, a mimo tego i tak niczego nie zmieniłam. Czułam jak łza zakreślała
powoli kolejną ścieżkę na policzku. Spojrzałam w bok na łóżko. Nathan już spał,
ale on też bardzo przeżywał i było mu ciężko. Westchnęłam cicho i zwróciłam
wzrok z powrotem przed siebie na okno. Tylko księżyc piękny w pełni oświetlał
wnętrze pokoju. Otarłam łzę i podeszłam do pudła, którego nie tknęłam od owego
dnia… Miałam w nim niespodziankę dla Stephana- nasze wspólne zdjęcia i jego
smakołyki, których nie zdążyłam dać. Jednak i tym razem nie miałam odwagi
otworzyć kartonu. Nie zniosłabym tego bólu. Jeszcze nie. Zawróciłam z powrotem,
podeszłam do łóżka i cicho wsunęłam się pod kołdrę, by nie obudzić Nathana.
Zbudziłam
się sama rano. Od tamtego wydarzenia miałam problem ze spaniem. Wstałam i
poszłam od razu ogarniać się. - Dzień dobry – w pokoju przywitał mnie Nathan, który siedział w łóżku
- Cześć
- Kolejny dzień z rzędu wcześnie wstałaś.
Dobrze spałaś w nocy?
- Mhm
- Wiem za to, że późno się położyłaś
- Co chcesz na śniadanie? – przerwałam mu
i poczułam na sobie jego wzrok
– Kanapkę
Bez słowa zawróciłam się na pięcie i
skierowałam do kuchni. Wybrałam potrzebne składniki do śniadania, wlałam wodę
do czajnika i przygotowałam kawę. Kilka minut później, gdy otrząsnęłam się z
zawiechy i zaczęłam kroić bułkę, poczułam objęcie od tyłu.
- Zostaw to. – powiedział czule Nathan –
Chodźmy się przejść.
- Ale śniadanie…
- Nie ucieknie. – wziął mnie za dłoń i
delikatnie pociągnął za sobą, ale wiedziałam, że opór będzie zbędny
Wyszliśmy z domu, a ja od razu na nos
założyłam okulary przeciwsłoneczne.
- Dokąd idziemy?
- Na spacer.
- Nie mogliśmy potem? Śniadanie mogłeś
spokojnie zjeść.
- Nie, nie mogliśmy potem.
- …bo?
- Bo chcę porozmawiać z tobą teraz.
- Naaaaathhh… - jęknęłam
- Nie „Naaaaaathhhh” – próbował mnie
naśladować – tylko jest piękna pogoda i chciałem zabrać swoją dziewczynę na spacer.
– uśmiechnął się słodko i niewinnie – Coś w tym złego?
Wzruszyłam tylko ramionami i poddałam
się. Szliśmy w milczeniu, mijając domy, ulice, skwerki aż finalnie dotarliśmy
do parku.
- Nie wiedziałam, że nieopodal naszego
miejsca zamieszkania jest takie miejsce.
- A widzisz! Znalazłem je niedawno i
wiedziałem, że muszę cię tu przyprowadzić. Chodź, usiądziemy. – pociągnął mnie
na ławkę. Usiedliśmy i patrzyliśmy w dal. Wiedziałam, że ten wypad był celowy i
że brunetowi o coś chodziło. Nie ułatwiałam mu jednak zadania i postanowiłam
się nie odzywać.
- Dobra Vicky – po kilku minutach raptownie
zawrócił się w moją stronę – specjalnie cię tu zabrałem, bo chciałem, żebyś
zobaczyła nowe miejsce, ale i chcę porozmawiać z tobą na spokojnie.
- Myślałam, że nie wydusisz z siebie
tego.
Zrobił skwaszoną minę po czym
kontynuował;
- Widzę co się z tobą dzieje od… -
przełknął ślinę – śmierci Stephana – ścisk w gardle – i chcę, żebyś wiedziała,
że cię rozumiem, bo mi też jest cholernie ciężko, ale Vicky… - wziął moją dłoń
w swoje dłonie – nie możesz tak bardzo tego przeżywać. Minął tydzień, a mi
jakby od siedmiu dni podmienili dziewczynę. Jesteś cicha, nieobecna, ciągle
zamyślona, smutna… - wymieniał - Nie pamiętam jak się uśmiechasz. Dopiero, gdy
ktoś do ciebie zagada wymuszasz uśmiech i udajesz, że jest ok. Ale ja to
wszystko widzę Victoria. I nie przewracaj oczami. I nie wzdychaj tak ciężko. –
zwracał mi uwagę – Życie toczy się dalej. Boli bardzo, że Małego już z nami nie
ma, ale on na pewno nie chciałby, żebyś była taka smutna. I… - Nathan popatrzył
mi głęboko w oczy – i co zapewne zrobiłby gdyby cię taką zobaczył?
Łzy napłynęły mi do oczu na samo
wspomnienie. – Podbiegłby, wtuliłby się i powiedział, żebym nie była smutna, bo
on też będzie, a nie lubi być smutny.
- Właśnie – pocałował moją dłoń – I ja
też nie chce, żebyś taka była.
- Ale Nath – rozpłakałam się – to jest
takie trudne… Cały czas myślę o tym, że może dałoby radę znaleźć wcześniej te
pieniądze, że może nie zrobiliśmy wszystkiego…
- Vicky… Vicky, spójrz na mnie. – ujął
moja twarz w dłoniach i zmusił do spojrzenia – Zrobiliśmy wszystko co w naszej
mocy. – mówił twardo - Tak miało być, nie zmienisz woli Boga. – i przytulił
mnie do siebie mocno – Obiecaj, że nie będziesz więcej siebie obwiniać za coś
na co wpływu nie mieliśmy i że nie będziesz się zadręczać ani dołować. Postaraj
się żyć dalej normalnie. Ze Stephem w sercu, ale normalnie. Jak do tej pory. –
mówił do ucha – Obiecaj mi to Victoria.
Zacisnęłam oczy i szepnęłam. – Obiecuję.
- Dzielna dziewczyna. – odsunął się, by
namiętnie mnie pocałować – Mogę coś dla ciebie zrobić, żeby ci pomóc?
- Wystarczy, że jesteś.
- Oooooo uśmiechnęłaś się! – on się
rozpromienił – Yes yes yes! – zaczął mnie rozśmieszać – Ale tak poważnie…
zauważyłem jeszcze jedną rzecz w ciągu tych paru dni.
- Jeeeeeejuuu Naaaaath – ponownie
przewróciłam oczami – Dałbyś już sobie spokój z tymi obserwacjami i wywodami.
- Tak tak… Nie tęsknisz za rodzicami, nie
brakuje ci ich teraz?
Kurde. Walił prosto w środek. Miał cela.
- Daję sobie radę.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- Odpowiedziałam.
- Nie. Zbyłaś mnie.
- Nie zbyłam cię. Odpowiedziałam.
- To było pytanie zamknięte; odpowiedź
prosta TAK lub NIE. Więc?
Westchnęłam. – Tak. Usatysfakcjonowany?
Bardzo mi ich teraz brakuje w tych dniach, strasznie za nimi tęsknię. Już. I
co? Zmieniło to coś?
Wyszczerzył się. – Zmieni. – ściągnęłam
brwi, nic nie rozumiejąc – Zadzwoń do nich.
Wstałam momentalnie. – Oszalałeś?!
- Raczej nie.
- Nathan ja tego nie zrobię.
- Dlaczego? Skoro tęsknisz?
- Bo nie!
- Om tak, uwielbiam tę odpowiedź. –
skwitował
- Daj spokój. Wracamy.
- Nigdzie nie wracamy. – zawrócił mnie od
razu i sprowadził do poziomu ławki – Siadaj. – nakazał – Pamiętasz jak bodajże
w tamtym tygodniu powiedziałem, że jeśli sama tego nie zrobisz to ja wyciągnę
za ciebie rękę do rodziców?
- O rety… - uniosłam brew – Co ty
zrobiłeś?
- Moja droga kochana Victorio… -
chrząknął teatralnie
- Musi być grubo skoro tak zaczynasz… Ej!
Nie śmiej się! – zaczęłam go szturchać, gdy wpadł w atak śmiechu – Ja jestem
przerażona, a ty masz ubaw?
- Właśnie… o to… chodzi.- mówił, łapiąc
oddech – Żebyś widziała swoją minę hahahahaha!!!
- Sykes zaraz oberwiesz! – wycedziłam
przez zęby – Co zmalowałeś?
- Napisałem do twoich rodziców.
- Pffff!! – powietrze ze mnie zeszło i
ulga niesamowita nastąpiła – Jak ty polskiego nie znasz! – prychnęłam
- No. – przytaknął jakby nie poczuł się
urażony – Ale ty znasz. – moja uniesiona brew – Wysłałem twoje maile, które
pisałaś, ale odwagi ci zabrakło do wysłania ich. Łącznie z tym dzisiejszym,
którego napisałaś w nocy.
Przełknęłam ślinę i nieśmiało spytałam; -
Wersje robocze?
- Dokładnie! – dokończył dumnie
- Ja cię kiedyś zastrzelę. – schowałam
twarz w dłoniach
- Eeeee… Powinnaś być mi wdzięczna!
- Po co się mieszałeś?! – spojrzałam na
niego – Prosił cię ktoś o to?!
- Tak
- ?!
- Ty. Niemo, ale dostatecznie wyraźnie.
Patrzyłam na niego bez słowa. – A teraz
wyraźnie pokazuje co chcę przekazać?
- Że chcesz dać mi buzi? – zrobił dziubek
- Chyba W BUZI!
- No wiesz?
Jednak od razu pierwsze nerwy opadły i
uśmiechnęłam się. – Jesteś straszny.
- Wiem. Ale jeszcze mi podziękujesz. – przysunął
mnie do siebie i pocałował w czoło
Wstaliśmy, żeby wracać z powrotem, gdy
jeszcze zatrzymałam się.
- Nath… - zaczęłam cicho – ale nie
spodziewaj się, że… to mi wszystko przejdzie jak ręką odjął…
- Nie spodziewam się. – popatrzył w oczy
z czułością – Ale chcę, żeby ta moja wesoła Vicky powoli wracała, bo tęsknię za
nią.
Uśmiechnęłam się, czując jak ciepło
wypełniało moją duszę.
W domu;
- Dzień dobry kochana, jak samopoczucie?
– Lisa weszła na taras, gdzie siedziałam
- Cześć, OK.
Usiadła obok mnie. – A tak naprawdę?
Widzę przecież jak przeżywasz i jesteś gdzieś daleko myślami.
- Lisa, jest OK. – powtórzyłam – Niedawno
wróciłam ze spaceru z Nathanem, na którym trochę ustawił mnie do pionu. –
przyjaciółka patrzyła z niedowierzaniem – Naprawdę – lekko się uśmiechnęłam –
trochę się wycofałam przez ostatnie dni, ale nie zdawałam sobie sprawy, że to
aż tak widać i że Nath tak się tym przejął.
- Każdy to zauważył. A Nath, no cóż… masz
cudownego chłopaka, który gwiazdkę z nieba chce ci dać. – puściła oko
- Fakt… modliłam się o cudownego
mężczyznę i mam, on się nie modlił i ma mnie. – Lisa parsknęła – Ale tak
szczerze… chcę coś zrobić dla niego, jakoś odwdzięczyć się za to wszystko co on
dla mnie robi… Mam wrażenie, że wcale mu się nie odpłacam tym samym…
- Vicky o czym ty mówisz? Przecież to
normalne w miłości, że jak się kocha to jesteś w stanie zrobić dla drugiej
osoby wszystko i to bezinteresownie.
- Jakoś w tym starciu widzę, że Nathan
bardziej się stara, a ja jestem daleko w tyle. – przygryzłam wargę
- Nie wydaje mi się. – dziewczyna
pokiwała głową – Sorry Vicky, ale to ty zostawiłaś pracę, w której doskonale
się spełniałaś i ludzi, których kochałaś, byle przylecieć tutaj do Ameryki.
- Ale to chyba normalne i nic
nadzwyczajnego, po prostu chcę być obok Natha.
Lisa uśmiechnęła się. – No nie dla
wszystkich jest to normalne, bo nie każdy by się tak poświęcił.
- Nie przesadzaj z określeniami.
- Osobiście uważam, że obydwoje jesteście
siebie warci, bo obydwoje uważacie, że dajecie od siebie za mało, a na swoim koncie
macie i tak bardzo bardzo dużo.
Ściągnęłam brwi. – Jak to „obydwoje
uważacie”? Rozmawiałaś na ten temat z Nathanem?
- Oooouuu…
- Taaaak?
- Ostatnio przyszedł do mnie pogadać, bo
miał wrażenie, że przez te wydarzenie się od siebie oddalacie i szukał sposobu,
żebyś poczuła się lepiej.
- Lisaaaa…?
- Mmm?
Popatrzyłam jej w oczy i powiedziałam
cicho z uśmiechem; - Kocham go.
- Nie dziwię się wcale!
- A wiesz, że wysłał moje maile do mojej
mamy, bo ja nie miałam odwagi tego zrobić?
- Żartujesz?!
- Nie! Dowiedziałam się o tym godzinę
temu.
- O rety. I co, jakiś odzew?
- Uspokój się, jeszcze nie, ale szczerze mówiąc
mam ogromne nerwy… Zobaczymy co z tego wyjdzie.
- Ale chcesz się pogodzić z rodzicami?
- Chcę, ale wiesz, że różnie to może
wyjść… W połączeniu z moim i rodziców temperamentem…
- Ogień! Ale wierzę, że ten ogień uda się
zgasić.
- W ogóle Lisa… przepraszam.
- Za co?
- Właściwie za wszystko…
- Nie rozumiem?
- Bo nie tak miał wyglądać twój urlop w
Los Angeles! – wypaliłam – Wszystko jest nie tak!
- Ale uspokój się, kobieto! Co ty taka
winna się za wszystko zrobiłaś?
- Oj, wcale, że nie za wszystko.
- Lisa – wpadł na taras Jay – pomożesz mi
w tym sklepie?
Spojrzałam podejrzanie na przyjaciółkę, a
ona niewinnie wzruszyła ramionami. – Może właśnie tak miał wyglądać. – szepnęła
mi na ucho i poszła za Loczkiem
Korzystając, że byłam sama zamknęłam oczy
i oddychałam głęboko. Znowu wspominałam chwile spędzone ze Stephanem. Znowu
rozgrzebywałam rany, które w sumie nawet nie zdążyły pokryć się strupami.
- Vicky… - Nathan usiadł obok mnie, a ja
nie zdążywszy jeszcze uronić łzy, otworzyłam oczy - …właśnie Scooter zadzwonił
i oświadczył, że mamy jutro wywiad i występ w telewizji na żywo. – patrzył na
mnie uważnie i chyba zastanawiał się nad czymś – I… dobrze by było jakbyś
poszła z nami, ale jeśli nie jesteś na siłach to zrozumiem.
- Ja? Po co ja wam tam jestem potrzebna?
Przecież nie jestem członkinią The Wanted.
- No tak, ale w wywiadzie będą też
pytania o to jak nam się tu żyje, mieszka, takie o codzienność…
- Rozumiem, że Kelsey i Nareesha też idą?
- Tak
- OK
- Zgadzasz się? – jego kąciki ust powoli
kierowały się ku górze
- Tak
- Ale na pewno jesteś w stanie?
- Tak. Tyle w temacie.
- OK. Dzięki – dostałam buziaka
- Słońce! – stanął naprzeciwko nas Tom i
patrzył na mnie – Sprawa jest! Nie wiem czy Nathan dał sobie radę, ale czy byś
- Już załatwione Tom.
- Aha… Czyli falstart?
- Raczej opóźniony zapłon stary.
- Nath, bo oberwiesz w czapę.
- Panowie uspokójcie się. – chrząknęłam
- Naaaaaaaaaaaaaathaaaaaaaaaan!! – z
wnętrza domu wydarł się Siva
- Co chcesz?!
- Chodź tu, bo koszule nam się
pomieszały!
- Ja nie wiem jak ten człowiek radzi
sobie z życiem. – z ironią skwitował Tom, a Sykes niezadowolony cmoknął i
poszedł do domu na ratunek
- Jak tam Słońce? – jego miejsce zajął
Tom
- Przepraszam cię, ale chciałabym
posiedzieć sama…
- Ja wiem. I dlatego nie posiedzisz sobie
sama. Nie patrz tak na mnie! Nie mogę już znieść jak chodzisz taka smutna i
cicha.
- Rany boskie Tom! Od – zacięłam się i
nie przeszło mi to przez gardło, więc pominęłam – minął tydzień, a ty kolejny dajesz
kazanie na temat tego, że chodzę smutna? To przepraszam, mam śmiać się,
krzyczeć, bawić jakby nic się nie stało? O czym ty do mnie mówisz?
- Ty wiesz o czym ja mówię, nie
przekręcaj wszystkiego. Oczywiście, że nie chodzi mi o to wszystko co
wymieniłaś. Ty oddalasz się Vicky od nas wszystkich.
- Może inaczej teraz nie potrafię?
- Potrzebujesz czasu?
- Tak
- Ile? Dwa dni, dwa tygodnie, pięć
miesięcy?
- Nie wiem Tom.
- A może za pięć miesięcy nadal będziesz
w takim stanie jak dzisiaj?
- Przestań.
- Po prostu jako twój przyjaciel martwię
się o ciebie.
- A ty rozumiesz słowo „żałoba”?
- Rozumiem. Ale nie rozumiem takiego
wycofywania się.
- Żadne wycofywanie. Idę jutro z wami na
ten wywiad.
- O, super! – zironizował, a ja tylko
westchnęłam – A słuchaj… nadal z Maxem nie rozmawiacie?
- A czemu coś w tej kwestii miałoby się
zmienić? Nadal nie rozmawiamy, nadal działamy sobie na nerwy, nie rozumiemy co
do siebie mówimy i lepiej jest unikać się albo starać się sobie nie wchodzić w
drogę.
- Źle robisz.
- Dziękuję.
- Słuchaj, on naprawdę chciał pomóc
- Przyjąłeś role jego adwokata? –
przerwałam mu
- Po prostu chcę, żebyście się pogodzili,
żeby było jak dawniej do cholery!
- Ale Tom. Nic nie będzie jak dawniej.
Zaczął dzwonić mój telefon. To mama.
Serce zaczęło mi walić i znieruchomiałam, ale zaraz nieśmiało odebrałam.
- …tak?
- Wiki… - głos mamy stopił we mnie
wszelkie lody. Był taki ciepły i kochający – Dziecko, jak dobrze, że odebrałaś.
- Mamo… - wzruszyłam się, a Tom widząc
intymną sytuację zostawił mnie na tarasie samą – nawet nie wiesz jak czekałam
kiedy zadzwonisz.
- Nie mogłaś w takim razie ty wcześniej
zadzwonić?
- Przecież dopiero u was świta. –
roześmiałam się – Nie miałam zamiaru budzić cię w nocy.
- Uwierz mi, że nic by się nie stało
jeśli miałaś taką potrzebę. – zapewniła mnie – Dostałam twoje maile. Coś mnie
ruszyło i od razu, gdy się zbudziłam otworzyłam pocztę, a tam kilka wiadomości
od ciebie. Nawet nie wiesz jaka byłam szczęśliwa. Wszystko już wiem kochanie.
Tak mi przykro z powodu tego chłopca… Naprawdę bardzo chciałabym cię teraz
mocno przytulić…
- A ja bardzo tego potrzebuję mamo… -
rozpłakałam się
- Wiki kochanie przyleć.
- Jak mamo? Przecież jestem w Los
Angeles.
- Dziecko, słyszę, że się rozpadasz.
Potrzebujesz pobytu w domu.
- Bardzo bym chciała, ale nie wiem jakby
to miało wyjść…
- Prześlę ci pieniądze na bilety.
- Ale to nie o to chodzi.
- A o co?
- Specjalnie z Londynu przyleciałam do
Nathana i mam teraz z kolei lecieć do domu?
- Nie widzę w czym problem. Wiktoria, a
Nathan nie widzi, że pękłaś, bo znowu za dużo się wszystkiego nazbierało? Jeśli
nie zrozumie tego, że musisz zrobić to dla siebie
- Zrozumie. – wyprzedziłam ją, a ona z
nadzieją w głosie spytała;
- To co, przylecisz?
- Pomyślę.
- Zastanów się. Bardzo się za tobą
stęskniłam córciu. Zresztą nie tylko ja…
- Tata… Mieszkacie nadal razem?
- Tak. Porozmawiamy jak przylecisz,
dobrze?
- Dobrze.
- I nieźle podszkoliłaś już swojego
chłopaka w języku polskim.
- To znaczy?
- W wiadomości całkiem nieźle dało się go
zrozumieć.
Postawiłam oczy. – Serio coś od siebie
dodał? Co ci napisał?
- M.in. to, że to on wysyła te maile, że
nie wie czy są dobre, bo nie rozumie tak dobrze polskiego, ale wie, że pisałaś
je do mnie, gdy było ci ciężko. Tylko, że ich nie wysyłałaś…
- Nie miałam odwagi mamo.
- Odwagi do czego?
- Żeby po tej awanturze i odcięciu się od
was, pisać do ciebie i użalać się wtedy kiedy sobie nie radzę… Wydawało mi się
to okropne.
- Wiki, zawsze będziesz moim dzieckiem i
bez względu na to co się wydarzyło, zwracaj się do mnie, gdy masz taką
potrzebę. Co ty w ogóle sobie wymyśliłaś… - usłyszałam, że mama się wzruszyła
- Tak po prostu… Dobrze mamo, to ja
pomyślę nad tym domem i odezwę się niedługo, ok?
- Dobrze. Czekamy z niecierpliwością. Trzymaj
się córcia, uważaj na siebie. Bardzo cię kocham.
Łzy popłynęły mi po policzkach. – Ja
ciebie mamo też… - odłożyłam telefon. Wstałam i wróciłam do pokoju. Po jakiejś
godzinie przyszedł Nathan;
- Tu jesteś. Wszędzie cię szukałem.
Zdecydowanie ten dom jest za duży. Obejrzymy jakiś film?
- Tak
- Na co masz ochotę? Kino akcji czy
fantasy?
- Nath, dzwoniła do mnie mama. –
wypaliłam od razu
- I…?
- Dziękuję tobie. – uśmiechnęłam się
- No widzisz! – roześmiał się i przytulił
mnie mocno – Co ty byś zrobiła beze mnie? Zginęłabyś marnie bez takiego
cudownego chłopaka!
- I skromnego przede wszystkim. – dodałam
- Otóż to! – odsunęliśmy się od siebie –
A jak rozmowa przebiegała? Bez zbędnych pretensji i żali?
- Bez!
- To najlepiej!
- I słuchaj… - zastanawiałam się jak
powiedzieć mu o tym, że chciałabym polecieć do domu, gdy ktoś zapukał. Zajrzał
Max;
- Nath, Tom cię woła.
Brunet przewrócił oczami. – Żyć dziś beze
mnie nie mogą. – wyszedł z pokoju, a Max nadal stał w wejściu. Spuściłam od
razu wzrok i udawałam, że szukam czegoś w laptopie, chcąc, żeby sobie poszedł.
Ale nie zrozumiał.
- Nie uważasz, że przesadzasz?
- No tak, powinnam pogodzić się już z
tym, że w sytuacjach konfliktowych wina zawsze według ciebie leży po mojej
stronie. – powiedziałam szybko, nie patrząc na niego
- Bo ja nie rozumiem w czym zawiniłem. W
tym, że wysłałem pieniądze na lek Stephana z anonimowego konta i nie chciałem
się przyznać?
- Możesz stąd wyjść?
- A normalnie przyjęłabyś te pieniądze?
- Możesz stąd wyjść?
- Oczywiście, że nie, bo twój honor by ci
nie pozwolił.
Zamknęłam laptopa z impetem i warknęłam
szybko zrywając się z łóżka.
- Gówno wiesz o moim honorze, bo w
starciu chłopca ze śmiertelną chorobą to ja tu się nie liczyłam.
Byliśmy naprzeciwko siebie tuż tuż.
Wpatrywałam się wściekła w jego oczy.
- Wkurzasz mnie i to tak bardzo, że ledwo
się powstrzymuje, by nie powiedzieć ci przykrości.
- Nie wierzę, od kiedy masz takie
wyczucie i takt? – ja tam się nie powstrzymywałam
- Od wtedy kiedy ty go straciłaś.
- Mhm… Nie wierzę, że od zawsze!
Max zaczął się wycofywać. – Nie mogę z
tobą wytrzymać. Będzie chyba lepiej jak nie będziemy sobie wchodzili w drogę.
- Oczywiście, że tak. – odczuwałam wielką
wrogość ku niemu i wycedziłam, nie panując do końca nad sobą – Za kilka dni
wylatuję do Polski, więc nie będziesz skazany, żeby na mnie patrzeć!
Zdziwiłam go, ale nie zdążył nic
odpowiedzieć, bo Nathan wrócił na górę.
- Vicky, nie obejrzymy jednak filmu… Max
– zwrócił się do kumpla – przestańcie się kłócić.
Na co George brutalnie mnie ściął i syknął.
– Jej to powiedz. – po czym zawrócił się na pięcie i odszedł, a ja zacisnęłam
wargi i starałam się zamknąć co udało mi się. Wracałam się już do pokoju, gdy
Nathan przytrzymał mnie za rękę.
- Vicky, dostaliśmy telefon od Scootera.
Chce z nami się spotkać przed tym wywiadem, żeby przygotować się do pytań
odnośnie zespołu. Przepraszam, że nie spędzimy razem leniwego popołudnia, ale
mam nadzieję, że
- Jasne, rozumiem.
- Przygotuję na wieczór coś ekstra.
- Dobrze, do wieczora. – dałam mu buziaka
w policzek i schowałam się z powrotem w pokoju. Chwilę później weszła do mnie
Lisa.
- Siemano! – rozsiadła się w nogach łóżka
- Co za energia. – skomentowałam – Czyżby
to Jaya zasługa? - przygryzła tylko wargę, uśmiechając się – Rozumiem. –
kiwnęłam głową – Może coś z tego jeszcze wyjdzie?
- Nie. Raczej nie.
- Ale uśmiechasz się jak to mówisz. Nie
wierzę w takim razie!
- Ojeeeeej… - zaczęła nerwowo poprawiać
włosy
- Ok, rozumiem. – uśmiechnęłam się ciepło
– Zobaczymy, ale trzymam kciuki.
-
A jak u ciebie? Rodzice zadzwonili?
- Tak. Mama.
- To co nic nie mówisz?! – rzuciła we
mnie poduszką – I co wyszło?
- Że tęsknota jest dwustronna. I ogólnie
tak bardzo miło było usłyszeć mamę, serio…
- Ale pogodziłyście się?
- Tak jakby. Znaczy oficjalnie nie padło
słowo „przepraszam” od żadnej strony, ale skrucha była.
- I co teraz?
- Nie wiem. – wzruszyłam ramionami – Mama
bardzo chce, żebym przyleciała do nich, ale ja nie wiem sama…
- Czemu się zastanawiasz?
- Wzięłam ten urlop specjalnie dla
Nathana, by z nim pobyć.
- A widzisz go tu obok siebie?
- Lisa, nie mów tak.
- Sorry… No ale myślałam, że spędzimy
dziś z Jayem razem całe popołudnie i wieczór…
- A to tu cię boli! – wytknęłam palcem, a
ona od razu zrobiła się czerwona jak buraczek – No peszek, w takim razie
spędzicie razem tylko wieczór… - westchnęłam dwuznacznie
- Jesteś straszna Victoria!
- Przecież widzę, że was do siebie
ciągnie. Ślepa nie jestem.
- Ale to nie jest takie proste. – opadła na
łóżko
- Wszystko jest proste tylko my sobie
niepotrzebnie komplikujemy.
- Ale my przecież próbowaliśmy Vicky i to
nie jeden raz i co?
- Gówno
- Dokładnie, więc i on i ja jesteśmy z
dystansem.
- A pomyśl co by było jakby ten dystans
znikł i namiętność i żar, który siedzi w was wybuchnąłby!
Lisa podniosła się na przedramiona i
uważnie na mnie spojrzała. – Ty ćpałaś?
- Dziś wyjątkowo nie.
- A mijałam się z Maxem! – przypomniało się
jej - Czyżby twój ulubiony kolega cię odwiedził?
- Owszem.
- I jak było?
- Szałowo. Jak zwykle ostatnimi czasy.
- Powiedz mi Vicky co się teraz z wami
dzieje?
- Nie wiem Lisa. – wzruszyłam ramionami –
Ale przysięgam, że George działa mi teraz na nerwy pod każdym względem!
Cokolwiek nie powie, jakkolwiek na mnie nie spojrzy… To już moja wina, bo tak
się nastawiłam na niego, ale naprawdę nie potrafię tego zwalczyć. I tak wiem,
że wszyscy to widzicie, sory.
- No nie da się ukryć, że widzimy waszą
niechęć do siebie… Od kiedy to właściwie się zaczęło?
- W sumie… - zamyśliłam się – nie pamiętam
dokładnie, ale lawina ruszyła jak wyznał mi, że nie jestem mu obojętna, potem
jak widziałam z jakimi pannami się spotykał i spał; to mnie strasznie wkurzało
pamiętam, potem on zaczął mi docinać i tak już odnośnie wszystkiego po sobie
jedziemy. I to bez trzymanki czasami.
- Zaraz, stop! Dlaczego cię wkurzało, gdy
widziałaś go z innymi laskami?
- No bo… żebyś ty widziała te laski, Lisa!
Przecież jak one wyglądały, co one sobą reprezentowały! Dno i wodorosty!
Lisa zmrużyła oczy. – Przecież wcześniej
miałaś wylane na to z kim spotykał się Max. Wiedziałaś jaki on jest.
- Dobrze, wiedziałam, ale bez przesady!
- A od czasu kiedy on się ujawnił przed
tobą zrobiłaś się taka… Victoria, czy ty coś czujesz do Maxa?
- LISA BŁAGAM CIĘ!
- Przyznaj, że podoba ci się.
- Zaraz cię stąd wyproszę! – roześmiałam się
– Stara, co to w ogóle za gadki, daruj sobie! Jestem z Nathanem przypominam.
- No, a gdybyś nie była?
- ALE JESTEM! Koniec tego debilnego
tematu!
- Spokojnie, już… A tobie nie jest
smutno, że Nathan pojechał z chłopakami i, że cię tu zostawił?
- Maleńka… Kwestia przyzwyczajenia.
Często tak jest, że Scooter zabiera ich na spotkanie i siedzimy z Kelsey i
Nareeshą same.
- Przykre.
- Prawdziwe. – poprawiłam
- I długo ich nie ma?
- Różnie. Tylko nie uschnij z tęsknoty,
Jay niedługo wróci.
- Małpa!
Posiedziałyśmy jeszcze chwilę u mnie, a
potem Lisa zaciągnęła mnie na dół do Kelsey i Nareeshy. Nie miałam ochoty na
kontakty społeczne, ale wiedziałam też, że moje wszelkie przeciwstawienia
byłyby bezsensowne i na pewno przekazane Nathanowi, a nie chciałam słuchać
kolejnego kazania, że nie mogę siedzieć sama i się wycofywać. Mimo, iż czułam,
ze tego potrzebowałam. Takiej zadumy, ciszy… Mogłam na to liczyć jedynie w nocy
kiedy Nathan już spał. Wtedy przebywałam ze Stephanem w myślach.
Siedziałyśmy z dziewczynami w salonie i
oglądałyśmy telewizję. Było dość gorąco na dworze i w domu, więc leżałyśmy
rozłożone i na szczęście żadnej nie chciało się rozmawiać. Co jakiś czas tylko
któraś coś skomentowała odnośnie programu ew. donosiła kolejną porcję lodów na
ochłodę w salaterkach.
Pod wieczór wrócili chłopaki.
- Jesteśmy! – zaczęli drzeć się od
wejścia jeden przez drugiego
- I skończyła się sielanka. – westchnęła Kelsey
- Co zrobiłyście na kolację? – wpadł pierwszy
Tom
- Nic
- Jak to „nic”?!
- Masz rączki to sam sobie zrób.
- Kochanie – Tom wepchał się koło Kelsey
na sofę – ja
- Tak wiem – blondynka przyjęła głos
swojego chłopaka – „ja ciężko zarabiam na życie, wypruwam żyły, to mogłabyś
chociaż zrobić kolację dla swojego faceta”. – odchrząknęła i kontynuowała swoim
głosem – Nie, nie mogłabym.
Brunet od razu spojrzał na mnie
świdrującym wzrokiem.
- Parker, ja z nią nie rozmawiałam. –
westchnęłam, w tej samej chwili Nathan podszedł do mnie, chciałam się
przywitać, ale on bez słowa wziął mnie za rękę i pociągnął za sobą na górę.
- Nathan o co chodzi? – dopytywałam po
drodze, ale on milczał. Dopiero, gdy wparowaliśmy do pokoju, zamknął za sobą
drzwi i wyrzucił z siebie nieźle zdenerwowany;
- Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć?!
Stałam jak wryta na środku i miałam
dosłownie poker face’a…
- A tak mniej więcej to co tym razem zrobiłam?
Cześć! Pisałam, że postaram się dodać rozdział jeszcze w tym tygodniu? I dotrzymuję słowa :* 2/3 rozdziału powstało na początku stycznia, a resztę pisałam dziś, z której jestem bardziej zadowolona, ale nie miałam kompletnie weny jak ulepszyć początek, dlatego też przepraszam jeśli część z Was się zanudziła albo gdzieś po drodze mi przysnęła ;)...
Akcja nie jest teraz porywająca, bo przygotowuje grunt na eksplozje- trochę dramatów chyba mi się w głowie kształtuje ;p Jak doskonale wiecie- musi być trochę nudniej, by potem była- no powiedzmy, "miazga" ;)
Kochani! Przede mną już TYLKO 2 egzaminy. Jeden jutro (pozdrawiam), a ostatni w czwartek. Chyba dobrze trzymaliście kciuki za ustne, bo dostałam z pierwszego 4, a z drugiego 5 ;) Na resztę wyników pisemnych jeszcze czekam, ale jak na razie chyba wszystko zdane. Zobaczymy jak te dwa ostatnie pójdą.
Poza tym! Uwaga uwaga! SAN DOSTAŁA STAŻ W MIĘDZYNARODOWEJ FIRMIE W SAMYM CENTRUM WARSZAWY!!!!! TAMTAMTAAAAAAAAM!!!! Musiałam się pochwalić :p Byłam na rozmowie kwalifikacyjnej w piątek, na której czułam się bardzo dobrze i mega pewnie siebie i po niej od razu powiedzieli mi, że chcą rozpocząć ze mną współpracę, yeeeeaaaah :D Być może w końcu rozpoczęła się dobra passa ;) Zaczynam za 2 tygodnie i jestem bardzo podekscytowana!
Muszę dokupić poważnych, eleganckich koszul skoro mam pracować 10 godzin dziennie w biurze, nie ma to tamto ;) Oczywiście tryb studiów zostaje bez zmian- dwa lata w rok nadal. Mam nadzieję, że się nie zajadę i ze wszystkim sobie poradzę. W końcu to moje ostatnie 5 miesięcy w stolicy, więc muszę wycisnąć z nich jak najwięcej ;)!
Zaczynam pisać kolejny rozdział dla Was!
<3
PS dziękuję za wszelką wiarę we mnie i słowa otuchy. Jesteście nieocenione Dziewczyny! <3
Jejciuu.. warto było czekać! :D
OdpowiedzUsuńRozdział po prostu cudowny! *...*
Dziewczyno, ale jak Ty mogłaś urwać w takim momencie?! No ja się tak wczuwam, a tu nagle bum i koniec xdd
Z niecierpliwością czekam na następne cudeńko :*
Gratuluję stażu! :* Zdolniacha ta nasza San <3
Powodzenia na egzaminach no i na stażu również :*
Pozdrawiam Aslandi <3
Wchodzę na bloga a tu taka niespodzianka, jak miło :)
OdpowiedzUsuńGratuluję zdanych egzaminów i powodzenia na kolejnych! Mnie dopiero cały ten szał sesyjny się zaczyna a już mam dość :(
Gratuluję także stażu! Mogłabyś przybliżyć na czym będzie polegać Twoja praca?
Btw na którym roku studiów jesteś? Bo gdzieś mi to umknęło :)
Pozdrawiam, Martyna
Super Rozdział
OdpowiedzUsuńJak vicy poleci do Polski to może Nathan też poleci może to teraz nie możliwe ale może jednak
Powodzenia na egzaminach i gratulacje
Weny!!
Cudowny!
OdpowiedzUsuńMax się chyba troszkę wygadał...
Mam nadzieję, że nie będzie dużej kłótni między Wiki i Nathanem...
Cieszę się, że Wiktoria 'pogodziła' się z mamą
Czekam na kolejny :*
Od jakiegos czasu nie znosze maxa. I szczerze mowiac mam go dosc. Dupek. Obstawiam ze chodzi o wyjazd do polski a nie....o uczucia M do V.
OdpowiedzUsuńMam tyle roznych podpisow...