wtorek, 12 sierpnia 2014

I tym się różnimy - rozdział 130.

Nathan trzymał mnie za dłoń, a kroplówka pomału spływała przez węflon do mojej żyły. Patrzył mi w oczy i uśmiechał się słodko. Zapewne milion myśli przelatywały mu przez głowę. To zupełnie jak mi. Mój chłopak właśnie mi się oświadczył. Czy to już coś zmieniało w moim życiu ? Zapewne. Ale nie chciałam jeszcze  o tym tak poważnie myśleć. W głowie z powodu osłabienia dudniło i nie mogłam o niczym racjonalnie myśleć.

- Czemu tak mi się przyglądasz ? – spytałam w końcu cicho
- Bo lubię ci się przyglądać.
- A ja
- A ty tego nie lubisz, bo się wtedy zawstydzasz. – dokończył za mnie – Tak. Wiem o tym.
Posłałam uśmiech. – A mimo wszystko to robisz.
- Tak już ze mną jest. – wzruszył ramieniem – Mam ochotę powiedzieć o tym wszystkim.
- O czym ?
- O tym, że przyjęłaś moje oświadczyny.

„Mam ochotę powiedzieć o tym wszystkim.” – chodziło mi po głowie. Jak to WSZYSTKIM ?! Nie może WSZYSTKIM ! A MAX ?! Przecież on może zrobić awanturę, przyznać się, że jest we mnie zakochany, a to wtedy nie będzie dobre ani dla mnie, ani dla Nathana, ani dla nikogo ! Przecież nie dość, że może zniszczyć przyjaźń, związek, to i na dodatek wspólną karierę ! Zresztą jak Max będzie się czuł, gdy nagle dowie się, że jego sympatia wychodzi za mąż ?! No błagam ! Ja na jego miejscu nie byłabym zadowolona …

- Vicky … - głos Nathana mnie ocknął. Wróciłam spojrzeniem do niego. – O czym tak myślisz ?
Ściągnęłam brwi. – Bo … - o nie. Nie mogę wkopać Maxa przed Nathanem ! Przecież to będzie taka sama katastrofa ! Musiałam najpierw sama przygotować grunt i porozmawiać na spokojnie z Georgiem … Chrząknęłam. – Może na razie nie mówmy o tym nikomu i zawieśmy ten temat ?
Nathan odsunął się z pytającą miną. – Nie rozumiem … Dlaczego ?
Westchnęłam ciężko. – Ogarnijmy się najpierw ze zdrowiem. Ja i ty. Wszystko na spokojnie. – wymyśliłam pierwszą lepszą wymówkę na poczekaniu – Poza tym … - zaczęłam gładzić jego wierzchnią część dłoni – Przecież to w zasadzie niczego nie zmienia. – starałam się promiennie uśmiechnąć – Kochamy się, jesteśmy razem i tak będzie cały czas. Z oświadczynami czy bez.
Brunet patrzył na mnie spod byka. Miał nietęgą minę. Chyba nie spodobała się mu moja propozycja. Czekałam już kiedy mnie zbeszta, gdy wyprostował się.
- Dobrze, jak chcesz. – westchnął – W sumie po części masz rację. Nie musimy o tym na razie nikomu mówić. Najważniejsze, że jesteśmy razem, prawda ? – uśmiechnął się i uniósł moją dłoń, by po chwili ją pocałować. Nie powiedziałam mu wszystkiego. Nie powiedziałam mu prawdy. Oszukałam go. Oszukałam …

- Powiem Tomowi w takim razie, że na jakiś czas akcja zawieszona.
- To Tom wie ?! – postawiłam oczy
- Kochanie – Nath przewrócił oczami – przecież kilka minut temu wyjaśniłem ci, że to Tom był odpowiedzialny za kupienie pierścionka, więc oczywiście, że wie.
Przełknęłam ślinę. No to ładnie … - To jak Tom wie to już wszyscy wiedzą …
- Nie. Tu mu zagroziłem i wie tylko Kelsey. Spokojnie, zajmę się tym.
- Ktoś jeszcze wiedział o twoim planie ?
- Tylko mama i Jessica. No im chciałem koniecznie powiedzieć.
- Rozumiem przecież. – wzruszyłam ramieniem
- Czyli co, na razie pełna dyskrecja ?
- Proszę, nie miej mi tego za złe … - przygryzłam wargę
- Idę powiedzieć Tomowi, że nie ma czego opijać. Lepiej mu powiedzieć, że akcja odwołana niż, że się zgodziłaś, ale, że ma trzymać język za zębami.
- Masz rację. - pocałował mnie w usta po czym wstał i wyszedł z gabinetu

Miałam naprawdę mętlik w głowie. Nie potrafiłam niczego posklejać. Nic do mnie nie dochodziło. Huczały jakieś hasła, zdania, pojedyncze słowa … Męczyłam się i to bardzo, bo chciałam skupić się, pomyśleć, zastanowić, ale przemęczenie wygrało i musiałam poddać się i zawiesić broń. Ale tylko tymczasowo.

Zasłabnięcie, a do tego późna pora sprawiły, że nie doczekałam powrotu Nathana zza drzwi i zasnęłam szybciej niż mogłam się spodziewać … Jak przez mgłę kojarzyłam sytuacje w nocy, gdy zaglądał do mnie lekarz na zmianę z pielęgniarką, którzy kontrolowali mój stan, a pielęgniarka doczepiała i ustawiała kolejne zawartości kroplówek.

**

- Dajcie jej jeszcze pospać.
- Musimy ją zbudzić. Jest to pora obchodu lekarskiego, a poza tym muszę ją poinformować o wynikach morfologii …
Pomału sama budziłam się, słysząc dialog Nathana i lekarza. Otworzyłam oczy i powoli przeciągnęłam się, by nie uszkodzić sobie węflonu.
- Dzień dobry pani Victorio – podszedł lekarz
- Dzień dobry – wysiliłam się nawet na uśmiech – już wie pan co mi jest ? Możecie ode mnie odłączyć ten kabel ?
- Ten … „kabel” jak to pani nazwała – chyba nieświadomie poprawiłam doktorowi humor - jest dla pani wart więcej niż pani myśli.
- Oooooołłł zrobiło się poważnie. – mruknęłam, a po uśmiechu ślad zniknął
- Vicky – doszedł do mnie Nathan. Był już ubrany w swoje ciuchy, zadbał o fryzurę, był ogolony … Wyglądał jak zwykle doskonale. Ideał. – Posłuchaj co ma do powiedzenia pan doktor, okey ?
- Sądząc po twojej minie ty już wiesz co mi jest …
Sykes przeniósł wzrok na doktora, który zaczął;
- Niestety moje przypuszczenia sprawdziły się i wpadła pani w sidła anemii.
Pomachałam brwiami. – W jaki poetycki sposób przekazał mi pan tę nowinę.
Obok dało się słyszeć westchnięcie Nathana.
- Cieszę się, że jest pani w humorze do żartów, ale proszę przyjąć tę diagnozę bardzo poważnie, bo pani wyniki to już nie przelewki.
Ściągnęłam brwi i przygryzłam wargę. – Aż tak ?
- Niestety … ale jeśli mam być szczery to sama się pani do takiego stanu doprowadziła.
- No raczej …
- Dlatego zostaje pani u nas na oddziale na 3 dni.
- CO ?! – wybuchnęłam z oczami wielkości piłeczek tenisowych
- Musi pani zostać, bo trzeba uzupełnić żelazo, kwas foliowy i witaminę b12, resztę mikroelementów też nie zaszkodzi podwyższyć.
- Ale ja sama sobie mogę je podwyższyć i nie musicie mnie tu szpikować przez kable i rurki !
- Oczywiście zrobi pani jak zechce, ale naprawdę radziłbym zostać u nas w szpitalu.
- Niepotrzebnie pan doktor wypowiedział początek zdania „zrobi pani jak zechce” – zauważył Nathan – już jej oczy się zaświeciły od razu.
To prawda. Dobry humor i podstęp wyjścia ze szpitala powrócił. – Proszę nie zwracać uwagi na Nathana. Jest zbyt przewrażliwiony.
- Na jego miejscu też bym był, bo wyniki morfologii pozostawiają wiele do życzenia. – wetchnął lekarz, lustrując mnie wzrokiem – Swoją drogą … złe odżywianie i niezdrowy tryb życia chyba już wcześniej podążał nieodłącznie wraz z panią, prawda ?
Przemilczałam tę kwestię. Niecały świat musiał wiedzieć, że miałam uraz do jedzenia.
- Prawda. – sam sobie odpowiedział – Taka anemia jak w pani przypadku nie bierze się nagle. - facet zaczął działać mi na nerwy i kumulowałam już w sobie złość, byle nie być dla niego niegrzeczna – Zatem słucham. Jaka jest pani decyzja ?
- Yyyy … odnośnie czego ?
- Czy zostaje pani w szpitalu czy wybiera się w takim stanie do domu ?
- No jasne, że
- Panie doktorze – wtrącił się mój Młody bóg, patrząc na mnie surowo – może zostawić pan nas na chwilę samych ? Muszę wymienić z nią parę zdań i zaraz panu odpowie, okey ?
Lekarz pokiwał bezsilnie głową. – Okey – zabrał się i poszedł. Tylko drzwi się zamknęły;

- Victoria co ty odwalasz ?
- Czy ty zawsze musisz do mnie mówić „Victoria”, gdy sytuacja jest napięta ? – skrzywiłam się – Zupełnie jak mój ojciec …
- Nie zmieniaj tematu. – wytknął mi palcem i przysunął sobie krzesło, by być obok kozetki, na której od zeszłego wieczora leżałam – Ty naprawdę nie potrafisz o siebie zadbać ?
- Nie histeryzuj, dobrze ?
- Ja nie histeryzuję kochanie. – mówił tonem niecierpiącym sprzeciwu -  Ja cię chcę ogarnąć, bo zajmujesz się wszystkimi dookoła, a siebie masz gdzieś, a tak nie można ! Jak chcesz innym pomagać skoro sama siebie wykańczasz ? – zrobiło mi się natychmiastowo smutno – Jak chcesz być obok mnie i innych, na których ci zależy skoro nie masz siły ruszyć ręką ?
- Mam siłę … - próba cichego zaprotestowania
- W tej chwili może i tak, bo przez całą noc cię szpikowali, ale przypomnij sobie co było wczoraj wieczorem ? A co może być jutro … pojutrze … za miesiąc ? – Nathan wpatrywał się we mnie dużymi, zielonymi oczami. Był twardy i zdecydowany. Taki jaki mi zawsze imponował. Może niekoniecznie kiedy wsiadał na mnie, ale zdawałam sobie sprawę, że przybierał taki ton w stosunku do mnie kiedy już naprawdę narozrabiałam. – Vicky … - tym razem zaczął łagodniej – ja nie chcę każdego dnia martwić się i obawiać o ciebie czy będzie wszystko w porządku, czy zjesz śniadanie, czy nie zemdlejesz gdzieś w autobusie czy na ulicy, czy będziesz miała siłę donieść najlżejszą reklamówkę z zakupami do domu. Zaoszczędź mi tego, proszę cię.

Jeszcze bardziej zrobiło mi się przykro, a do oczu napłynęły łzy. Miał rację. Dopiero wtedy zdałam sobie z tego sprawę, że miał rację. On też się o mnie martwił i bał o moje zdrowie. A ja co ? Uparta i egoistyczna brnęłam tam gdzie nie było trzeba, ale jakiś głos też nie kazał tak się równo podporządkować …

- Co mam ci obiecać ? – szepnęłam, widząc jego twarz jakbym była pod wodą, a on nad nią – Przecież wiesz, że staram się i walczę ze sobą. Ale od czasu tego wypadku denerwowałam się i naprawdę nie byłam w stanie niczego przełknąć. Nie rozumiesz tego ? Ty nigdy z nerwów nie mogłeś jeść ? – wypłynęłam na powierzchnię. Łzy zostały uwolnione i widziałam twarz chłopaka w całej okazałości. Twarz, która przybrała wyraz pełen czułości, zatroskania i zrozumienia.
- Pamiętam jak nie mogłem niczego przełknąć przed pierwszym koncertem. – roześmiał się słodko, a dźwięk jego śmiechu rozkołysał moje smutne serce – Dobrze. To zróbmy tak. Położysz się tutaj na te 3 dni, żeby doprowadzić się do ładu i składu, a po wyjściu zaczynasz od nowa dbać o siebie, zgoda ? - pokręciłam głową na „nie”. Zdumiał się. – Która część w tym ci nie pasuje ?
- Pierwsza.
- Vicky …
- Ale nie chcę Nathan leżeć w szpitalu ! – zaczęłam się kręcić – Nie chcę tych wszystkich rurek i kroplówek. Mogę łykać tabletki, jeść produkty bogate w żelazo, witaminę b12 i coś tam jeszcze, ale nie chcę tu leżeć ! … A właściwie – spojrzałam na jego „cywilne” ubranie – będziesz leżeć tutaj w swoich ciuchach ?
Brunet skrzywił się. – To tym bardziej nie ułatwi nam sprawy … Dostałem dziś wypis.
Ręce mi opadły i zrobiłam minę do płaczu. – I ja mam tu jeszcze leżeć  przez 3 dni ?! Mowy nie ma !
- Ale kochanie
- Mowy nie ma !! Wracam z tobą do mieszkania. – wystawiłam nogę
- Zostajesz.
- Nie !
- Tak !
- Nie !
- Tak !
- Do cholery Sykes ! – poniosło mnie – Wyzdrowieję w domu !
Zasłonił twarz rękoma. Siedział tak przez kilka sekund w ciszy, by ponownie opuścić dłonie i spojrzeć na mnie. – Zostań tu chociaż do jutra. Niech chociaż trochę cię podreperują tymi kroplówkami.
- Nath … - jęknęłam
- Dobrze wiesz, że to dla twojego dobra.

Patrzyłam w jego oczy. Nie mogłam sobie darować, że zamiast szczęśliwie właśnie w tej chwili wychodzić z nim ze szpitala, ja muszę w nim zostać. I to JA ! A on wychodzi ! Wymieniałam spojrzenie ze szmaragdowymi tęczówkami. Muszę być sprawna. Dla niego. Machał zachęcająco głową.
Westchnęłam najciężej jak tylko umiałam. – Niech będzie … Ale tylko do jutra ! – zaznaczyłam stanowczo
Nathan uśmiechnął się promiennie. – Zuch dziewczyna ! – dał buziaka w czoło i poszedł z powrotem po lekarza

**

Nath mimo swojego wypisu siedział przy mnie cały czas. Śmialiśmy się, że teraz role się odwróciły, ale mi nie było do śmiechu, bo nie mogłam sobie wydarować tej sytuacji. Chłopak zadzwonił do reszty, że jeszcze nie pojawi się w mieszkaniu i wyjaśnił wszystko, zatem cała grupa została poinformowana o moim incydencie.
Akurat przed południem, gdy starałam się zasypiać, a mój bodyguard zaczął czytać książkę, ktoś zapukał do sali. Otworzyłam niemrawo oczy, a Nathan poszedł cicho otworzyć drzwi.

- Hej Nath, ja do chorebzdy, można ?
Sykes spojrzał na mnie, ale widząc, że nie spałam odpowiedział; - Wchodź Max.

MAX ?! Momentalnie obudziłam się i podniosłam. George wchodził w głąb sali, patrząc na mnie. W ręku niósł siatkę owoców.
- Proszę, mam nadzieję, że pochłoniesz wszystko bez zająknięcia. – postawił obok na szafce
- Dzięki …
- Jak się czujesz ?
- Całkiem dobrze …
- Przyszedłem teraz choć reszta ma do ciebie wpaść pod wieczór, ale … - chrząknął dwuznacznie, stojąc tyłem do Nathana a przodem do mnie i wpatrując mi się w oczy – ale wolałem przyjechać teraz, bo potem mam inne plany.
- Jasne … - pokiwałam niby to ze zrozumieniem głową
- Dziewczyny kazały ci przekazać, że nie można się do ciebie dodzwonić.
- Mój telefon !
- Spokojnie, rozładował ci się wczoraj. – przypomniał Sykes
- A. No tak. Rozładował mi się.
- Vicky, idę po obiad. Jakieś specjalne zamówienie ? – zajrzał na mnie mój prywatny kelner
- Nie. Wybierz coś dobrego, żeby tobie smakowało.
- Okey – pełen uśmiech, całus z daleka i zostałam w sali ze swoim byłym niedoszłym facetem

Spojrzałam na Maxa. Kurde. Onieśmielał mnie i to bardzo. Był bardzo męski; wiedziałam o tym od samego początku, ale jego wyznanie do mnie wcale mi nie pomogło- wręcz przeciwnie !
Stał w nogach łóżka i popatrzył na mnie. W końcu zdecydował się i zaczął;
- Chciałem cię przeprosić za to jak cię ostatnio potraktowałem. Tam, na korytarzu. – tłumaczył, widząc, że szukałam sytuacji w głowie
- Ah tamto ! … Prawda, było nieprzyjemnie, ale przeprosiny przyjęte.
- Vicky … - westchnął – zdaję sobie sprawę z tego, że popełniłem chyba największą głupotę w życiu mówiąc ci, że mi na tobie zależy, przyznając się dziewczynie przyjaciela, że jestem w niej zakochany – jego smutny uśmiech, a mnie oblał zimny pot, znów wracamy na grząski temat - … ale musiałem. Wolałem cię uprzedzić.
Ściągnęłam brwi i przełknęłam ostrożnie ślinę. – „Uprzedzić” ? Przed czym ?
- Gdybym ci tego nie powiedział i ciebie nie uświadomił, to obawiam się, że mógłbym wyrządzić Nathanowi, a przede wszystkim tobie wielką krzywdę. A nie chciałbym tego.
- Co masz na myśli ? – nie odpuszczałam
Max powoli przeniósł wzrok ze ściany obok na mnie. Perfidnie i z wielką pewnością siebie patrzył mi w oczy, a po chwili dodał; - Dobrze wiesz co mam na myśli.
Natychmiastowo spuściłam wzrok, a rumieńce wystąpiły na policzki.
- Nie byłbyś do tego zdolny. Nie zrobiłbyś mi krzywdy.
- Początkowo nie uznawałabyś tego za krzywdę … Przecież zrobiłem do tego pierwszy krok, nie zauważyłaś ?
Zmrużyłam oczy. Milczałam.
- A pamiętasz jak przyszedłem do ciebie z winem wieczorem ? Kto wie do czego by doszło gdybym nie wyszedł do łazienki opamiętać się, a ty w tym czasie zasnęłaś ?
Przypomniała mi się tamta sytuacja. – Max, byłam wtedy wcięta po tym winie, a ty kompletnie zalany …
- No właśnie.
- …
- Resztki świadomości zostały.
- Nie ma sensu wspominać tego co było.
- I tym się różnimy. Dla ciebie to nie miało i nie ma sensu, a dla mnie wręcz przeciwnie. Ma. I to bardzo duże. – miałam już coś dopowiedzieć, gdy dodał smutno - Bo tylko to mam.

Chciało mi się rozpłakać. Patrzyłam na Georga błagalnie.
- Max ja nigdy nie chciałam i nie zamierzałam tobie robić nadziei. Od samego początku traktowałam cię jak przyjaciela. Fakt; bardzo atrakcyjnego, ale zawsze jako przyjaciela. Jeżeli wysyłałam tobie jakieś nieświadome sygnały to przepraszam, ale na pewno nie miałam tego na celu.
- Nie masz za co przepraszać. – pokiwał głową – To samo się stało.
- Jedyne co mogę ci powiedzieć teraz … - westchnęłam – to, że mam nadzieję, że spotkasz na swojej drodze kobietę, która cię uszczęśliwi i, którą pokochasz najbardziej na świecie.
Posłał minę jakbym opowiedziała jakąś bajkę na dobranoc. Mimo wszystko, mimo tej smutnej scenerii czułam, że musiałam mu powiedzieć o oświadczynach.
- Widzisz Max … muszę tobie coś powiedzieć … - głos zaczął drżeć i z nerwów zaczęłam bawić się palcami. Bum ! Nie zdążyłam ! Do sali wszedł Nathan z ogromną tacą i dwiema porcjami obiadu. Dla mnie i dla siebie.
- Sorry, że tak długo, ale była kolejka. – puścił oko
- Nic nie szkodzi. – wymusiłam uśmiech
- I tak już się zbierałem. – sztuczny uśmiech Maxa – Szybkiego powrotu do zdrowia.
- Jutro wracam.
- Jak to ? – Łysy popatrzył na przyjaciela – Położyli ją po to, żeby jutro wypisać ??
- Yyyyyymmm. Na własne życzenie wychodzi. – wyjaśnił mój chłopak z przekąsem
- Vicky jesteś pewna ? – spytał Max
- Tak ! Będzie wszystko dobrze.
- Mam taką nadzieję. – uśmiechnął się – W takim razie do zobaczenia jutro w mieszkaniu.
- Mhm. Do zobaczenia. W sumie możesz reszcie powiedzieć, żeby nie robili sobie zamieszania i nie przyjeżdżali. Przecież nic mi nie jest i jutro już się zobaczymy.
- Gdyby nic ci nie było to byś tu nie leżała …
- Cóż za cenna uwaga Max.
- Vicky przestań olewać, że masz anemię !
- Wyluzuj Nathan ! Gorzej się spinasz ode mnie. – puściłam oczko
- Masz anemię ? – dopytywał Max
- Rozmawialiście dobre kilka minut i dopiero teraz się dowiadujesz, że Vicky ma anemię ? To o czym tak zawzięcie rozmawialiście ? – Nath uśmiechnął się cwaniacko, niczego nie podejrzewając …
- W sumie nie było ciebie tak strasznie długo. – ratowałam sytuację
- Wiesz jak to jest. Od słowa do słowa … - uśmiechnął się równie cwaniacko Max, choć on miał do tego uśmieszka podstawy … - Dobra, nie będę już wam głowy zawracać. Odpoczywaj Vicky. Do jutra !
- Cześć
- Na razie Max – Nath zamknął za nim drzwi i wrócił do mnie rozentuzjazmowany – No to jemy !
- Mhm … - mruknęłam na odczepnego, nie mogąc zapomnieć wyrazu twarzy Maxa w czasie rozmowy …

**

- Nathan …
- Vicky miałaś spać. – odłożył książkę, za którą wziął się ponownie po zjedzonym obiedzie
- Mam do ciebie prośbę …
- Słucham.
- Mógłbyś pójść po Stephana ? Nie pozwalacie mi się dzisiaj ruszać, a chcę się z nim zobaczyć. Nie odwiedziłam go wczoraj przed spaniem i dzisiaj przy śniadaniu też mnie nie było. Pewnie jest mu smutno, że nie przyszłam i wcześniej nie uprzedziłam.
- Naprawdę masz siłę na zabawy z dzieckiem ?
- Ze Stephem zawsze. – uśmiechnęłam się na samą myśl o chłopcu
- No dobrze. – Sykes wstał – Która sala ?

10 minut później;


- Vicky ! – do sali z okrzykiem radości wpadł chłopiec
- Stephan ! – roześmiałam się i wyciągnęłam do niego ręce. Wskoczył na łóżko i przytulił się do mnie z całą czułością i tęsknotą jednocześnie zwracając uwagę na mój węflon i podłączoną do niego kroplówkę. Nath wszedł i zamknął za sobą drzwi. Patrzył na mnie i przytulonego Stephana, jakaś myśl przeleciała mu przez głowę, zauważyłam to i uśmiechnął się uroczo.
- Co ci się stało ? – Steph odsunął się ode mnie, podsuwając mi pod oczy rurkę od kroplówki
- Drobiazg. Nic takiego. Ale – uśmiech zniknął, gdy spojrzałam na jego bladą buźkę i podkrążone oczy. Wyglądał źle. – Steph dobrze się czujesz ?
- Nie do końca. – skrzywił się – Pani doktor dała mi dzisiaj inne lekarstwo i mówiła, że to przez to mogę się gorzej czuć.
- Czyli pani doktor wie wszystko, tak ? – musiałam się upewnić
- Mhm – mruknął, przywracając na swojej twarzyczce uśmiech – Zdziwiłem się, że Nathan po mnie przyszedł.
- Mówiłem kolego, że się zobaczymy, prawda ?
- Prawda, prawda … A jak ty się Vicky czujesz ?
- Dobrze. Naprawdę.
- Ale nie będziemy dziś się bawić w autostradę, bo Nathan mówił, że nie możesz. To niepotrzebnie przyniosłem ze sobą auta. – podniósł do góry swój plecaczek

Spojrzałam z uniesiona brwią na swojego Zaganiacza, który roześmiał się i uniósł ręce w obronnym geście.
- Ale za to Nathan może pobawić się z tobą w autostradę. – zmrużyłam oczy - Prawda kochanie ?
- Jasne !
- A ty co będziesz robiła ?
- Jak to co, Steph ? Będę inżynierem i będę kontrolować waszą budowę !
- Okey ! – mały zerwał się i zaczął wyciągać z plecaka swój dobytek – No chodź ! – krzyknął do Sykesa, zapraszając go do zabawy na podłogę
- No idę ! – Nath puścił do mnie oczko i dołączył do malca. Obserwowałam jak we dwójkę pochłonięci byli zabawą. Nawet duży chłopiec zajął się budową autostrady wzorowo ;). 

Robiłam im zdjęcia z ukrycia i pozowane. Śmiałam się z nimi choć leżałam w łóżku i rozmawiałam. Jednak ciągle niepokoiło mnie to jak wyglądał Stephan … Wyglądał naprawdę źle … Musiałam dowiedzieć się czegokolwiek. Odkryłam kołdrę i wstałam powoli z łóżka.
- A ty dokąd się wybierasz ?
- Do łazienki Nath.
- Poczekaj, pójdę z tobą.
- No chyba żartujesz ! – prychnęłam – Posiedź tu, przypilnuj małego, a ja zaraz wracam. – uśmiechnęłam się. Na szczęście Nathan nie oponował tylko pomógł mi zmieścić się w drzwiach ze stelażem z kroplówką, a następnie wrócił do dziecka. Oczywiście zmieniłam swoją trasę i pokierowałam się do pokoju lekarskiego. Odnalazłam jedną z pielęgniarek, którą zapoznałam, gdy odprowadzałam pierwszy raz zagubionego Stephana.

- Dzień dobry – przywitałam się
- Aaaa to pani. Dzień dobry. Znowu się widzimy tylko w nieco innych okolicznościach. – spojrzała na moją kroplówkę – Coś panią boli ? Czegoś pani potrzeba ? Było trzeba nacisnąć przycisk przy łóżku, zaraz ja albo któraś z koleżanek by przyszła …
- Nie, nie. Nie o to chodzi. – uśmiechnęłam się – Chciałam zapytać o tego małego Stephana … Co z nim ?
- Przykro mi, nie mogę pani udzielić informacji. Nie jest pani z rodziny.
- Doskonale pani wie, że on nie ma rodziny. – niemalże warknęłam – I niech mi pani nawet nie wspomina o jego matce, której tu ani razu nie widziałam !
Pielęgniarka zmieszała się. – Dobrze, ale niech to zostanie między nami, bo w przeciwnym razie to ja będę miała kłopoty …
- Nie musi się pani o to martwić. – zapewniłam
- Stephan dzisiaj rozpoczął silniejszą kurację lekami, a za 4 dni zacznie dostawać o wiele silniejszą chemię.
Poczułam ból w sercu. Do oczu nadeszły łzy, a w gardle wyrósł potężny gul.
- To znaczy … - ciężko mi było mówić – że jest źle ?
- Na dzień dzisiejszy niestety tak. Rzadko, który pacjent od razu dobrze przyswaja nowe lekarstwa i chemię. Ale proszę być dobrej myśli i modlić się. Jutro powinno być już lepiej, a przecież silniejsza chemia to żaden wyrok tylko pomoc w walce do wyzdrowienia.
Przytaknęłam ruchem głowy, bo nie byłam w stanie odezwać się.
- Pani się bardzo zżyła z małym ?
Kolejne przytaknięcie głową.
- Widać to. On również odkąd pani zaczęła spędzać z nim czas, jest pogodnym i szczęśliwym dzieckiem. Jest zupełnie inny niż wcześniej.
- Cieszę się. – szepnęłam, ocierając przezroczystą łzę
- Proszę być dobrej myśli. – powtórzyła pielęgniarka
- Dziękuję. – powiedziałam cicho i wracałam do swojej sali, powstrzymując płacz. Tak bardzo szkoda mi było tego dziecka … Rodziło się w głowie jedno pytanie; „Dlaczego takie małe, niewinne istoty muszą cierpieć i są skazane na ból ?”

Przed wejściem do sali oparłam się plecami o ścianę i uniosłam twarz, by nie dać łzom wylecieć. Zamknęłam oczy i głęboko oddychałam. „Przecież on może wyzdrowieć. Wyzdrowieje ! Wyzdrowieje na pewno !”

Wróciłam do sali. Chłopaki nadal bawili się w najlepsze.
- Wszystko w porządku ?
- Tak. – skłamałam, unikając wzroku Nathana
- Popatrz na mnie. – przejrzał mnie. Spojrzałam mu w oczy załzawionymi oczami, ale popatrzyłam również na Stephana, który zajęty był samochodzikiem i pokiwałam głową, żeby Nath o nic na razie nie pytał. Zrozumiał. Podszedł tylko do mnie i przytrzymując, pocałował w policzek. Przy okazji szepnął;
- Nic się nie martw.

Stephan spędził razem z nami resztę po południa. Jadł z nami posiłki aż w końcu pod wieczór wdrapał się do mnie i przytulił, kładąc swoją główkę na mojej klatce piersiowej. Nathan usiadł obok nas i zaczęliśmy we dwójkę, na spółkę opowiadać małemu bajkę na dobranoc. Chłopiec po południowych szaleństwach był zmęczony, więc nawet szybko zasnął. Utwierdzając się w tym, że spał twardo na mojej piersi, Nath spytał;

- Nie byłaś wtedy w łazience, prawda … ?
Przyznałam mu rację ruchem głowy. – Gdy zobaczyłam jak on dziś wygląda musiałam się czegokolwiek dowiedzieć i poszłam do pielęgniarek … Nie patrz tak na mnie …
- Znowu czyjeś dobre przełożyłaś nad swoje.
- Daj spokój. Wiesz czego się dowiedziałam ?
- Mów.
- Jego stan zdrowia bardzo się pogorszył. Od dzisiaj podają mu mocniejsze leki, a za 4 dni czeka go silna chemia. – rozpłakałam się – Nathan ja nie rozumiem tego. Ja mogę być chora, zasłużyłam. Ale co on złego zrobił ?
- Vicky … - Nath przytulił mnie ze Stephanem do siebie – Ciiii … skarbie, nie płacz … On wyzdrowieje. Jest taki pogodny i wykazuje wolę życia. Nie ma innej opcji. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. – uniósł palcem moją brodę, by nawiązać kontakt wzrokowy – Wszystko będzie dobrze. – powtórzył zdecydowanie

Nie powiem. Nathan zawsze potrafił mnie pocieszyć. Uwierzyłam jego słowom i uspokoiłam się. Opanowałam nerwy, które mną miotały, a w końcu jeszcze po dobrych kilkunastu minutach, Sykes wziął delikatnie chłopca na ręce i zaniósł do swojego łóżka.

- Zbudził się ? – spytałam, gdy wrócił sam
- Coś ty. Śpi jak suseł. – uśmiechnął się i usiadł przy mnie z powrotem - Dzwonił Jay. Kazał cię pozdrowić i wysyła z wszystkimi dużo siły dla ciebie. Czekają na nas jutro w mieszkaniu.
- Fajnie. I mam nadzieję, że Tom nie zdradził nic ?
- No coś ty.
- Świetnie. – dałam buziaka swojemu chłopakowi
- Vicky … - ze spuszczonym wzrokiem kreślił wzorki na moim ramieniu
- Co jest ?
- Zapomniałem ci o czymś powiedzieć …
- Sądząc po twoim zachowaniu nie będzie to nic dobrego …
- Powinienem był powiedzieć tobie o tym od razu, ale jakoś tak wyszło …
- No mów !
- Wczoraj Scooter złożył mi pewną propozycję …






Cześć Słońca :) ! Mam nadzieję, że podoba się 130.rozdział, bo szczerze mówiąc dobrze się go pisało ;) Kololowa - obiecuję, że na dniach nadrobię w komentowaniu Twoje rozdziały ! Nie denerwuj się :* !

W mojej głowie ostatnio króluje myśl o lecącym czasie. To raczej z powodu niedzielnych chrzcin córeczki mojej siostry i faktu, że siostra jest w pełni młodą, szczęśliwą mamą, a ja chrzestną. Już pomału dochodzą do mnie te informacje ( mimo tego, że malutka urodziła się ponad 2 miesiące temu, w moje urodziny ), ale mimo wszystko jeszcze trochę jest dziwnie przyjąć to. Pamiętam jakby to było wczoraj jak z A. bawiłyśmy się w szkołę, sklep, „w dom” i opiekowałyśmy się lalkami bobasami, a ona jako starsza wyznaczała kiedy w zabawie był dzień, a kiedy noc ;) Piękne to było. Takie beztroskie i sielskie. A dziś co ? Każda z nas jest już dorosła i ma swoje życie. I wiecie do jakiego wniosku doszłam ? Że trzeba korzystać z każdej chwili, która jest w życiu dana. Nie marnować ani jednej minuty na smutki, ani jednej sekundy na nerwy, bo nie warto ! Każdy ma tylko jedno życie i po co je sobie niszczyć i przygnębiać się ? Nie lepiej uszczęśliwiać się i korzystać z tylu dobrych rzeczy, które podaje nam los ?

Mam nadzieję, że Wy jesteście w stanie posiedzieć o sobie głośno, że jesteście szczęśliwe i choć w minimalnym ( jak nie maksymalnym ! ) stopniu usatysfakcjonowane, i doceniacie to co macie, bo jesteście Pięknymi, Zdolnymi i Mądrymi dziewczynami. A jeśli któraś w to wątpi to niech się do mnie zgłosi ! Rozwiejemy te szare i pesymistyczne myśli migusiem ;) !

Love :*



PS śnił mi się dziś Nathan ;)

15 komentarzy:

  1. whoa gratuluje snu, a może opisałabyś go nam w kolejnym posłowie ? ^^

    nie denerwuję się przecież ;P

    widać, że Pani Psycholog nam rośnie, takie mądre słowa nam napisałaś pod rozdziałem ;)

    awwwwwwww jaki miły i fajny rozdział, takie są najlepsze, gdzie są i łzy i smutek i radość i śmiech, bomba wybuchowa, sytuacja z Max'em, w sensie ta rozmowa, wystraszyłam się w pewnym momencie, bałam się, że Max faktycznie zaraz jej coś zrobi, oby nic nie spaprał, a jak już koniecznie musi to niech nie zrobi czegoś złego

    Scooter ma propozycje, no jak będzie kazał Nathanowi gdzieś samotnie wyjechać i zostawić Vi to zeskoczę z dywanu

    do następnego Mycho ! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej...! Jakim prawem kończysz w takim momencie...? Powiedz że to nie bd duet z Arianą.. Stephan wyzdrowieje prawda? mam nadzieję ze Max dobrze zniesie informację o oświadczynach i że znajdzie miłość odwzajemnioną. Masz pisać szybko następny...

    Weny. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlaczego przerwałaś w takim momencie? Rozdział świetny. Szkoda mi i Victorii i Stephana, bo zżyła się z nim, i mam nadzieję, że mały wyzdrowieje. Jestem tez ciekawa czy Nathan się dowie o uczuciach Max'a.
    Już nie mogę się doczekać następnej części.
    Dobranoc :*
    S.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bosko chce nexta juz nie moge sie doczekac :*
    do nn weny!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiem dlaczego, ale mam przeczucia co do Stephena. Jeszcze nie jestem do końca pewna, czy on umrze, czy być może zostanie już z Vicky. Dziewczyna bardzo się zmieniła od pierwszego rozdziału. Kiedyś myśl o oświadczynach, ślubie, czy dzieciach napawała ją strachem i odrzuceniem. A dziś? Jest już szczęśliwą narzeczoną Sykesa, zżyła się z malcem. Ty coś kombinujesz z tym dzieckiem!!!

    A co do Twojego komentarza... jakoś ja nie czuję się w pełni szczęśliwa. Niby nie brakuje mi żadnych materialnych rzeczy, ale jak się czasami widzę w lustrze... Nie jestem jakoś baaaaardzo gruba, ale i tak momentami źle się ze sobą czuję.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem ciekawa kiedy Nathan dowie się o Maxie... no ale moze wgl sie nie dowie xD
    Strasznie mnie zaczął denerwowac Max.. ;-; Niech da jej spokój i będzie git.
    A co do Stephana.. gezz jak mi go szkoda... Oby wyzdrowiał! Fajnie by było gdyby go później zabrali do siebie *.* No ale ma matke ;/
    Rozdział świetny :)
    Hmm bardzo mądre słowa w notce! Masz racje :)
    Weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział <3
    Nie psuj ich tylko *_*
    I nie psuj Stepha, bo tak strasznie go lubię.. xc
    Ta notka xxxx #_#
    Kocham, Kat x

    OdpowiedzUsuń
  8. Hellօ i am kavin, its my first occasion tο
    commenting аnywhere, աhen i read thіs piece օf writing i
    thoսght i cоuld alsо make comment due to this brilliant
    piecee oof writing.

    Аlso visit myy site - clash of clans cheats 2014.exe

    OdpowiedzUsuń
  9. Trafiłam z diagnozą :c Biedna Vicky
    Rozdział genialny, normalnie nie umiem wyrazić słowami jak bardzo mi się podobał !
    Biedny Steph... Tak mi go szkoda :c Mam nadzieję, że dzięki mocniejszej chemii rak się zatrzyma, że nie będzie się rozrastać, albo nawet się cofnie ! To by było piękne :)
    Kurczę, Max, Max, Max... Co z tym Maxem? Jestem ciekawa jak się zachowa, gdy dowie się o oświadczynach...
    Coś czuję, że Scooter zaproponował Sykesowi solową karierę...
    No nic, czekam na następny rozdział !
    Wenyyy ♥

    No i jak zwykle zapraszam do mnie

    OdpowiedzUsuń
  10. Cześć !
    Chciałam Cię poinformować, że twój blog został przeze mnie nominowany do LIEBSTER BLOG AWARD. Po resztę informacji zapraszam do siebie.
    http://made-foreachother.blogspot.com/2014/08/liebster-blog-award.html
    Pozdrawiam i do napisania ;P

    OdpowiedzUsuń
  11. halo jaką propozycję? czemu mi urywasz w takim momencie?!!
    Jejku biedny chłopiec ;c
    A czo ten Max? I czo z tym Max'em? Już się boję tego co będzie dalej.
    Czekam czekam na następny ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. Mam nadzieje że Stephan zamieszka razem z Viki ale szkoda mi go taki mały a gdzie do cholery jego matka ?! Taką to tylko ukamieniowac !!! Wenny i do NN ♥.♥
    + ZAPRASZAM http://tw-my-life.blogspot.de/2014/08/rodzia-64.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  13. Very energetic post, I enjoyed that bit. Will there be a part 2?


    my weblog ... Youtube.Com

    OdpowiedzUsuń
  14. Wow, rozdział mega mega mega :P Jak każdy na tym blogu :P Kochana notatka bardzo bardzo poprawiłam mi humor i chyba jestem szczęśliwa :)
    Bardzo ładnie to ujęłaś, ze trzeba zyć chwilą , bo przecież nic innego nam nie zostanie jak tylko wspomnienia :)
    Podoba mi się taka Vici, ale martwię się, ze Steph sobie nie poradzi i nie przyjmie tej chemi dobrze, a ten Scooter mam złe przeczucia co do tego , ale ufam Ci i wierzę , ze wiesz co robić wiec przesyłam mnóstwo weny i buziaków i czekam na następny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń