Minęła godzina i do sali wszedł lekarz i pielęgniarka.
- Dzień dobry – powiedział
odruchowo, nawet na nas nie patrząc tylko od razu kierując się do
Nathana – Państwo z rodziny ?
- Tak -
- Co my tu mamy ? – spojrzał w kartę pacjenta i zaczął
czytać uważnie po cichu po czym zwrócił się do pielęgniarki – W nocy nie
pojawił się krwotok ?
- Nie – odpowiedziała mu na co on kiwnął głową
- Ok – zawrócił się do nas – pan Sykes pobędzie jeszcze w
śpiączce.
- CO ?! – niemalże krzyknęłam i poczułam dłoń Maxa na
przedramieniu jako gest uspokojenia się – Przecież to noc miała być decydująca
i nic złego się nie stało, więc dlaczego go jeszcze nie wybudzicie ?!
- Organizm musi przy naszej minimalnej pracy funkcjonować
sam i wtedy będziemy mogli wybudzić pana Sykesa. Na razie jest jeszcze na to za
wcześnie.
- Jak za wcześnie ?!
- Będę tu przychodził codziennie i jeśli wszystko pójdzie
dobrze, zaczniemy wybudzać pacjenta za kilka dni.
- Kilka dni ?! – włączył mi się tryb agresywnego powtarzania
- Naprawdę rozumiem pani nerwy, ale
- Wątpię, że pan rozumie !
Lekarz spotkał się spojrzeniem z Maxem.
- Robimy co w naszej mocy, a tymczasem proszę wybaczyć, ale
mam również innych pacjentów na oddziale. – oświadczył, zalecił pielęgniarce co
ma i kiedy podawać Nathanowi. Ta wszystko sobie zanotowała i obydwoje opuścili
salę.
Wzięłam głęboki oddech;
- Przeraża mnie ilość osób, które mam ochotę zabić.
- Victoria, co cię opętało ?! – Max zagarnął mnie w swoją
stronę i nasze twarze znalazły się naprzeciwko siebie
- Emmmm … może w końcu rozum ?! – zironizowałam – Na co oni
czekają ? Dlaczego każą nam jeszcze czekać ?!
- Uspokój się ! Nie jesteś lekarzem, więc powierz to im.
Wiedzą co robią.
Wzniosłam wzrok do góry, opanowując łzy.
- Myślałam, że skoro w nocy nic złego się nie stało i
krwotok nie powtórzył się, to że dzisiaj go wybudzą.
- Wybudzą, zobaczysz. – Max przytulił mnie – Swoją drogą –
odsunął mnie, by móc spojrzeć mi w oczy – mogłabyś być milsza. Naskoczyłaś na
tego lekarza.
- Kiedy chcę być miła najczęściej zwyczajnie się nie
odzywam.
Max uniósł brew na moją odpowiedź. Chyba takiej się nie
spodziewał. Spojrzał na Nathana.
- Stary, ale ty sobie charakterek wybrałeś.
Wtedy to ja uniosłam brew i spytałam kulturalnie;
- Max, chcesz dostać ?
- A co ? – pomachał szatańsko brwiami
- Jajco – żachnęłam się, odwróciłam się na pięcie i wyszłam
z sali, bowiem matka natura wzywała. Znalazłam damską toaletę. Wychodząc chwilę
później z kabiny podeszłam do lustra, by umyć ręce i spojrzałam w swoje
odbicie. No miss to ja bym nie została. Włosy poskręcane, oczy podpuchnięte,
koszulka wygnieciona przez niefortunne spanie ... Wysuszyłam ręce i zadzwoniłam
do Toma;
- Słońce, będziemy po południu. Musimy ten wypadek omówić ze
Scooterem. – zameldował zanim odezwałam się
- W porządku. Mógłbyś wziąć mi tylko jakąś bluzkę na zmianę
i kosmetyczkę ? Wszystko jest w mojej walizie.
- Nie ma sprawy. A jak tam nasi chłopcy się czują ?
- No Nath akurat miał obchód. Musimy poczekać jeszcze parę
dni na jego wybudzenie. Niestety …
- Ale tak to wszystko ok z nim ?
- Tom, nie wiem czy można powiedzieć, że „wszystko ok z nim”
o człowieku, który leży w śpiączce.
- Oj wiesz o co mi chodziło …
- Nie miał krwotoku w nocy.
- Chwała ! – odetchnął z ulgą – A co z Kevinem ?
- Sama jeszcze nie wiem. Potem do niego pójdę o ile mnie
wpuszczą i postaram się czegokolwiek dowiedzieć.
- Ok ok, jesteśmy w kontakcie.
- Zawsze – rozłączyłam się
Wyszłam z łazienki i już szłam z powrotem do sali Nathana,
gdy usłyszałam płacz dziecka. Odwróciłam się za głosem. Parę kroków za mną stał
chłopiec, który rzewnie płakał i wycierał łzy swoimi dłońmi. Patrzył na mnie
załzawionymi oczami. Na moje oko miał z 4, a może 5 lat. Na korytarzu w dali
pojawiały się pojedyncze osoby. Z racji swojego stosunku do dzieci zawróciłam
się i miałam zamiar iść dalej, gdy chłopiec znowu zaczął płakać.
Zniecierpliwiona przewróciłam oczami i zawróciłam się do niego z powrotem.
Patrzyłam na niego. On sam podszedł pomału do mnie cały czerwony na twarzy i
pełen łez.
- Zgubiłem się. – wycedził przez płacz
- No i ?! – wypsnęło mi się, ale słysząc samą siebie
przewróciłam oczami i nastawiłam się na cierpliwość, choć ciężko było włączyć
ten tryb – Gdzie jest twoja mama ?
- W domu
- No najlepiej ! – rozłożyłam ręce – Czemu jej tu z tobą nie
ma ?
- Bo pracuje.
Wzięłam głęboki oddech. – W której sali leżysz ?
- Nie wiem ! – i znowu dał w ryk
Mi też zachciało się wyć, bo czułam się nieporadna.
- Chodź. Zaprowadzę cię do pani pielęgniarki i nam pomoże,
zgoda ? – posłałam mu dla otuchy delikatny uśmiech na co on ku mojemu
zaskoczeniu rozpogodził się. Jego kąciki ust powędrowały ku górze. – Chodź. –
kiwnęłam głową. Dołączył do mnie i zaczęliśmy powoli iść korytarzem. Nagle zza
zakrętu wybiegli lekarz; widocznie do kogoś przywiezionego z wypadku. Co nie
zmienia faktu, że Mały wystraszył się, schował za mnie i ku mojemu zaskoczeniu
(chyba mimowolnie) złapał za rękę. Poczułam się nieswojo, czując małą, chłodną
rączkę w swojej dłoni, ale nie byłam w stanie jej odrzucić.
- Ej, nie bój się. – uśmiechnęłam się, na co on odpowiedział
mi tym samym. Zaczęliśmy iść dalej z tym, że teraz za rękę. Minęliśmy salę
Nathana i skierowaliśmy się w stronę pokoju pielęgniarek. – Dobra – zawróciłam
się do niego – teraz wejdziemy do środka i powiemy, że się zgubiłeś, a któraś z
pań zaprowadzi cię z powrotem do sali.
- Nie pójdziesz już ze mną więcej ? – zapytał smutno
- Nie. Ja tylko tobie pomogłam. – zapukałam w drzwi, ale
oprzytomniałam i spytałam jeszcze chłopca przed wejściem – Jak masz na imię ?
- Stephan
- Ładnie – mruknęłam, bowiem rzeczywiście spodobało mi się.
Nie czekając dłużej weszliśmy do pokoju – Przepraszam – odezwałam się, a trzy
siedzące w środku kobiety spojrzały od razu na mnie – znalazłam zgubę. Stephan
nie wie jak wrócić do swojej sali.
- Oj Steph … - jedna pokręciła głową, wstając i uśmiechając
się do niego. Widocznie dobrze już go znała. – Tyle razy tobie mówiłam, żebyś
nie wychodził sam z sali, a ty nigdy nie posłuchasz. – wzięła go za rękę –
Koniec wycieczki, zawracamy.
Ku mojemu zdziwieniu Mały podbiegł jeszcze do mnie i
przytulił się do mojej nogi, mówiąc;
- Lubię cię. – z pełnym uśmiechem zatrzepotał swoimi
długimi, gęstymi rzęsami i dopiero wtedy zauważyłam jego duże, orzechowe oczy
Jego gest spowodował, że sparaliżowało mnie i nic mi nie
przyszło do głowy, więc tylko posłałam mu uśmiech. I już go nie było. Wyszedł z
pielęgniarką.
- Biedne dziecko … - westchnęła za moimi plecami inna pielęgniarka.
Odwróciłam się.
- Co mu jest ?
- Trafił do nas w nieciekawym stanie. Lekarze długo nie
mogli zbadać co jest tego przyczyną. Okazało się, że ma raka.
Poczułam jak krew odeszła mi od mózgu. Przełknęłam nerwowo
ślinę.
- Raka ? – niemalże szepnęłam i zawróciłam głowę w stronę,
gdzie jeszcze przed chwilą stał –Przecież to dziecko ! Dlaczego nikogo przy nim
nie ma ?
- Nie widziałam tu nigdy nikogo innego oprócz jego matki,
która pojawia się kilka razy w tygodniu.
- Nie ma jej tu codziennie ?
- Nie. To bizneswoman. Wiecznie zajęta albo w pracy. Nawet
jak przychodzi do Stephana na tą godzinę czy dwie, to i tak wiecznie przy
telefonie.
Poczułam jak zrobiło mi się strasznie żal chłopca, a rosła
nienawiść i brak zrozumienia dla matki.
- Jak można nie mieć czasu dla swojego dziecka ? I w dodatku
chorego ?
- Nie wiem proszę pani. – pielęgniarka westchnęła –
Zaglądamy do niego co jakiś czas z koleżankami na zmianę, żeby nie było mu
smutno i nie płakał, gdy do innych dzieci przychodzą rodzice, ale wie pani; to
szpital, nie przedszkole i my też nie możemy mu umilać całego dnia, nawet jeśli
bardzo byśmy tego chciały, bo pracujemy tu i nie tylko jego mamy pod opieką.
- Jasne – przytaknęłam ze zrozumieniem głową – dzięki za
pomoc. – i wyszłam z pokoju roztrzęsiona. Nie mogłam pojąć jak bardzo praca
mogła być ważniejsza od zdrowia dziecka, które walczyło o życie i miało przy
sobie tylko matkę. Nie mogłam. Było mi go bardzo szkoda.
Wróciłam z powrotem do sali Nathana. Zamknęłam za sobą ostentacyjnie
drzwi.
- Max, jeśli kiedykolwiek będę narzekała na coś, to proszę walnij
mnie czymś ciężkim w głowę, dobrze ?
- Co ?! – spojrzał na mnie powątpiewająco – Dlaczego ?
- Żebym doceniła to co mam. – podeszłam do łóżka Nathana i
pogładziłam śpiącego po włosach
- Okeeeeyyy … - przeciągnął Max – Do twarzy ci z dziećmi. –
usłyszałam i raptownie spojrzałam na niego. Siedział wyszczerzony. – Myślałem,
że wkurzyłaś się na mnie i już chciałem cię szukać kiedy zobaczyłem za drzwiami
naszą Victorię prowadzącą za rękę dziecko. Nono, nie spodziewałbym się takiego
widoku …
Zmrużyłam oczy.
- Spadaj.
- Oj przestań, naprawdę to było słodkie !
- Spadaj razy dwa.
- Viiickyyy …
- Razy trzy, a najlepiej razy milion iks.
- Oj dlaczego upierasz się, że nie lubisz dzieci ?
- Nie upieram się tylko tak faktycznie jest ! Denerwują mnie
! Wszędzie ich pełno, o wszystko pytają miliard razy, są wścibskie, płaczą,
krzyczą ... ! Mam jeszcze wymieniać ?!
- Może lepiej nie …
- Nigdy nie byłam dobra w relacjach ja- dzieci i jakoś nigdy
mi nie zależało, żeby te relacje poprawić.
- A nigdy nie myślałaś, że być może będziesz miała dzieci z
Nathanem ?
Moja uniesiona brew.
- Pytam czysto teoretycznie i odnoszę to pytanie do dalekiej
przyszłości. – uniósł ręce w górze w obronnym geście, widząc mój wzrok
- Myślałam. – przyznałam, wspominając domniemania o ciąży –
Ale na szczęście to nie jest temat do realizacji teraz.
- Rozumiem. – kiwnął głową – Scooter do mnie dzwonił. –
oznajmił po chwili
- No i ?
- Pytał co chcemy powiedzieć mediom o wypadku.
- Co chcecie powiedzieć mediom zatem ?
- Nie wiem. – wzruszył ramionami – Nie mam do tego głowy,
niech on się tym zajmie.
- Ufasz mu …
- Tak
- Mhm … - mruknęłam wzniośle
- I trochę był zdenerwowany tą całą sytuacją, bo musi
wszystko poprzesuwać. Kolejne nagrania, teledyski, wywiady, występy …
- No rzeczywiście bardzo biedny jest ten Scooter ! – wyrwała
mi się odrobina jadu – Ciekawe jak on sobie z tym wszystkim poradzi ? – no dobra,
spora część jadu
- Victoria możesz przestać tak ironizować w końcu ?
- To możesz przestać tak się tym facetem zachwycać ?
- Ale on chce dla nas dobrze !
- Tak. Tak bardzo dobrze, że traktuje was jak jakąś maszynę
do zarabiania dla siebie pieniędzy.
- No teraz to już przeginasz ! – wstał oburzony
- Wcale nie ! Zapytał kiedy może przyjść odwiedzić Kevina i
Nathana ? Dam sobie rękę uciąć, że NIE !
- Myślisz, że on ma czas na włóczenie się po szpitalach ?!
- W końcu jesteście jego podopiecznymi i jest za was
odpowiedzialny ! Sorry, pomyłka ! Jest odpowiedzialny za waszą KARIERĘ, nie za
was jak widać na załączonym obrazku.
- To, że go tu nie ma to nic nie znaczy. Poza tym nawet nie
zdajesz sobie z tego sprawy ile on ma teraz do roboty.
- Nie porównuj jego roboty do ciężkiego stanu Kevina i
leżącego w śpiączce Natha ! – niemalże wrzasnęłam wściekła. W sali zapanowała
cisza. Dopiero teraz zauważyłam, że stałam z Maxem niemal twarzą w twarz i
mieliśmy taką mocną wymianę zdań. Patrzyliśmy sobie ze złością w oczy.
- Jesteś niesprawiedliwa. – wytknął mi palcem
- Przestań go w końcu bronić ! – rozłożyłam ręce
- Nie bronię go tylko staram się tobie wytłumaczyć, że
jesteś do niego uprzedzona !
- Tak ? Wyobraź sobie, że już to słyszałam, że jestem
uprzedzona ! I wiesz co ci powiem ? Skończy się tak samo jak z tamtą szmatą, z
którą się spotykałeś ! Też mnie nie słuchałeś !
- Wiesz co Victoria ? – zmrużył oczy wściekły i zacisnął
pięść – To był cios poniżej pasa. – syknął i szybkim krokiem ruszył do wyjścia,
po czym huknął za sobą drzwiami …
Po sali rozlegał się tylko dźwięk uruchomionych maszyn, do
których podłączony był mój chłopak. Wzięłam głęboki oddech i zagarnęłam włosy
do tyłu. Podeszłam do łóżka, usiadłam na nim i ujęłam dłoń śpiącego bruneta w
swoją. Patrzyłam na jego twarz nie wyrażającą żadnych emocji.
- Wyzdrowiej szybciej niż to możliwe, proszę cię. –
szepnęłam – Nie poznaję siebie. Nie potrafię tego wszystkiego ogarnąć. Potrzebuję
cię Nath. – po policzkach poleciały łzy – Nie martw się. Niezależnie co by się
nie działo będę silna. – zaczęłam gładzić delikatnie jego pokiereszowaną twarz –
Wiem, że tego ode mnie oczekujesz i powtarzałbyś mi, że muszę być dzielna. – uśmiechnęłam się na samo
wspomnienie jego głosu – Będę. – wyszeptałam z uśmiechem, wypuszczając kolejną
strużkę łez
W tym momencie wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni,
wybrałam opcję odtwarzacza, znalazłam pewną piosenkę i naciskając „play” położyłam
głośnikiem do góry na stoliku.
„This is not gonna last forever,
It's a time when you must hold on.
And I won’t let you surrender,
And I’ll heal you if you’re broken.” Przy
kwestii Jaya jeszcze trzymałam się w ryzach, ale chwilę później słucham,
szeptałam słowa następnych kwestii i wpatrywałam się w twarz Nathana, płacząc;
„We can stand so tall together.
We can make it through the stormy weather.
We can go through it all together, do it all
together, do it all.
I’ll be your strength.
I will, I will, I will.
I’ll be your strength.
Yes oh , yes I will.”
Dalej nie dałam rady już nawet szeptać, bo ścisnęło mnie za
gardło. Podniosłam się i najdelikatniej jak tylko mogłam przysunęłam się do
Nathana i złożyłam na jego ustach pocałunek. Mimo iż nie miał ze mną kontaktu,
jego usta nadal były gorące jak normalnie, sprzed wypadku. Zdążyłam się od
niego ledwo co odsunąć i wyłączyć muzykę, gdy do sali wpadł Tom, Jay, Siva i
Nareesha z Kelsey.
- Cześć ! – uśmiechnęli się
- Hej – pomachałam przez łzy
- Jeeeeny Viiiicky .. – podszedł do mnie Siva i przytulił
mnie, widząc, że płakałam – Będzie dobrze przecież, zobaczysz. – wysłał mi na
pocieszenie uśmiech
- Vicky, nie płacz, bo tu basen powstanie. – puściła do mnie
oko Kelsey
- Co z nim ? – spytał Jay
Wytarłam wszystkie łzy i opowiedziałam wszystko, co oznajmił
lekarz.
- Dobrze, przynajmniej nabierze sił. – uśmiechnął się Tom i
podszedł do leżącego Nathana, coś mu cicho mówiąc. Każdy z nas miał nadzieję,
że brunet może chociaż nas słyszał …
Odeszłam w kąt sali, by inni przywitali się z Sykesem. Wbiłam
wzrok w podłogę. Maxa nadal nie było … Wkurzył się na mnie niemiłosiernie. Już sama
nie wiedziałam czy dobrze zrobiłam, wygarniając swoje zdanie o tym jednym
człowieku. Może niepotrzebnie to wszystko ? … To co, mam Maxa przeprosić ? Ale
w sumie wypowiedziałam tylko swoje zdanie.
- Vicky halo ! – przed oczami pomachał mi dłonią Tom, bym
się ocknęła
- Mm ? – przeniosłam na niego wzrok
- Mówię, że przywiozłem tobie ubrania na zmianę.
- Świetnie, dzięki. W ogóle mieliście być po południu
dopiero …
- Mieliśmy, mieliśmy, ale na szczęście udało się wcześniej.
Powinnaś być dumna. – puścił oko, by mnie rozśmieszyć
- …
- Ej – szturchnął mnie – Co jest ?
- Nic
- Coś się stało ?
- Nic
- Co się stało mów mi natychmiastowo !
- Tom, nic się nie stało. Daj mi spokój. – próbowałam go
wyminąć
- Tomowi nie powiesz ? – zagroził mi drogę z morderczym
spojrzeniem
- A masz papierosy przy sobie ? – zapytałam cicho, a jego
oczy urosły do wielkości piłeczek tenisowych
- Ty palisz ?!
- Dzień i noc bez ustanku. – skwitowałam z uniesioną brwią –
To masz czy nie ?
- Mam, mam. Jak miałbym nie mieć niby ? – prychnął – Czyli jakaś
grubsza sprawa widzę … Dobra, chodź, wymkniemy się i nikt nawet nie zauważy, że
wyszliśmy.
- Jak ja cię kocham Tom … - westchnęłam ciężko
- Wiem, wiem. Wyszłabyś za mnie za mąż, niestety jestem tak
niebagatelnie przystojny, że jestem rozchwytywany i już zajęty.
- I niebagatelnie skromny …
Tom musiał powstrzymać się przed swoim ryknięciem ze śmiechu
i po cichu wyszliśmy z sali, by udać się na podwórko zapalić.
Hej Skarby ! W końcu znowu jestem. Przepraszam Was z całego serca, ale u mnie teraz tyle się dzieje, że uwierzcie mi, że nie mam czasu na nic innego jak tylko nauka nauka i jeszcze raz nauka. Dodatkowo tydzień temu na cały weekend był u mnie chłopak, a potem jak miałam wenę, to na kilka dni zjawiła się u mnie przyjaciółka ze Stanów. Multum obowiązków i te odwiedziny jedne po drugich odbiły się niestety na Wantedowych nad czym naprawdę sama ubolewam ... Chciałabym mieć więcej czasu na pisanie jak dawniej, ale niestety na razie jest to niemożliwe, bo zależy mi na zdaniu pozytywnie wszystkich kolokwiów i egzaminów, których ilość chyba przerasta moje najśmielsze oczekiwania, ale cóż ...
Muszę poruszyć ważną kwestię ... - pod ostatnim rozdziałem nawiązała się wymiana zdań między Anonimem a innym Anonimkiem i niepoprawną romantyczką. Uznałam, że trzeba coś wyjaśnić. Samozwańczy "Krytyczny Krytyku" Anonimie- nie mam zamiaru przyspieszać akcji i upospolicać swojego opowiadania do rangi szybkiej ciąży czy zakładania rodziny przez naszych bohaterów. Jak to trafnie i w 100% napisał pod Twoim komentarzem inny Anonimek i niepoprawna romantyczka - nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, że akcja opowiadania to kilka miesięcy, a nie kilka lat, w związku z czym, jakbyś mógł zwolnić tempo i ewentualnie nie myśleć o dzieciach naszej Nathorii i zechciał powierzyć ich losy nadal mojej osobie, to byłoby wspaniale, ale oczywiście szanujemy Twoje zdanie.
Dziękuję Anonimkowi i niepoprawnej romantyczce , że zechcieliście uprzejmie wytłumaczyć osobie na czym polega moje opowiadanie :) Jestem przeszczęśliwa, że napisaliście to wszystko, bo idealnie i tak dokładnie to ujęliście, że sama bym lepiej tego nie napisała :) Dziękuję Wam, bo widzę, że moje starania do tego, żeby Wantedowe Story różniły się od innych opowiadań nie idą na marne i widzę, że są osoby, które rzeczywiście to "czują" i nie mają mi tego za złe, że nasza bohaterka JESZCZE PO SETNYCH ROZDZIAŁACH NIE ZASZŁA W CIĄŻĘ.
Z innej beczki przy okazji ostatnich komentarzy - kololowa ! - opis przypadłości Nathana napisałam sama. Uczyłam się już o tym, więc wykorzystałam swoją "studyjną" wiedzę, która na coś się przydała ;)
Przepraszam Was Moje Drogie, że zajęłam Was bazgrołkami odnośnie sprawy z komentarzami Anonima, ale chciałam to raz na zawsze wytłumaczyć i powtórzyć, że związek i całe życie w moim mniemaniu nie sprowadza się do ciąży i jeśli "wszystko niszczę" jak to zostało określone to przepraszam, ale jestem jedyną autorką tego bloga i uważam, że można na razie zająć się innymi kwestiami. Jeśli kogoś zawiodłam to wybaczcie, ale nie czuję się winna. Mam nadzieję, że więcej do tego tematu wracać nie będziemy, bo jestem i tak upartą osobą i będę spełniać swoją wizję, którą będę starała się przekazać jak najlepiej, aby Was nie zanudzić.
Dziękuję Wam za wyrozumiałość, zrozumienie, cierpliwość i ciepło jakim mnie gęsto obdarowujecie. Wiedzcie, że gdyby nie Wasze komentarze, to nie wiem czy miałabym jeszcze taki duży zasób zapału do pisania. To dzięki Wam i dla Was !
Love <3
PS 3majcie kciuki w poniedziałek za kolokwium ... Nauki jest od groma, ale i tak kocham psychologię :) !