- Vicky wstawaj!
- …
- Vicky!
- …
- Kochanie już późno.
- …
- Wiktorio Minc! – polskie brzmienie –
Vicky, rusz tyłek natychmiast!
- Nath nie drzyj mi się do ucha. – jedyne
co byłam w stanie mruknąć
- Vicky wstawaj, bo się spóźnisz. Mamy
spotkanie ze Scooterem.
- Przenieśmy to na jutro. – przełożyłam
się na drugą stronę
- Nie, nie przeniesiemy tego na jutro.
Wstawaj szybko! – Nathan zręcznym ruchem zerwał ze mnie kołdrę
Wzięłam głęboki oddech i powoli, żółwim
tempem, z zamkniętymi oczami podnosiłam się. Już siedząc nadal nieprzytomna
wycedziłam;
- Może i nie wyglądam, ale jestem
oburzona.
Nathan słodko się roześmiał, dał buziaka
po czym pociągnął mnie za ręce i wyprowadził do łazienki, obiecując;
- Na dole będzie czekać na ciebie pyszna
kawunia.
- I tak ci już to nie pomoże. Jesteś
skończony, Sykes.
Po
zaledwie 20 minutach w pełni wyszykowana zeszłam na dół.
- To gdzie ta obiecana kawa?
- Ładnie wyglądasz kochanie.
Powstrzymałam Nathana w ostatniej chwili.
– Gdzie startujesz z tym buziakiem? Wiktoria niewyspana to zła Wiktoria.
- Ostatnio mam wrażenie, że nie tylko zła
wtedy, gdy niewyspana…
- Co masz na myśli? – łyknęłam kawy –
Rzeczywiście dobra wyszła.
- To, że jesteś tykającą bombą szczególnie
jeśli w pobliżu jest Max. I zastanawiam się dlaczego.
Uciekłam wzrokiem. – Bo mnie denerwuje. –
odpowiedziałam krótko, namiętnie dmuchając kawę
- To na pewno. Tylko z jakiego powodu?
- Nath! – podniesiony ton i wymiana
spojrzeń – Chcesz się bawić w psychologa?
- A czemu by nie?
- Hej ho! – do kuchni weszli roześmiani
Tom z Kelsey – Oł, przeszkodziliśmy w rozmowie?
- Hej, nie… - mruknęłam posępnie
- Cześć, chcecie kawy?
- A ty co, baristą dziś zostałeś?
- Musiałem jakoś Vicky przekonać, żeby
wstała. – Sykes puścił oko
- Gdzie jest reszta?
- Siva z Nareeshą
- Wyłamali się. – dokończył momentalnie
Tom, a brunet uśmiechnął się
- Tak, to też. Jaya widziałem gdzieś na
dole, a Max
- A Max już schodzi. – Łysy wszedł do
kuchni rozpromieniony – Oooooo wszyscy zadowoleni i uśmiechnięci od samego
rana. – przytrzymał mnie dłużej wzrokiem z hardym uśmieszkiem na co przewróciłam
niechętnie oczami
- To co, jedziemy? – Tom uratował
sytuację – Proponuję się podzielić jak jedziemy w samochodach.
- Weźmiemy z sobą Jaya. – wypaliłam
- Spoko, to my się zabieramy we trójkę. –
Tom wzruszył ramionami
- Z kim jadę? – wpadł Loczek
- Ze mną i Vicky. Nie musisz udawać, że
się cieszysz.
- Dzięki Nath…
W samochodzie;
- Naprawdę nie wiecie czego Scooter chce
od nas?
- Kotku, mówiłem, że nie wiem. –
westchnął Nathan, ruszając
- Zapewne chodzi o jakąś promocję, sesja
zdjęciowa czy coś tego typu. – odezwał się z tyłu Jay
- Rewelacja… - mruknęłam
- Już niedługo dowiemy się o co chodzi.
- A tak zmieniając temat to…
prawdopodobnie Lisa przyleci do Los Angeles.
- Tu?
- A masz jakieś inne LA Nath? – ręce mi
opadły
- No nie – roześmiał się – To fajnie. Ale
tak po prostu chce przylecieć?
- Tak. Rozmawiałyśmy ostatnio i
rozkminiłyśmy ten pomysł, bo już dostatecznie zbyt długo się nie widziałyśmy.
- Rzeczywiście, zapomniałem, że z was
dwupak.
Chwila ciszy. Odwróciłam się do Jaya,
który siedział z tyłu. Wpatrywał się w okno.
- Jay…
- Co tam? – wyrwałam go z przemyśleń
- Czy obecność Lisy będzie ci
przeszkadzać?
- Nie, dlaczego?
- Byliście przecież razem… Może to będzie
dla ciebie niekomfortowe…
- Vicky daj spokój. – machnął ręką – Z mojej
strony wszystko w porządku. Nie mam jej niczego za złe, poza tym rozstaliśmy
się w dość koleżeńskich warunkach. Tylko czy jej będzie w porządku…?
- To zabawne, ale ona powiedziała mi dokładnie
to samo.
Jay uśmiechnął się. – To dobrze.
Zawróciłam się z powrotem przodem do
szyby, a Nathan położył dłoń na moim kolanie i uśmiechnął się kącikiem ust, nie
odrywając wzroku z drogi.
U Scootera w biurze;
- Dobrze moi drodzy, cieszę się, że
spotykamy się wszyscy razem. – głos zabrał sam inicjator spotkania – Dziękuję paniom,
że chciały się pofatygować i przyjechać tutaj.
Spojrzałam dwuznacznie na Nathana, który
wysłał mi buziaka z daleka z uśmiechem.
- Mam nadzieję, że nie powiedzieliście im
o co chodzi. – Braun rozejrzał się po chłopakach, a ja w tamtym momencie
myślałam, że zamorduję Sykesa. Mój pretensjonalny wzrok dosięgnął mojego
chłopaka, który zagryzł wargi.
- Zatem moje drogie panie. Jak wiecie
stawiam na promocję The Wanted, chcę, żeby ich zasięg był z każdym dniem
większy i, żeby trafiali do coraz szerszego grona odbiorców. Ale tym razem
potrzebna jest wasza pomoc.
Uniosłyśmy we trzy brew do góry.
Nareesha; - Mam zaprojektować im buty?
Kelsey; - Mam zatańczyć w teledysku?
Ja; - Nie wiem co mam zrobić?
- Weźmiecie udział w wywiadzie.
- CO?! – wypsnęło się Kelsey, a Tom
parsknął – Cicho bądź! – uniosła się na niego blondynka widocznie
poddenerwowana
- Spokojnie Kelsey. Wywiad będzie w
telewizji, chodzi o to, żebyście co nieco powiedziały, co by przyciągnęło uwagę
ludzi.
- Mhm – chrząknęłam – A mamy kłamać czy
mówić nieprawdę?
Scooter uniósł brew. – Przećwiczymy co
będziecie mówić.
- To jest jakieś nieporozumienie, tak? –
Kelsey spojrzała na Toma
- Dziewczyny uspokójcie się. –
interweniowała Nareesha – To jest biznes. Nie można wychodzić z sercem na
dłoni, trzeba dać ludziom pożywkę.
To było za dużo. Nie mieściło mi się to w
głowie. Schyliłam się po swoją torbę.
- Rozumiem, że to wszystko o czym
chciałeś z nami porozmawiać. W takim razie przepraszam, ale spieszę się. –
wstałam, zawróciłam się na pięcie i wyszłam czym prędzej z pokoju. Kątem oka
widziałam, że Kelsey zrobiła to samo. Trzasnęła za sobą drzwiami, a gdy
oparłyśmy się o ścianę zaczęła przeklinać wkurzona.
- Ja go zabiję! – rzuciła ostatecznie i
poszła w stronę toalet
Ja zaś skierowałam się szybko na dwór.
Gdy byłam na zewnątrz usłyszałam;
- Vicky poczekaj!
Oczywiście szłam dalej.
- Vicky! – Nathan złapał mnie za rękę i
odwrócił do siebie
- Wierzyć mi się nie chce! – krzyknęłam –
Jak mogłeś?!
- Ale co „jak mogłem”?
- Jeszcze pytasz?! Nie dość, że kłamałeś,
że o niczym nie miałeś pojęcia to na dodatek chcesz mnie wpakować w gierki
Scootera?!
- Ale to nie są żadne gierki! To jest
akcja promocyjna The Wanted, Victoria!
- Hoh, świetnie! – zironizowałam - Ale ja
nie zamierzam grać tak jak mi Scooter każe, w ogóle nie zamierzam robić
czegokolwiek czego on będzie ode mnie wymagał, bo to wszystko to jedna wielka
ściema i dobrze o tym wiesz!
- On zrobi w zamian koncert dla Stephana.
Zamknęłam się momentalnie. Jakby ktoś
walnął mi w twarz młotem. Patrzyłam na Nathana.
- Zgódź się nam pomóc.
- Tym bardziej nigdy w życiu. – warknęłam
– I powiem ci więcej Nath. Jeśli ty zechcesz brać udział w tej szopce to będzie
cios poniżej pasa. Nie fatyguj się. Wrócę autobusem. – cisnęłam wzrokiem
piorunem, zawróciłam się i dumnie poszłam, nie odwracając się. Sykes chyba
wiedział, że należało zostawić mnie w spokoju, bo mogło być źle. BEZCZELNOŚĆ.
To jedyne co mi przychodziło do głowy. W torebce dzwonił mój telefon.
- Tak Kels?
- Gdzie jesteś?
- Kilkanaście metrów na zewnątrz od tego
cyrku.
- Poczekaj na mnie, zaraz do ciebie
dołączam. – jej ton głosu również pozostawiał wiele do życzenia
Dwie minuty później stałyśmy obok siebie,
wpatrzone w dal i paliłyśmy papierosy.
- Co za cham!
- Prostak!
- Wspaniały pomysł, naprawdę!
- Chyba mu się w dupie poprzewracało
jeśli myśli, że będę robić to co wymyślił.
- I to co na dodatek wymyślił!
- A ty widziałaś swoją drogą reakcję
Nareeshy?!
- Vicky nic nie mów, bo myślałam, że jej
przyłożę.
- Już myślałam, że tylko ja jestem
przeciwna.
- Proszę cię… Poza tym jestem pewna, że
Siva z nią wcześniej o tym rozmawiał na spokojnie, bo wcale nie była
zaskoczona, ale oczywiście Tom posłusznie nie pisnął mi ani słowem.
- Nathan to samo.
- Obmyślam plan zabójstwa normalnie…
- Kelsey ja na pewno nie wezmę w tym
udziału.
- Daj spokój, ja to samo!
Zamyśliłam się. - Tylko muszę wymyślić
jak zdobyć pieniądze dla Stephana na lek…
- Jak to? Przecież koncert charytatywny
miał być.
Spojrzałam na nią, nie mówiąc nic.
Ściągnęła brwi i widać było jak momentalnie urosło jej ciśnienie.
- Chcesz mi powiedzieć, że ten osioł nie
zrobi koncertu, bo nie zgodziłaś się na ten jego iście wyrąbany w kosmos
pomysł?!
- Nathan przed chwilą dał mi to do
zrozumienia. – zgasiłam papierosa
- Nie wierzę! Po prostu nie wierzę!
Uniosłam bezradnie ramiona. – To show
biznes Kels. Albo robisz z siebie pożywkę albo nie istniejesz.
W domu;
- Ale Vicky, co ci szkodzi…
- Przestań za mną łazić!
- Vicky, zrozum
- Nie odzywaj się do mnie!
Mój chłopak zamilkł, a ja otworzyłam
laptopa.
- Dobra. Jak chcesz! – rzucił i wyszedł z
pokoju, trzaskając drzwiami. Po chwili usłyszałam jak drzwi od innego pokoju
również trzasnęły. Czyli Kelsey z Tomem też dobrze. Wzięłam głęboki oddech i
zaczęłam szukać jakichś informacji na temat dofinansowania na leki, czytałam o
fundacjach, ale nic mi nie przynosiło rozwiązania. 1,5 godziny siedziałam na
forach, wyszukiwarkach i nic. Poczułam bezsilność. Chciało mi się płakać. Z
rozczarowania, rozgoryczenia i niemocy. Weszłam na maila. Otworzyłam pocztę,
nowe okienko do wiadomości. Wpisałam adres mailowy Mamy i zaczęłam;
„Mamo, nie wiem co robić. Potrzebuję Ciebie, rozmowy z Tobą, Twojego
przytulenia. Jestem bezradna. Potrzebuję Cię. Bardzo.”
Uznałam to jednak za zbyt desperacki
krok. Nie odzywałam się do rodziny kolejny miesiąc i tak nagle Mama miała dostać
moją wiadomość, mówiącą o tym, że nie dawałam sobie rady? Marnie… Nie
zdecydowałam się wysłać wiadomości, ale odłożyłam laptopa na łóżku, sama
położyłam się obok i przyglądałam się wiadomości. Nawet nie wiem kiedy
przysnęłam…
Zbudził mnie dotyk. Otworzyłam powoli
oczy. To Nathan przykrywał mnie kocykiem. Bez słowa zdjęłam go z siebie i
podniosłam się.
- Vicky proszę… Porozmawiajmy. –
westchnął za mną
- Wcześniej nie miałeś ochoty ze mną
rozmawiać, więc idź teraz pogadaj ze Scooterem, on ci świetnie doradzi. –
poprawiłam dumnie włosy i wyszłam z pokoju
Zeszłam na dół. Nikogo nie było. Zrobiłam
sobie kanapkę i usiadłam z nią na tarasie za domem. Za chwilę obok stanęła
Kelsey.
- Mogę czy chcesz pobyć sama?
- Siadaj. – uśmiechnęłam się
- …co jesz?
- Kanapkę z warzywami. Chcesz gryza?
- Nie, dzięki. Nie mam apetytu…
- Pokłóceni?
- Tsa. A u was?
- Też. – prychnęłam
- Wiesz co… w takie dni jak dziś kiedy
pokazuje mi, że ma moje zdanie w dupie, a wszystko co się tyczy zespołu jest
świętością, mam ochotę się spakować i wrócić do Londynu, a niech pajac robi co
mu się podoba, ale beze mnie.
- Rozumiem cię… Mam to samo.
- Przecież oni są nienormalni!
- Mam wrażenie, że nie używają mózgu.
- Ale oczywiście to my przesadzamy i nic
by się nam nie stało gdybyśmy zechciały im pomóc.
- Tylko jakim kosztem… Udawanie i
robienie z siebie słodkiej idiotki słuchającej rozkazów Scootera? – spojrzałam wymownie
na Kelsey
- Absolutnie nie! – dopowiedziałyśmy równocześnie
aż się roześmiałyśmy
- To co teraz?
- Jak to co… wojna!
Cześć Misie :*! Nie mogłam się zebrać do
tego rozdziału, ale jak już zaczęłam go pisać to poszło od razu ;)
Przepraszam, że tak długo kazałam na
niego czekać, ale mam teraz trochę mało czasu, ponieważ robię dwa lata studiów
w rok przez co mam dużo zajęć i praktycznie w ciągu tygodnia San nie istnieje
;) Weekendy są zbawieniem! Tydzień temu byłam na 2,5 dnia nad morzem. Było z
przygodami, czasami przyjemnymi, a czasami wręcz przeciwnie. Ale obiecałam
sobie, ze to był pierwszy i ostatni wyjazd na kompletnym spontanie. Nigdy
więcej ;>!
Serducho po rozstaniu już się zagoiło, a
ja sama wbrew pozorom odżyłam! Znajomi są w szoku, bo spodziewali się płaczów,
lamentu i depresji, a ja codziennie wstaję uśmiechnięta, ani razu nie wypiłam
melisy, gdzie będąc w związku codziennie piłam po kilka kubków i od niej
zaczynałam dzień, bo praktycznie ciągle coś mi przeszkadzało i było „nie tak”.
Czuję, że żyję, spełniam się, słucham siebie i oddycham całą sobą- wspaniałe
uczucie! Do głowy przychodzą co chwilę różne pomysły- większe i mniejsze, ale
każde są zrealizowane albo są w tracie spełniania.
W piątek z samego rana jadę w końcu do
domu na weekend. Nie mogę się już trochę doczekać, bo 3 tyg mnie nie było ;)
Całuję i postaram się dodać nexta
szybciej! Macie pomysł na wojnę Wiki+Kelsey vs reszta świata ;]?
PS
dodaję bardzo twarzowe zdjęcie z wyjazdu. Tak, moja kumpela robi świetne
zdjęcia lustrzanką z zoomem xd
PS 2 Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam "Over and over again" naszego pana Sykesa ;]