- Uhm, Vicky. – słychać było jak
przełknął ślinę – Wyglądasz bardzo sexi. – szybko zdjął laptopa z kolan i
wystartował do mnie – Ale mam piękną dziewczynę. – objął mnie w talii
- Nath wyłącz ten swój program czułości,
który ci się przed momentem uruchomił. – mruknęłam
- Co jest?
- Nic
- Widzę przecież.
- Oj no – przewróciłam oczami – Mam
wrażenie, że się wystroiłam… - szukałam angielskiego odpowiednika, ale nie
znalazłam, więc dokończyłam po polsku – jak koń na dożynki.
Nathan troszkę zgłupiał. Patrzył na mnie
po czym po chwili się odezwał z uśmiechem; - Mogłabyś wolniej to ostatnie? Nie
zrozumiałem…
- I nie zrozumiesz, bo nie znam
angielskiego idiomu.
- A co to tak mniej więcej znaczyło?
- Jak stróż na boże ciało. – zaginałam go
polskim
On uniósł brew. – Przez te wasze jakieś –
i tu kilka sekund męczył się, próbując mi zaprezentować wymowę „ż” – nie idzie
się z wami dogadać.
- Pf. Bo to język dla wybranych! –
obruszyłam się
- Ja się go jeszcze nauczę. – pogroził mi
palcem – Zobaczysz.
- Zobaczę… Nie zobaczę… - zawiesiłam ton –
Co nie zmienia faktu, że nadal nie kumasz ni w ząb.
- Coś ty się tak do mnie przyczepiła?
- Bo kazałeś mi się ubrać w… TO! –
rozłożyłam bezradnie ręce, wskazując na sukienkę
- O rany, jak ci się nie podoba to się
przebierz. – westchnął
- Ta, żebyś mi potem gadał przez resztę
wieczoru, że w tym wyglądałam lepiej. Nie, dziękuję.
Spojrzał na mnie spod byka. – To w czym
problem?
- Weź idź się przebierać lepiej! –
żachnęłam się, zamknęłam ostentacyjnie szafę i poszłam na łóżko, przejmując
laptopa
Nathan wyciągnął swoją koszulę, którą
nakazałam mu nałożyć (a co, sprawiedliwość musi być!), jeszcze coś bąknął, że „My,
kobiety, jesteśmy nie do ogarnięcia”, po czym poszedł do łazienki.
Zalogowałam się na swojego maila. Nie
miałam nowych wiadomości, za to jeden mail widniał w wersjach roboczych. Weszłam w niego. No tak, w pasku odbiorcy
wstawiony był tylko adres Mamy, a tekst maila pusty. Ostatnio próbowałam coś
skleić i do niej wysłać, ale finalnie nic z tego nie wyszło. Może teraz coś
napisać i spróbować odnowić kontakt, który właściwie został zerwany przeze
mnie?
Patrzyłam z kilka dobrych minut na puste
okno maila. W końcu przekonałam się i położyłam palce na klawiaturze. Drzwi do
pokoju szybko otworzyły się. To Nathan wrócił. Westchnęłam ciężko, bowiem
wiedziałam, że już po moim mailu.
- Kelsey woła cię na makijaż. –
wiedziałam, że tak będzie. Zamknęłam niepocieszona laptopa i wstałam. Chłopak
zauważył moją minę. – Coś nie tak?
- OK wszystko. – wysłałam delikatny
uśmiech, pocałowałam go w usta i kierowałam się w stronę wyjścia
- Ej! – zawołał za mną, a ja spojrzałam
na niego pytająco przez ramię. Rozłożył ręce. – Nawet nie powiedziałaś, że
jestem przystojny.
- Jesteś mega ciacho. – puściłam do niego
oko i wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Zeszłam na dół, gdzie
siedzieli Max z Jayem. Widząc mnie zaczęli gwizdać i mruczeć na przemian.
Uniosłam brew i niewzruszona spytałam;
- Widzieliście Kelsey? Szukam jej.
- Nie, nie ma jej tu.
- Ale jak chcesz to my możemy się tobą
zająć.
- O tak. I mascarę wepchniecie mi do oka
na dobry początek.
- Co wepchniemy? – skrzywili się
- O tym mówię… - westchnęłam – No nic.
Dzięki chłopaki. Jak zawsze mogę liczyć na waszą pomoc.
- A jak!
- Chcesz kieliszek?
- Chcesz, żebym teraz zaczęła pić?
- A czemu nie?
- To chyba nie zależy ci Jay, abym
dotrwała do połowy imprezy.
- Oj już nie oszukaj, widzieliśmy cię w
akcji z polską wódką.
- Max!
- No co – roześmiał się, wzruszając
ramionami – taka prawda!
- Bujaj się. – usłyszał w zamian ode mnie
po czym odwróciłam się na pięcie i wystartowałam do pokoju Kelsey i Toma. Na
schodach właśnie mijałam Parkera z butelką procentów w ręku.
- Kelsey na ciebie czeka.
- Tak, wiem. Zmierzam do niej właśnie. Wy
serio już zaczynacie pić? – zlustrowałam to co trzymał
- Taka tylko malutka rozgrzeweczka.
Właśnie zachodziłem jeszcze po twojego.
- Zapewne nie odmówił…
- Ależ skąd!
- To jestem ciekawa kto kogo dzisiaj prędzej
odholuje do łóżka, ja jego czy on mnie.
- To zamierzasz dzisiaj tak się ładnie
zrobić?
- Rzadko zamierzam, a i tak różnie
wychodzi.
- Właśnie.
- Właśnie. – powtórzyłam z brwią w górze
- Tsa… Nie no Vicky spoko, postaramy się,
żebyś jakiś pożytek z niego w nocy jeszcze miała. – wyszczerzył się
- Lepiej ty się postaraj, żeby Kelsey z
ciebie miała.
- O to moja droga już się nie martw! –
puścił oko – Co jak co, ale Thomas Parker zawsze do usług.
- Super Thomasie Parkerze, ale oszczędź
mi tych rewelacji. – poklepałam go po ramieniu i roześmiani poszliśmy w swoje
strony. Weszłam do pokoju Kelsey. Tam Nareesha kończyła się już malować przed
lusterkiem, a Kelsey pryskała się lakierem do włosów.
- Obecna, zgłaszam gotowość do robienia
się na bóstwo!
- No w końcu! – Nareesha westchnęła
- Wow, nieźle wyglądasz! – Kelsey uśmiechnęła
się szeroko, ale zaraz pożałowała, bo do buzi wpadło jej lakieru. Zaczęła
kaszleć, chcąc się pozbyć gorzkiego posmaku w ustach, ale chyba na nic to się
nie zdało, bo popatrzyła na mnie zniesmaczona. – Siadaj, zaraz ci pomogę się
ogarnąć. Fuj!
Weszłam w głąb pokoju, a tam na fotelu
zobaczyłam…
- Siva? A to ty nie piwkujesz z
chłopakami? – moja mina bezcenna
- Oni piwkują? – Nareesha popatrzyła na
mnie z lekką mówiąc zdegustowaną miną
- Czy tam wódeczkują – poprawiłam się –
Nieważne. – spojrzałam zaskoczona na Kelsey
- Ja też jestem pełna podziwu, że Siva tu
z nami wytrzymuje w kompletnie babskich sprawach. – blondynka zrobiła
dwuznaczną minę, mówiącą o tym, że już próbowała się jego pozbyć z pokoju, ale
na daremno
- Chyba dobrze, żeby chociaż jeden
trzymał fason i ogarniał sytuację, prawda?
- Ale Nareesha tu nie chodzi o ogarnianie
sytuacji ani o fason. Tu chodzi o spędzanie czasu z kumplami, takie coś; męska
solidarność. Mówi wam coś ten termin? – od razu przeszłam do rzeczy – Tam na
dole wszyscy są oprócz ciebie. Serio wolisz siedzieć z babami i gadać o
pierdołowatych makijażach czy lakierach?
- Vicky, siedzę z Nareeshą i dobrze mi
tu.
- Poza tym każdy chyba robi co mu się
podoba, a niektórym nic do tego.
Otworzyłam lekko oczy. – Jasne Nareesha. –
kiwnęłam głową – Lepiej sama się pomaluję u siebie. – szybko ewakuowałam się z
miejsca, w którym za sekundę miała wybuchnąć wojna. Poszłam z powrotem do
swojego i Nathana pokoju. Tam nałożyłam tylko podkład, pociągnęłam oczy
eyelinerem pozostawiając czarną kreskę, rzęsy potraktowałam mascarą, usta
delikatną, nude pomadką i delikatny róż na policzki. Upięłam włosy w gładki,
wysoki kok z wypełniaczem, spryskałam się perfumą i 20 minut później schodziłam
na dół cała wyszykowana. Nadal byłam zdenerwowana tą sytuacją w pokoju Kelsey i
Nathan to zauważył.
- Co tam kochanie?
- Sivie do reszty odbiło. – stwierdziłam,
widząc nadal tylko czwórkę w salonie
- To my wiemy już od jakiegoś czasu. –
powiedział Jay i napił się alkoholu
- On siedzi tam na górze z Nareeshą i
Kelsey, patrzy jak się malują i stroją i
woli to od męskiego towarzystwa, dasz wiarę?
- Bo tam jest Nareesha. – podsumował Max
- I to było najlepsze trafienie tego
wieczoru proszę państwa.
- Chyba twoje Tom. Moje na pewno nie. Moje
trafienie to będzie jak zobaczę w tym domu piękną, gorącą pannę.
- Max, dobrze, że marzenia nie kosztują,
co? – roześmiał się Nathan
- Ty ty… nie bądź już taki mądry Młody.
- To czego ci Victoria nalać, żebyś nie
siedziała z taką posępną miną?
- Jeszcze niczego.
- Nie przejmuj się Sivą.
- Miałam kolejne starcie z Nareeshą, Siva
siedzi jak trusia pod jej pantoflem. Nie wiem co mu do głowy strzeliło! W
Londynie przecież jakoś się zachowywał.
Nathan skrzywił się. – Też przecież często
wychodził…
- Ale miał swoje zdanie!
- Racja, najbardziej wtedy, gdy Nareeshy
nie było w pobliżu.
- Przesadzasz już…
- Dobra Vicky, dajmy sobie spokój. Chyba
nie chcesz być skupiona przez cały wieczór na Sivie i Nareeshie.
- Oczywiście, że nie chce. Staram się
tylko wytłumaczyć co się z nim stało.
- Odpuść sobie.
- No dobra z Nareeshą się ścięłaś…, a
gdzie moja dama?- Tom dopiero zauważył brak swojej połówki
- Dobry refleks… Nie wiem, pewnie lada
moment zejdzie, bo już była gotowa.
- To jakim cudem ty zdążyłaś się zrobić w
tym czasie, a ona nadal nie, skoro była już wcześniej gotowa?
- Nie wiem Tom!
- Jak to?
- NORMALNIE! Ktoś jeszcze w tym
towarzystwie ma jakieś do mnie pytania, skargi, zażalenia?! – ciśnienie mi
podskoczyło
- Już ci Vicky nalewam lek na nerwy, już nalewam. – Nathan słodko się
roześmiał, mieszając mi drinka
- Swoją drogą – chrząknął Max – wy jesteście
tu jeszcze niepełnoletni na picie alkoholu. Macie zakaz.
- Śmiało, zagoń nas. – burknęłam po czym
dorwałam się do drinka – Szkoda, że dla ciebie nie ma zakazu na kupowanie tony
gu – poczułam kopniaka od Nathana pod ławą, dając znak, żebym się zamknęła,
więc to uczyniłam natychmiastowo
- Na kupowanie czego? – dopytywał Max
- Nieważne… - chrząknęłam. Jayowi coś się
przypomniało i od razu musiał podzielić się tym z kolegami. Korzystając z ich
nieuwagi spojrzałam na Nathana, a on na mnie.
- Co? – spytałam niewinnie
- Uspokój się.
- Przecież nic nie
- Obiecaj mi, że się z nikim nie
pokłócisz tego wieczoru.
- Nie mogę ci tego obiecać! – obruszyłam się
- Victoria…
- Daj spokój.
3 godziny później;
- Ty widzisz tamtą laskę?
- Tę, która wygląda jak zdzira do
trzeciego stopnia?
- Tak, ta w czarnej, obciśniętej… bluzce?
Bo nie rzucajmy się na wielkie słowa; czegoś tak krótkiego nie można nazwać
sukienką.
Siedziałyśmy z Kelsey już wstawione na
kanapie i obgadywałyśmy gości. Wiem, że to dosyć ekhm… chamskie zajęcie, ale
wskażcie mi dziewczynę, która ani razu tego nie zrobiła? (Nawet jeśli ktoś
wskaże to nie uwierzę ;))
- Nooooo… poniosło dziewczynę.
- Vicky! – dopadł mnie Nathan roześmiany.
Był taki przystojny. Patrzyłam na niego całego i byłam zachwycona. Gęste ciemne
włosy postawione ku górze, z delikatnie wygolonymi bokami. Był bez zarostu, ale
i tak bardzo sexi. Białe, proste zęby, które ozdabiały słodki uśmiech, zielone
roześmiane, żywe oczy z firanką długich i gęstych rzęs dookoła. No i te ciało…
W jeansowej koszuli i ciemniejszych spodniach był idealny. Zawsze marzyłam o
takim chłopaku. I w końcu go miałam! Co bym bez niego zrobiła? Chyba bym się
zabiła! Ja… ja byłam w nim zakochana po uszy! Przywiązana jak do nikogo innego
na świecie! Nie wyobrażałam sobie życia bez niego… - Vicky!! – pstryknął mi
przed oczami. Ocknęłam się. – Mówię do ciebie cały czas, a ty co?
- Nathanie – przyjęłam poważny ton –
Nasze dziecko będzie najśliczniejszą istotą na świecie!
Kelsey od razu złapała mnie za brzuch i
pisnęła. – JESTEŚ W CIĄŻY?! O BOŻE, BĘDĘ CIOCIĄ!!
- Ale ty głupia jesteś. – zgasiłam ją –
Ja to powiedziałam tak… - szukałam odpowiedniego słowa - na zaś!
- Musiałaś nadziei mi narobić, co nie?!
- Emmm… dziewczyny – Sykes, będąc
świadkiem tej sytuacji roześmiał się – spokojnie. Będzie dzidziuś. – puścił oko
do Kelsey, która od razu cudownie się wyszczerzyła
- Oho! Wkraczamy w temat ślepej uliczki...
– pociągnęłam drinka
- Oj Vicky – dał mi buziaka – Jak się
bawisz?
- Francja, elegancja, rewelacja! Właśnie
obczajamy tę duperkę tamtą… - próbowałam mu wskazać którą
- Tamtą za słupem?
- Tak.
- I co, zła jest?
MOJE I KELSEY OCZY WIELKOŚCI PIŁEK OD TENISA
ZOSTAŁY ZWRÓCONE NA SYKESA.
- Kochanie, ty teraz przyjmij w głowie
dobrą taktykę zanim powiesz o drugie słowo za dużo… - lojalnie uprzedziłam
- Tobie też wystarczy dupę pokazać i
jesteś zachwycony? – Kelsey obruszyła się – A propos! Gdzie jest Tom?!
- Jara na podwórku. A ta dziewczyna to
jakaś znajoma Maxa.
- „Znajoma Maxa”… - powtórzyłyśmy obydwie
- Czemu mnie to nie dziwi… - dodałam
- Vicky, stwierdzam iż jesteśmy zbyt
dobrze tu ubrane.
- Chyba zbyt przyzwoicie… Ale cóż –
spojrzałam na Nathana – Pan każe, sługa musi.
Chłopak roześmiał się. – Idę pogadam z
chłopakami, przynieść wam coś?
- Chyba tylko nową sukienkę dla tej ekhm
do trzeciego stopnia.
Nathan pocałował mnie i poszedł do
męskiego towarzystwa. Wszędzie przewijały się obce twarze. Co z tego, że ze
wszystkimi się zapoznałam jak zapamiętałam może z 4 imiona? Było bardzo dużo
ludzi i szczerze mówiąc nie miałam pojęcia skąd chłopaki uzbierali tylu
osobników płci męskiej. Niby z branży, OK. W szczegóły nie wchodziłam.
Siedziałyśmy jeszcze tak z Kelsey i
sączyłyśmy nowe drinki kiedy postanowiłyśmy w końcu wstać i pobawić się.
- Czekaj, muszę siku! – roześmiałam się,
gdy wpadłyśmy na siebie od razu po wstaniu. Nawet prostym szlakiem podążyłam do
łazienki. Nawet nie zapukałam, gdy otworzyłam drzwi i zastałam w niej
przystawiających się do siebie Maxa i tą… no zostańmy przy obranej ksywie „trzeciego
stopnia”. Akurat on przypierał ją do ściany, trzymał za nagie udo i coś szeptał
do ucha, a ona mruczała, gdy nagle zobaczyła mnie i zamilkła. Miała ciemne
włosy i bardzo wyzywający makijaż. Max od razu zrozumiał ciszę, bo uniósł głowę
i spojrzał na mnie. Był napity. Oj był! Oczy miał już dość dobrze przekrwione.
Patrzyliśmy się na siebie, aż w końcu jakaś złość we mnie uderzyła.
- Tak… ja podejrzewam, że kibel jest
fajną miejscówką do macania się. Te kafelki i zapachy… Ale jakby wam nie
przeszkadzało to ja bym chciała wykorzystać go należycie do innego celu.
Wyjdziecie stąd czy mam zrobić siku przy was? W sumie śmiało. Nie krępujcie się
i kontynuujcie. – weszłam z buta do środka
- Victoria, nie możesz mieć za grosz
wyczucia? – mruknął do mnie zły Max
- Przepraszam, że jesteś wściekły, bo nie
mogłeś sobie pomacać do końca, ale widzisz. Moje nerki w przeciwieństwie do
twojego mózgu funkcjonują prawidłowo i tak się składa, że wypiłam dość dużą
liczbę napoi i chce mi się siku!
- Max – laska przemówiła – może pójdziemy
do twojego pokoju?
- Max, a odkleiłeś już wcześniejsze gumki
ze swojego dywanu? – spytałam identycznym tonem. Mina Maxa? Byłam napita, a i
tak się przestraszyłam, że utopi mnie całą po nogi w tym kiblu. Na lasce mój
tekst nie zrobił wrażenia. Nie musiał. Chciałam dopiec Maxowi. Ten, nie
spuszczając ze mnie wzroku wyszedł z toalety, poszedł z panną na schody, gdzie
jeszcze specjalnie na moich oczach pocałował ją, łapiąc ręką za jej tyłek, po
czym spojrzał na mnie pewnie z sarkastycznym uśmieszkiem i udał się na górę.
Zamknęłam drzwi do łazienki. Poczułam się dziwnie. Jakoś tak nieswojo… jakbym
została zdradzona… Ale właściwie czemu tak się czułam? Przecież nic mnie z
Maxem nie łączyło. Nigdy. Wiedziałam, że jest łasy na kobiety, że tylko jedno
mu w głowie w kontaktach z dziewczynami… Wiedziałam jaki był, a mimo wszystko,
gdy zobaczyłam swoje… zabolało.
Po wyjściu z toalety chciałam złapać
Kelsey i powiedzieć jej o tym co widziałam, ale przechwycił mnie Nathan i
zabrał do stolika, przy którym siedział jeszcze Jay i jakiś gość, który
przedstawiał mi się bodajże jako Lukas.
Usiadłam z nimi. Lukas i Jay byli mocno
zrobieni. Nathan trzymał się dobrze. Chyba nawet lepiej ode mnie.
- Victoria tak? – nowy kolega podniósł na
mnie wzrok
- Zgadza się. – uśmiechnęłam się
- Co tam u ciebie słychać?
- W porządku, jakoś leci. Na razie mam
wakacje.
- Od czego?
- Od pracy.
- Pracujesz?
- …tak.
- A masz dzieci?
- Oszalałeś?! Człowieku ja mam dopiero 20
lat!
- Ta, jasne!
- No tak! A przepraszam, na ile
wyglądam?!
- 27
- CO?! Nathan słyszałeś?! – mój chłopak
roześmiał się tylko, a Lukas przewrócił przepitymi oczami
- Bo wy nie myślicie o dzieciach w ogóle!
A my chcemy je mieć. My faceci ich potrzebujemy, a wy tłumaczycie się pracą,
karierą, że jeszcze nie teraz, a potem jak wam się odda całe serce na dłoni to
wy rzucacie nim w błoto!
- Chyba oberwało ci się w tym momencie za
wszystkie kobiety na świecie. – szepnął do mnie Nathan
- No. Właśnie zauważyłam… Przepraszam
Lukas, rozstałeś się z dziewczyną?
- Tak. Szmata rzuciła mnie po sześciu
latach. A ja miałem już pierścionek dla niej przygotowany!
- Wszystko jasne… W takim razie bardzo mi
przykro Lukas, ale najwidoczniej nie była cię warta.
- Tak jest. Vicky zawsze mówi prawdę! –
podbił Jay i wypił kolejkę z nowym kolegą
- A wy – Lukas pokazał palcem na mnie i
Nathana – Od kiedy jesteście razem?
Spojrzeliśmy na siebie.
- Yyyy… - ściągnęliśmy brwi
- Jakoś… - zaczęłam
- Ponad… - Nathan jęczał
- Pół roku? – dokończyliśmy niepewnie
- Noooo. To fajnie fajnie. Życzę wam
szczęścia! – podniósł kolejny pełny kieliszek i od razu chlusnął go sobie do
gardła
- Dziękujemy. – uśmiechnął się Nathan i
dał mi buziaka
- Musisz o niego dbać Vicky.
- Spoko, dbam.
- A ty mój kolego – zwrócił się następnie
do Nathana – Jutro, jak ona się zbudzi obok ciebie, pocałuj ją czule, a potem
zgwałć. – POSTAWIŁAM OCZY – Tylko tak namiętnie, zgwałć! – Lukas kontynuował –
Taki namiętny gwałt. One to lubią!
Nathan już się nie hamował i ryknął
śmiechem, a Lukas zrobił pewną siebie minę.
- W takim razie nie dziwię się czemu
dziewczyna go zostawiła…
W tym samym momencie podbiegł do mnie
rozszalany Tom z jakimś różowym puszkiem i zaczął mnie nim smyrać po szyi,
odkrytych ramionach, dekolcie, wydając przy tym dwuznaczne dźwięki.
- Tooooom, proszę cię... – zabierałam od
niego to różowe coś
- Ale wy tak podobno lubicie!
- Skąd to wiesz?
- Ktoś mi to dziś powiedział.
Od razu bez pardonu spojrzałam na Lukasa, który pił kolejną kolejkę z Jayem.
- Kelsey się podobało?
- No nie bardzo...
- To super, bo bym straciła wiarę w nią.
- Ommmm Vicky – Tom nachylił się do mnie –
Co mi zrobisz jak mnie złapiesz?
- Przeszczep mózgu…
Hejo:)! Wróciłam do świata! Jest super!
Ale o tym za chwilę ;)
Jedna sytuacja w tym rozdziale wydarzyła
się naprawdę. Oczywiście w realnym życiu, z realnymi osobami, ale doświadczyłam
jej osobiście i nie mogłam przejść obok niej obojętnie i jej tu nie wpleść ;).
Mam nadzieję, że wyobraźnia Was nie zawiodła i, że dokładnie widzieliście w
głowie ten rozdział, bo ja muszę przyznać, że moja dziś spisała się na medal i
jeśli choć w połowie mieliście podobny obraz do mojego, to myślę, że warto było
dzisiaj trochę odstawić naukę na boczny tor i napisać ten rozdział ;) Chciałam stworzyć
go wcześniej, ale niestety mam za tydzień trudną poprawkę, więc codziennie się
uczę i przekładałam pisanie na kolejne dni.
A teraz chwilka o mnie samej. Po dodaniu
ostatniego rozdziału zdarzyło się jeszcze coś bardzo, ale to bardzo przykrego i
fatalnego w mojej rodzinie, co jeszcze bardziej mnie dobiło. Nie wierzyłam po
tym wszystkim, że niemal każda sprawa leżała na dnie, a na jej tonięcie nie
miałam wpływu. Nie wierzyłam, że tak mogło być. Ale wiecie co? Udało się. Nie
wiem jak. Mam wrażenie jakbym, któregoś dnia obudziła się dawna ja. Z tą iskrą,
płomykiem, chęcią do życia, ciesząca się z drobiazgów… Ale ktoś mi w tym
pomógł. Mój chłopak. Niby nic wielkiego nie zrobił, ale jednak. To dzięki Niemu
odżyłam i dzięki Niemu to co złe mam za sobą i zaczynam wiele spraw od nowa. On
sam chyba nawet nie jest świadom, że to Jego zasługa. Życie jest mimo wszystko
piękne. Trochę dni musiało upłynąć zanim zdołałam to sobie powiedzieć, ale tak
jest. I nie da się odciąć od tego co było, zapomnieć co nas skrzywdziło i
zraniło. Ale da się z tym pogodzić, a jeśli nie to po prostu przyjąć na
spokojnie stan rzeczy taki jaki jest i nie walczyć kiedy widzisz, że jesteś za
słaby i nie masz już sił, ale spróbować podnieść się i iść dalej. Dalej.
Nie wiem czy moje słowa kogoś przekonały
czy nie. Ja musiałam to napisać, bo wiem, że na pewno są i tacy, którzy to
czytają i sami są na takim ostrym zakręcie, z którego mają wrażenie, że lada
chwila wypadną. Ja byłam. I wypadłam. Ale wróciłam. Silniejsza? Tego jeszcze
nie wiem. Ale wierzę, że się da.
Poza tym? Dużo zmian :)! Odwiedziłam
lekarza, do którego zbierałam się rok czasu, bo nigdy nie był mi po drodze, gotuję codziennie obiady (ja
antytalent kuchenny!!), PIJĘ KAWĘ! (przez 21 lat nie tknęłam ani łyka, a teraz
piję każdego ranka!), planuję wyjazd w góry, których nie lubiłam przez całe
życie. Chyba trochę zmieniła się Wam San ;)…
Moi Drodzy, trzymajcie za mnie kciuki 3
września, za poprawkę, żebym zdała.
Wszystkim Sandrom z okazji Naszych dzisiejszych
imienin (tak, wiem, w większości kalendarzy nie ma o Nas ani słowa, nad czym
ubolewam co roku od najmłodszych lat ;( ) życzę Nam przede wszystkim radości z
życia, powodzenia w Naszych sprawach, zdrowia oraz bliskich osób, na których
zawsze można polegać.
Spokojnego wieczoru Misie :*!
PS Wantedowe Story mają ponad 1200
stron!!