Hejo :* ! Nie tak miało być ! Nastawiłam się psychicznie na to, że dodam nexta dziś, najdalej jutro, ale niestety to jest ponad dzisiejsze moje możliwości, ponieważ uporałam się z napisaniem eseja na uczelnię i już nawet nie chce mi się myśleć o kreowaniu nowych wizji, tak - niedyspozycja ( umysłowa hyhy ;p ). Jutro nie zdążę z przyczyn technicznych do Was się odezwać, ponieważ rano lecę z M. na basen, potem zakupy ( muszę m.in. znaleźć klej ?! ), dalej przychodzi do mnie P. i dostałam bojowe zadanie umalować ową Istotę, a następnie ciach ciach i sama muszę wystroić się na imprezę, a żeby Mojemu J. japka opadła, tak jest dziewczyny ;D ?! No. My się znamy ;)
Dlatego Moje Drogie Lejdis życzę Wam ( i sobie ) szampańskiej zabawy do białego rana, aby stópki od tańców i szaleństw odchodziły Nam 2 dni, żebyśmy nie smuciły się, że coś się kończy i bez żadnych sentymentów i smętów powitały Nowy 2015 Rok ( nie wiem jak Wy, ale ja nie lubię zmian i zawsze chce mi się płakać, gdy coś się kończy ). Życzę też, aby ten Nowy Rok, który już jest za rogiem, był dla Nas pomyślny, jeszcze lepszy od tego, pełen zdrowia, szczęścia, miłości, bogaty materialnie i duchowo, wzbogacił w nowe, cudowne doświadczenia i aby było w nim jak najmniej trosk i zmartwień ( jestem realistką dlatego życzę dołów jak najmniej, bo i tak wiemy, że kiedyś się ukażą ;) ). Czy o czymś zapomniałam ? A no tak ! I aby Nasze plany i ambicje zakończyły się pomyślnie, a chociaż część marzeń została spełniona !!!
Wyszykujcie się na Sylwka bombowo Moje Gwiazdy, następna taka okazja do szaleństw dopiero za rok ;-) !
Całuję i ściskam Was Robaczki :* <3 !
A ! No i zapraszam na noworocznego nexta :D
Wasza niedyspozycyjna, ale wypatrująca dzikich szaleństw na parkiecie San :)
wtorek, 30 grudnia 2014
poniedziałek, 22 grudnia 2014
Bo zaraz komuś zrobię krzywdę ! - rozdział 136.
Otworzyłam najpierw jedno oko, potem
drugie. Leżałam na brzuchu, a świat przed moimi oczami był zakryty rudymi
włosami. Nie odwracając głowy, macałam drugą część łóżka. Aha. Nathan już obok
nie leżał.
- Ten już gdzieś polazł. – mruknęłam
niepocieszona. Nie chciało mi się przeokrutnie podnosić, ale logiczne było, że
trzeba wstawać, aby nacieszyć się jeszcze towarzystwem chłopaków i Kelsey z Nareeshą.
Podniosłam się i nie zatrzymując się poszłam prosto do łazienki. Weszłam do
niej niedospana i chciałam umyć się i przebrać, ale ogarnęłam się, że przecież
nie wzięłam ze sobą żadnych ciuchów na wymianę.
- Brawo Minc, brawo ... – westchnęłam
ciężko załamana swoim porannym, przepitym rozumkiem po czym zawróciłam się z
powrotem do pokoju, wzięłam ciuchy pierwsze lepsze i znowu stanęłam w łazience
przed lustrem i załamałam się swoim wyglądem. Wskoczyłam – no dobra, zbyt mocne
słowo – wtoczyłam się pod prysznic, by odświeżyć ciało, umysł i zmysły pod
chłodną wodą.
Po prysznicu czułam się znacznie lepiej, choć i tak miałam wrażenie, że dostałam czymś ciężkim w głowę. Spięłam włosy w wysoką kitkę, ubrałam się i zeszłam na dół.
Z kuchni dolatywały cudowne zapachy, zaś
z głębi ogromnego salonu dobiegały dźwięki muzyki. Fortepian. Klawiszowy utwór
i śpiew Nathana. Odwróciłam się i zobaczyłam wspaniały obrazek – mój chłopak
oddawał się swojej pasji i na dobre grał perfekcyjnie i dodawał temu jeszcze większy
urok swoim głosem. Nie widział mnie, bowiem siedział do mnie tyłem. Nie mogłam
się nasłuchać, ale poczułam zapach przysmarzania się, więc zareagowałam i
zwróciłam uwagę, że byłam obecna.
- Nath
Odwrócił się w moją stronę, przerywając granie.
- Przepraszam, że przerywam, ale coś się
chyba przysmarza ...
W skupieniu powąchał i wyrwał szybko na
skarpetkach do kuchni, ratując jak się domyślałam nasze śniadanie.
- Dobrze, że powiedziałaś, bo odleciałem.
– uśmiechnął się szeroko
- Tak, zauważyłam ...
- Tak w ogóle to dzień dobry Kochanie. –
objął mnie i pocałował czule – Jak się spało ? Jak samopoczucie ?
- Spało się wyśmienicie, bo odpłynęłam
nawet nie wiem kiedy. Ale samopoczucie bywało lepsze.
- Kac ?
Uśmiechnęłam się kwaśno.
- Bywa – wzruszył ramieniem – Proszę,
pij.
- Dziękuję. – otrzymałam wodę z sokiem z
cytryny – A jak ty się czujesz ?
- Pytasz fizycznie czy psychicznie ?
- Nooooo ... – zmieszałam się – O to i o
to ... ?
- Fizycznie jest okey, ale psychicznie za
to kiepsko. – odpowiedział poważnie, stanął naprzeciwko mnie i oparł się
pośladkami o kredens
- Czemu kiepsko ?
- A jak myślisz ? – lustrował mnie
wzrokiem – Zgadnij. – założył ręce na klatce piersiowej
Odstawiłam szklankę, bo od razu przestało
mi się chcieć pić. – Nathan, chyba nie zamierzasz na mnie się obrażać za to, że
wracam.
- Obrażanie się jest dla małych dzieci.
- Aha. To w związku z tym jaką strategię
przyjęło moje duże dziecko ?
Zmrużył oczy. – Nie cwaniakuj, dobrze ?
- Nie zamierzam.
- To jest totalnie chory pomysł, żebyś
wracała do Londynu nie dość, że sama taki szmat drogi, to na dodatek do
normalnych obowiązków, a to wszystko po tym jak kilka dni temu wypisałaś się ze
szpitala. Mam ci powtarzać po raz setny jak bardzo jest to
- Nieodpowiedzialne ?
- Tak. Nieodpowiedzialne. I Victoria tu
nie ma z czego śmiać się pod nosem, bo to nie jest ani trochę śmieszne !
- No wybacz, ale dla mnie jest ...
- To znaczy ?
- Kolejny raz gadasz w kółko to samo, a
ja i tak zrobię swoje, bo nawet nie mam innej możliwości.
- Masz.
- Ciekawe jaką ... ? Może rzucę swoją
pracę, dzięki której jestem niezależna tylko po to, żeby siedzieć z tobą tutaj
na tyłku i oddawać się opalaniom i imprezom ? Nie, dziękuję, ale nie mam
zamiaru skorzystać.
- Przecież wracamy za jakiś czas,
znalazłabyś coś sobie, a to dla mnie nie byłoby problemem, gdybyśmy razem byli
na moim utrzymaniu.
- Ale dla mnie to by było problemem !
- Spędzilibyśmy za to więcej czasu ze
sobą.
- Ty w ogóle słyszałeś co powiedziałam
przed chwilą ?! – zaczęłam denerwować się
- Nie dramatyzuj.
- Ja dramatyzuję ?!
- No przesadzasz.
- Jak zwykle. – przewróciłam oczami –
Wiesz co ? Sam sobie jedz te śniadanie, ja nie jestem głodna. Smacznego ! – odstawiłam szklankę z niedopitym napojem po
czym zawróciłam się na pięcie i wyszłam bocznymi drzwiami na taras, gdzie od
wczesnych porannych godzin świeciło słońce. Poszłam przed siebie, aż w końcu
usiadłam dalej na trawie i patrzyłam na poranne Los Angeles, które dopiero
budziło się do życia.
Siedziałam na tyłku na zieleniaku i
zastanawiałam się czy aby na pewno wszystko spakowałam. Z pokoju bodajże
wszystkie ciuchy wróciły do walizki, w łazience wszystkie półki obcykałam, by
nie pozostawić niczego swojego. Tak, chyba spakowałam wszystko ...
- Bu ! – podskoczyłam
- Toooooooooooom ! – przewróciłam oczami,
widząc rechoczącego za mną Parkera – Nie możesz normalnie podejść tylko musisz
mnie straszyć ?
- Nie mogłem się powstrzymać, wybacz.
Można się dosiąść ?
- Dawaj.
- Woho, obstawiałem za negatywną
odpowiedzią.
- ...
- Co jest ? Chandra wyjazdowa ?
- Powiedzmy.
- Słońce ... ?
- Ok wszystko.
- Nathan ?
- Bingo.
- Co on znowu zmalował ?
- W zasadzie to posprzeczaliśmy się i
każde z nas po części ma rację, więc nie on jedyny winny.
- Vicky wytłumacz mi jedno. Mianowicie;
czy wy musicie pokłócić się o jakąś pierdołę nawet kilka godzin przed twoim
wylotem na inny kontynent ? Mniemam, że była to pierdoła, bo jeśli nie to już
dawno talerze by fruwały. – szturchnął mnie na rozweselenie
- Nie skomentuję tego.
- O co poszło ?
- A już byś chciał wiedzieć. Figa !
- O. Ale jesteś ...
- Lepiej powiedz jak randka wczorajsza ?
- Hmmmm ... – wypuścił powietrze – Było
całkiem przyjemnie, romantycznie nawet, ale niestety finał nie był wymarzony.
Uniosłam brew. – To znaczy ?
- To znaczy, że liczyłem na wspólną
kąpiel czy coś ... Tak w ramach podsumowania randki.
Westchnęłam. – Jak każdy facet;
monotematyczny ...
- No przepraszam cię bardzo Vicky –
obruszył się – czy ja za dużo wymagam ?
- A Kelsey ?
Został wybity z tropu. – Co „Kelsey” ?
- Kelsey za dużo wymaga ?
- No ja właśnie nie wiem czego ona wymaga
i o co jej chodzi !
- To porozmawiaj z nią.
- Próbowałem i na nic.
- Może ona by chciała, żebyś z nią więcej
rozmawiał na poważne tematy ? Żebyś konsultował z nią ważniejsze decyzje ?
- Ale to przepraszam, mam wszystko dla
niej mówić ?
- Takie sprawy jak ta aferka w mediach
powinna być przedyskutowana z Kelsey.
- Dobra to nie było znowu jakoś tam super
ważne ... – bąknął
- Chyba dla ciebie !
- Ale ja nie jestem z nią takim stażem
jak ty z Nathem !
Teraz ja zostałam zbita z tropu. – No i ?
- I w sumie nie wiem.
- Matko Parker jak ty mącisz ... –
wzięłam się za czoło - Postaw na szczerość i otwartość, a nie ...
- Propo otwartości i szczerości Słońce;
wiedz, że nikomu się nie wygadałem o zaręczynach, w sensie, że kupiłem niedopasowany
dla Nathana przeznaczony dla ciebie pierścionek zaręczynowy.
„Pierścionek zaręczynowy” tak samo jak
„ślub” powodowało u mnie mdłości. – Super – wydusiłam z siebie
- A jak tam, podekscytowana, że Młody ma
wobec ciebie takie plany ?
- Mhm ...
- „Mhm” ?! Tylko „mhm” ?! Vicky co z tobą
?!
- Widziałeś gdzieś może Maxa ?
- A ja już tobie nie wystarczam ? –
pisnął
- Toooooooom, nie mam cierpliwości
dzisiaj. Widziałeś go ? Tak czy nie ?
- Tak
- Brawo. Gdzie jest ?
- Obawiam się, że daleko stąd, bo wziął
auto i powiedział mi, że jedzie.
- No tak, bo po co byłoby mu potrzebne
auto. – skwitowałam z przekąsem
- Oj – szturchnął mnie znowu –
Powiedział, że będzie na podwieczorek.
Postawiłam oczy. – CO ?! NA KIEDY ?!
- Yyyyyy ... na podwieczorek. A co jest?
- Ja po prostu nie wiem co mu zrobię ! –
wycedziłam wściekła przez zęby, bo byłam pewna, że specjalnie wyjechał, by
uniknąć konfrontacji przed wyjazdem ze mną
- Vicky, czemu tak dziwnie dziś się
zachowujesz ?
- Bo komuś zrobię krzywdę !
**
Jedliśmy w kuchni wszyscy śniadanie.
Oprócz Maxa rzecz jasna, któremu akurat wtedy żywo zachciało się zwiedzać
Amerykę samotnie ... Niedoczekanie !
- Jak twoja broda, Vicky ? – spytał Jay
- Daje radę. – roześmiałam się
- Co ci się właściwie stało ?
- Kelsey przecież to tak trudno iść i żuć
gumę jednocześnie. Glebę zaliczyłam.
- Serio ?!
- Tak.
- Vicky streszczaj się, bo musimy się
zbierać jeśli nie chcesz się spóźnić. – Nathan odstawił swój talerz do zlewu. To
było jego jedyne zdanie do mnie w przeciągu całego śniadania, gdzie osobiście
rozmawiałam i śmiałam się z całym towarzystwem
- A mu co jest ? – spytał Siva, widząc
jak Sykes odszedł na górę
- A jak ja bym wyjeżdżała to byłbyś
zadowolony ? – westchnęła Nareesha
- Kels skarbie, zadaj mi to pytanie. –
rozrechotał się Tom na cały dom i zaraz do niego dołączył Jay i Siva
- No wiesz ! – blondynka pacnęła go po
głowie i założyła ręce, kwitując swoje obrażenie na chłopaka
- Przecież żartowałem ... Ej ! Kels ...
Auć ! Nie szczyp ! Kochanie !
- Przegrabiłeś sobie Tom ... Dobra, chyba
czas na mnie niestety. – wstałam od stołu, a po ludziach przeszedł jęk
- Szkoda, że już musisz jechać. Dawaj
znać kiedy będziesz z powrotem. – przytulił mnie pierwszy Jay
- Będzie to raczej nieprędko.
- Szczęśliwej podróży i obowiązkowo
odzywaj się. – uścisk od Sivy, a następnie od Nareeshy;
- Trzymaj się Vicky.
- Dzięki.
- Masz dbać o siebie ! – zagroził surowo
Tom – Bo przyjadę i cię wychłostam osobiście jeśli się pogorszysz.
- Słoooońceee – roześmiałam się – z czym
do ludzi ...
- Do następnego razu Vicky. Było świetnie
z tobą.
- Kochana jesteś Kelsey ... - odsunęłam
się i spojrzałam po kolei jeszcze raz na każdego i łezka mi się zakręciła w
oku. – Będę za wami tęsknić. I to strasznie.
- Tylko nie rycz !
Roześmiałam się przez Toma, ale mimo
wszystko łzy poleciały.
- A może pojedziemy wszyscy z tobą na
lotnisko ?
- O nie nie nie nie ! Żadnych takich !
- Na pewno ?
- Na pewno.
W tym samym momencie Nathan znosił moje
bagaże. – Pożegnałaś się ze wszystkimi ?
- Tak ...
- To chodź.
Pomachałam im jeszcze i z ciężkim bólem
sercem zawróciłam się i szłam szybko przed siebie do wyjścia.
Wsiadłam do samochodu i oparłam łokieć o
drzwi, podtrzymując czoło.
- Wzięłaś wszystko ? – za kierownicą
wsiadł Sykes
- Tak mi się wydaje ...
- Leki ze szpitala, kwas foliowy, żelazo
i witaminę b12 też ?
- Tak. Nath, nie traktuj mnie jak
dzieciaka.
- Przeszkadza ci to, że ci przypominam ?
- Nie przeszkadza mi to tak bardzo o ile
wyprowadza mnie to z równowagi, bo jesteś przewrażliwiony odkąd wyszłam ze
szpitala, a przypominam, że to nie ja miałam śpiączkę.
- Przypominam, że moje wyniki badań są
idealne i nic mi nie grozi, za to ty takiej pewności nie masz, twoje wyniki są
pożal się Boże karygodne i stracenie przytomności nie zdażyło ci się pierwszy
raz. – mówił na jednym wdechu – Coś jeszcze ? Bo jeśli nie to proponuję ruszać.
– i nie czekając na moją odpowiedź, przekręcił kluczyk w stacyjce, tym samym
uruchamiając samochód
Pokręciłam głową, ale przemilczałam.
Ruszyliśmy. Mijaliśmy kipiące w słońcu budynki, drzewa ... Wszyscy byli
uśmiechnięci. Oprócz naszej dwójki w samochodzie.
- Pozdrów ode mnie Kevina kiedy będziesz
u niego.
- Dobrze.
- I nie zapomnij proszę o Stephanie.
- Nie zapomnę.
- Nath no ... – wymiękłam – Nie wolałbyś
spędzić tej resztki czasu ze mną miło ? Na pewno milej niż kłócąc się i
pokazywać swoją męską dumę ?
- Wiesz co powinienem zrobić natychmiast
po przyleceniu do Londynu ? Iść i nastukać Oliviera za to jak cię załatwił z
tym urlopem ... Jestem na niego wściekły ! I na ciebie też, bo nie dałaś mi
oczywiście nic w tej sprawie zadziałać !
- Nathan, bo ja nie jestem małym
dzieckiem, żeby chować się za tatusiem, gdy mam jakieś przeciwności losu.
Człowieku opanuj się ! Zresztą naprawdę ! – chwyciłam się za skronie i zacisnęłam
oczy – Nie mam zamiaru drążyć tego tematu milionowy raz, bo oszaleję ! Jeśli
jeszcze raz zaczniesz coś o tym mówić to przysięgam, że odpinam pas i wysiadam.
- To powodzenia. – mruknął tylko zły i
wbił wzrok przed siebie na drogę
Kilka minut spędziliśmy w ciszy. Może to
i lepiej, bo obydwoje wyciszyliśmy i uspokoiliśmy emocje, by móc zacząć rozmowę
od nowa na inny temat;
- Bob i Lucy wiedzą, że dziś przylatujesz
?
- Tak, dałam im znać.
- Świetnie. To oczywiście zaraz po
wylądowaniu dajesz mi znać czy jesteś cała i zdrowa.
- Okey ...
- No. Pozdrów ich ode mnie. I Lisę też,
bo znając życie wpadnie do ciebie na ploteczki.
- Pewnie tak ... Nath ... ? Dlaczego Maxa
nie było ?
- Mówił, że musi coś załatwić. A właśnie
! Kazał cię ucałować i przekazać, że będzie czekał na ciebie.
- Tak powiedział ?
- Słowo w słowo.
„Cudownie” – przemknęło mi przez myśl.
Max będzie na mnie czekał. Oczywiście był tu inny, dokładniejszy podtekst, o
którym Sykes nie miał pojęcia ...
- ... okey ?
- Co ? – wyrwał mnie z przemyśleń
- Odezwij się może w końcu do rodziców i
załatw sprawę z nimi, okey ?
- Nie wiem. Zobaczę.
- Ile jeszcze zamierzasz się na nich
złościć ?
- Nie wiem, Nath ... - nie wiedziałam za co
miałam się najpierw zabrać, którą sprawę ogarnąć. Czy Maxa czy rodziców czy
może zupełnie coś innego, co czychało na mnie za rogiem ... ?
Kilkanaście minut
później;
- Na pewno chcesz ze mną wejść na
lotnisko ? – spytałam, gdy zatrzymaliśmy się. Chłopak ściągnął brwi;
-
A co to w ogóle za pytanie ? Jasne, że idę z tobą.
- Ale wiesz, że mogą cię zgarnąć tłumy
fanek i papparazich ?
- A wiesz ile mnie to obchodzi ? Chodź
Piękna. – uśmiechnął się i puścił oko zachęcająco
Wysiadłam
zatem, poczekałam aż wyciągnął moje bagaże, wziął mnie za rękę i ruszyliśmy w
stronę lotniska.
- Ej, Vicky, przecież ty zamarzniesz w
Londynie w takim stroju.
- Spokojna głowa, przebiorę się w
samolocie, przecież będę miała co najmniej 11 godzin lotu.
- No tak, to może sie wyrobisz w tym
czasie. – zaśmiał się słodko
- Świnia. – zachichotałam
**
Przy rozłące, która niestety na nas
czekała, Nathan objął mnie w pasie, a ja jego. Przysunęliśmy nasze czoła do
siebie i wpatrywaliśmy się z bliska sobie w oczy.
- Kochanie jest mi strasznie smutno i
będę tęsknił ... – westchnął
- Ja to samo ... – do oczu napłynęły łzy
– Ale i tak nie wiesz jaka jestem szczęśliwa, że ostatnio zawróciłeś mnie z
lotniska ... Nie wiem co by teraz ze mną było.
- Głupi byłem, a za głupotę trzeba
płacić. Na szczęście w porę się ogarnąłem.
- W ostatniej chwili !
- Oj tam – puścił oko
Usłyszeliśmy komunikat o moim samolocie.
- Muszę iść ...
- Wiem. – uścisk nie zelżał
- Jesteśmy w kontakcie, spróbuj dla mnie
znaleźć choć trochę czasu, wiem, że będziesz zapracowany, ale ja ciebie też
będę potrzebować i to nawet bardziej przez taką odległość ...
- Dobrze Vicky. – uśmiechnął się i
pocałował mnie. Długo, czule, ciepło. Zamknęłam oczy i nasycałam się tą chwilą,
chcąc ją zapamiętać, gdy będę sama. Odsunęliśmy się od siebie. – Postaram się
przylecieć do ciebie najszybciej jak się da. - uroniłam łzę – Nie płacz Vicky
... – przytulił mnie do siebie mocno, a ja ze smutku nie byłam w stanie się
ogarnąć – Szczęśliwej podróży. Kocham cię.
Spojrzałam mu w oczy. – Kocham cię. –
powiedziałam, otrzymałam jeszcze buziaka w czoło i powoli odsuwaliśmy się od
siebie. Dłonie były nadal splecione, ale już w fazie rozciągłości ramion
musieliśmy się puścić. Smutne spojrzenia zostały ...
Kilkanaście godzin
później;
Do Londynu dobiłam, uwzględniając zmianę
czasu późnym wieczorem. Oczywiście od razu dałam znać Nathanowi, że doleciałam
cała i zdrowa. Czułam się strasznie przybita. Jakbym była dosłownie bez połówki
serca. Bez ręki. Bez tlenu. Bez Nathana.
Weszłam do „Sweet Dreams”, gdzie Lucy i
Bob czekali na mnie. Gdy mnie zobaczyli w wejściu szeroko uśmiechnęli się i
szybkim krokiem podeszli do mnie i na zmianę ściskali.
- Cześć Vicky !
- Witaj pozdróżniczko !
- Heeeeeej ! – jak miło było ich zobaczyć
– Specjalnie czekacie na mnie ? Nie położyliście się spać ?
- No co ty ! Nie mogliśmy cię przegapić !
- Jej, jak cudownie. – odstawiłam bagaże
- Bob, pomóż jej, zanieś do pokoju. – Lucy zwróciła uwagę mężowi – A ty złotko
chodź. Przygotowałam tobie ciepłą kolację. Musisz być głodna.
- No właśnie nie jestem. Chyba nadmiar
emocji ... Jutro zjem to wszystko na śniadanie, bo na pewno jest pyszne.
- Tak, tak chudzinko, do stołu.
- Zaniesione. – dołączył do nas Bob –
Pewnie jesteś zmęczona.
- Czytasz mi w myślach Bob. Zresztą mam
jutro do pracy, więc chciałabym pospać ile da radę.
- Ah tak, pisałaś. Ale myślałam, że
jednak może to jakieś nieporozumienie z tym skróceniem urlopu.
- Niestety, taka branża. – rozłożyłam
ręce
- No a Nathan nie mógł ci tam jakoś tego
Oliviera ugadać ?
- Bob ty też ?! A ile ja mam lat, żeby
Nathan miał się za mną stawiać, co ? Nie ja pierwsza i nie ostatnia.
- To jak było ? Opowiadaj !
- Lucy, daj dziewczynie wypocząć, nie
widzisz, że ledwo stoi na nogach ? Vicky, łóżko masz pościelone.
- Dzięki Bob ... Jesteś aniołem. – dałam
mężczyźnie buziaka w policzek – Ty też Lucy ! – prędko dodałam i zmierzałam na
schody – Opowiem wam wszystko jutro po pracy. O ile nie będziecie mieć dzikich
tłumów. Dobranoc !
- Śpij dobrze.
- Dobranoc.
I ruszyłam najpierw do łazienki umyć się
i przebrać w piżamę, a następnie do swojego pokoju, by wsunąć się pod cieplutką
kołderkę ... Zgasiłam lampkę i już miałam zasypiać, gdy mój telefon zawibrował.
Wyciągnęłam po niego rękę na komódkę obok.
„ Cześć Światowcu ! Z moich
obliczeń wynika, że już jesteś w Londynie, zgadza się :) ? W takim razie jutro
robię u ciebie nalot, pijemy kawę i robię ci specjalny wywiad z mnóstwem pytań,
na które oczywiście mi odpowiesz, ale muszę już teraz w skrócie; JAK BYŁO?!”
Odpisz.
„Napisz podanie, dołącz 3 foty i przemyślę czy udzielić tobie wywiadu
;). Oj Lisa co się działo ... Muszę jutro z Tobą pogadać , bo głowa mi pęka!”
Wyślij. Pół minuty później wiadomość;
„PISZ !!!!!!!!!”
Odpisz. „Rozstanie, przeprosiny, wypadek, operacje, śpiączka, doby w szpitalu, chłopiec
o imieniu Stephan, oświadczyny Nathana, wyznanie miłości Maxa ... Jednym
słowem; przesada.” Wyślij. Za chwilę
ponowna wiadomość;
„ CO ?! JUTRO DWIE KAWY ALBO NAWET I TRZY !!!!!!!!!!!!!!!!”
Cześć :* ! Znalazłam czas między nauką,
pisaniem raportów, czytaniem książek do egzaminów, ogarniania artykułów,
przygotowaniami świątecznymi i wieloma innymi sprawami, by napisać specjalnie
dla Was nexta. Jak widzicie mam dużo na głowie dlatego nie gniewajcie się na
mnie TAK BARDZO, że pojawiłam się równo miesiąc po ostatnim wpisie. Chciałabym
mieć więcej czasu na wszystko, ale niestety doba ma tylko 24h, a moje
możliwości siłowe są ograniczone, bo przecież kiedyś muszę trochę pospać po
całym dniu biegania ;)
Mimo zalatania jestem w fazie szczęścia i
mam szczerą nadzieję, że ta faza szybko nie zgaśnie :)
Jestem obecnie w domku,
właśnie najadłam się goframi, które najpyszniejsze pod słońcem robi mój Tata, a
za chwilę wybywam na spotkanie. Właśnie dziś skończyłam dokupowanie prezentów pod
choinkę, bo dosłownie w nocy dostałam olśnienia na resztę prezentów, których mi
brakowało. Zawsze podkreślam, że moja wena daje o sobie znać o dziwnych porach
albo w dziwnych miejscach ;)
Co u Was ? Przygotowane na Święta ? Dużo
jeszcze zostało do sprzątania ? No i czego oczekujecie od Mikołaja :D ?!
Ja już dostałam jeden prezent –
prześliczną sukienkę. Na resztę poczekam do Świąt, może rózgi nie będzie, choć
nie byłabym tego taka pewna :p ...
Życzę Wam Moje Drogie na te Święta Bożego
Narodzenia duuuuużo radości, ciepła, cudownego czasu spędzonego z rodziną, żeby
kalorie z pyszności poszły w biust, a nie tam gdzie nie powinny ;), spełnienia
marzeń pod postacią prezentów i nieustającego uśmiechu na twarzy ! Pamiętajcie,
żeby wykorzystać te dni na wchłanianiu tej cudownej atmosfery i szczęścia
rodzinnego. Wypełnijcie się nim po brzegi :) !
Ściskam Was mocno :* !
PS zauważcie, że nie złożyłam Wam życzeń
na Nowy Rok hrhr ;] ...
sobota, 22 listopada 2014
Do wesela się zagoi - rozdział 135.
Zniesmaczona podążałam do
łazienki, w ręku trzymając jakieś pierwsze, lepsze ciuchy. Otworzyłam z impetem
drzwi do łazienki, demonstrując tym samym swoje nastawienie do wypadu wieczornego.
- Vicky ! Puka się ! – krzyknął
Tom, stojąc nad sedesem i szybko zapinając rozporek
- Sorry ... – mruknęłam, nie
przejmując się sytuacją
- Jeszcze by tego brakowało, żebyś
moją męskość nakryła w negliżu !
- Toooooom, nie przesadzaj ...
Większe rzeczy się widziało.
- Słońce ! – wytknął mi palcem z
gniewnym tonem, a ja parsknęłam – Doigrasz się kiedyś !
- Nie byłbyś w stanie mi cokolwiek
zrobić. Tyle razy już ci to powtarzam. – nonszalancko rzuciłam ciuchy, w które
miałam się przebrać na wierzch pralki
- Dobra dobra – skwitował, bo
zabrakło mu argumentów – Co tu za syf robisz ? – spojrzał na ciuchy, a
następnie na mnie, gdy ulokowałam się na klapie od sedesu i patrzyłam na niego
– Co ty robisz ?
- Czekam aż wyjdziesz.
- JA ?!
- A widzisz tu oprócz mnie i ciebie
jeszcze kogoś innego ?
- Chwila ... – stanął naprzeciwko
mnie – Ja chciałem się ogolić sobie na spokojnie i wziąć prysznic ...
Wyszczerzyłam się. – Śmiało !
- Chyba musimy coś sobie wyjaśnić,
bo zaszła jakaś pomyłka. – uniósł brew – Wchodzisz do mnie bez pukania
- Tak z buta po prostu
- Właśnie. I chcesz oglądać jak
będę się golił i brał prysznic ... ? – uniósł brew – Czy tu jest jakiś podtekst
seksualny ? – pomachał szatańsko brwiami
- Mniemam, że byłbyś w siódmym
niebie, ale nie, mój drogi. – wstałam – Ja chcę się przebrać, bo wychodzę.
- Śmiało. – kiwnął głową
- Tom !
- Co ? Z pożytkiem dla dwojga by
było. - zarechotał
- Ale ty głupi jesteś. – zaśmiałam
się
- Więc jak ?
- Na wspak !
- Czyli ?
- Oj Tom, no weź idź na dół do
drugiej łazienki.
- Słucham ?! Przecież ja tu byłem
pierwszy !
- A ja druga !
- No właśnie ! I z tego powodu to
nie ja, a ty się oddelegujesz na dół.
- Nie ma mowy.
- Victoria !
- Thomas !
- Randkę mam z Kelsey, muszę się
ogarnąć, sorry.
- A ja wyłażę gdzieś z Nathanem i też
muszę się ogarnąć.
- Oł, a gdzie idziecie ? Może
jakiś pomysł mi podrzucisz ?
- Nie podrzucę, bo nie wiem gdzie
idę.
- ...
- Serio ! Porywa mnie w nieznane.
– uniosłam brew
- I widzę jesteś z tego powodu
bardzo zachwycona. – wystawił język
- I właśnie z tego powodu ty
będziesz ogarniał się na dole ! – szybko go zawróciłam plecami do siebie i z
całych sił wypchnęłam go na korytarz zanim zorientował się co się stało –
Wybacz Słońce, czekoladę ci kupię za te poświęcenie. – zamknęłam drzwi – A ! –
przypomniało mi się i otworzyłam je jeszcze raz – Dzięki ! –rzuciłam i dałam
buziaka Tomowi w policzek, który stał z niezbyt zadowoloną miną na zewnątrz.
Zatrzasnęłam się z powrotem i podeszłam do umywalki, gdy usłyszałam zza drzwi;
- Za tą akcję jeszcze się
rozliczymy, Słońce !
Roześmiałam się i wzięłam za strojenie.
Musiałam przyznać, że ta sytuacja z Tomem poprawiła mi humor.
Przebierałam się kilka razy, bo w niczym nie czułam
się dobrze. Wreszcie zdecydowałam się zostać w prostej, zwiewnej sukience i nie
zmieniać niczego więcej, bo już zaczynały brać mnie nerwy.
Zaplotłam warkocz na jedną stronę
i puściłam go na pierś. Poprawiłam makijaż i po dość długim czasie wyszłam w
końcu z łazienki. Zostawiłam resztę niepotrzebnych ciuchów w walizie i wyszłam
na korytarz, by kierować się na dół, gdy po schodach wszedł Max. Od razu mnie
zauważył i patrzył na mnie śmiało.
- Cześć – posłał uśmiech
- Hej – odpowiedziałam cicho. Jego
wzrok mnie zawstydził. Z resztą co ja mówię ... Odkąd wyznał mi swoje uczucia,
gdy był blisko mnie zawsze mnie peszył !
- Ładnie wyglądasz. – rzucił. Nie
byłam w stanie nic odpowiedzieć, więc minął mnie i już, gdy otwierał drzwi do
swojego pokoju, pokonałam gula w gardle, który wyrósł nagle ze stresu i
odezwałam się;
- Max
- Tak ?
Czułam z tyłu jego wzrok na sobie.
Bardzo denerwowałam się zwyczajnego odwrócenia się przodem do niego ! Wzięłam
głęboki wdech i zawróciłam się. Dzieliły nas może z cztery kroki, a ja miałam
wzrok wbity w podłogę. Wiedziałam, że musiałam mu sama i pierwsza powiedzieć o
potencjalnej zgodzie o wyjściu za mąż za Nathana. Nie miałam pojęcia tylko jak
to zrobić, żeby jego nie zranić i uczynić to delikatnie. Na dodatek bałam się
jego reakcji i chyba najbardziej tego, że mogłam stracić przyjaciela ...
- Słucham. – wyrwał mnie z
przemyśleń. Podniosłam wzrok i nasze spojrzenia spotkały się. Jego wzrok był
pełen cierpliwości i spokoju, więc wzięłam to za dobrą wróżbę i poczułam w
sobie odwagę.
- Muszę ci coś powiedzieć Max.
Wziął głęboki oddech. – Słucham. –
powtórzył
- Bo ... chcę, żebyś wiedział
- Vicky jesteś gotowa w końcu ?! –
z dołu krzyknął Nathan, a ja zacisnęłam oczy i przygryzłam wargę, czując, że
sytuacja została stracona
- Za chwilę ! – odkrzyknęłam i
wróciłam do Maxa, podejmując drugą próbę – ... Musisz wiedzieć, że
- Chodź ! – Sykes znowu krzyknął
- Zaraz ! – tym razem warknęłam
Max uśmiechnął się kącikiem ust. –
Chyba musisz iść ... – nagle uśmiech zniknął i dodał – Twoja miłość cię wzywa.
Brzmiało to dość wrednie, więc zła
powiedziałam; - Nie myśl sobie, że się wywiniesz. Kiedy wrócę będziemy musieli
pogadać. – i odwróciłam się na pięcie. Schodząc, spojrzałam jeszcze na piętro,
gdzie stał Max. Wymieniliśmy się wzrokiem mordercy i dołączyłam do Nathana.
- No w końcu ! – westchnął. Dopił
sok i odstawił szklankę na barze. Zlustrował mnie od góry na dół.
- Co ? Przecież nie jest super
elegancko jak nie chciałeś. – zaczęłam panikować
- Ale ja przecież nic nie
powiedziałem.
- Jeszcze !
- Co ty taka nerwowa ? –
uśmiechnął się i podszedł do mnie. Objął w talii. – Ślicznie wyglądasz. – i pocałował
w usta
Uśmiechnęłam się. – Możesz mi w
końcu powiedzieć, gdzie mnie zabierasz ?
- Nie tak szybko.
- Że też tobie naprawdę chce się
bawić w takie podchody ...
- A owszem. – wyszczerzył się –
Chce się. Chodź ! – złapał mnie za rękę, w tym samym momencie Tom z Kelsey
schodzili z góry. Tom gestem wskazał na swoje oczy, a następnie na moje, dając
do zrozumienia, że obserwuje mnie po ostatniej akcji. Nie powstrzymałam się i
dałam w głośny śmiech, którego nikt z gromadzonych nie zrozumiał.
- O co chodzi ? – spytał Nathan
- Nic, nic ... Chodźmy. –
powiedziałam przez śmiech – Miłego wieczoru ! – rzuciłam parze
- Wzajemnie !
Wyszliśmy z dołu i wsiedliśmy do
samochodu.
- Będziesz prowadził ?
- A czemu nie ?
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie
... Jesteś pewny, że to dobry pomysł ?
- Vicky, to, że miałem wypadek nie
znaczy, że do końca życia nie będę wsiadał za kierownicę, wyluzuj.
- Ale to stosunkowo świeża sprawa.
- Nie przesadzaj. Zapinaj pasy. –
napomniał
- Mam nadzieję, że wiesz co
robisz. I pamiętaj, że tu jeździ się prawą stroną, nie jak w Londynie lewą. –
puściłam oko
- Hahaha ! – zademonstrował po
czym przekręcił kluczyk w stacyjce i ruszył spokojnie, ale pewnie - Victoria,
naprawdę uważam, że powinnaś jeszcze zostać i nie wracać jutro do Londynu.
Westchnęłam ciężko. – Rozmawialiśmy już o tym
...
- Owszem, ale odniosłem wrażenie,
że w ogóle mnie nie słuchałaś.
- To złe odniosłeś wrażenie.
Uniósł brew. – Czyżby ?
- Zmień temat. Nie zamierzam się
powtarzać. Mam tylko prośbę do ciebie małą.
- Jak małą ?
- Maleńką ...
- Co trzeba ?
- Mógłbyś w wolnej chwili zaglądać
do Stephana ? Mnie już tu nie będzie, to proszę cię, żebyś ty chociaż do niego
zajrzał od czasu do czasu ... Zawsze to mu będzie weselej, gdy cię zobaczy.
- Też już o tym myślałem i
postaram się być u niego jak nie codziennie to chociaż co drugi dzień. Możesz
być o to spokojna. – nie odrywając wzroku od drogi, chwycił moją dłoń i
przysunął ją sobie do ust, by ją pocałować
- Dziękuję. – szepnęłam szczęśliwa
- Vicky, a powiedz mi jedno ...
- Hmm ?
- Pokłóciłaś się z Maxem ?
Nerwowo przełknęłam ślinę. – Czemu
pytasz ?
- Zauważyłem, że praktycznie w
ogóle ze sobą nie rozmawiacie, nie to co wcześniej. Coś się stało ?
Co ja mam tobie powiedzieć ?
Prawdę ? Czy dla dobra ogółu skłamać ? Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie chciałam
go okłamywać, ale powiedzieć mu, że jego przyjaciel wyznał mi miłość też byłoby
fatalnym rozwiązaniem ...
- Tak po prostu wychodzi ostatnio,
że się mijamy ... – powiedzmy, że neutralna odpowiedź
- Jasne. Ale mam nadzieję, że
rozumiesz ten tutejszy pośpiech i brak czasu ... Nie przyjechaliśmy tu przecież
na wakacje tylko do pracy.
- Rozumiem przecież i nie mam do
nikogo pretensji.
- Świetnie. – zaśmiał się - A teraz
uśmiech i ząbki na wierzchu.
- CO ?!
- Uśmiechnij się tylko szybko !
- Nath co ci odwala ?!
- Właśnie fotoradar zrobił nam zdjęcie.
- Żartujesz sobie ?! Jedziesz za szybko
?!
- Tak jakoś noga mi poleciała ...
- Zwolnij natychmiast ! – wydarłam się –
Normalny jesteś ?! Masz zwolnić !
- No już, już ...
Poczułam, że hamuje. Nawet nie zauważyłam
kiedy rozwinął prędkość.
- Za to masz mi powiedzieć, gdzie
jedziemy ! – zarządałam
- I tak już ci miałem powiedzieć bez tych
twoich wymagań.
- Jasne ...
- Do wesołego miasteczka to raz, a dwa;
zabieram cię do klubu na przepyszne drinki.
Uniosłam brwi. – To ci powiem, że podoba
mi się plan na dzisiejszy wieczór.
- Się wie !
- Ale przepraszam ... jak ty chcesz
kosztować przepyszne drinki, gdy prowadzisz to raz, a dwa; jesteśmy tu jeszcze
prawnie niepełnoletni na alkohol.
- Raz; Jay będzie w pobliżu, więc on nas
odwiezie, dwa; wszędzie ma się wtyki moja droga.
- Trzy; jeśli nas zamkną i spóźnię się na
samolot do Londynu, albo każą zapłacić mandat, to cię ubiję !
- Ostatnia twoja noc w Los Angeles musi być
niezapomniana. To cztery. – roześmiał się
- No proszę ... a ja myślałam, że jesteś
z tych grzeczniejszych ...
- Różnie bywa. – puścił oko
Kilkanaście minut
później;
- Woooooooo, ja chcę na wszystko pójść ! –
pisnęłam, rozglądając się dookoła po wejściu do wesołego miasteczka
- Na wszystko to nam chyba czasu nie
starczy.
- To na co czekamy ? – spojrzałam mu
radośnie w oczy – Chodź ! – pociągnęłam go za sobą. Wszędzie było pełno
świateł, lampionów, łuna rozświetlała najbliższe kilometry, mimo,iż słońca już
nie było na niebie. Dorwaliśmy się do samochódów, rzutek, karuzeli. Wsiedliśmy
na nią i oddając się niebagatelnej szybkości przejechaliśmy cały tor, krzycząc
i śmiejąc się na zmianę. Pokonaliśmy trasę dwukrotnie, bo tak nam się
spodobało, że nie było mowy o wysiadaniu po jednym razie ;-)
Potem rzuciliśmy się na strzelnicę.
- Będę lepsza ! – stanęłam wyprostowana
- Chyba sobie kpisz.
- Zobaczysz, że wygram miśka !
- Nie, to ja wygram i może ci go dam.
- Jaaaaassssneeeee ...
- To trzy ... cztery ! – i w jednym
momencie zaczęliśmy strzelać z niby to pisteletów do swoich tarczy przez
najbliższe 10 sekund.
- Oooooooooł, genialny jesteś !
- No proszę pani, czegoś takiego dawno
nie było u nas. – właściciel strzelnicy wyciągał do mnie miśka
- Ej o co chodzi ? – Nathanowi zrzędła
mina – Jak to ? Przecież to ja miałem 8 na 10!
- A ja miałam 10 na 10. – puściłam oko i
dmuchnęłam filmowo w lufę pistoletu – Dziękuję. – odebrałam miśka od faceta
- Żartujesz sobie ? – Nath wziął się pod
boki
- Ładnego misia WYGRAŁAM, prawda ?
- Jesteś niemożliwa. – roześmiał się po
czym dał mi buziaka w policzek – Gratuluję.
- Możesz już wymyślać rzekome powody
dlaczego ci nie poszło i było nie fair kiedy opowiem chłopakom, że przegrałeś.
- Osz tyyyyyy ! – zaczął mnie łaskotać, a
ja piszczałam i próbowałam się wyrywać, gdy nagle odwinęłam się tak, że
wylądowałam z hukiem na ziemi, twarzą do podłoża – O rany ! – Nath już kucał
nade mną – Bony Vicky, przepraszam ! Nic ci nie jest ?
Podnosiłam się powoli. Bolała mnie tylko broda.
– Sykes zabiję cię ! - wycedziłam
- Czyli wszystko w porządku. Co za
szczęście. – pomógł mi wstać powoli – I po co tak się szarpałaś ?
- Bo wciskałeś mi palce w żebra, durniu
?! – wytrzepałam się z piasku i podniosłam miśka, który również zaliczył razem
ze mną glebę. Przytuliłam go do siebie. – Misiu, jesteś cały ?
Nathan roześmiał się słodko. –
Przepraszam. – pocałował mnie w czoło
Pokręciłam tylko głową i odsunęłam
pluszaka od siebie, gdy mina bruneta spoważniała. Ściągnęłam brwi;
- Co jest ? – odruchowo spojrzałam na
zabawkę, którą przyłożyłam do klatki piersiowej i do brody, a moim oczom
ukazała się czerwona plama na futrze miśka. Spanikowana spojrzałam na swojego
chłopaka. – Nath ... czy ja krwawię ?
- Ale nic się nie denerwuj tylko ! –
wyjechał od razu z tekstem i szybkim krokiem podszedł do właściciela strzelnicy
– Przepraszam, ma pan plastry ? I odrobinę wody utlenionej ?
Mężczyzna widział całe zdarzenie i tylko
pokręcił głową. – Młodzież ... – wyjął ze skrzyneczki pierwszej pomocy to, o co
prosił brunet, a ja chciałam zlokalizować miejsce krwawienia i zaczęłam błądzić
dłonią od klatki piersiowej w górę, aż w końcu zobaczyłam, że krew leciała z
brody.
- Zostaw. Masz brudne ręce, jeszcze
zakażenia dostaniesz. – upomniał mnie Nathan po czym nalał na wacik wody
utlenionej i wystartował z nią do mojej brody, ale na chwilkę go zatrzymałam;
- Jak będzie mocno piekło to tak cię w tyłek
kopnę, że nie usiądziesz.
Przewrócił oczami wcale nie przejmując
się moją groźbą i docisnął wacik do rany.
- Ssssss ... – jęknęłam – Ja naprawdę
powinnam się ubezpieczyć od groźnych wypadków czyli od ciebie ... Toć już bym
miliony zarobiła. Auć!
- Nie gadaj tyle. Pokaż. – uniosłam głowę
do góry, by mój „lekarz” mógł zobaczyć – Ok, czysto. Przykleję mały plasterek i
będzie po sprawie.
- Jak przyjdę do „EandJ” z plastrem na
brodzie to dopiero ludzie zsikają się ze śmiechu ...
- Przestań tak narzekać. Jęczysz i
jęczysz.
- Bo może dlatego, że to nie ty a ja
wyrżnęłam twarzą o glebę ?! I to w dodatku przez ciebie ?!
- Przeprosiłem przecież.
- I co z tego ?! Nie możesz mieć więcej
wyczucia tylko prawie za każdym razem robisz mi krzywdę ?
- Oj już przestań, przestań ... – objął mnie
z czułą miną – Przepraszam. Idziemy na samochody jeszcze raz ?
- Nie mam już ochoty.
- Vicky, no weź ... – spojrzał na mnie
smutnie
- Muszę się znieczulić. – uśmiechnęłam się
szeroko
- Aaaaaaaa – kiwnął głową wyszczerzony –
Rozumiem o co chodzi, już dzwonię do Jay’a. – wyciągnął telefon i wybrał numer
przyjaciela, a ja rozglądałam się, chcąc zapamiętać te kolorowe neony, jak
cudownie komponowały się z szaleństwami i radością ludzi. Pochłaniałam ten
beztroski widok, gdy Nathan mną zakręcił i ruszyliśmy do wyjścia.
- Co tak wcześnie ? – Jay po kilku
minutach był z nami – Wskakujcie. Myślałem, że was zgarnąć stąd nie będę mógł,
tyle zabawy ...
- Zgarnąć to ty nie będziesz mógł mnie od
drinków. – wsiadłam do samochodu
- Fajny miś. – zauważył, siedząc za
kierownicą
- Zasłużony.
- Młody, masz gest ci powiem. – pochwalił
wsiadającego Nathana
- Sama go wygrałam !
Jay parsknął. – Co ?
- Nic nic, jedź. – Nath spławił kumpla
- Vicky, opowiadaj. – roześmiany Loczek
przeniósł wzrok na mnie – Ej, co ci się stało w brodę ?
- Sykes mnie pobił, bo przegrał na
strzelnicy. Nie umiał się z tym pogodzić.
- Victoria ! – warknięcie Nathana
- Eeeeeeej ... – podejrzliwość Jaya
- Żartuję przecież, ale z was sztywniaki.
– przewróciłam oczami – Wyrżnęłam o ziemię. – machnęłam ręką – Ale fakt
pozostaje faktem, że to przez niego.
- Jay ruszaj w końcu, bo na trzeźwo
towarzystwa z nią nie zniosę.
W klubie;
- Ale jesteś pewny, że to zaufany gość ?!
– przekrzykiwałam muzykę
- Vicky, zawsze tu lądowaliśmy na
imprezach, więc pij i luz. – odpowiedział Jay
- ZAWSZE ?! To przepraszam, ile razy
byliście na imprezie i o ilu razach ja nic nie wiem ?! – zamroziłam Nathana
wzrokiem, który westchnął i poklepał Jay’a;
- Stary, dzięki. Naprawdę. Jeszcze 5
minut i będę dzisiaj spał na podłodze w kuchni.
- Żeby tylko ! – wypsnęło mi się i
siorbnęłam drinka
- Dobra, to jesteście w dobrych rękach.
Ja idę obrócić się za jakimiś fajnymi laseczkami.
-
Tylko pamiętaj, że nie możesz pić, bo nas odwozisz.
- Spoko spoko, Nath. Może nie będę tak
bardzo atrakcyjny i pociągający na trzeźwo, ale poradzę sobie. – puścił oko i
wlazł w tłum
- Będę za nim tęskniła ... – siorbnęłam drinka
przez słomkę
- A za mną nie ?
- Podsumowując minusy z dzisiejszego
wieczoru, wychodzi ci trochę na niekorzyść, Kochanie. – skrzywiłam się
- I weź tu się staraj facet ... –
skomentował i chlusnął dwa shoty na raz – Ale przecież tak tylko udajesz i
droczysz się ze mną, bo wcale nie jesteś na mnie zła.
- A mam podnieść głowę, żebyś dokładnie
zobaczył wymiary mojego plastra ?
- Do wesela się zagoi. – uśmiechnął się
szeroko, a mi mina zrzędła i dopiłam całego drinka za jednym razem duszkiem
- Poproszę shoty ! – zwróciłam się do „zaufanego
barmana”, który już nalewał mi zamówienie
- Nie powinnaś mieszać ...
- Nath, nie mów mi co mam robić, dobrze ?
– i zaczęłam przygodę z shotami ... Zapiłam temat ślubu i zagadywałam Nathana
innymi zupełnie nieistotnymi rzeczami, a potem wychodziliśmy szaleć na parkiet,
by po kilku piosenkach wrócić do baru napić się i wrócić z powrotem tańczyć.
Po pewnym czasie zgubiłam rozeznanie,
czułam, że rozmywał mi się wzrok, a nogi zaczęły się plątać. Nathan nie
wyglądał lepiej ode mnie, żeby nie było, że sama się do takiego stanu
doprowadziłam ! Odnaleźliśmy gdzieś na sofie Jay’a, który dawał w bajerę z
jakąś blondyną, ale jak na oddanego przyjaciela trafiło – przeprosił tamtą
dziewczynę i ruszył nam z pomocą. Zapewne nie wyglądaliśmy rewelacyjnie skoro
nawet się nie stawiał. Wpakowaliśmy się z trudem do samochodu, ale w końcu
udało się. Oparłam głowę o ramię Nathana i przespałam całą drogę.
- Ej ! – szturchali mnie – Jesteśmy na
miejscu, wstawaj.
- Nieeeee ... – jęknęłam zaspana
- Chodź Vicky. – Nathan pomógł wykaraskać
mi się z auta i objęci w pół, dość niepewnym krokiem zmierzaliśmy do wejścia,
Jay został zaparkować samochód w garażu. W drugiej dłoni trzymałam swojego wygranego
misia, a jakże !
Wtłoczyliśmy się do domu, bo subtelnym
wejściem tego nazwać nie było można. Od progu usiadłam na sofie i oparłam głowę
o ścianę.
- Dobra, to ja idę pierwszy się myć i
pościelę łóżko.
- A idź. – machnęłam ręką – Kiedyś się
zjawię na górze ... – mruknęłam
- Zanieść cię ?
- Żebyś rzucił mną o schody ? Nie,
dziękuję. Wolę spaść ze swojej wysokości niż z twojej jeśli mam do wyboru.
- Okey, jak chcesz. Tylko nie każ mi
długo na siebie czekać. – pocałował mnie w usta
- E, ty już wytrzeźwiałeś czy udajesz?
- Jeszcze nie do końca, ale w większości
zeszło ze mnie.
- Ja pieprzę ... – wzięłam się za czoło,
bo świat mi wirował i miałam opóźniony refleks – Jak się zbudzę będę miała kaca
jak stąd do Londynu ...
- Ty kochanie jeszcze musisz wytrzeźwieć,
żeby mieć kaca. – zaśmiał się i powoli oddalał się na górę
No to Wiki, dajesz ! Baaaardzo powoli
podniosłam się z pufki, trzymając się ściany, bowiem byłam świadoma, że groził
mi upadek, bo wiedziałam, że napiłam się i to z przesadą ... Szłam ruchem wahadłowym
do schodów i, gdy stanęłam przed nimi, wyczułam, że będę miała problem ...
- Nad czym się zastanawiasz ? –
usłyszałam z góry znajomy głos. Podniosłam głowę.
- Oł, Max. – wyszczerz – Właśnie opracowuję
strategię jak wejść na górę z jak najmniejszym uszczerbkiem na zdrowiu i życiu
...
- Pomóc ci ?
- Nie ! – szybka odpowiedź, bo resztki
instynktu samozachowawczego wobec Maxa zostały ...
- To długo tak będziesz tam stała ?
- Nie wiem czy długo ... – nogi się pode
mną uginały, więc osunęłam się i usiadłam na podłodze tuż przed pierwszym
stopniem – Jay zaraz wróci z garażu to może mnie zaniesie.
- Z tego co widziałem przed minutą przez
okno, to Jay wszedł drugim wejściem.
- Fuck – mruknęłam jednak na tyle głośno,
by George usłyszał
- Pomogę tobie. – zaczął schodzić ze
schodów
- Nie trzeba !
- Przestań się kaleczyć. – był tuż przede
mną. Schodził pewnym krokiem niczym młody bóg
- Ale Max, naprawdę – nie zdążyłam nawet
dokończyć i nie wiedziałam jakim cudem, ale w sekundzie znalazłam się na jego
rękach – Tylko pomału ... – poprosiłam
- Jak było ?
- Cooooooool – wyszczerz numer 5
- W sumie widać ... A co ci się stało w
brodę ? I skąd masz tego miśka ? – zauważył, że kurczowo trzymałam pluszaka
- Wywaliłam się. – ziewnęłam – Misia wygrałam.
Wiesz, mogę go nazwać Max na twoją cześć, chcesz ? W końcu jesteś bohaterem,
wszedłeś na schody !
- No rzeczywiście bohater, bo przecież to
takie trudne WEJŚĆ NA SCHODY.
- Ja bym nie dała rady. – zarzekłam się,
a Max dał w śmiech i bardzo delikatnie i pomału postawił mnie, a ja go nadal trzymałam
- Chciałaś o czymś ze mną porozmawiać jak
wrócisz ...
- O nieeeee – roześmiałam się – jestem pijana,
mam tego świadomość, a ty chcesz to perfidnie wykorzystać, żebym się wygadała.
Nieładnie Max ! – pogroziłam mu palcem
- Na trzeźwo też ci rozmowa nie szła,
więc może teraz jesteś odważniejsza.
- Bardzo. – bąknęłam – Oj Max ... jest
tyle rzeczy, które chciałabym tobie powiedzieć, ale wiem, że zrobiłabym teraz
totalną głupotę, mówiąc to wszystko w takim opłakanym stanie ...
- To chociaż zakreśl w jakim kierunku ta
rozmowa ma pójść, bo nie wiem czego się spodziewać.
Spojrzałam mu w oczy, które były tak blisko
... Wpatrywały się we mnie szalenie. Tak, kiedy przyjdzie czas na oficjalne
ogłoszenie zaręczyn będzie strasznie. Stracę go. Stracę cudownego przyjaciela.
Wtedy byłam już tego pewna.
- Max ... tak bym chciała, żeby czas się
zatrzymał ... Będę za tobą tęsknić.
Jakieś iskierki przeleciały mu w
źrenicach. Uśmiechnął się pewny siebie, przysunął się bliżej tak, że czułam
jego oddech na swoich ustach, po czym nachylił się do mojej szyi, gdzie oddech
w tym miejscu wywołał ciarki na całym ciele po czym szepnął do ucha niskim
głosem;
- Zdobędę cię całą. A kiedy już to
zrobię, zacznę cię zdobywać od nowa. – musnął delikatnie szyję, odwrócił się i
poszedł do swojego pokoju, a ja co ? Stałam jak wryta i przetrawiałam co
właściwie się przed chwilą stało, co powiedziałam i co usłyszałam.
Podsumowanie; komunikat został sprzecznie zrozumiany. TOTALNIE SPRZECZNIE !!!
Uniosłam głowę do sufitu, zacisnęłam
oczy, by nie dać się słabości, pacnęłam się miśkiem w głowę i jęknęłam
bezsilnie;
- Ja się chyba zabiję.
Nie wiem jak wielkie należą się Wam przeprosiny za moją miesięczną (!) nieobecność ... Moim wytłumaczeniem najszczerszym jest to, że w ostatnim czasie miałam straszne zamieszania ... W ciągu tego miesiąca zdarzyło się bardzo wiele rzeczy. Zarówno tych dobrych, ale w większości niestety złych. Kursowanie na poranne godziny na uczelnie, z niej prosto do szpitala, a następnie na późniejsze godziny do mieszkania, w którym czekają Cię codzienne obowiązki i nauka, to tylko część zamieszania. Ale ! Udało mi się pojechać na parę dni do domu, by odetchnąć, uspokoić się i naładować akumulatory, bo po ponad miesięcznej nieobecności w domu z najbliższymi, za to wśród tylu nerwów byłam bliska oszaleniu. Co z konkretów u mnie ? A no rozjaśniłam włosy na jaśniejszy rudy, troszkę zmieniłam fryzurkę, zdjęłam aparat ortodontyczny i teraz szczerzę się do wszystkich ;D i chyba odrobinę się zmieniłam, ale to muszę jeszcze poobserwować ;) ...
Martyno Anonimko ! - wiedz, że to przez Twój komentarz usiadłam dzisiaj wieczorem i zdecydowałam się napisać kolejny rozdział, odrzucając naukę na bok ( której mam od groma na marginesie ). Mam nadzieję, że nie uschłaś całkowicie bez Wantedowych i, że choć odrobinkę wynagrodziłam Tobie i Wam Wszystkim to czekanie na siebie.
Przepraszam tysiąc razy ( tak jak dzisiaj Nathan Victorię tyle razy ;) ) i jeśli jeszcze jesteście i czekacie na mnie, to dziękuję z calutkiego serca.
Ściskam najmocniej jak tylko potrafię każdą z Was ! Noski do góry i nie dawajcie się jesiennej czasami ponurej aurze, bo macie w sobie dość słońca :)!
Zmykam, bo już oczy mnie pieką od patrzenia w monitor, a jeszcze psychologia na mnie czeka z nauką ;) Akurat "She is my weakness" kończy się w głośnikach ;>. Zatem do mam nadzieję szybkiego następnego ;*
LOOOOOVEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Subskrybuj:
Posty (Atom)