- Ale myślisz, że to na pewno to?
- Lisa uspokój się! Znowu cię wzięło?
- No nie dziw mi się…
- A właśnie, że się dziwię! Jesteśmy w
trakcie wypisywania waszych tandetnych zaproszeń na wesele, a ty mnie pytasz
czy to na pewno właściwe?
- Nie zapytałam o to.
- Właśnie, że o to tylko innymi słowami.
Ale, żeby cię uspokoić- tak. Wydaje mi się, że Jay to odpowiedni kandydat na
męża. Zresztą o czym my rozmawiamy! Gość szaleje za tobą, jest w stanie zrobić
dla ciebie wszystko, ty przy nim jesteś najszczęśliwsza na świecie i o co ten
zamęt?
- W sumie… NAPRAWDĘ UWAŻASZ, ŻE ONE SĄ
TANDETNE?! – dziewczyna uniosła zaproszenie w dłoni
- Żartowałam… Tak po prostu, żeby cię
odwieść od tematu.
- Już nie wiem czy żartowałaś, sądząc po
twoim podejściu do małżeństwa…
- O co ci chodzi?
- O to Victoria, że zmieniłaś zdanie na
temat instytucji jaką jest małżeństwo.
- Wiele rzeczy się zmieniło. Przecież. –
dodałam ciszej
- Na przykład to, że znienawidziłaś
amerykański kontynent.
- Przestań – skrzywiłam się- Nie ma co do
tego wracać. Minął prawie rok i jest oczywiście dobrze.
- „Oczywiście”.
- To było zbędne.
- Powiesz mi w końcu z kim przyjdziesz na
mój ślub?
- Nie wiem jeszcze. – wzruszyłam ramieniem
- Może Ryana zaprosisz? – zanuciła Lisa z
rozmarzoną miną
- Czemu akurat Ryana?
- Może dlatego, że się spotykacie od
jakiegoś czasu?
Prychnęłam. – I co z tego, że się
spotykamy? Czasem wypijemy razem kawę albo pójdziemy na spacer, ale to
wszystko. Jesteśmy po prostu znajomymi.
- Mhm
- No tak! Poza tym co ja mówię od kilku
miesięcy? Żadnego związku z muzykiem, a z tego co wiemy to Ryan jest akurat
takową postacią, a w dodatku dość rozpoznawalną w zespole jakim jest Lawson.
Zatem droga Liso chyba ten temat odpuść.
- A ten drugi?
- JAKI DRUGI?!
- Ten tajemniczy gość, na temat którego
nie chcesz nic mówić… Z którym od kilku miesięcy spotykasz się w dość zażyłych…
– teatralne chrząknięcie – … STOSUNKACH. – Lisa wyszczerzyła się
- Idź ty, nienormalna jesteś. – obśmiałam
ją – Ja z nim tym bardziej nigdzie się nie wybieram.
- Wszystko zostaje w pościeli? –
przyjaciółka diabelsko ruszała brwiami
- Uspokój się! Z nim to jest tylko
relacja czysto… - szukałam odpowiedniego słowa- czysto, klarowna bez
zobowiązań.
- Tyle to ja wiem. Ale kto to jest? I
czemu nie mówisz o nim nigdy tak normalnie?
- Bo mamy taki układ. Jest nam dobrze na
kilka chwil, rozstajemy się, żyjemy swoim życiem, a za jakiś czas możemy znowu
się umówić i tyle. Wygodnie i bez zobowiązań. Nie ma się czym chwalić ani o
czym opowiadać.
- Jeszcze rok temu hejtowałabyś takie
zabawy…
Zamyśliłam się chwilę. Rzeczywiście,
odkąd pamiętałam nie znosiłam takiego podejścia i hejtowałam wszystkich, którzy
żyli w taki sposób, a teraz co? Sama tak postępowałam…
- Ale minął rok i jest co innego. –
wymusiłam uśmiech – A ty nie zamęczaj się; będziecie z Jayem szczęśliwi.
- Ba! Już jesteśmy! – przerwał nam odgłos
dzwonka do drzwi – Pewnie to oni.- przyszła panna młoda pobiegła otworzyć, a ja
niewzruszona wypisywałam dalej jej zaproszenia
- Siemano! – tradycyjnie pierwszy z buta
wjechał Tom, nieistotne, że do Lisy najbardziej spieszył się jej narzeczony.
Tom; zawsze i wszędzie pierwszy się wpychał…
- Cześć – kolejno weszli Jay, Siva z
Nareeshą, Max, Nathan i na końcu Kelsey
- Ja ciebie oskalpuję kiedyś. – ta ostatnia
podeszła do swojego chłopaka – Taki z ciebie facet? Po pierwsze, że nie
przepuszczasz mnie w drzwiach, po drugie, że sam wbijasz pierwszy, po trzecie
nieważne, że jestem na końcu i czy w ogóle wejdę czy ktoś mnie zgwałci przed
drzwiami?
- Ale co ty wygadujesz? – Tom żywo się
zdziwił – Przecież ty zawsze wejdziesz. Jak nie drzwiami to oknem i o co ta
cała histeria? – roześmiał się
- Ja go zabiję. – warknęła Kelsey i
zabrała się za zdejmowanie kurtki
- Cześć Słońce! – wyszczerzył się Tom, a
za nim kolejni goście
- Cześć wszystkim – nie odrywałam się od
pisania
- Co robisz? – z hukiem rzucił się na
kanapę obok mnie Parker, aż mi ręka drgnęła mocniej i wyszedł krzywo napis
- Gdybyś był tak uprzejmy delikatniej
sadzać swoje dupsko to byłabym wdzięczna…
- Jak zwykle miła i uprzejma…
Oderwałam się od pisania i spojrzałam na
niego z uśmieszkiem. – Tomuś… ile my się znamy, co?
- Woho! Długo!
- Właśnie… - westchnęłam
- Jak idzie? – obok w fotelu usiadł
Nathan
- W miarę sprawnie. Na szczęście do tej
pory nikt nie zakłócał mojej pracy. Co nie, Tom?!
- Pomóc ci? Gdzie jest długopis?
- Nie trzeba, potem skończę. – odłożyłam długopis
i spojrzawszy na Nathana uśmiechnęliśmy się do siebie
- Lisa, w końcu przyszedł do ciebie ten
welon? Skróciłaś suknię? Buty będziesz miała gotowe za kilka dni, pracuję nad
tym!- Nareesha weszła do pokoju, a za nią Siva i Max
- Jeszcze nie mam welonu, czekam. Tak
samo jak na suknię. – uśmiechnęła się Lisa, a Jay objął ją od tyłu i położył
głowę na jej ramieniu
- Ale to my jesteśmy jeszcze daleko w
tyle! – zaczęła panikować mulatka – Chociaż suknię jutro ogarnij, z welonem
damy radę, ale żebyś nie została bez nicze
- Jeśli mogę wtrącić – chrząknął Max – To
Nareesha wyluzuj. I tak wiadomo, że ze wszystkim się zdąży, a Lisa będzie
piękną panną młodą.
- Ja wiem, że ty Max masz luźne podejście
do wszystkiego, ale przypominam, że to nie twój ślub.
- Tak samo jak i nie twój. – Łysy dopowiedział,
a Nareesha nie odpowiedziała na pocisk
- Więc… - Siva odezwał się, zapewne
szukając w głowie zmianę tematu – Z kim Vicky przyjdziesz na ślub?
Spojrzałam na niego z uniesionymi
brwiami. – A co wy dzisiaj się umówiliście na te pytanie?
- Yyyy.. nie. – roześmiał się
- Nie wiem jeszcze.
- Zawsze możesz mnie poprosić, żebym z
tobą poszedł. – ukucnął obok mnie wyszczerzony Max
- No na potylicę jeszcze nie upadłam. –
obśmiałam go i wstałam – Przepraszam, idę po wodę. – i oddaliłam się do kuchni.
Słyszałam, że na szczęście towarzystwo rozmawiało już o czymś innym. Nalałam
powoli wody do szklanki i już miałam wziąć łyka do ust, gdy usłyszałam.
- Naprawdę nie masz z kim iść? – Nathan wszedł
do kuchni i nachylił się po czysty kubek – Też zechciało mi się pić.
Podałam butelkę z wodą. – Jeszcze jest
trochę czasu.
- Myślałem, że z Ryanem przyjdziesz.
- Nie rozmawiałam z nim jeszcze o tym. –
unikałam spojrzenia Nathana, starając się, żeby to co mówiłam brzmiało
wiarygodnie
- Nie układa się między wami?
- Układa się! Wszystko jest ok. Planujemy
wspólny wyjazd. – kłam Wiktoria, kłam, będziesz się smażyć w piekle
- Dokąd?
- Może Włochy, Toskania…
- Zawsze chciałaś tam pojechać…
- A ty zawsze miałeś coś innego –
wypsnęło mi się. Nasz wzrok się spotkał. Zaraz jednak zawróciłam się bokiem i
napiłam się wody. – A ty jak tam, przyjdziesz z Jade?
- Tak
- To świetnie. Cieszę się, że wam się
układa. – uśmiechnęłam się – Tak naprawdę, cieszę się.
- Życzę wam… to znaczy tobie i Ryanowi
tego samego. Pozdrów go ode mnie.
- Jasne, pozdrowię. W ogóle zapomniałam
Maxa zapytać jak wczoraj rozprawa poszła… - zmieniłam temat
- Po jego myśli, wygrał. Sąd ostatecznie
po badaniach uznał, że córka Tori to nie jego dziecko.
- To już wcześniej wszyscy ustaliliśmy. –
skwitowałam – Ale to super, że już ma to chłopak z głowy. Idę mu pogratulować.
- Wspominał już coś o jakiejś imprezie,
żeby to uczcić.
- Jak to w Maxa stylu. – roześmialiśmy się
– Każda okazja to dobra okazja.
- A brak okazji; też okazja.
- Właśnie. – rozległ się dzwonek mojego telefonu.
Wyjęłam z kieszeni komórkę. – Przepraszam.
- To ja wyjdę. – uśmiechnął się życzliwie
Nathan, a gdy zostałam w pomieszczeniu sama odebrałam
- Cześć Ryan
- Cześć Vicki. Co powiesz na kolację
wieczorem? – Ryan zawsze przechodził od razu do rzeczy
- A co jeśli powiem, że nie jem kolacji,
bo jestem na diecie?
- W to akurat nie uwierzę, ale próbuj
dalej. – roześmiał się
- Z miłą chęcią zjem z tobą kolację.
- I to jest bardzo dobra decyzja. 19?
- I to jest bardzo dobra godzina.
- Przyjadę po ciebie.
- Ok, do zobaczenia
- Pa
Wróciłam do salonu, gdzie siedzieli
wszyscy. Właśnie trwały ustalenia co do terminu Maxowej imprezy.
- To zdecydujcie się, kiedy możecie.
Weźcie te przygotowania ślubne przesuńcie. – śmiał się inicjator imprezy – O,
jest Vicky! – wskazał na mnie – Bierzcie przykład z niej. Podejrzewam, że tej
oto zawodniczce każdy termin imprezy jest odpowiedni, prawda?
- Ależ oczywiście. Mówcie mi tylko gdzie
i kiedy. – wyprostowałam się
- Dzisiaj o 21.
- Dzisiaj nie mogę. – szybka odpowiedź i
śmiech wszystkich oprócz Maxa
- Zawiodłaś mnie. – udawał smutnego – Już
nigdy więcej nie wezmę cię za wzór.
- Cóż poradzę. – rozłożyłam bezradnie
ręce
- Ale przecież Ryana możesz wziąć ze
sobą. – dopowiedział zaraz
- A kto ci powiedział, że ja z Ryanem się
widzę?! – wzięłam się za biodra
- A co niby miałabyś innego w planach
przez co miałabyś odwołać swoją obecność na imprezie u Maxa Georga?
- Ale Maxie George, ja żadnej obecności
nie potwierdziłam, żeby ją odwoływać.
- Ale weź go ze sobą, co to za problem? –
dołączył Tom
- No właśnie! – reszta podjęła temat
Przewróciłam teatralnie oczami. – Ok!
Zgoda! – przekrzyczałam ich wszystkich – Porozmawiam z nim i może przyjdziemy.
- No i super, mamy komplet. – uśmiechnął się
Nathan i przybił z Maxem „piątkę”
- Jay i Lisa, nie macie wyboru, widzimy
się. – puściłam oko do narzeczonych
- Jak mus to mus. – wzruszył ramieniem
Jay, ale zaraz zatarł ręce – To co będziemy pili panowie?
- Jak to co? Same najlepsze i najdroższe
alkohole. W końcu stać! – krzyknął zadowolony Max
- Racja! Za te niespełnione alimenty,
które miałeś płacić stawiasz dziś każdemu pyszności. – wytknęłam mu palcem ze
śmiechem
- Właśnie! – na to czekał tylko Tom –
Stary! To ty zapewnij dzisiaj każdemu dostęp do osobistego kibla, co by każdy
miał swoje miejsce na koniec imprezy.
- Bony Tom – Kelsey zasłoniła twarz
dłońmi – Z kim ja jestem…
- Nie udawaj. Pierwsza będziesz. – zarżał
Tom i dostał momentalnie poduszką w głowę od swojej dziewczyny
- Nie no, Kelsey może już się nauczyła
przez tyle lat jak się z nami pije… Chociaż za każdym razem jestem w błędzie. –
w stronę Maxa też poleciała poduszka
- Dobra, zejdźcie już z niej. – zaśmiał się
Nathan – Bo jeszcze się w sobie zamknie i nie przyjdzie.
- Wasze niedoczekanie! – prychnęła blondynka
– Oczywiście, że przyjdę!
Poczułam wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam
telefon. SMS; myślałam, że od Ryana, ale to napisał ON:
„Chcę cię dzisiaj.”
Poczułam jak krew uderzyła mi do głowy i
zrobiło się momentalnie gorąco. Też chciałam spotkać się z nim, ale przecież
najpierw koleżeńska kolacja z Ryanem, a potem ta impreza z The Wanted… Kurde.
Przez chwilę myślałam jak się z czegoś wykręcić, ale uznałam, że chyba bez
sensu już mieszać i odpisałam:
„Dzisiaj nie dam rady. Innym razem.”
Dobrze, że całe towarzystwo było głośne i
roześmiane, i że nikt nie zwracał na mnie uwagi… SMS:
„Jutro?”
„Koniecznie.”
- Słuchajcie, będę się zbierać. –
oświadczyłam
- Już?!
- Tak.. Już późno. Muszę wrócić, ogarnąć
się i tak dalej…
- Zostań z nami jeszcze trochę…
- Tom, daj dziewczynie spokój. Przecież
niedługo wróci na imprezę. – przypomniał koledze Nathan
- O ile dogadam się w tej kwestii z
Ryanem. – przypomniałam – Buzi wszystkim, lecę. – pomachałam z uśmiechem
- Do zobaczenia!
2 godziny później;
Szykowałam się do wyjścia z Ryanem kiedy
dostałam wiadomość od niego:
„Sorry Vicki, nie dam rady dzisiaj.
Wypadło nam spotkanie z managerem. Sorry.”
Westchnęłam tylko i odpisałam, że nie ma
problemu, luz. Właściwie przeleciała mi przez głowę myśl, że niekoniecznie też
chce mi się dzisiaj zażywać alkoholu, hałasu z nim związanego i otoczki
imprezowej… Stwierdziłam, że lepszej okazji nie będzie. Odczekałam pół godziny
i napisałam do Maxa jako organizatora i do Lisy i Kelsey, z którymi trzymałam
się najbliżej, że nie będzie mnie, że ten czas spędzimy sami z Ryanem, bla bla
bla… W odpowiedziach oczywiście od każdego z nich otrzymałam miliony smutnych
buziek i teksty podobne do tego, że przeprowadzą z Ryanem poważną rozmowę itp.,
itd.. Zadowolona z obrotu sprawy włączyłam sobie odcinek serialu i spokojnie
obejrzałam cały. Jednak po nim odeszła ochota na samotny wieczór. Wzięłam
telefon do ręki. Ukazała mi się tapeta. Jakiś krajobraz. Dobra, napiszę,
zmieniłam decyzję. Adresat: jego numer, treść:
„Nie chcę jutra. Chcę dzisiaj.”
Wyślij. Odłożyłam telefon. Sprawdziłam na
spokojnie maila, zamknęłam komputer. Dźwięk SMSa. Odpisał. Prawie zawsze był
niezawodny.
„Za pół godziny.429.”
Przełknęłam ślinę, zrobiło się ponownie
gorąco, a jednocześnie ciarki przeszły po całym ciele na samą myśl co mnie
czekało. Szybko wstałam, wzięłam torbę, wrzuciłam do niej telefon. Zamknęłam
pokój i zbiegając ze schodów rzuciłam tylko „cześć” do Boba, który stał za
ladą. Wzięłam taksówkę i pojechałam do centrum miasta, do hotelu, w którym
zawsze się widywaliśmy. Po drodze były korki. Nie mogłam się doczekać kiedy już
będę na miejscu. Dodatkowo czerwone światła. Patrzyłam zniecierpliwiona na
zegarek. Pół godziny prawie minęło. Jest! W końcu dojechałam! Zapłaciłam szybko
kierowcy i wyskoczyłam z auta. Szybkim krokiem weszłam do hotelu, na recepcji
odebrałam kartę do pokoju. Teraz tylko winda. Moje piętro. 429. Zawsze pokój
numer 429. Rozejrzałam się na korytarzu; nikogo nie było. Podeszłam do drzwi,
przyłożyłam kartę do czytnika, magiczne „piknięcie” i otworzyłam powoli drzwi.
Moim oczom ukazał się jak zwykle niewielki korytarz, a zaraz dalej pokój i
wielkie łóżko z białą pościelą. Puściłam drzwi, które same się zamknęły. Weszłam
głębiej. Jego kurtka leżała na oparciu fotela. Serce mocniej mi zabiło. On już
tam był. Po chwili usłyszałam za sobą jak drzwi od łazienki najpierw otworzyły
się, a później zamknęły. Odwróciłam się. Stał przede mną, opierając się jeszcze
o futrynę. Patrzył mi w oczy jak zwykle tajemniczo. Miał na sobie jedynie
ręcznik, którym miał przepasane biodra. Jak zwykle jego wygląd robił na mnie
wrażenie. Podchodził powoli. W świetle widać było jak jego tors, ramiona były
jeszcze wilgotne od branego przed chwilą prysznica. Bez słowa wyjął mi z ręki
torbę i postawił na podłogę po czym popatrzył w oczy przeszywająco i ująwszy w
dłoń moją twarz pocałował pomału i zachęcająco… Odsunął się na milimetr. Już
wiedziałam, że nie wyjdę z tego pokoju szybko…
Hej :)!!! Jest tam kto? ;)
San