Patrzyłam na Toma i nie wiedziałam czy mówił poważnie czy mnie
wkręcał. Kilka sekund siedzieliśmy w milczeniu aż finalnie parsknęłam.
- Tom co ty znowu wymyślasz, co? Naprawdę masz chyba za dużo
czasu i głupoty ci w głowie.
Brunet przyglądał mi się poważnie i uważnie.
- Mam nadzieję, że to nie był nerwowy śmiech.
- Nie Tom, to nie był nerwowy śmiech! – zagotowałam się – O co
ci chodzi co?!
- Spokojnie Vicky, tylko rozmawiamy.
- Ale już mnie zaczynasz wkurzać tymi debilnymi podejrzeniami,
że niby coś mnie łączy z Maxem! To nie moja wina, że gość coś sobie ubzdurał i
że z jakichś względów go pociągam!
- Moja też nie.
Uniosłam brew i wstałam. Zaczęłam kierować się bez słowa do
wyjścia z kuchni.
- Vicky, wracaj…
- Nie mam o czym z tobą rozmawiać Tom. – zawróciłam się do
niego gwałtownie – Oskarżasz mnie o coś czego nie zrobiłam i chcesz, żebym
czuła się winna. Tylko, że zupełnie nie rozumiem dlaczego.
- Po prostu uspokój mnie, że się w nic nie wpakujesz i nikt
nie będzie pokrzywdzony.
- W tej sytuacji, w której się znajduje już ktoś jest
pokrzywdzony… - spuściłam głowę
- O kim mówisz?
Ściągnęłam brwi. – Dobranoc Tom.
- Dlaczego tak ciężko z tobą o tym rozmawiać? – usłyszałam za
sobą
- Bo nawet nie wiesz jak bardzo mam mętlik w głowie… -
uśmiechnęłam się smutno i oddaliłam się na górę, by położyć się spać przy
Nathanie i spróbować zasnąć co nie było łatwe… Znowu z trwogą myślałam o
następnym dniu…
Obudziłam się i jak najszybciej chciałam „dojść do siebie”.
Chciałam od razu, zaraz, teraz(!) porozmawiać z Nathanem o myśli, z którą
położyłam się wieczorem spać. Odwróciłam się gwałtownie na drugą stronę, by go
zbudzić i upss…- wyprzedził mnie. Nie znalazłam go na drugiej połówce łóżka.
Zrobiłam minę do płaczu i naciągnęłam z rozpaczy kołdrę na głowę. Jednak nie
pozostałam długo w tej pozycji tylko w popłochu z ciuchami pobiegłam do
łazienki, by jak najszybciej przystąpić do rozmowy z chłopakiem.
Odświeżona, z delikatnym makijażem i włosami związanymi w
luźny warkocz na boku zeszłam na dół.
- Cześć Vicky! – z nad kuchenki pomachała do mnie Kelsey
- Cześć Vicky! – spapugował ją siedzący przy stole Tom
- Cześć cześć! – rzuciłam pospiesznie, rozglądając się
- Co już od rana zgubiłaś?
- Nathana
Kels parsknęła. – Co?
- Widzieliście gdzieś Nathana? – poprawiłam się i spojrzałam
na Toma – Muszę z nim porozmawiać.
- Wyjechał, bo dostał telefon od Scootera.
- Jak to?
- Normalnie. Braun do niego zadzwonił jakieś pół godziny temu
i Młody pojechał.
- To skoro Scooter go wezwał to czemu was też nie?
- Pojęcia nie mam, ale szczerze mówiąc nawet mi to odpowiada…
Keeeeelseeeey, jeszcze długo mam czekać na te placki?
- Oj przestań jęczeć. – skrzywiła się dziewczyna
- Zapomniałem, że to twoja nocna robota; jęczenie. – Tom
zarechotał całym gardłem, a ja przewróciłam oczami;
- Oblechy.
- Wracając do właściwego tematu – odchrząknęła Kelsey – Nath
mówił, że trochę mu zejdzie.
- Super…
- Ale w czym problem? Siadaj i zjedz z nami.
- Mówisz?
- No dawaj.
Zasiadłam, więc za stołem również i trochę podziubałam
śniadania, nie mając jednak na cokolwiek apetytu.
- Wybierasz się dzisiaj do Stephana?
- No jasne. Tylko myślałam, że Nathan mnie podwiezie, ale
patrzę, że nic z tego.
- Gdzie cię podwieźć? – w kuchni ni stąd ni zowąd za moimi
plecami wyrósł Max, a dosłowniej jego głos. Dopiero po chwili ukazał się moim
oczom i stanął obok Kelsey. Znowu miał idealnie dobrany podkoszulek,
uwydatniający wszystkie mięśnie i doskonałą posturę. Patrzył na mnie z
uśmiechem, a mi ciężko było się skupić, aż dostałam kopa pod stołem od Toma.
Momentalnie zmroziłam go wzrokiem po czym wróciłam do Maxa;
- Do Stephana chcę pojechać.
- To mogę cię podwieźć. Dobrze się składa, bo muszę pojechać w
jedno miejsce to bym mógł cię podwieźć przy okazji.
- Jedziesz gdzieś? – odchyliła się do niego Kelsey – Mówiłeś
mi wczoraj, że dzisiaj cały dzień siedzisz w domu i odpoczywasz.
Max uśmiechnął się pewnie kącikiem ust. – Jednak plany się
zmieniły.
- O której chcesz jechać?
- Zjem i możemy wyruszać. Chyba, że chcesz coś jeszcze
załatwić to poczekam.
- Nie nie. W porządku…
Uśmiechnął się i do mnie w tamtym momencie, ale ja spuściłam
wzrok i usiadłam jeszcze bardziej by być na wprost Toma i nie rozpraszać się
obecnością Georga. Po śniadaniu, który stawał mi co rusz w gardle,
zachrypniętym głosem oświadczyłam;
- Jestem gotowa.
Max uniósł brew. – Na co?
Odpowiedziałam tym samym gestem. – Na podwózkę. – choć i tak
dopowiedziałam sobie dwuznaczną wersję, o którą zapewne jemu chodziło
- Zatem chodźmy. Paniom pierwszeństwo.
- Dzięki za śniadanie. – wysłałam Kelsey całusa – Zostawiam
telefon, bo się ładuje.
- O której będziesz z powrotem? Młody na pewno będzie się
pytał.
- Nie wiem Tom, ciężko mi powiedzieć. Ale myślę, że
późniejszym popołudniem będę.
- To dobrze. Ważna sprawa przecież na ciebie czeka.
- Przecież wiem. – warknęłam przez zęby
- Jaka ważna sprawa? – dopytywała się Kelsey
- Oj kochanie, wszystko już byś chciała wiedzieć od razu. –
Tom z wyczuciem ją spławił, a ja ulotniłam się do wyjścia. Max podążał za mną.
Gdy wyszliśmy przed budynek wsiedliśmy bez słowa do jego samochodu. Było mi
jakoś tak ciężko… Nieswojo… W powietrzu było czuć burzę i atmosfera była
napięta, ale nie miałam odwagi się odezwać.
- Zapnij pasy. – usłyszałam za to. Posłusznie wykonałam
polecenie i ruszyliśmy. Patrzyłam przez boczne okno byle nawet kątem oka nie
złapać Maxa. Nie potrafiłam siebie zrozumieć i tego co mną kierowało. Sama nie
wiedziałam co robić i jak się zachowywać…
- I co – on w końcu zabrał głos – będziemy tak teraz milczeć i
nie wykorzystamy okazji, że jesteśmy sami we dwójkę?
- Słucham?!
- Będziemy tak długo jeszcze się do siebie nie odzywać mimo,
że w towarzystwie tak wiele mamy sobie do przekazania komunikatów, o których
tylko my mamy pojęcie?
- Chyba nie myślisz, że będę siedziała cicho jak trusia kiedy
na mnie wjeżdżasz.
- W to nawet nie wątpiłem.
- Myślisz, że nie wiem o co ci chodzi? Że nie rozumiem tych
twoich podtekstów?!
- Ok, czyli zaczynamy z grubej rury… - westchnął – W takim
razie poczekaj jeszcze z krzykiem aż wyjedziemy za miasto i tam się podrzemy na
siebie.
- Po pierwsze; nie miałam zamiaru krzyczeć!
- Doprawdy?
- … a po drugie; za jakie miasto? Miałeś przecież coś do
załatwienia.
- Owszem. I właśnie tę sprawę zamierzam załatwić. – przestał
patrzeć na drogę i spojrzał mi pewnie w oczy
- Aha. Czyli nie było żadnej sprawy.
- To ty jesteś tą sprawą.
Moja mina; bitch please. – To super…
- Tsaaa… też się cieszę.
Chamsko zgłośniłam radio prawie na full byle nie musieć z nim
o czymkolwiek rozmawiać. Interesowało mnie tylko jedno- wyjaśnienie całej sprawy.
Jechaliśmy dość długo. Już mi zaczynało się nudzić, gdy mijaliśmy jakieś
peryferia. W końcu wyjechaliśmy w miejsce, gdzie nie było prawie nic.
Znajdowaliśmy się na pewnym wzgórzu. Max nagle zatrzymał samochód, wyciągnął
kluczyki i odpinał pas.
- Co tak się patrzysz? Wysiadamy.
- Tu?
- Masz jakiś problem?
- Zaraz ty będziesz miał…
Przewrócił oczami i nie czekając na mnie wysiadł. Westchnęłam
ciężko, utwierdzając się w przekonaniu, że nie będzie to łatwa rozmowa po czym
odpięłam pas i wyszłam z samochodu. Max odszedł parę kroków, by mieć lepszy
widok na miasto, które opuściliśmy. Bez słowa podeszłam i stanęłam równolegle
wobec niego, ale patrząc jak on w dal, przed siebie.
- Gdy znalazłem te miejsce przez przypadek, od razu pomyślałem
o tobie. …W końcu lubisz takie widoki, monopol na miasto.
- Lubię… Ładnie tu jest, ale chyba nie będziemy zachwycać się
teraz widokiem miasta… - zawróciłam się do niego i spojrzałam na niego ciepło –
Max porozmawiajmy, proszę. Męczy mnie to wszystko.
On spojrzał na mnie. – Ciebie to męczy? Ciebie?
- Max…
- Ciekaw jestem czy „męczyło” by cię to, gdybym pewnego dnia w
końcu nie powiedział tego co powiedziałem. Myślę, że nie. I co wtedy? To ja bym
musiał nadal cicho funkcjonować, a ty byś spokojnie sobie żyła i o niczym nie
miała pojęcia.
- To było siedzieć cicho i się nie odzywać!
- Słucham?! – zaczęły się krzyki
- Max o co ty masz do mnie pretensje?!
- O to jak się zachowujesz w stosunku do mnie!
- A ty jesteś w stosunku do mnie fair, rzucając tymi
dwuznacznymi tekścikami?! Myślisz, że nie widzę jak się tym świetnie bawisz?!
- A nie pomyślałaś, że w ten sposób chcę cię zmusić do innego
zachowywania?! – on również dawał upust emocjom i krzyczał na mnie, patrząc mi
mocno w oczy
- A jak mam się zachowywać?! Wisieć tobie na szyi?! –
skoczyłam mu do gardła – A może robić z siebie zdzirę i łazić z tobą do łóżka
jak każda panna, którą sobie sprowadzasz do domu?! – krzyknęłam. Cisza.
Słyszałam swój oddech i zauważyłam szybkie ruchy klatki piersiowej, która
unosiła się i opadała jak po solidnym zmęczeniu. I znowu. Ta cisza. I on.
Patrzył na mnie. Jeszcze przez chwilę. Aż spuścił wzrok, odwrócił się i poszedł
w kierunku samochodu. Powoli schodziło ze mnie ciśnienie. Dopiero dotarło do mnie,
że zbyt dużo powiedziałam. Że przez kompletny przypadek to on mógł poczuć się
jak męska szmata, przez moje słowa. Poczułam się podle. Jak zwykle. Musiałam w
przypływie złości powiedzieć za dużo i kogoś zranić.
- Cholera! – syknęłam wkurzona na samą siebie, odrzuciłam
kosmyk włosów do tyłu i ruszyłam do niego. Siedział do mnie tyłem, na masce
samochodu. Podeszłam do niego z boku, chciałam dotknąć jego ramienia, ale
zręcznie je zabrał.
- Max … - powiedziałam cicho – Ja … nie chciałam
- Wsiadaj do samochodu. – powiedział oschle po czym wstał,
zawrócił się nawet na mnie nie patrząc i usiadł za kierownicą. Wzięłam głęboki
wdech i usiadłam od strony pasażera.
Mężczyzna ruszył i tak jechaliśmy. Bez słowa. Najpierw minutę.
Potem pięć minut ... Potem kolejnych pięć … Dziesięć … Aż w końcu natrafiliśmy
na ogromny korek. Wychylaliśmy się, ale oczywiście nie wiedzieliśmy o co chodziło.
Do momentu kiedy podszedł do nas policjant i oznajmił, że odcinek przed nami
miała miejsce kolizja i muszą „posprzątać” po kraksie.
- Cholera – syknęłam ponownie po odejściu policjanta
- Zadzwoń do Stephana, że się spóźnisz. – odezwał się twardo
George, nie patrząc na mnie tylko przed siebie
- Nie wzięłam telefonu.
- Brawo
- Nie prosiłam o komentarz.
Westchnął, wyciągnął z kieszeni spodni swój telefon i podał mi
oczywiście znowu bez wymiany spojrzeń. Wzięłam od niego sprzęt, odblokowałam i
już miałam cokolwiek przycisnąć, gdy;
- Za to twój się rozładował. – oddałam mu z powrotem
- Cholera
- Szybko się uczysz. – mruknęłam
- Nie prosiłem o komentarz.
?! Moja wkurzona mina? Bezcenna!
- Wiesz co?! Mam cię dosyć! – zaczęłam odpinać pas
- Co ty robisz?! – zaczął mnie z powrotem zapinać
- Wychodzę! – chciałam się wysunąć, ale skubany zdążył mnie
dopiąć i prędzej zatrzymałam się w powietrzu i zawisłam niż wyszłam. Musiało to
trochę zabawnie wyglądać, bo on cicho parsknął, co mnie jeszcze bardziej
sfrustrowało. – Oj cicho bądź! – syknęłam i w końcu przestałam się szamotać z
pasem i opadłam na fotel
W aucie znowu zapanowała cisza, a my nie posunęliśmy się w
stronę miasta ani o metr. Korek na amen. Dodatkowo znowu siedzieliśmy w
milczeniu. Kątem oka spojrzałam na Maxa. Siedział z zaciśniętą szczęką i
patrzył przed siebie. Kurde. Nadal był zły. W sumie nie dziwiłam mu się.
Podjęłam próbę przeprosin.
- Max …
Cisza. Aha czyli jest źle.
- Max …
Cisza. Czyli jest bardzo źle. A mnie ogarnęła złość, że mnie
olewał.
- Możesz chociaż uraczyć mnie swoim spojrzeniem jak właśnie
usiłuję cię przeprosić?!
Spojrzał na mnie zaskoczony. – Te dukanie mojego imienia
chcesz nazwać przeprosinami?
- Nie?! Chciałam z tobą porozmawiać i wyjaśnić, że mnie
poniosło, że powiedziałam za dużo nieprzemyślanych rzeczy i, że ogólnie rzecz
biorąc zachowałam się jak ostatnia idiotka, ale oczywiście ty masz to gdzieś,
bo męska duma! – powiedziałam na jednym tchu aż zapowietrzyłam się
Max patrzył mi w końcu oczy i po chwili odezwał się. – A może
ty tak naprawdę o mnie myślisz Victoria, hm? Tylko, że jak to powiedziałaś na
głos to zrobiło ci się głupio.
Przewróciłam oczami. – Ja nie mam do ciebie cierpliwości
człowieku.
- No co? Skąd mogę wiedzieć?
- Przecież powiedziałam, że tak nie myślę i cię przeprosiłam.
- Może teraz skłamałaś?
- O nie! – znowu zaczęłam się szamotać z pasem – Wychodzę!
On zręcznie trzymał pas i z powrotem go wciskał, ja zaś
starałam się wyplątać pas z jego dłoni i uwolnić się. Byłam tak sfrustrowana i
skupiona na uwolnieniu, że nawet nie zauważyłam jak nisko pochyliłam głowę, by
mieć lepsze pole wzrokowe. Zauważyłam dopiero kiedy poczułam jego zapach. Woń,
która uwalniała się z zakamarków szyi, bo też tam znalazł się mój nos.
Zamarłam, zauważając tą minimalną odległość. On też. Gdyby lekko przekręcił
głowę w moją stronę … Jego zapach był nieziemski. Poczułam jak moja krew zaczęła
o wiele szybciej pulsować. Jak ciepło rozlało moje ciało.
- Vicky … - szepnął
- Tak? – nie chciałam przerywać ciszy
- Siedzisz na moich dwóch palcach. – powiedział już normalnie,
a ja ocknęłam się i natychmiastowo od niego odsunęłam, podnosząc pupę, by
oswobodzić Maxa
- Przepraszam. – chrząknęłam
- Swoją drogą … - uśmiechnął się pod nosem – Masz ładny
dekolt, ale z takiej bliższej perspektywy jest jeszcze lepszy.
Otworzyłam szeroko usta i roześmiałam się. – Osz ty! –
szturchnęłam go i zaśmialiśmy się. W końcu. Szczerze i ciepło. W końcu zdobyłam
się na odwagę.
- Max. Brakuje mi ciebie. Bardzo.
Ściągnął brwi, ale spojrzał w dal. – Mi ciebie tez Vicky. …
Ale sama wiesz co się narobiło i jak jest.
- Żałujesz?
- Sam nie wiem … Z jednej strony tak, bo wszystko spieprzyłem,
ale z drugiej nie wiem czy bym potrafił jeszcze tak długo przebywać z tobą,
słuchać cię … dotykać, patrzeć na ciebie ze świadomością, że ty o niczym nie
masz pojęcia. – wrócił spojrzeniem do mnie. Miał spokojny wyraz twarzy. – A ty
co o tym myślisz?
- Że mimo wszystko, mimo, że już wiem, to chciałabym, żebyś
był obecny w moim życiu jak dawniej …
- Ale ja nie wiem czy to jest możliwe.
- Dlaczego?
- Bo mi samemu z dnia na dzień jest coraz
ciężej, bo wiem, że nie mogę. Chcę widzieć cię codziennie, choć staram się
ciebie unikać, słyszę twój głos, ale chcę go zapomnieć, oddycham twoim
zapachem, choć staram się go zatracić, pochłaniam twój uśmiech, choć opuszczam
wzrok, chcę cię mieć, a jednocześnie nie znoszę, a co najistotniejsze… w tym
wszystkim jesteś dla mnie nieosiągalna. – jego wzrok mnie przebił - Czułaś
kiedyś w sobie tyle sprzeczności na raz? … Co się ze mną dzieje?
Patrzyłam w jego oczy i szukałam w nich
odpowiedzi. – Nie wiem… - szepnęłam – Ale wiem, że to nie mnie szukasz. – ściągnęłam
brwi – Jestem dla ciebie formą desperacji za te wszystkie nieudane związki. Nie
możesz trafić na odpowiednią dziewczynę, a przez częste kontakty ze mną uroiłeś
sobie, że to ja jestem tą odpowiednią.
- To nieprawda. – pokręcił głową
- Prawda.
- Nie! I doskonale o tym wiesz! Tylko
sama siebie oszukujesz i próbujesz się przekonać do tej wersji. – uniósł moją
brodę – Spójrz mi w oczy. Dokładnie wiesz, że tak nie jest. Wiesz o tym.
Nie potrafiłam zaprzeczyć.
- Co nie zmienia faktu, że kocham
Nathana. I chcę z nim być. – powiedziałam trochę ciszej, ale w miarę stanowczo
- Wiem. – odrzekł z pełną świadomością
Max – Co nie zmienia faktu, że Nathan to mój przyjaciel. Traktuję go jak brata
i chcę, żeby był szczęśliwy. Dlatego nie będę mu wchodził w drogę. Ale chcę,
żebyś wiedziała
- Wiem Max. – dodałam szybciej, bojąc się
tego co miałam za chwilę usłyszeć – O. Jedź już. – spojrzałam na drogę, gdzie
korek ustąpił. Powoli ruszyliśmy. - To co robimy? – spytałam po chwili
- Nie wiem. Muszę to sobie poukładać.
- Max, ja wiem, że już nie może być tak
jak wcześniej, ale proszę cię o jedno …
Spojrzał mi w oczy.
- Nie odsuwaj się ode mnie. Nie jestem
winna.
- Myślę, że jednak trochę jesteś. –
puścił oko i uśmiechnął się, a ja już miałam nadzieję, że będzie dobrze…
Zajechaliśmy z wielkim opóźnieniem do
szpitala. Max uparł się, że poczeka na mnie i mogę siedzieć nawet dwie godziny
u Stephana. W takim razie nie mogłam odmówić prywatnemu szoferowi ;) Szybkim
krokiem zaszłam do Sali, w której leżał Stephan. Otworzyłam drzwi i weszłam do
środka. Akurat przebudzał się i widząc mnie od razu się uśmiechnął i wyciągnął
do mnie ręce. Serce mi zakrwawiło jak zobaczyłam, że nie miał siły nawet się
podnieść. Podeszłam szybciutko do niego i przytuliłam go do siebie delikatnie,
żeby niczego mu nie zrobić, ale z wielkim uczuciem. Siedzieliśmy tak po prostu
przytuleni do siebie chyba z minutę. Nie mogłam się od niego oderwać. Bardzo mi
jego brakowało. W końcu on chyba odczuł potrzebę uwolnienia z moich ramion i
odsunął się, mówiąc cichym głosem;
- Już się bałem, że nie przyjdziesz.
- No coś ty, Steph. Jak zawsze dotrzymuję
słowa. – pogłaskałam go po główce, na której nie zostało ani jednego włoska…
- Wszystko wypadło. – wytłumaczył – Pani pielęgniarka
mówiła, że i tak ładnie wyglądam.
W oku zakręciła mi się łza. Steph był
taki bezbronny, biedny i niewtajemniczony. – Wyglądasz bardzo ładnie. –
powiedziałam przez szklane oczy – Mogę cię jeszcze raz przytulić?
- Znowu?
Roześmiałam się przez łzy i bez jego
zgody przytuliłam się do niego. Był taki mizerny i chudziutki … Serce mi pękało
przez ten widok.
- Chyba dzisiaj się nie pobawimy. –
odsunęłam się od niego, wycierając szybko łzę i udając, że wszystko w porządku.
Był tak słaby, że nawet nie oponował.
- Chyba nie. Ale może jutro?
- Może – uśmiechnęłam się blado – Jesteś
głodny? Może coś ci przyniosę? Na co masz ochotę?
Skrzywił się. – Na nic …
To też było powodem do zmartwień.
Stephan, pożeracz słodyczy teraz nie miał ochoty na nic.
- Vicky… ?
- Słucham. – pogładziłam go po czółku
- Mi się chce spać ... – ziewnął
- A – ściągnęłam brwi, dawniejszy wulkan
energii teraz nie miał siły na 5-minutową rozmowę… - No pewnie. To sobie się
prześpij, a ja tu będę jak się zbudzisz.
- Tak?
- Tak – uśmiechnęłam się – Śpij dobrze.
Zamknął oczy i po chwili już spał.
Wykorzystując sytuację wyszłam do zaprzyjaźnionej pielęgniarki, by dowiedzieć
się czegoś o stanie chłopca…
- Naprawdę nic nie mogę pani powiedzieć. –
zapierała się rękami i nogami po mojej setnej prośbie
- Błagam panią, chociaż jakiś drobiazg.
Ja nawet nie wiem co mam myśleć, niech mnie pani zrozumie.
- Przykro mi, nie mogę…
- Czy pani nie widzi jak ja się o niego
martwię? Że zależy mi na nim? Że jestem teraz tu u niego, a nie w Londynie, w
pracy gdzie powinnam być? Że moje wakacje mogłam inaczej spędzać, a jednak
byłam u niego po kilka godzin dziennie dzień w dzień? I pani nie może mi nic
powiedzieć?
- Proszę … - wzięła mnie pod rękę i
wyszłyśmy na korytarz – Dobrze, powiem pani, ale jeśli ktokolwiek się dowie …
- To jest dla mnie informacja.
- Właśnie. Mogę pani powiedzieć jedynie
to, że od wczoraj wieczora stan się pogorszył i sytuacja nie wygląda dobrze.
Czułam napływającą falę łez. – To znaczy?
- To znaczy, że dotychczasowy lek nie
zadziałał.
- To podajcie mu inny!
- Kosztuje bardzo duży i szpital nie jest
w stanie go zakupić w pełni. Jego matka musiałaby dołożyć choć część tych
pieniędzy, a ich nie ma.
- Ile?
- Sporo
- Dobra, nieważne. – pokręciłam głową –
Te pieniądze muszą konkretnie pochodzić od matki czy może ktoś inny je
przekazać?
- To nie musi być matka.
- Ok. Dziękuję. – zaczęłam już odchodzić,
ale jeszcze się cofnęłam – On przeżyje?
Pielęgniarka rozłożyła ręce. – Trzeba się
modlić i zbierać pieniądze.
Pokiwałam głową i poczułam jak łzy same
zaczęły mi lecieć. Szłam korytarzami i szukałam desperacko Maxa. W końcu na
niego wpadłam i zaczęłam szybko mówić, szlochać, wszystko na raz. George wziął
mnie za ramiona.
- Victoria uspokój się, bo nie rozumiem
cię. Spokojnie mi powiedz co się stało.
- Stephan czuje się z dnia na dzień gorzej,
jest coraz słabszy. Musi dostać lek, który jest bardzo drogi. Muszę mieć tyle
kasy, żeby kupić ten lek. Muszę, rozumiesz? Muszę go uratować! – zaczęłam płakać,
a Max przytulił mnie do siebie i zaczął pocieszać;
- Vicky, on z tego wyjdzie. Zobaczysz.
Uda mu się…
**
Siedziałam w Sali ze śpiącym Stephanem i
patrzyłam na niego niewinnego. Do głowy przychodziły mi różne pomysły na
zebranie pieniędzy. Sama nie dysponowałam tak dużym budżetem, który zapewne był
potrzebny. Wpadłam na jeden pomysł. Byłam tak na nim skupiona, że wchodząca
pielęgniarka mnie przestraszyła.
- A pani jeszcze tutaj? … Proszę iść do
domu, nic tu po pani. Zaraz zabieramy małego na badanie, a po nim na pewno
będzie znowu spał.
- To nic…
Pielęgniarka podeszła do mnie i położyła
dłoń na moim ramieniu. – Naprawdę. Musi być pani teraz silna, żeby go wspierać,
więc proszę dbać o siebie.
Stephan akurat się zbudził. Zobaczył mnie
i uśmiechnął się ponownie. Poczułam jak moje kąciki ust również skierowały się
ku górze.
- Jednak dotrzymujesz słowa. – przytulił się
do mnie
- Pewnie, że tak. – dałam mu buziaka w
główkę – Chcesz, żebym jeszcze została?
- Chciałbym, żebyś została ze mną na
zawsze. – przytulił się do mnie jeszcze mocniej. Byłam zszokowana tym co
usłyszałam, a pielęgniarka życzliwie się do mnie uśmiechnęła.
Mimo wszystko pożegnałam się z chłopcem i
umówiłam się na kolejny dzień. Ciężko było mi stamtąd wychodzić i z bólem serca
zostawiłam go w Sali. Szłam ku Maxowi. Gdy zobaczył moją minę ponownie mnie
przytulił.
- Wiesz co mi powiedział? – pytający wzrok
Georga – Że chce, żebym została z nim na zawsze. Max, ja wezmę kredyt, pójdę
żebrać, na ulicę, ale zrobię wszystko, żeby wyzdrowiał, rozumiesz? Wszystko.
Przyjaciel zgarnął mnie ramieniem i
zaprowadził do samochodu. Ruszyliśmy do domu i całą drogę minęliśmy w
milczeniu. Nie miałam ochoty na rozmowy. Ciągle myślałam o Małym. O jego
uratowaniu.
**
Weszliśmy do mieszkania.
- No są w końcu! – Tom odłożył telefon
- Gdzie tyle się podziewaliście? Już się
martwiłem! – podchodził do nas Nathan – Cześć Skarbie – pocałował mnie
- W szpitalu byłam.
- Tak długo?
- Tak – zdjęłam buty i w smutnym nastroju
poszłam od razu na górę do pokoju. Weszłam do niego i stanęłam przed oknem,
zaczerpując świeżego powietrza.
- Jak było? – usłyszałam za sobą głos
Nathana
- Strasznie… - szepnęłam, spuszczając
głowę i zaczęłam płakać. Momentalnie znalazłam się w objęciach chłopaka.
- Rozmawiałaś z tą pielęgniarką?
- Tak. Powiedziała mi tylko tyle, że jest
gorzej i, że ratunkiem jest lek, który kosztuje majątek. – podniosłam głowę –
Ale ja kupię dla niego ten lek, wiesz? – patrzyłam na niego przez łzy – Ja wykombinuję
tą kasę i kupię. On wyzdrowieje. To jest dla niego szansa. To jest nadzieja. On
będzie żył…!
Nathan patrzył na mnie ostrożnie. –
Victoria, ale skąd weźmiesz tyle kasy? Przecież nie będziesz miała zapewne tak
dużo.
- Już to przemyślałam. Wezmę kredyt i
będę miała.
- Oszalałaś? – odsunął się ode mnie –
Chcesz się zadłużyć po uszy?
- A mam inne wyjście?
- Może niech jego matka się poświęci i coś zrobi! Dlaczego znowu ty masz się poświęcać?
- Może niech jego matka się poświęci i coś zrobi! Dlaczego znowu ty masz się poświęcać?
- Bo tylko mnie ma? Wiesz, że dziś
powiedział mi, że by chciał, żebym została z nim na zawsze? Rozumiesz?
- Nie Victoria. Nie zgadzam się na takie
rozwiązanie.
- To znajdź mi lepsze.
Chwila ciszy i błysk w oku. – Już znalazłem.
Dobry wieczór wszystkim :*! Ledwo co trzymając otwarte oczy zdecydowałam się dokończyć rozdział, który był już napisany kilka dni temu do pewnej części, ale po głębokim przemyśleniu stwierdziłam, że dalsza część była do bani i musiałam zmienić ;)
Jestem w trakcie sesji, codziennie mam egzaminy i nie powiem- już marzy mi się wolne. Ale byle do poniedziałku, ostatni egzamin i wakacje! A jak u Was? Już odpoczywacie czy jeszcze nauka?
Poza tym jutro wprowadza się do mnie i do K.nowy współlokator, który (okej, może będziecie się śmiały) przypominał mi w czymś Maxa xD coś ma takiego w wyglądzie, może taki sam błysk w oku jak George xd Whatever. Jutro się przypatrzę i dam znać następnym razem ;D!
Jakieś drobne sukcesiki w pracy do tego, a od połowy lipca (mam nadzieję!) ruszam wspólnie z P. z projektem, o którym postaram się Was poinformować o ile będziecie zainteresowane;)
Co do Wantedowych - postaram się aby następny rozdział miał klimat dawniejszych rozdziałów- trochę śmiechu i faz chłopaków trzeba przypomnieć ;]
A i Moje Drogie! Tydzień temu zakończyłam swój okres bycia dwudziestolatką... Już 21 wita ;<!!! A ja wciąż mam wrażenie, że mam 18 ;D ...
Całuję ledwo Was widząc. Idę po aparat nocny na zęby i pod kołdrę siup!
<3