Rzucałam rzeczy do walizy po kolei w szlochach i rozżaleniu.
Do pokoju weszło małżeństwo.
- Vicky skarbie proszę cię, uspokój się.
- Lucy nie żartuj sobie. – wyrzuciłam bluzkę z szafy
- Vicky, poczekaj chwilę. – inicjatywę przejął Bob – Pomyśl
logicznie. Jeśli jutro tak po prostu sobie wylecisz to zostaniesz bez pracy, a
lubisz tę pracę.
Spojrzałam na niego cała zapłakana. – A jakie to ma teraz
znaczenie, co ?
- Ma. Nie myślisz logicznie. Co z tego jak polecisz do
Ameryki, a tu zawalisz swoje sprawy ? Wrócisz i zostaniesz bez pracy ?
- Bob ! Naprawdę uważasz, że będę w tym momencie martwić się
o tym, że wyrzucą mnie z roboty ?!
- A naprawdę jesteś w stanie poświęcić to co masz i rzucić
dla chłopca, o którym istnieniu nie miałaś pojęcia jeszcze jakieś 2 miesiące
temu ?
Stanęłam w bezruchu. W pokoju zapanowała cisza.
- Tak. Bo wiesz jak do mnie powiedział kiedyś Nathan ?
„Walczy się o osoby, które się kocha.” I ja właśnie to będę tam robiła. Będę
walczyć.
W odpowiedzi usłyszałam ciężkie westchnięcia obydwojga.
- Chciałbym, żebyś to jeszcze sobie dokładnie przemyślała.
Ale nie już dziś, bo wpadłaś w zbyt dużą furię. Jutro. Na spokojnie. Jak
ochłoniesz.
- Uważam tak samo jak Bob. – dodała jego małżonka
Popatrzyłam na nich i nie komentując, wrzucałam dalej ciuchy
do walizki.
45
minut później;
- Naprawdę ? Chciało wam się Lisę werbować ? – mój
powątpiewający ton – Chodź. – zaprosiłam koleżankę na górę, karcąc zapłakanym
wzrokiem Boba i Lucy, którzy ukartowali przyjazd Lisy w nadziei, że ta mnie
opanuje
- Vicky ja wiem, że ty przeżywasz teraz coś strasznego
- Naprawdę ? Wiesz ? – popatrzyłam na nią spode łba – Nie
wydaje mi się, żebyś była kiedykolwiek w podobnej sytuacji.
- Okey ... – przewróciła oczami – Może i nie byłam, ale
domyślam się. Mam wysoki czujnik empatii.
- O ! To tylko pogratulować !
Lisa klapnęła na łóżko. - I tak nie zamierzasz się nikogo
posłuchać, nie ?
- Nie. Bo wiesz dlaczego ? Ten chłopiec, który teraz walczy
o życie jest dla mnie bardzo bliski. Nawet nie wiesz jak bardzo, bo chyba ja
sama nie zdawałam sobie z tego sprawy ... Nie wyobrażam sobie, że mogłabym
podjąć jakąkolwiek inną decyzję w tym momencie. Muszę być przy nim teraz i go
wspierać.
- Ale Victoria, on ma matkę !
- Która nie była ani razu przy nim, gdy ja siedziałam u
niego prawie przez całe dnie. Ją nazwiesz matką ? Bo ja bym się nie
pofatygowała.
- Nie wczułaś się za bardzo ? Przecież na dobrą sprawę to
dla ciebie kompletnie obce dziecko !
Pomachałam głową. – Nie zrozumiesz tego.
- To mi to wytłumacz !
- Nie dam rady ci tego wytłumaczyć, bo sama nie jestem w
stanie tego realnie pojąć, bo nigdy w życiu nie czułam czegoś takiego do
żadnego dziecka ! Nigdy ! – moje wzburzenie sięgało zenitu
- Boję się, że będziesz tego żałować, ale rób jak uważasz. –
wstała – Ale wiesz co ? Mi by było szkoda takiej pracy i takiego etatu jaki
osiągnęłaś do tej chwili.
Przygryzłam od środka
poliki, by nie wybuchnąć. Lisa kierowała się już do drzwi, gdy jeszcze się
odwróciła;
- A co na to Nathan ? Pozwolił ci rzucić pracę ?
Uniosłam brwi. – „Pozwolić” to on mi może na kupno lizaka.
- Oj, wiesz co mam na myśli, nie łap mnie za słówka.
- ...
- Dobra, nic tu po mnie. Widzę, że nie pogadamy.
- No „nie pogadamy”.
- Daj jutro znać co postanowiłaś.
Patrzyłam na nią.
- Żebym wiedziała czy zostanę bankrutem jak będę do ciebie
dzwoniła na inny kontynent. – uśmiechnęła się i zostawiła mnie samą w pokoju
Wzięłam głęboki oddech, usiadłam na krańcu łóżka, gdzie
jeszcze przed chwilą siedziała Lisa i zgarnęłam włosy do tyłu. Rozejrzałam się
po pokoiku, który wyglądał jakby przeszło w nim tornado.
Rozumiałam dlaczego wszyscy mi odradzali ten nagły wylot.
Rozumiałam to, że martwili się i nie chcieli, żebym straciła pracę, w której
bywało różnie, ale którą lubiłam. Ja też nie chciałam jej stracić, ale oni nie rozumieli
tego, że coś mnie ciągnęło do tamtego malucha, że to była zbyt silna więź,
której nie chciałam rozrywać, a już na pewno nie w tak krytycznym i decydującym
momencie. Nie potrafiłam tego wytłumaczyć, ale byłam pewna i czułam, że
musiałam polecieć tam na 100%.
Mimo wszystko odnalazłam telefon, który w ferworze pakowania
został gdzieś rzucony na podłogę i wybrałam numer Nathana. Pierwszy sygnał
oczekiwania ... drugi ... trze
- Halo – odebrał lekko zachrypniętym głosem
- Nath – przełknęłam ślinę – Jutro wylatuję do was.
- CO ?! – niemalże krzyknął – Jak to ?! Tak po prostu ?! A
co z pracą ?!
- Nath proszę cię ... – westchnęłam ciężko – Zadzwonię jak
będę na lotnisku.
- Victoria, zastanów się czy jest sens ...
- Oczywiście, że jest ... – oczy ponownie zaszkliły się od
łez – Dla niego zawsze jest.
- Dobra, wymyślę coś.
Ściągnęłam brwi. – Co ? O czym ty mówisz ?
- Muszę kończyć, bo zaraz wchodzimy na wizję, wywiad mamy.
Kocham cię, pa.
- Ale Nathan poczekaj ! Co wymyślisz ?! Halo ! ... Halo ! –
bip bip bip … - Zastrzelę go kiedyś. – warknęłam do telefonu po czym otworzyłam
komputer i wzięłam się za rezerwację biletu. Chciałam wybrać lot jak
najbardziej poranny- niestety ostatnie wolne miejsca były tylko na
popołudniowe. Z ciężkim sercem wzięłam jedno z nich. Stwierdziłam też, że przy
takim obrocie spraw zajadę rano do pracy i wytłumaczę Olivierowi dlaczego muszę
odejść. Wbrew pozorom nie denerwowała mnie myśl rozmowy z szefem ani nie
stresowała. Liczył się tylko Stephan i chęć jak najszybszego zobaczenia jego.
Miałam już wyłączać komputer, ale jeszcze przytrzymałam i
weszłam w skrzynkę mailową. Otworzyłam nowe okienko listu, wybrałam adres mamy
i zaczęłam pisać;
„ Mamo,
Czuję
się strasznie. Chce mi się wyć z rozpaczy, serce mi pęka, kłuje w środku, a na
dobrą sprawę nie mogę nawet się Tobie wyżalić. Bardzo mi Ciebie brakuje,
tęsknię za czasami kiedy było dobrze, kiedy mogłam do Ciebie przyjść, przytulić
się i po prostu pomilczeć, słuchając spokojnego bicia Twego serca. Chcę Was z powrotem. Ciebie, Tatę, Asię ...
Czuję się źle. Samotnie.”
- Bez sensu ! – rozgoryczona walnęłam klapą w dół
Nie przespałam ani minuty w ciągu całej nocy. Przekładałam
się z boku na bok, wstawałam, chodziłam po pokoju, przez okno wypatrywałam
pierwszych oznak poranka. Myślami byłam już w Los Angeles.
W końcu zadzwonił budzik,
którego od razu wyłączyłam. Wzięłam wybrane ciuchy i skierowałam się z nimi do
łazienki.
Po porannej toalecie ubrałam się, włosy zostawiłam
rozpuszczone po czym z walizą i płaszczem udałam się na dół.
Tam już koczował Bob. Zeszłam z ostatniego stopnia z
bagażem, odłożyłam na niego płaszcz i weszłam do kuchni.
- Już przygotowałem tobie kanapki na śniadanie.
- Dziękuję. – delikatny uśmiech, który nie został
odwzajemniony
- Nie zmieniłaś zdania ? Lecisz tam na upartego ?
Nie odezwałam się. Ugryzłam kanapkę, żeby nie zaczynać się
kłócić, gdy usłyszałam za chwilę;
- Vicky, uważaj na
siebie dobrze ?
Spojrzałam na niego z wypchanym polikiem nie dowierzając.
Teraz dopiero zapewne z mojego widoku Bob uśmiechnął się;
- No co tak patrzysz ? Myślałaś, że cię zgnębię ?
- Yhym ...
- Oszalałaś ? Złośnico ... – podszedł do mnie – przecież
wiesz, że traktuję cię jak własną córkę, cenię i szanuję. I naprawdę w tak
ciężkiej dla ciebie sytuacji będę cię wspierać.
Patrzyłam mężczyźnie w oczy, przełknęłam kęs i odezwałam się
zachrypnięta;
- Bob. Zaraz się popłaczę.
Na co on roześmiał się;
- Przestań Mała. – i przytulił mnie do siebie
- Pamiętaj, że masz nas i wszystko się ułoży. – ni stąd ni
zowąd do uścisku dołączyła się Lucy. Wzruszyłam się i łezka szczęścia kapnęła.
- Jesteście tacy kochani ... – zdołałam tylko powiedzieć –
Muszę iść. – odkleiłam się od nich
- Jak to ?
- Już ?!
- Przecież lot masz później.
- Tak, ale podskoczę do pracy. Wytłumaczę Olivierowi sama
dlaczego muszę odejść. Nie chcę zachować się jak świnia.
Lucy poprawiła mi kosmyk włosów. – Zuch dziewczyna
Zamknęłam na chwilkę oczy ... – Tak zawsze mówiła moja mama.
– uśmiech przez łzy – Dobra. Idę ! – oznajmiłam żwawo – Trzymajcie się. Będę
się odzywać.
- No mamy taką nadzieję. Proszę, jedzenie na podróż.
- Dzięki Bob ... Zerknij co jakiś czas na samochód Nathana,
dobrze ? Bardzo cię proszę.
- Jasne. Nie ma sprawy.
I tak kilkanaście minut później jechałam już taxówką pod
„EandJ”. Gdy już miałam wysiadać dostałam wiadomość ze zdjęciem od Toma;
„Przylatuj
szybciej Słońce, bo Młody jest nie do ogarnięcia.”
Uśmiechnęłam się. Zdjęcie zostało zrobione przed chwilą,
więc zapewne w przerwie jakiegoś ich występu. Biedny Nath nie rozstawał się z
telefonem, oczekując ode mnie jakiegokolwiek powiadomienia. Zrobiłam po
szybkości sobie zdjęcie i wysłałam do niego z podpisem.
Na co nie minęła minuta, a otrzymałam odpowiedź;
„Zadzwoń
jak przylecisz, przyjadę po Ciebie na lotnisko. Trzymam kciuki. Czekam.
Tęsknię. Kocham.”
Usatysfakcjonowana wiadomością, zapłaciłam panu i wysiadłam
z walizką. Co dziwne- nie denerwowałam się rozmową z szefem. Po prostu
wiedziałam, że tak musiało być i już. Zostawiłam bagaż w portierni i sama
poszłam do gabinetu Towna. Zapukałam grzecznie, a po usłyszeniu „proszę”
weszłam do środka.
- Dzień dobry, mogę panu zająć chwilę ?
- Witam pani Victorio, proszę bardzo. – jak zwykle uśmiech
szefa niczym ten z reklamy pasty do zębów – Słucham panią.
- Przychodzę do pana w niezbyt przyjemnej sprawie. Otóż ...
obawiam się, że muszę skończyć tutaj pracę.
Zamknął natychmiastowo otwartego laptopa. – Jak to ? Co się
stało ?
- Sprawy osobiste, proszę mi wybaczyć, ale nie chcę o nich
opowiadać ...
- Dobrze, rozumiem, ale proszę mi to wytłumaczyć choć tyle
ile pani może. – czekał na więcej
- Po prostu muszę wylecieć. Znowu. W przeciągu tak krótkiego
czasu ja znowu będę nieobecna w pracy, tym razem na sama nie wiem jaki okres
czasu i w związku z tym obawiam się, że moja osoba w tej sytuacji będzie tutaj
zbędna.
Olivier oparł się na krześle i zaczął błądzić myślami,
potakując głową i mówiąc;
- Rozumiem, rozumiem ... Ale wie pani w jakim świetle stawia
pani teraz studio i swoje obowiązki ?
Wzięłam głęboki oddech. – Wiem. Dlatego chciałam przyjść i
najzwyczajniej w świecie, szczerze z panem porozmawiać i to wszystko wyjaśnić,
a nie uciekać.
- Doceniam to pani Victorio. Bardzo. – otworzył szufladę po
czym wyciągnął do mnie rękę z jakimś papierkiem
- Co to ? – spytałam niepewnie
- Moja propozycja co do tej sytuacji. Proszę się z nią
zapoznać, zastanowić i dać mi znać. Proszę usiąść i na spokojnie przeczytać.
Ściągnęłam brwi. – Ale jak to ? Skąd ma pan to już
przygotowane ?
Na moje pytania wzruszył niewinnie ramionami, ale już mnie
natchnęło.
- ... Nathan do pana zadzwonił.
- To pytanie ?
- Raczej stwierdzenie. – westchnęłam cicho i zaczęłam czytać
„Warunki specjalne”. Usiadłam naprzeciwko szefa. W umowie była mowa o tym, że
jeśli miałabym wyjechać to po powrocie moja pensja miałaby być zmniejszona przez
określony czas jako zadośćuczynienie, ponadto w kilku miesiącach nie mogłabym
wziąć dni wolnych ani urlopu.
- I co pani o tym sądzi ?
- ... jestem w szoku.
- Dlaczego ? Coś nie pasuje ?
- Nie, nie. Nie o to chodzi. – podrapałam się po czole – Po prostu
nie sądziłam, że znajdę tu takie rozwiązanie. Byłam pewna, że to koniec mojej
kariery w „EandJ”.
- Pani Victorio, myślałem, że pracując tu już dłuższy czas,
zdążyła pani zauważyć, że staramy się odpowiednio zadbać o lojalnych
pracowników i nie chcielibyśmy ich stracić. Proszę to wstawić też pani osobę.
Jest pani dla nas ważna i nie już nawet jako szef, ale jako człowiek rozumiem,
że czasami życie przyciska nas mocniej i wtedy trzeba pomóc, a nie jeszcze
bardziej utrudniać. Gdyby pani pasowały te warunki tam spisane, nie widziałbym
problemu w kontynuacji naszej współpracy.
Patrzyłam na niego dużymi oczami. – Naprawdę nie liczyłam na
takie zrozumienie ... Dziękuję.
- Czyli rozumiem, że zgadza się pani ?
- Oczywiście, że się zgadzam !
- Świetnie ! – uśmiechnął się szeroko – Bardzo się cieszę. W
takim razie możemy podpisać dokument ?
- Jasne
5
minut później;
- Bardzo panu dziękuję. Jestem dozgonnie wdzięczna.
- To nie mi trzeba dziękować. – puścił oko – Ma pani super
faceta przy boku. Proszę pozdrowić Nathana no i oczywiście trzymam kciuki, aby
wszelkie problemy się rozwiązały i wszystko poszło dobrze.
Uśmiechnęłam się szeroko. – Dobrze, pozdrowię. Dziękuję. –
ścisnęliśmy sobie dłonie po czym wyszłam z gabinetu rozpromieniona
Taxówką dobiłam się na lotnisko i gdy rytualnie przed lotem
miałam wyłączyć telefon dostałam smsa;
„Słyszałem,
że przylatujesz.” Od: Max
Uniosłam brew z irytacji i momentalnie wystukałam;
„Gratuluję
„słuchu”.
„W
takim razie ogromnie się cieszę i nie mogę doczekać się konfrontacji.”
... Głęboki wdech. Nie uderzaj nikogo kto idzie obok. Przechodni
nie są niczemu winni. Zamknęłam oczy, policzyłam do dziesięciu i z powrotem, i
sama do siebie mruknęłam;
Ja też,
Maxiu ...
Cześć i czołem ;*! Jestem, żyję. W pośpiechu ciągłym, ale
daję radę (jeszcze) ;). Rozdział napisany raz, wybaczcie jeśli są jakieś błędy,
ale tym razem nie mam czasu go przeanalizować (a chciałam Wam go dać), ponieważ muszę się szybko zebrać, bo
jestem umówiona z P.i P. i idziemy do kina na „Szybkich i wściekłych 7”. Jestem
bardzo ciekawa kolejnej części tegoż filmu, pomijając fakt, że oczywiście chcę zobaczyć cudownego
Paula przy czym na pewno uronię łzy ... Ale nie będę tu wchodzić w szczegóły
swoich emocji ;)
Moje drogie! (a może „moi drodzy”? ?) Chcę się pochwalić, że
jestem kobietą pracującą haha, a co! ;D Na szczęście w końcu udało mi się coś
znaleźć, co nie zabiera mi czasu poświęconego na uczelnię i większość pracy mogę
wykonywać w domu. Mam nadzieję, że nie będzie tak strasznie i, że doba nie
będzie mi mimo wszystko za krótka.
Moje wewnętrzne postanowienie- postarać się napisać rozdział
w przeciągu weekendu/tygodnia. Także zaglądajcie, piszcie do mnie, komentujcie.
Ja lecę, bo jak będę spóźniona to zostanę wyklęta :p
Buziole! ;*